[rozmowa o książce] Natasza Socha: W pewnym momencie my jako matki musimy zaakceptować fakt, że nasze dziecko dorosło


O relacjach matek z córkami powstają legendy, opowieści zataczają coraz szersze i śmielsze kręgi. Wypowiadają się już nawet psychologowie w tej kwestii. Jeśli dołożymy do tego jeszcze żałoby po stracie bliskiej nam osoby, to już powstaje dość ciekawa opowieść. O tym właśnie mówi książka Nataszy Sochy pt. "Salamandra", będąca zwieńczeniem czterotomowego cyklu "Matki czyli córki", o którym rozmawiam z autorką. Podpytam również o trudną miłość rodzicielską, momentami zaborczą do tego stopnia, że nie pozwalającą na normalne życie. Zapraszam, będzie ciekawie.

Natasza Socha wywiad

Seria nosi tytuł "Matki, czyli córki". Co oznacza "czyli"?

Natasza Socha: "Matki, czyli córki" to metafora, która ukazuje ciągłość i dziedziczenie ról oraz wartości między pokoleniami kobiet. W miarę jak córki dorastają i same stają się matkami, odtwarzają w pewnym sensie ścieżkę swoich matek. To wyrażenie sugeruje, że w każdej córce istnieje echo jej matki – w jej postawach, decyzjach i w sposobie, w jaki wychowuje kolejne pokolenie.

Ten cykl doczekał się kolejnej historii w postaci "Salamandry". Wróćmy jednak do początków powstawania tych książek. Jak do tego doszło?

Wszystko zaczęło się jakieś sześć lat temu, kiedy postanowiłam napisać cykl pt. "Matki czyli córki". Początkowo miała to być trylogia, którą otwierała książka pt. "Hormonia". Ten tytuł też był dosyć przewrotny, ponieważ tutaj chodziło o zbitkę słów "harmonii" i "hormonów". Była to opowieść o czterdziestoparoletniej kobiecie, której wydawało się, że jej życie właśnie dobiega końca, ponieważ dowiedziała się od swojej lekarki, że weszła w fazę tzw. premenopauzy. Doszła zatem do wniosku, że wszystko już za nią. A jednak z jakiegoś powodu postanowiła wziąć życie w swoje ręce. Zacząć od nowa. Robić to wszystko, na co wcześniej zabrakło jej odwagi.

Drugi tom, czyli "Dziecko last minute" dotyczy późnego macierzyństwa. Nie chciałabym wszystkiego zdradzać, żeby ten, kto jeszcze nie czytał, mógł sam poznać tę historię.

Trzecia część to "Kobiety ciężkich obyczajów". Bohaterowie są ci sami, ale tutaj przedstawiłam pokolenie trzech kobiet – babci, matki i córki oraz ich rodzinnych tajemnic, nieporozumień i dramatów.

Po tej książce przez kilka lat dostawałam wiadomości od czytelniczek, że bardzo chciałyby poznać dalsze losy bohaterek tych trzech tomów. Dlatego postanowiłam napisać kontynuację i tak powstała właśnie "Salamandra".

Skąd Ci się wziął ten przewrotny tytuł?

Salamandra, a szczególnie amybstoma amerykańska to zwierzę, które potrafi się niemal całkowicie odrodzić. I nie chodzi tu tylko o ogon, ale o poszczególne części ciała, takie jak płuca, serce czy mózg, a zatem faktycznie potrafi sama odrodzić się na nowo. Ten tytuł to metafora, metafora kogoś, kto mimo sytuacji bez wyjścia potrafi zacisnąć zęby i też zregenerować się tak, aby znów zacząć się uśmiechać.

Dlaczego ta opisana przez Ciebie relacja między matką a córką jest tak trudna i przynosi więcej szkód niż pożytku?

To rzeczywiście jedna z trudniejszych relacji, a wynika ona z faktu, że mamy do czynienia z matką zaborczą, która dodatkowo nie radzi sobie z własną przeszłością. Całe swoje życie kumuluje wokół córki, ponieważ tak naprawdę nie ma własnego życia. Historia miłosna i związany z nią zawód, którego doznała spowodował, że skupiła się w stu procentach na dziecku, aby nie myśleć o tym, co ją spotkało, nie myśleć o własnych traumach. Stąd się właśnie wzięła ta zaborczość, a wręcz zachłanność na dziecko, na różnych etapach jego życia. Matka zdawała się nie zauważać dojrzałości córki i nadal uważała, że to jest mała dziewczynka, którą należy się opiekować, chronić przed złym światem, kurczowo trzymać za rękę.

To była bardzo niezdrowa relacja. Matka zarzuciła macki na swoją córkę, a ta druga nie potrafiła się z tego wyrwać. Nie umiała powiedzieć "nie", nie potrafiła tupnąć nogą. Nie miała własnego zdania, nie chciała postawić na swoim.

Dlaczego w wielu przypadkach, np. w tym z Twojej książki, matki wręcz wymagają, aby córki postępowały według ich schematów myślowych i o wszystko pytały? Dlaczego matka najczęściej życzy sobie "towarzyszyć" w życiu dorosłej córki?

Mamy tu do czynienia z sytuacją, w której matka nie radzi sobie z własnym życiem, więc skupiła się na życiu swojego dziecka. To jedna strona. Druga jest taka, że my, matki często uważamy nasze zdanie za mądrzejsze, lepsze, doskonalsze. Na wszystkim się znamy i o wszystkim mamy pojęcie. Zauważ, jak łatwo wychowujemy cudze dzieci. Zawsze mamy na wszystko gotową odpowiedź, potrafimy wskazać czyjeś błędy, pokazujemy co kto źle robi, źle ubiera, źle karmi. To jest pewien rodzaj narcyzmu, który tkwi głęboko w ludziach i powoduje, że nie dopuszczamy myśli, iż ktoś może mieć inne zdanie. Fakt, że ja lubię szarlotkę wcale nie oznacza, że moje dziecko też ją będzie lubić. Może woli inne ciasto albo w ogóle nie lubi słodkiego. Te różnice przekładają się na wszystkie sfery życia. Nie wszystko, co podoba się mnie, musi podobać się moim dzieciom.

Natasza Socha wywiad

Skąd się bierze nadopiekuńczość Konstancji wobec córki? Jak według Ciebie można nie dopuścić do podobnej sytuacji w życiu?

Nie chciałabym tutaj zdradzać fabuły, ale Konstancja po rozstaniu z mężem sfokusowała się całkowicie na życiu swojej córki. Kompletnie zapomniała o swoich potrzebach, o tym, czy coś lubi, co chciałaby robić lub przeżyć. Całą swoją uwagę i miłość przerzuciła na Kalinę. Przy czym ta miłość stała się zaborcza, chora, ponieważ Konstancja niejako zamknęła swoje dziecko w złotej klatce. Nawet małżeństwo córki nie do końca było udane, co gorsza Konstancja tak bardzo ingerowała w związek Kaliny, że ta relacja, prędzej czy później, musiała się rozpaść, ponieważ zawsze były w nim trzy osoby.

Matki nie powinny koncentrować całej swojej uwagi na życiu córek, chronić przed złem tego świata, przed strasznymi mężczyznami i wszystkimi niebezpieczeństwami, bo to powoduje, że z córek wyrastają emocjonalne kaleki, które z niczym sobie nie radzą. Ten nadmiar miłości tak naprawdę bardziej im szkodzi niż pomaga.

Dużo w "Salamandrze" poświęcasz miejsca miłości rodzicielskiej. Czym jest mądra miłość, której, mam wrażenie, niektórym bohaterom brakuje?

W kontekście miłości matka-córka to, co jest w tej relacji najważniejsze, to umiejętność wycofania się. W pewnym momencie my jako matki musimy zaakceptować fakt, że nasze dziecko dorosło, że przekazałyśmy mu wszystko, co mogłyśmy. Próbowałyśmy nauczyć tego, co chciałyśmy, a teraz trzeba stanąć z tyłu, na drugim planie i już tylko obserwować. Nie doradzać, nie pouczać, nie strofować. Człowiek uczy się na własnych błędach, nigdy na cudzych. I dlatego mądra matka powinna dziecku pozwalać te błędy popełniać. To jest w tej relacji najtrudniejsze. Na tym właśnie polega mądra miłość, żeby wiedzieć, kiedy powiedzieć "dość".

Dość znaczący motywem przewijającym się w tej historii jest utrata najbliższej osoby, w tym przypadku chodzi o Kosmę. Bohaterka przeżywa po nim coś na kształt żałoby, wypiera fakty. Jak Ci się pisało ten fragment? Co było najtrudniejsze i czy konsultowałaś z kimś poszczególne etapy rozwoju sytuacji?

W przypadku tych scen konsultowałam się z moją przyjaciółką – psycholożką, która przedstawiła mi najważniejsze, powtarzające się etapy żałoby. Nie wszystkie się jednak pokrywają, ponieważ jedni ludzie potrzebują więcej czasu, a inni mniej, aby przejść kolejne fazy. Niektórzy bardzo szybko przechodzą do negacji sytuacji, a nawet złości w stosunku do osoby, która ich zostawiła. Nie potrafią się w żaden sposób z tym pogodzić. Kiedyś rozmawiałam z pewną kobietą po stracie męża i ona powiedziała mi, że dla niej najgorsze było uświadomienie sobie, że nic już nie będzie takie, jak dawniej. Nie będzie wspólnego picia kawy, wspólnego spaceru, rozmów. To świadomość nieodwołalnej straty jest chyba najbardziej smutna. W momencie ostatecznego pożegnania czy też rozstania mamy świadomość, że to już koniec. Dni, do których byliśmy przyzwyczajeni, już nigdy nie wrócą.

Czy planujesz kolejną historię w tej serii?

Chyba nie. Tak naprawdę już po trzecim tomie myślałam, że to będzie koniec tej opowieści. Jednak na prośbę czytelniczek, zdecydowałam się napisać kontynuację serii o Kalinie. Stąd zrodził się pomysł na "Salamandrę" i dokończenie pewnych wątków. Resztę jednak czytelnik musi dopowiedzieć sobie sam.

Dziękuję za poświęcony mi czas i czekam na Twoje kolejne kobiece historie.

Rozmawiała



Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje