[rozmowa o książce] Rafał Artymicz: Uważam, że współczesna literatura jest odpowiedzią na toczące się zmiany w naszym życiu


Rafał Artymicz swoją przygodę z pisaniem rozpoczął od bloga, pisząc pod pseudonimem o kulisach pracy anestezjologa. Od jakiegoś czasu mieszka w Dreźnie i z pasją oddaje się pisaniu książek, co zaowocowało aż dwiema powieściami medycznymi pt. "Narkoza" i "Reanimacja". Bez zbędnego tabu opisuje w nich o tematach dotychczas uznawanych za społeczne tabu, czyli o związkach jednopłciowych, handlu organami oraz wolności kobiet. Zapraszam na szczerą rozmowę z autorem o miłości, ludzkim życiu oraz o prawie do aborcji.

Rafał Artymicz wywiad

Jak to się stało, że anestezjolog postanowił napisać "Narkozę" i "Reanimację"?

Rafał Artymicz: Pomysł na napisanie książki nie ma nic wspólnego z moją profesją. Natomiast fabuła jak najbardziej. Środowisko medyczne znam od podszewki, więc siłą rzeczy stało się ono tłem mojej historii.

Dziesięć lat temu, pewnego październikowego dnia, czekałem na dworcu na pociąg i zacząłem czytać "Przygody Sherlocka Holmsa". I po kilku stronach przyszedł mi do głowy pomysł, że właściwie sam mógłbym spróbować coś napisać. Miałem już doświadczenie w prowadzeniu bloga, więc dlaczego nie miałbym się sprawdzić w napisaniu dłuższego tekstu. Tak zrodził się pomysł na książkę.

Co było Pana ambicją jako autora tej dylogii?

Moją ambicją było napisanie jednej książki. Traktowałem to zajęcie jako hobby. Kiedy miałem czas i wenę, to coś napisałem. Żaden deadline mnie nie gonił, dlatego proces twórczy pierwszej części trwał kilka lat. Dopiero tuż przed ukończeniem "Narkozy" wpadł mi pomysł na jej kontynuację. I mogę zdradzić, że na dylogii się nie skończy.

Wszystko, czyli pisanie, zaczęło się u Pana od bloga. O czym on właściwie jest? Czy tylko o kulisach pracy?

Blog "Z życia anestezjologa" pojawił się w sieci, kiedy kończyłem studia. Wtedy jeszcze pod tytułem "Z życia studenta medycyny". Choć bardzo rzadko, to piszę o wszystkim. Najpierw o studiach, później o pracy, o tym, jak spędzam czas wolny, co mnie bawi. Jest to dla mnie internetowy pamiętnik

Wiele osób myśli, ze studenci medycyny tylko siedzą z nosem w książkach. To jest mit. Medycy to bardzo rozrywkowa grupa. Potrafimy bawić się z przytupem. Dorosłe życie, kiedy wpadniemy w rutynę pracy i dyżurów, wygląda to już nieco inaczej, ale też nie brakuje czasu na przyjemności.

"Narkoza" i "Reanimacja" poruszają szereg problemów społecznych, o których nie mówi się w mediach, a jeśli już, to w dość negatywny sposób lub ogólnikowo. Co Pana skłoniło, aby poruszyć temat handlu organami, homoseksualizmu, aborcji czy praw kobiet? Czy nie kryją się za tym jakieś osobiste doświadczenia?

Transplantologią zainteresowałem się jeszcze na studiach. Operacja przeszczepienia nerki była pierwszą, jaką widziałem na własne oczy na I roku studiów. Chciałem później w pracy klinicznej się tym tematem zajmować, jednak wyjazd emigracyjny zmienił moje plany. Wiadomo, że jeśli chodzi o ludzkie życie, to czasem ławo przesunąć granice do czego ktoś może się posunąć.

Temat mniejszości seksualnych faktycznie od wielu lat jest na ogół przedstawiany negatywnie. Kilka lat temu zacząłem czytać literaturę queerową. która teraz wiedzie prym wśród nastolatków. Zauważyłem, że zdecydowana większość autorów tych książek opisuje historie w realiach amerykańskich. Mnie natomiast brakowało reprezentacji tego działu w polskiej literaturze, w naszych polskich realiach. Zanim wydałem "Narkozę" w 2022 to trafiłem raptem na czterech polskich autorów, którzy napisali książkę z wątkiem gejowskim. Ta ilość na polskim rynku była praktycznie niezauważalna. Postanowiłem dorzucić cegiełkę.

Kwestia aborcji i praw kobiet osobiście były przeze mnie pomijane w moich poglądach do czasu wyroku TK. Wtedy zacząłem tematem się interesować. Znałem warunki kompromisu, jaki był zapisany w Konstytucji RP, ale nigdy się nad nim specjalnie nie zastanawiałem. Osobiście uważałem, że temat aborcji mnie nie będzie nigdy dotyczyć, więc dlaczego miałbym zabierać głos w tej dyskusji i decydować za kogoś. Dopiero po protestach kobiet w 2020 roku zdałem sobie sprawę, gdzie jest problem.

Rafał Artymicz wywiad

I gdzie, Pana zdaniem, leży problem?

Zdałem sobie sprawę, że moje podejście jest egoistyczne. To, że jakiś problem raczej mnie nie będzie nigdy dotyczył, nie znaczy że nie mam prawa (ani obowiązku) wyrazić swojego zdania. To jakby dyskusję o związkach par jednopłciowych i ich legalizacji zostawić tylko tym parom, których to dotyczy. Takie założenie jest błędne.

Każda grupa mniejszościowa lub większościowa nie egzystuje samodzielnie. Wszyscy tworzymy wspólną społeczność. I powinniśmy brać udział w tworzeniu jej całości, a nie tylko tych elementów, które nas bezpośrednio dotyczą. Nie powinniśmy być bierni wobec problemów innych. Jeśli dziś ktoś robi zamach na jedną grupę, a inni na to będą spokojnie patrzeć, bo to nie ich sprawa, to nie mam pewności, że za chwilę nie znajdzie się na celowniku grupa, do której ja należę.

Dlaczego akurat te tematy znajdują się w Pana książkach? Czy musiało być aż tak politycznie? Nie obawiał się Pan o bojkot?

Polityka nie była w centrum moim zainteresowań. Poglądy mam zasadniczo centrowe, choć przyznam, że moja szkolna edukacja się tutaj nie popisała. W liceum miałem bardzo niski poziom zajęć z WOS-u. Dopiero po wyborach parlamentarnych w 2015 roku zacząłem się wczytywać w programy partii politycznych. I nie jest tajemnicą, ze ówczesne przemiany w Polsce otworzyły mi oczy na wiele spraw. Powiem, że PiS zrobił jedną dobrą rzecz w moim życiu. Sprawił, że zacząłem się interesować tym, co się dzieje wokół mnie pod względem prawnym.

Czy obawiałem się bojkotu? Nie. Być może, gdyby moją powieść osiągnęła zasięgu kilkudziesięciu tysięcy czytelników, to wtedy mogłaby wywołać jakąś dyskusję w przestrzeni publicznej. Przy zasięgu kilkuset czytelników głos bojkotu (który się i tak nie pojawił) jest niezauważalny.

Niemniej uważam, że trzeba poruszać trudne temat w przestrzeni publicznej. A ja jestem na tyle pyskaty (czasami wręcz bezczelny), że się nie boję zadawać niewygodnych pytań czy formułować odważne tezy.

Czy mam rozumieć, że książki są jakimś manifestem przeciwko panującej sytuacji polityczno-społecznej? Do tego właśnie służy współczesna literatura?

Tak. Uważam, że współczesna literatura jest odpowiedzią na toczące się zmiany w naszym życiu. Polityczne, socjalne, kulturowe. Książki, które czytam niejednokrotnie zmieniły moje postrzeganie świata poprzez fikcyjne historie. Nie tylko literatura w postaci książek, ale także publikacje internetowe, blogi czy choćby opisy do zdjęć wrzucane na Instagramie są głosem ludzi na to, co się dzieje wokół nas i kształtuje nasz światopogląd.

Skąd zaczerpnął Pan informację do napisania tych wątków?

Odpowiedź jest banalna. Po prostu z życia, zarówno zawodowego jak prywatnego. Przynamniej jeśli chodzi o wątki obyczajowe. Natomiast jeśli chodzi o część kryminalną, to jestem fanem tego gatunku w literaturze. Od lat zaczytuję się w kryminałach i powieściach szpiegowskich, choć sięgam po różne gatunki. Przy fabule „Narkozy” zainspirowała też mnie odrobinę powieść Tess Gerritsen pt. "Dawca".

Czy handel organami faktycznie ma aż taki zasięg nie tylko wśród środowiska medycznego, ale też politycznego? Co było najważniejsze w tej historii?

Handel narządami działa na zasadzie: jest popyt – jest podaż. Główny powód to chęć uratowania zdrowia przez biorcę oraz zarobek przez dawcę, spowodowany najczęściej trudną sytuacją finansową np. długami.

Kiedy mówi się o transplantologii, to w pierwszej chwili każdy myśli o tym, że miałby oddać swoje narządy komuś innemu. W Polsce obowiązuje zasada domniemanej zgody. Jeśli pacjent nie zgłosił sprzeciwu za życia, to w przypadku śmierci pnia mózgu i braku przeciwskazań można pobrać narządy do transplantacji. Miałem okazję uczestniczyć w takich zabiegach, gdzie pobierało się narząd (zarówno od dawcy żywego, jak i zmarłego). Natomiast mało kto pomyśli o tym, że może być kiedyś taki dzień, że stanie po drugiej stronie barykady i sam będzie potrzebować nowej nerki albo wątroby. I co wtedy? Jeśli społeczeństwo będzie uświadomione w kwestii tego, że po śmierci ich narządy są im do niczego niepotrzebne, to więcej ludzi nie będzie miało nic przeciwko, aby zostać dawcami. A dzięki temu więcej biorców zyska szansę na wyzdrowienie. W legalny sposób. Ważne jest budowanie społecznej świadomości.

Dla mnie najważniejsze było zwrócenie uwagi na to, do czego człowiek jest zdolny jeśli chodzi o jego życie czy zdrowie. Jak przesuwa się ta granica, kiedy legalne możliwości są nieskuteczne. Czy jest się w stanie potraktować człowieka jak towar?

Rafał Artymicz wywiad

No właśnie… A czy Pan uważa tę formę handlu – bądź co bądź, towarem w ludzkiej postaci – za etyczną, moralnie uzasadnioną?

Stawia mnie Pani tym pytaniem przed ogromnym etycznym dylematem. Ktoś kto otrzyma nowy narząd, dostaje szansę na nowe życie. A przecież człowiek ma prawo do życia, więc dlaczego mu je odbierać? We mnie rodzi się pytanie: dlaczego ktoś sprzedaje swój narząd? Operacja pobrania organu niesie za sobą różne konsekwencje. Nikt nie da gwarancji, że wszystko po niej będzie w porządku i nie będzie komplikacji. Czy ktoś dobrowolnie, bez żadnego wyraźnego powodu (np. finansowego zysku) da się okaleczyć? Nie sądzę. Raczej w tym kierunku musi kogoś popchnąć jakaś tragedia, np. długi czy bieda.

Uważam że zgoda na handel narządami niesie za sobą ogromne ryzyko do manipulacji i nadużyć, dlatego jestem takiemu rozwiązaniu przeciwny.

Ile warte jest ludzkie życie?

Trudne pytanie. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć, ile jest warte dla niego ludzie życie. Swoje, czy bliskiej osoby.

Mój bohater był w stanie poświęcić wszystko dla drugiej osoby.

Jakie wyzwania, przeszkody psychospołeczne napotkali bohaterowie Pana książki jako para jednopłciowa?

Przede wszystkim problem akceptacji i tolerancji. Zwłaszcza wśród rodziny. Strach przed odrzuceniem w środowisku, w którym się żyje może nawet prowadzić do problemów z samoakceptacją siebie. Tłumieniem w sobie tego, kim jest się naprawdę. Duży wpływ na to ma także religia, której poświęciłem trochę miejsca w "Reanimacji".

Poruszyłem też problem prawny. Co w sytuacji kiedy ktoś jest nieprzytomny, jest w szpitalu. Czy partner może się dowiedzieć o jego stan zdrowia, jeśli wcześniej nie był wskazany jako osoba do otrzymania informacji? Tutaj nadzieją jest wprowadzenie związków partnerskich, a w dalszej przyszłości ślubów par jednopłciowych.

Jakie przesłanie chciał Pan przekazać czytelnikom poprzez historię Mariusza i Artura?

Zapewne zabrzmi to trywialnie: stara miłość nie rdzewieje. W głębi duszy jestem romantykiem.

W jaki sposób chciał Pan, aby książka wpłynęła na postrzeganie par jednopłciowych przez społeczeństwo?

Chciałbym, aby społeczeństwo widziało w nas zwyczajnych ludzi. Aby nie oceniło nas przez pryzmat seksualności, tego kto z kim śpi. Uważam, że każdy ma prawo żyć po swojemu, dopóki nie robi drugiemu człowiekowi krzywdy.

Gdzieś czytałem, że statystycznie w każdej większej grupie 10% stanowią mniejszości. Jakiś czas temu byłem na weselu, gdzie bawiło się 250 osób. Trzy osoby na tej imprezie to byli geje. Statystyka miała rację, ale przecież są jeszcze inne mniejszości. Ile osób tłumi w sobie prawdziwe ja. Udaje kogoś, kim nie jest. Znam przypadek mężczyzny, który był w związku z facetem, ale presja rodziny i otoczenia doprowadziła do tego, że nie potrafił się zaakceptować. Skończyło się to tak, że wziął ślub kościelny z kobietą. Jeśli ten ślub nie był ustawką na pokaz, to nie wiem, kto jest w tym związku bardziej nieszczęśliwy.

Niebawem będzie czerwiec – miesiąc dumy. W wielu miastach w Polsce będą organizowane parady równości. Sam byłem uczestnikiem takich imprez kilka razy - zarówno w Polsce jak i zagranicą. Mimo tego że część osób jest tam poprzebierana jak na karnawale w Rio de Janeiro, to jednak większość stanowią ludzie, których możemy spotkać wszędzie: w pracy, w domu, w urzędzie, w autobusie, w sklepie, w kościele.

Czy spotkał się Pan z jakimiś reakcjami czytelników, które były dla Pana szczególnie poruszające lub niespodziewane?

Wiele pierwszych reakcji i recenzji było dla mnie wyjątkowych. Po pierwsze dlatego, że ktoś sięgnął po mój niemały debiut. Dopiero recenzje uświadomiły mi, że moja powieść była trudna do zamknięcia w jednym gatunku literackim poprzez jej wielowątkowość. Pozytywnie byłem zaskoczony tym, jak fabuła była różnie postrzegana przez czytelników. Każdy zwracał uwagę na jakiś inny problem, który poruszałem (i to czasem nieświadomie). Z niejednym czytelnikiem prowadziłem dyskusję o tym, co im się podobało lub nie. To były bardzo wartościowe rozmowy, które pozwoliły mi popatrzeć na moją twórczość z innego punktu widzenia.

Natomiast na Instagramie napisał raz do mnie jeden chłopak, że po lekturze "Narkozy" zebrał się na odwagę, wyoutował się przed rodzicami i nikt mu złego słowa nie powiedział. To było niesamowite uczucie, kiedy coś takiego usłyszałem, a raczej przeczytałem. Poczułem wtedy, że warto było siedzieć nad tą książka kilka lat, żeby komuś po prostu pomóc.

Rafał Artymicz wywiad

Jakie są Pana zdaniem najważniejsze kroki, które społeczeństwo powinno podjąć, aby wspierać pary jednopłciowe?

Społeczeństwo powinno po prostu traktować pary jednopłciowe jak ludzi. To są dwie osoby, które się kochają. Mają do tego prawo. A że są tej samej płci, to czy kogoś powinno to obchodzić poza nimi samymi? Człowiek to człowiek. Love is love.

Ale tak na poważnie. Powinniśmy zacząć od edukacji seksualnej. 20 lat temu, kiedy zdawałem maturę, o homoseksualizmie usłyszałem tylko na jednych zajęciach. Była to religia, więc można się domyśleć, w jakim kontekście padły słowa.

Podobnie było z antykoncepcją. Na biologii temat był praktycznie pominięty. Będąc 10 lat temu w Dreźnie na paradzie równości, zauważyłem, że biorą w niej udział również rodziny, które przyszły z małymi dziećmi. I wszyscy się świetnie bawili. Takie dziecko od małego się oswaja, że ludzie są różni, kolorowi, łączą się w pary tak jak chcą i nie należy przez to nikogo dyskryminować, tylko iść razem w jednym kierunku.

W Polsce niestety jeszcze daleko do tego, aczkolwiek czuć że zmiany zaczynają zachodzić. Powołanie Ministra a właściwie Ministry ds. Równości uważam za świetną decyzję i krok w dobrą stronę. Czas na ustawę o związkach partnerskich.

Oprócz homoseksualizmu, porusza Pan również problem aborcji. Pytam więc Pana jako lekarza, co z prawem do wyboru kobiet w kwestii aborcji? Czy powinno się pozwolić na publiczną debatę? Czy jednak państwo nie powinno stanowić o tak poważnych sprawach i stać się sumieniem całego narodu?

Jako lekarz nigdy nie narzucam pacjentowi, jaki rodzaj leczenia ma wybrać. Moim zadaniem jest mu przedstawić wszystkie dostępne opcje, rozwiać wątpliwości, ale ostatecznie decyzję podejmuje pacjent. To pacjent musi wybrać w zgodzie z zasadami według, których żyje (np. Świadkowie Jehowy nie zgadzają się na transfuzję).

Jeśli kobieta jest katoliczką i, według zasad jej wiary, aborcja jest grzechem, to nikt jej przecież do tego nie zmusza. Ale też ona nie ma prawa zmuszać kogoś innego do życia według jej reguł. Dlatego stoję na stanowisku, że powinno się znieść klauzulę sumienia, jeśli chodzi o lekarzy. Kiedy się lekarz do niej odwołuje, to de facto narzuca pacjentowi sposób postępowania według swoich przekonań, a nie według wskazań medycznych.

Uważam, że należy pozwolić na publiczną debatę w kwestii aborcji. Aborcja nie jest zabiegiem, który pozostaje neutralny dla organizmu kobiety. Każdy lek, każdy zabieg może pozostawić po sobie ślady. Kobieta, która decyduje się na zabieg aborcji, powinna być świadoma, jakie mogą być powikłania. Natomiast kwestię sumienia powinno się pozostawić samej zainteresowanej.

Czy uważa Pan, że obecne przepisy dotyczące aborcji w Polsce są adekwatne?

Do tej pory sądziłem, że kompromis, jaki obowiązywał w Polsce do 2021 roku był adekwatny. Uważam, że w przypadku, kiedy ciąża zagraża życiu matki, należy ją usunąć za jej zgodą.

Nie rozumiem zmuszania kobiet do heroizmu. Oczywiście, jeśli kobieta jednak chce ciążę utrzymać, ryzykując swoje życie, to ma do tego prawo. Ja jako lekarz mam obowiązek akceptować tę decyzję i w żaden sposób ona nie może wpłynąć na dalsze postępowanie z pacjentką. Natomiast kobieta powinna mieć wybór.

A co z kwestią psychiczną? Nie każda kobieta rodzi się po to, aby zostać matką-polką i potem znajdujemy dzieci w beczkach.

Zgadzam się całkowicie, że nie każda kobieta chce być matką. Do roli matki należy być psychicznie przygotowanym, a nie zmuszanym. Trzeba chcieć tego dziecka. Sama umiejętność spłodzenia potomka to jest za mało. Jak na razie ocenę tego, czy ktoś się nadaje na rodzica stawiamy w przypadku par starających się o adopcję. Jeśli chodzi o biologicznych rodziców, to nikt tego nie sprawdza. No i niestety później dochodzi do takich tragedii jak Pani wspomniała.

Parę miesięcy temu po lekturze reportażu Joanny Kuciel-Frydryszczak pt. "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" oraz po obejrzeniu najnowszej ekranizacji "Chłopów" Reymonta zastanawiałem się nad rolą kobiety w tamtych czasach. Na przestrzeni wieków kobiety zostały zepchnięte to roli matek, gospodyń domowych czy służących. Małżeństwo było interesem, który ubijali mężczyźni. O miłości dwojga ludzi nikt nie mówił. Równość płci nie istniała. Kobiety nie były pytane o zdanie. Potrzebami czy ambicjami kobiet nikt się nie interesował. Kobieta miała wyjść za mąż, rodzić dzieci i zajmować się domem – tego się oczekiwało. I tego niektórzy oczekują nadal. 

Kiedy w szkole omawiałem "Chłopków", nikt nie zwrócił uwagi na to, że kobiety były traktowane przedmiotowo. Biedną Jagną nikt się nie przejmował, a ona, według mnie, była ofiarą tego feudalistycznego systemu, gdzie mężczyzna na gospodarce był panem i władcą. Ile przez to kobiet zostało skrzywdzonych i zmuszonych do bycia matkami?

Na szczęście dzisiaj kobiety coraz bardziej stają się niezależne. Przestają spełniać oczekiwania innych swoim kosztem. Walczą o swoje prawa i chcą decydować o sobie.

Jakie wobec tego dostrzega Pan najczęstsze problemy, z którymi borykają się kobiety, próbujące uzyskać dostęp do legalnej aborcji?

Wydaje mi się, że jest to problem z dostępem do informacji i lękiem przed potępieniem w swoim otoczeniu. Może ten lęk nie dotyczy kobiet z dużych miejscowości, ale już z mniejszych miast, nie mówiąc o wsiach, jest duży.

Czy mógłby Pan opowiedzieć o przypadkach medycznych, które najlepiej ilustrują skutki restrykcyjnego prawa aborcyjnego?

Rozwój podziemia aborcyjnego. Wszystko, co jest na ogół zabronione, powoduje rozwój czarnego rynku. Wykonywanie jakichkolwiek zabiegów medycznych w warunkach polowych, kiedy dochodzi do poważnych komplikacji najczęściej kończy się tragedią – trwałym kalectwem albo nawet śmiercią.

Jakie konsekwencje społeczne widzi Pan jako lekarz w przypadku zaostrzenia prawa aborcyjnego albo jego legalizacji?

Legalizacja aborcji na życzenie nie oznacza, że będziemy każde dziecko usuwać – wiem, że to brzmi trywialnie, ale – słuchając głosy ruchów pro life – mam wrażenie, że taki płynie przekaz. Nikt kobiecie wówczas nie każe tej ciąży usuwać, jeśli ona tego nie chce. Kobieta będzie miała wybór, zwłaszcza kiedy będzie zagrożone jej życie.

Odniosę się do nieco bliższego mi przykładu. Legalizacjach związków jednopłciowych nie oznacza, że w Polsce będą tylko pary jednopłciowe. Związki heteroseksualne nadal będą dozwolone.

Rafał Artymicz wywiad

Jakie zmiany w prawie aborcyjnym są według Pan konieczne, aby lepiej chronić prawa kobiet?

Kobieta powinna mieć prawo do decydowania o sobie i swoim ciele. Zmuszanie kogokolwiek do heroizmu jest niehumanitarne. Ale z drugiej strony, o czym tu mówić, skoro w Polsce dostęp do znieczulenia do porodu jest w wielu miejscach luksusem. Wymagać jest bardzo łatwo.

Jakie wsparcie jest dostępne dla kobiet w kontekście edukacji czy opieki medycznej, które decydują się na aborcję, zarówno przed, jak i po zabiegu?

Jak wcześniej wspomniałem powinniśmy zacząć od edukacji na etapie szkolnym. Powinno się mówić o dostępnych metodach antykoncepcji. Ludzie wchodzący w dorosłość, którzy niejednokrotnie mają za sobą inicjację seksualną, powinni mieć wiedzę, w jaki sposób zabezpieczyć się przed niechcianą ciążą (ale także przed chorobami przenoszonymi drogą płciową).

Pamiętam z czasów szkolnych, że w tamtym czasie jedyne fachowe informacje na temat seksu można było przeczytać w BRAVO w rubryce z listami czytelników do psychologa. Dziś oczywiście wszystko można wyszukać w Internecie, przy czym ważne, aby źródło informacji było wiarygodne.

Wracając jednak do sedna pytania, uważam, że kobieta decydująca się na aborcję, powinna mieć kompleksową opiekę. Bardzo ważna jest opieka psychologiczna na każdym etapie. Otoczenia nią nie tylko samej kobiety, ale też jej partnera. Do tego profesjonalna opieka medyczna. Lekarz specjalista, który jasno przedstawi jak wygląda procedura od strony medycznej.

Jakie znaczenie ma prawo do aborcji w kontekście równości płci i praw człowieka?

Człowiek ma prawo do życia. Kiedy życie kobiety w ciąży jest zagrożone i ratunkiem jest jedynie terminalizacja ciąży, to prawo, które tego zabrania pozbawia człowieka jego prawa do życia.

Które z postaci z napisanych przez Pana książek są Panu szczególnie bliskie i dlaczego? Czy mają one swój pierwowzór w realnym życiu?

Oczywiście będzie to Artur i Mariusz. I to nie chodzi o kwestię wyglądu, tylko o sferę emocjonalną. Kwestie odkrywania swojej tożsamości płciowej, jej akceptacji. Pierwsze relacje z mężczyznami, rozmowy przez Internet i randki, pierwsza wizyta w klubie, coming out czy w drugą stronę ukrywanie się przed światem. Choć wszystkie opisane sytuacje w moich książkach są fikcyjne, to wielu czytelników znajdzie w nich podobieństwo do sytuacji, które sami przeżyli.

Dużo w tej historii emocji. Które z wątków sprawiły najwięcej kłopotów?

Odpowiem nieszablonowo. "Narkoza", strona 543 drugi wiersz od dołu. Za każdym razem przy tym fragmencie się rozklejam. Kiedyś prawie powiedziałem coś takiego do jednego z moich byłych partnerów, tylko oczywiście w innych okolicznościach. Podobne zdanie pada też w połowie książki. To był taki moment, kiedy bohater zdjął maskę i pokazał swoją prawdziwą twarz.

Stworzenie tej historii pozwoliło mi przeżyć w pewien sposób moją własną historię po raz kolejny, tylko, że na kartkach powieści moi bohaterowie mają odwagę postąpić inaczej.

Jakie były Pana osobiste refleksje i wnioski po napisaniu tych książek?

Czułem dumę. Czułem, że zrobiłem coś niestandardowego. Wiele osób czyta książki, ale kto ma wśród swoich znajomych pisarza? Ale też czułem niedosyt, że nie przekazałem wszystkiego, co bym chciał, zwłaszcza po napisaniu "Narkozy" i pewnie dlatego pojawiły się pomysły na kontynuacje.

Z drugiej strony też się trochę bałem. Wiedziałem, że książka będzie de facto moim coming outem – świadomie nie zdecydowałem się na wydanie pod pseudonimem. Moi najbliżsi przyjaciele już dawno o mnie wiedzieli, ale poprzez książkę miałem wrażenie, że wykrzyczę to wszystkim dookoła. Każdy będzie sobie mnie mógł wygooglować. Bałem się też o reakcje rodziny. Ostatecznie nic negatywnego mnie nie spotkało.

Dziękuję za poświęcony mi czas i czekam na kolejne powieści.

Rozmawiała


Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.


Komentarze


Wyróżnione recenzje