[rozmowa o książce] Karolina Klimkiewicz: Jeśli pisarz ma czytelników, to znaczy, że robi to, co robić powinien
Karolina Klimkiewicz – autorka powieści młodego pokolenia. Jej książki mają w sobie nadzieję, są pełne metafor oraz prawdziwych historii. Obecnie po "Jeśli tylko…" i "Wybacz mi" Karolina, wydając "Dopóki starczy mi sił", sięgnęła po zupełnie nowy dla niej gatunek, czyli new adult. To historia niebanalna, która pokazuje, że w życiu nic nigdy nie jest takie, jakim się wydaje otoczeniu. Zapraszam na Kulturalne Rozmowy na wywiad, podczas którego dyskutujemy właśnie o tej powieści.
Karolina Klimkiewicz: Jeśli moją pasją byłoby pisanie, ale nikt by nie chciał tego wydać lub nikomu nie podobałaby się moja twórczość, pisałabym dla siebie. Nikogo nie zamęczałabym swoją twórczością. Bardzo lubię śpiewać, ale nie umiem, dlatego nie robię tego publicznie. Śpiewam sobie w domu, ze swoim synem, któremu na razie się to podoba i tak jest dobrze. Myślę, że z pisaniem byłoby tak samo.
Jakie umiejętności powinien mieć pisarz XXI wieku, aby zacząć pisać i aby to, co wyda, było czytane? Czy Ty już je posiadłaś, czy jeszcze się uczysz? W końcu wydałaś już 3 książki…
Po pierwsze, nie uważam się za pisarza, jeszcze nie. Obecnie jestem autorką książek. Daleko mi do pisarzy, poetów, artystów. Bawię się tym. W ten sposób nawiązuje relacje z ludźmi, opowiadam historię. A ponieważ są osoby, którym się to podoba, wydawnictwa, które chcą to wydawać, a ja to lubię, więc to robię. Od i już.
A umiejętności? Na początku musi to kochać, odważyć się to opublikować i czekać. Jeśli znajdzie się choć jeden czytelnik, któremu się to spodoba, w którym tekst wywoła dreszcz, wówczas warto. I nie ma znaczenia, czy ma takie umiejętności, czy inne. Każdy pisarz jest inny ani gorszy, ani lepszy. Jeśli ma czytelników, to znaczy, że robi to, co robić powinien.
W Twoich książkach pojawia się jeden motyw przewodni – przeszłość, tragedia rodzinna i smutek. Skąd przeświadczenie, że Twoich czytelników akurat te historie zainteresują? Robisz jakieś badania w tym kierunku?
Nie, nie robię badań. Nazywasz to motywem, a ja nazwę to życiem. Każdy z nas ma przeszłość, każdy ma rodzinę, każdy chociaż raz przeżył jaką tragedię i był smutny. Pisząc, nie zastanawiam się, co kogo zainteresuje. Nie piszę pod publiczkę. Piszę z serca. Piszę prawdę. Uważam, że prawda obroni się sama.
Masz rację – to są historie ludzkie, które często skrywamy pod maską. Dlaczego Twoim zdaniem tak łatwo dajemy się wciągnąć – my, czytelnicy – w te smutne historie?
Może właśnie z powodu owej prawdy? W "Dopóki starczy mi sił" napisałam:
Jeśli umiemy przy kimś płakać, krzyczeć, pokazać cierpienie, to znaczy, że potrafimy zaufać, bo właśnie wtedy jesteśmy bezbronni, podatni na ponowne zranienie. Można nas wtedy zgnieść jak robaka pełzającego po podłodze. Obnażenie przed kimś swoich słabości jest największym i najpiękniejszym prezentem, jaki możemy podarować drugiej osobie.
Łzy, smutek, złość – nie są zbyt pożądane w dzisiejszym świecie. Uważa się je za słabość lub modę, chęć zwrócenia na siebie uwagi. A moim zdaniem są prawdziwsze od uśmiechu, który możemy przykleić i zakryć nim to, co naprawdę czujemy. Nie twierdzę, że smutek jest lepszy od szczęścia. Uważam jedynie, że być może, zawiera więcej, niż nam się wydaje.
Nie szłabym, aż tak daleko. Nie uważam, że ludziom dziś brakuje perspektyw czy szczęścia w życiu. Nie uważam również, że można napisać książkę tylko o smutku czy jedynie o radości. Książki powinny być pisane o ludziach i ich historiach – a jeśli tak jest, to wówczas czytelnik będzie mógł doświadczyć całej palety uczuć.
Piszesz smutne historie – to już ustaliłyśmy. A jaka jesteś Ty sama w cywilu, Ty – Karolina?
Piszę historię o nadziei, o ludziach, o radzeniu sobie w trudnych sytuacjach, o walce, o miłości, czasami i o smutku. I taka też jestem. Moje książki nie są jednowymiarowe, nie są tylko smutne albo tylko szczęśliwe. Ja też taka nie jestem. Gdy mnie coś bawi – cieszę się, gdy smuci – płaczę, a jeśli gniewa – wkurzam się. Jestem człowiekiem.
Widzisz jakąś nadzieję w narodzie, że będzie inaczej? Że ktoś będzie chciał czytać zwyczajne historie ludzi i ich codzienne życie pozbawione tragicznego wątku?
Zwyczajne historie… czyli jakie? Każdy z nas przeżywa tragedie. Może to być zerwanie z dziewczyną, niezaliczony egzamin, wypadek samochodowy, śmierć kogoś bliskiego, śmierć ukochanego zwierzęcia, nie moc posiadania dzieci czy brak czerwonej kredki, gdy chce się pomalować wóz strażacki. Mój pięcioletni syn codziennie przeżywa tragedię, ponieważ musi iść spać, a nie może się bawić, ponieważ jego ulubiona ciocia w przedszkolu jest chora albo pada deszcz, a chciał iść na basen lub, po prostu, foszek wejdzie mu do noska i nie ma na nic ochoty, ale sam nie wie, czemu. Wyobrażasz sobie jaką tragedią, może być, gdy idziesz na randkę, szykujesz się, malujesz, ubierasz, a dwa metry przed wejściem do restauracji, jadący tir, oblewa cię wodą, z brudnej kałuży, a na domiar złego, wchodzisz w psią kupę? Tragedia czy komedia? Może dla czytelnika to jest komiczne, jednak gdybyś teraz to Ty była bohaterką, byłoby Ci do śmiechu czy do płaczu?
Życie to nie scenariusz filmowy czy książka. Życie posiada wzloty i upadki, tragedie małe i duże, każde jednak bardzo ważne i czegoś nas uczące. Myślę, że ludzie czytają takie książki, gdyż brakuje im prawdy. Właśnie życia, takiego zwykłego, namacalnego, nieoblepionego milionem brokatu. Może dzięki temu, mogą zobaczyć, że ich życie wcale nie jest takie zwyczajne, że jest wyjątkowe – muszą tylko chcieć to dostrzec.
Piszesz o historiach ludzkich, które znasz z różnych źródeł, więc chyba się nie pomylę, jak powiem, że piszesz o tym, co dobrze znasz. Czy to znaczy, że nie ma w Tobie ani odrobiny optymizmu, życiowej radości? Tylko smutek i nostalgia…
Obok bólu, cierpienia i smutku jest radość. Ciemność to nic innego jak brak światła. Oczywiście, że znam smutek, jestem człowiekiem, ale gdybym pisała komedie, uznałabyś, że nigdy nie przytrafiło mi się nic złego? Po za tym, w moich książkach, nie chodzi o smutek. Nigdy o niego nie chodziło. Chodzi o to, jak podnosimy się po kryzysach. Jak walczymy. Każdy z nas walczy inaczej, ale jakie to piękne, gdy – mimo bólu, ran i blizn – wciąż mamy siłę, żeby się podnieść i zmierzyć, z tym, co jest dla nas trudne. Czy naprawdę uważasz, że to jest smutne i nostalgiczne? Ja uważam, że to jest piękne i właśnie o tym pięknie piszę.
Spytam przekornie, chciałabyś napisać książkę zabawną i pełną humoru, szczęścia i zwykłej radości?
Nie planuję fabuły swoich historii. Widzę obraz, czuję emocję, piszę…, a co z tego wyjdzie – nigdy sama nie wiem, aż do samego końca. Może kiedyś przyjdzie mi napisać książkę o niepoprawnej optymistce – choć myślę, że i tak pojawi się jakiś kryzys, smutek, ból czy chwilowe załamanie. Takie jest życie i dobrze, że takie jest.
Czego ludzie szukają w Twoich książkach?
Nie wiem, to pytanie powinnaś zadać czytelnikom. Coś widocznie odnajdują, skoro sięgają po kolejne pozycje, za co bardzo dziękuję.
Poprzednie Twoje książki były oparte na prawdziwych historiach ludzi. Czy podobnie jest z najnowszą powieścią "Dopóki starczy mi sił"? Skąd zaczerpnęłaś inspirację do jej napisania?
"Dopóki starczy mi sił" nie jest oparta na faktach. Aczkolwiek, jestem pewna, że gdzieś na świecie, taka historia mogła lub wciąż może mieć miejsce. Złych ludzi jest wielu, a przemoc jest dookoła nas, niestety.
Jedno z wydawnictw ogłosiło konkurs, dowiedziałam się o nim dwa miesiące przed zakończeniem. Postanowiłam zaryzykować. Wytyczne było, że to musi być książka new adult. Nie wygrałam, ale cieszę się, że zaryzykowałam. Myślę, że tak miało być. Dzięki tej książce spróbowałam czegoś innego, co na 100% nie powstałoby bez konkursu. Po za tym ta pozycja otworzyła mi drzwi do większych możliwości i perspektyw.
Kim są główni bohaterowie z Twojej autorskiej perspektywy?
Dwoje młodych ludzi wchodzących w dorosłość. Każdy z nich jest inny, a jednak łączy ich wspólny mianownik: muszą udawać. Zola jest pokiereszowana przez los właściwie od urodzenia. Musi udawać – dosłownie i w przenośni. Co trzy miesiące zmienia imię i nazwisko, miejsce zamieszkania, kolor włosów i oczu. Staje się zupełnie inną osobą, przez co tak naprawdę nigdy nie była sobą. Jest Panną Nikt – która wciąż tylko gra.
Liam na pierwszy rzut oka to jej przeciwieństwo. Jednak gdy poznajemy go bliżej, okazuje się bardzo wrażliwy, dobry i uczciwy. Z powodu swojego pochodzenia również gra. Musi spełniać oczekiwania rodziców, otoczenia, przyjaciół. To taki wolny, piękny ptak, zamknięty w klatce.
Jest jeszcze Eddy i Rainbow – przyjaciele idealni. Mimo że mają swoje przywary i są tak samo ludzcy, jak Zola czy Liam, to jednak są takim powiewem radości i słonecznego blasku.
Nie zabrakło również "złych" charakterów. Satiana siostra Liama również odgrywa w książce ważną rolę i – wbrew pozorom – bardzo ją lubię. Więcej o niej i jej życiu będzie w drugiej części książki.
Starałam się stworzyć postacie ludzkie niezbyt idealne, które nie są; sztuczne, sztampowe, płaskie. Postacie z wadami i zaletami, które cieszą i smucą, ludzi takich jak my.
Jaką rolę w życiu Zoli odgrywa Liam? Kim on dla niej jest?
Wolnością. Dzięki niemu mogła wreszcie przestać być Panną Nikt i stać się sobą. Mimo że to nie jest dla niej łatwe, on w tej roli odnajduje się świetnie. Sama Zola nazywa go swoim mistrzem, który na nowo uczy ją definiować świat, dobro i zło. Liam daje jej przede wszystkim pewność, że bez względu na to, jaka będzie, on będzie ją akceptował i będzie przy niej. Daje jej wybór, a ona odwzajemnia mu się tym samym. Myślę, że to wyjątkowa relacja i mimo że po części oparta na młodzieńczej fascynacji, namiętności i zauroczeniu, to przede wszystkim na zaufaniu i przyjaźni.
Zola tkwi w swojej przeszłości i życiu w bańce mydlanej – przynajmniej tak ją odbierają inni. Jak Ci się pisało jej wątek? Ile czasu konstruowałaś tę postać?
Nie konstruuje postaci. Nie piszę planu "przed", nie tworzę biogramu. Piszę. Nie wiem jak. Czasami mam wrażenie, że to magia. W mojej głowie otwierają się specjalne drzwi i nagle to po prostu widzę. Siadam do laptopa i piszę. Na końcu wszystko czytam jak czytelnik na nowo, zaskoczona. Nigdy nie wiem, jakie będą moje postacie, co je dokładnie spotka, jak skończy się ich historia. Bo nawet jeśli planuję, to i tak plan szlag trafia. Dlatego przestałam to robić, ufam im. Tak samo było z Zolą. Dowiedziałam się o konkursie, otworzyłam Worda i zaczęłam pisać. Tak powstała Zola. Nie było czasu na to, żeby ją wykreować. Ona po prostu taka jest. Silna, zagubiona, piękna i wrażliwa, obolała i zmęczona. Trudno było być nią. Nie mówić na głos tego, co się myśli, odtrącić ludzi, na którym nam zależy, udawać, grać. Walczyć z samym sobą o to, co się powinno, a co się chce. Bać się spojrzeć za siebie, zasypiać i budzić się z lękiem. A na koniec… no właśnie. Trudno, było być nią.
Czy w powieści należy się dopatrywać tzw. drugiego dna, głębszej prawdy życiowej? Co chciałaś przekazać czytelnikom?
W moich książkach zawsze jest ukryte drugie dno i wiele symboliki. Nie jest to co prawda tak jak w "Jeśli tylko…", która w zasadzie od początku do końca, była jednym wielkim symbolem i metaforą. Mimo wszystko liczę na to, że czytelnik, czytając "Dopóki starczy mi sił", znajdzie coś poza suchym tekstem, a to, co chciałam przekazać między wierszami, to już każdy musi sam odkryć. Jeśli tak się stanie, będzie to dla mnie największy komplement.
Dlaczego powinniśmy przeczytać tę powieść?
Myślę, że powinny ją przeczytać osoby, które cenią prawdę w życiu. Dla których temat przemocy, przyjaźni i miłości jest ważny. Może, dzięki tej książce, niektórym otworzą się oczy na pewne tematy. Zajrzą w głąb siebie i odkryją coś, co do tej pory było tajemnicą dla nich samych. Zatrzymają się na moment i pomyślą przez chwilę o sobie. Podarują sobie odrobinę szczerości. Spojrzą w lustro i zdadzą sobie pytanie: kim jestem…?
Owszem, wiem. Już od jakiegoś czasu wiem, kim jestem i dokąd podążam. Wiem, co jest dla mnie ważne i o co chcę walczyć. Niestety, w moim przypadku, żeby się tego dowiedzieć musiałam wiele stracić i poświęcić. Zapłaciłam bardzo wysoką cenę. Czasami zastanawiam się, czy było warto. Wówczas uświadamiam sobie, że wiele rzeczy nie zależało ode mnie. Los coś mi zabrał, coś innego podarował – jedyne co mogłam zrobić, to uciec lub pochylić się nad tym i wyciągnąć wnioski. Staram się myśleć o tym jak o lekcji. Bolesnej, długiej i ciężkiej lekcji, która nauczyła mnie, m.in. czym jest życie i kim jestem.
Czasami nachodzi mnie taka refleksja, że właśnie po to zaczęłam pisać książki – żeby przekazać ludziom to, co przyniosło mi życie. Może pomóc im dowiedzieć się, kim są i co jest ważne, ale bez tego bólu i cierpienia, które musiałam doświadczyć.
Na koniec pytanie, które możesz rozumieć dowolnie: co robisz, gdy nikt nie patrzy?
A to moja mała, słodka tajemnica. Dlatego to robię, gdy nikt nie patrzy. Mam moje własne, prywatne miejsce, azyl. Polecam każdemu, stworzyć sobie taką przestrzeń tylko dla siebie.
Bardzo dziękuję za poświęcenie mi czasu i życzę, aby książka się dobrze sprzedała.
Rozmawiała
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz