[rozmowa o książce] Roma J. Fiszer: W życiu nie wolno się poddawać
Roma J. Fiszer autorka, z którą miałam okazję już raz rozmawiać przy okazji premiery jej poprzedniej książki pt. "Wzgórze miłości". Tym razem autorka zabiera swoich bohaterów, ale też czytelników w rejs niezwykły statkiem m/s Batory, gdzie w czasach wojny rodzi się piękna miłość. Mowa tu o "Szczęściu pod świerkami" łączącym przeszłość i teraźniejszość. Z pisarką rozmawiamy więc też o jej czasach wczesnej młodości, książkach oraz historii mającej ogromny wpływ na pokolenia.
Czy jako dziecko, a potem nastolatka lubiła Pani czytać? Po jakie tytuły sięgała Pani najchętniej?
Roma J. Fiszer: W poznańskim domu, w którym wzrastało dziewięcioro dzieci, mama była polonistką, a tata deklamował z pamięci dowolne fragmenty "Pana Tadeusza:, panował kult czytania, więc trudno było się od tego izolować. Podpatrywanie, co czytają starsze siostry i bracia nie było skomplikowane, więc po krótkim okresie czytania bajek, zaczęły się poważniejsze lektury. Najpierw czytałam wszystko to, co było w domu, ponieważ domowa biblioteczka była spora, a potem wypożyczanie książek z bibliotek: szkolnej i publicznej. W domu nie istniał podział na książki dla dziewczyn i chłopaków. Dlatego szybko udało się pochłonąć choćby "Krzyżaków" i całą trylogię. Zaraz po nich "Winnetou", czy pozostałe książki Maya i Coopera. A potem powrót do historii i książek Bunscha i Gąsiorowskiego. Wiele było także powieści Dumasa, Szklarskiego z serii z Tomkiem. Było także wiele pozycji Julesa Verne’a, książki o odkryciach jak choćby "Podróże Magellana", czy "Balonem do bieguna południowego". Udało mi się także w tym czasie "wchłonąć" także "Komu bije dzwon", E. Hemingway’a, choć nie wszystko było dla mnie wówczas w powieści jasne.
A jaka książka zrobiła na Pani największe wrażenie?
Nie jestem w stanie wymienić jednej takiej pozycji, gdyż u mnie zmieniało się to błyskawicznie w zależności od tego, co mi wpadło w ręce. Moje czytanie w tym okresie charakteryzowało się ogromnymi przeskokami zainteresowań, czy aktualnej domowej mody. Raz był to "Robinson Cruzoe", innym razem "Hrabia Monte Christo", a jeszcze, kiedy indziej przedwojenna, zaczytana, z brakującymi kartkami, historia Polski. Zawsze mnie intrygowało, dlaczego opisanych tam niektórych władców Polski, jak choćby Bolesław Zapomniany syn Mieszka II, nie było w podręcznikach szkolnych? Dlatego piszę o nim w "Szczęściu pod świerkami". Do dzisiaj mnie to intryguje i irytuje. Żeby wypełnić tę lukę, staram się często odwoływać do naszej historii, grzebiąc wcześniej, gdzie się da. Poszukuję, znajduję, a potem chwalę się tym, żeby inni też się o tym dowiedzieli. Nasza historia jest piękna, choć tragiczna.
Tytuł najnowszej książki to "Szczęście pod świerkami". Muszę więc zapytać, jak definiuje Pani słowo „szczęście”?
Nie ma uniwersalnej definicji szczęścia, gdyż każdy postrzega je inaczej, ma jego swoją definicję. Dla mnie jest to życie w harmonii, spokoju, z dużą ilością muzyki w tle. W tym pojęciu mieści się oczywiście miłość pomiędzy kobietą i mężczyzną, możliwość pozostawienia po swoim życiu owocu tej miłości. Poszukiwania drugiej połówki często trwają długo, nie wszyscy mają szczęście znaleźć taką, żeby pasowała do nas idealnie, ale warto szukać. Dla innych szczęściem potrafi być kupienie sobie czy dostanie w prezencie, czegoś wymarzonego. Może to być: pierścionek, bluzeczka, książka, którą trudno upolować, okazjonalne wczasy pod palmami, zaproszenie na obiad. Możliwości jest wiele, a każdy ma swoją listę.
Czym są przeszłość i listy w "Szczęściu pod świerkami"?
Sposobem, aby móc ciekawie zaprezentować historię naszego narodowego skarbu, prawdziwego bohatera, transatlantyku m/s "Batory", ale także mojej pięknej Gdyni, która miała szansę powstać dzięki budowie portu. Najlepiej opowiada się, a także przyswaja historię, jeśli jest ona opleciona wątkami miłosnymi, więc w powieści są takie dwa. Jeden związany z czasami dawnymi, wojennymi, a drugi nam współczesny. Oba łączą się przeżyciami współczesnych bohaterów, a także miejscem ich zamieszkania. W obu nie brakuje zdarzeń tragicznych, gdyż tak wygląda nasze życie, ale w zakończeniu zmierza ku lepszemu, daje nadzieję na udaną przyszłość.
Skąd pomysł na osadzenie w swojej powieści wątków z dwóch przedziałów czasowych i przeplatanie historiami sprzed lat? Czy opisane historie wydarzyły się naprawdę?
Najpierw odpowiedź na drugie pytanie. Śledząc wojenne losy m/s "Batorego", a także znając historię Polski, nie można wykluczyć, że podobne historie wydarzyły się, choć mi nie udało się na nie natrafić. Skoro tak, to trzeba było je wymyślić, choć jest w powieści także sporo autentycznych wątków rodzinnych, o czym dokładnie w niej informuję.
Pomysł, żeby upleść fabularny "warkocz" z czasów dawnych i minionych, dojrzewał we mnie długo. Jak to się mawia, szukałam sposobu, pretekstu, a takim stało się wreszcie napisanie opowiadania "Leśniczówka" i "Antyle", które znalazło się w letniej antologii opowiadań wydanych w ubiegłym roku przez Editio-red, pod ramowym tytułem "Upojne lato". Ono miało niezbędny potencjał, który w powieści „Szczęście pod świerkami” udało się rozwinąć.
Transatlantyk m/s "Batory" nieustannie przewija się przez całą powieść. Skąd pomysł na ujęcie go w tej historii? Co Panią zafascynowało w jego historii szczególnie?
Odpowiedź na to pytanie w pewien sposób wiąże się z odpowiedzią na poprzednie pytanie. Dodam tylko, że w pewnym okresie życia, po zamieszkaniu w Gdyni, mocno wciągnęła mnie literatura marynistyczna. Pamiętam choćby: "Moje Pen Duicki" Erica Tabarly’ego, czy "Pod żaglami wokół przylądka Horn" Bernarda Moitessiera, a także wspaniałą serię powieści Karola Olgierda Borchardta z "Szamanem morskim", wspominającym kapitana Eustazego Borkowskiego. Większość mam w swoich zbiorach. Wśród nich znalazła się także książka "Królewski statek «Batory»" autorstwa Jerzego Pertka, opisująca dzieje naszego flagowego, przez wiele lat, transatlantyku.
M/s "Batory" nosił przydomek "lucky ship" – szczęśliwy statek; jest o tym sporo w powieści. Na nim została umiejscowiona wojenna miłość Apolonii i Zbysława. Póki rozgrywała się w obrębie jego kadłuba, czy była związana z najtrudniejszymi nawet rejsami statku, miała się dobrze, kwitła. Kiedy bohaterowie nie mogli już na nim pływać, stracili dla swych nóg jego oparcie, finał miłości stał się tragiczny. Na lądzie statkowe "lucky ship" nie zadziałało.
Gdzie poszukiwała Pani inspiracji, materiałów źródłowych do napisania powieści?
Sporo o tym mówię w odpowiedziach na poprzednie dwa pytania, ale są jeszcze wątki, które pochodzą z własnych wspomnień, wspomnień mojej drugiej części "dobrze pokrojonego jabłka", starszych członków rodziny, wspomnień wielu Gdynian czy materiałów pochodzących z "Roczników Gdyńskich". Pozostaje jeszcze literatura historyczna, materiały znajdowane w internecie, a oprócz tego fantazja. Pisanie o Gdyni, w której dzieją się historie miłosne, jest dla mnie przyjemnością, ale też okazją, żeby wyszukiwać "perełki" z jej dziejów, i dzielić się nimi z Czytelnikami.
Jakie znaczenie ma dla Pani historia? Co chciała Pani przekazać, przytaczając fakty?
Według Cycerona: "historia magistra vitae est" – historia jest nauczycielką życia. Czyż można z jego twierdzeniem, myślą dyskutować? Babcia Łucja mówi krócej: "historia jest najważniejsza". Rozwinę tutaj jej myśl, wszak to również mój pogląd: "to z jednej strony źródło naszej wiedzy, znajomości czynów, które warto wychwalać, a z drugiej zdarzeń, które trzeba znać, żeby nie pójść tą samą drogą". Dopowiedzmy – złą drogą, gdyż właśnie takich wyborów pod żadnym pozorem nie wolno powtarzać. Rozejrzyjmy się wokół. Czy to nie jest aktualna myśl?! Czyż opowiedziane przeze mnie w powieści historie, nie stają się znowu aktualne? Świat ponownie wkroczył na złą drogę, którą w historii już pokonał, źle doświadczając.
Kim są bohaterowie Pani powieści? Czy ci, o których czytamy w "Szczęściu pod świerkami", są prawdziwi?
Najpierw kilka słów o Apolonii i Zbysławie. W kontynuacji "Szczęścia pod świerkami", którą właśnie kończę, schorowany stryj Krzysztofa, Szczepan, powie: "miłość to nie grzech". Taką dedykację Elwira wpisze do wszystkich egzemplarzy swojej książki. To ma scharakteryzować piękną, choć tragiczną miłość dwojga ludzi w czasie wojny. Mających swoje rodziny, ale których serca zabiły na swój widok. Nie wolno o nich i ich miłości mówić źle.
Elwira i Krzysztof. Oboje dotknięci nieszczęściami, zagubieni w życiu. Przypadkiem trafiają na siebie. Nie są idealni, ponieważ jaki jest sens pisać o bohaterach idealnych? Elwira często nas irytuje, choć mamy w pamięci jej straszny los. Krzysztof jest wycofany, zamknięty w sobie po ucieczce narzeczonej. Widzi tylko las i problemy lasu, ale ma piękne marzenie – Antyle. Pojawia się Elwira i zdarza się cud. Podwójne trafienie strzałą Amora. Myślicie, że to jest niemożliwie? Tak w życiu też się zdarza. Oni są zresztą tacy jak wielu z nas. Są prawdziwi ze swoimi zaletami, ale też wadami i o tym także jest ta powieść.
Dwie kobiety Apolonia i Elwira – co je łączy, a co dzieli?
Łączą je geny i… historia. W części straszna, a w części piękna. Pierwsza utworzyła z Emilianem cudowną rodzinę, a potem dzięki temu, czy przez to, że chciała coś w swoim życiu zmienić na lepsze, wszystko straciła. Na morzach wciąż ryzykuje życiem. Nie wiemy, jak by wyglądało jej życie, gdyby wojnę spędziła w kraju, choć tutaj też było strasznie. Na "Batorym" zakochuje się w Zbysławie. Po powrocie do kraju wpada w łapy UB, potem dowiaduje się, że Zbysław nie żyje, czego jej serce nie wytrzymuje.
Elwira, młoda dziennikarka po studiach. Znajduje się na początku życiowej drogi. Wraca z Hiszpanii w euforii. Ma ciekawe plany zawodowe i narzeczonego. Rodzice i siostra giną w wypadku, jadąc po nią na lotnisko. Dziewczyna załamuje się. Rozstaje się z narzeczonym. Życie dla niej prawie się skończyło.
Wówczas pojawia się ta trzecia kobieta, babcia Łucja, córka Apolonii. Dzięki niej Elwira stanie na nogi, pozna historię prababki Apolonii. W dużej części na jej bazie babcia Łucja uczy wnuczkę, że nie wolno odrzucać niczego z historii, czy traktować ją wybiórczo. Należy ją dokładnie poznawać, wyciągać wnioski, żeby nie powtórzyć złej drogi. Są do siebie bardzo podobne naturą. Dzieli je doświadczenie, ale Elwira jest bardzo pojętną uczennicą.
Jest tajemnica, zagadki przeszłości, nieszczęśliwa miłość. Czy "Szczęście pod świerkami" ma jakąś misję?
Celne pytanie. To jest właśnie książka z misją. Trzeba patrzeć dalej niż na czubek własnego nosa. Czasami w życiu mamy wszystko, wydaje się, że nic nie może nam przeszkodzić w jego konsumowaniu, ale następuje nieoczekiwane zdarzenie, podczas którego możemy wszystko stracić. Takie sytuacje zdarzają się co dzień. Kiedy spoglądamy dzisiaj za wschodnią granicę, widać to aż nadto wyraźnie.
Wracając do misji… W życiu nie wolno się poddawać. Trzeba patrzeć wciąż przed siebie, ale rzecz jasna pamiętać o przeszłości, historii. Planować, porywać się na rzeczy wielkie, czy choćby ważniejsze niż te, które wykonujemy obecnie, bo szansy na drugie życie nie ma. To nie gra. Musimy mieć świadomość, że życie jest bardzo kruche. Myśmy przeżyli wypadek samochodowy… Dzięki rozmowom z córką w 2015 roku zaczęły powstawać książki. Najbliższa będzie już trzynastą.
Z ostatnich słów w książce wynika, że to dopiero początek tej historii. Jakie ma Pani plany względem bohaterów?
Elwira i Krzysztof się zaręczyli. Ja już nawet wiem, że wkrótce wezmą ślub. W "Szczęściu pod świerkami", dzięki finałowemu wyjazdowi nad jezioro Mausz, dołączyli do "mojej" wielkiej kaszubskiej "rodziny", budowanej w sześciotomowej sadze, ale także w innych moich powieściach. Będą oczywiście mieli swoje oddzielne dzieje, przygody, ale będą także spotykać się ze starymi bohaterami w Kolonii Sołacz, chacie nad jeziorem w pobliżu Wieżycy, a także na wielu kaszubskich szlakach, w miejscach już odkrytych, czy które dopiero odkryję.
Jakie ma Pani plany wydawnicze na najbliższe miesiące?
Premiera nowej powieści będzie miała miejsce latem, ale nie wykluczone, że w bieżącym roku, odbędą się jeszcze premiery dwóch kolejnych powieści.
Dziękuję bardzo za poświęcony mi czas.
Życzę wszystkim Czytelnikom miłej lektury i jak zwykle zapraszam do odwiedzin na moich profilach na FB i IG.
Rozmawiała
Zapraszam też do przeczytania innej rozmowy z Autorką. (kliknij w zdjęcie).
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz