[rozmowa o książce] Eva Minge: Obecnie social media umożliwiły ludziom oglądanie fikcji w sposób bardzo namacalny

Ekskluzywna rozmowa z Evą Minge o jej najnowszej książce "Agencja"

Zanurz się w świat literatury z Evą Minge, która w swojej najnowszej książce "Agencja" eksploruje fascynujące tematy luksusu, władzy i miłości. W naszej ekskluzywnej rozmowie z projektantką mody i autorką, Eva Minge dzieli się wglądem w kulisy swojej książki, która łączy w sobie elementy luksusowych prostytutek, bogatych mężczyzn oraz zawirowań uczuciowych. Dowiedz się, jak Minge przekształca swoje artystyczne zmysły w literackie arcydzieło i jakie były jej inspiracje do stworzenia tej przejmującej opowieści. Odkryj, dlaczego "Agencja" to must-read dla każdego miłośnika współczesnej literatury i jak książka ta łączy głębokie emocje z błyskotliwym stylem. Przeczytaj naszą rozmowę, aby poznać tajniki powstawania "Agencji" oraz unikalne spojrzenie Evy Minge na temat miłości i władzy.
__________

Agencje modowe, wielkie kontrakty, olbrzymie pieniądze oraz celebryci zdobiący wizerunek swych bogatych opiekunów. To tylko wycinek prawdy, jaką przedstawia nam najnowsza książka Evy Minge pt. "Agencja". To z niej dowiadujemy się, gdzie łowi się najpiękniejsze i najinteligentniejsze kobiety, aby potem wychować je na żony milionerów czy na celebrytki, które dość powszechnie funkcjonują w przestrzeni medialnej. Autorka bez cenzury opowiada o mechanizmach rządzących nowoczesną prostytucją, w którą często wciągane są niczego nieświadome i okaleczone życiowo młode dziewczyny. Rozmawiamy tez o sztucznym świecie social mediów, którym zachwycają się miliony ludzi, o prawdziwych gwiazdach oraz o konsekwencjach takiego życia. Zapraszam – będzie ciekawie.

Eva Minge "Agencja" wywiad

Obecny świat show-biznesu na nowo definiuje pojęcie "gwiazda" często zastępując je słowem "celebryta". Dlaczego tak się dzieje i czym są dla Pani te dwa pojęcia? Czym się różni gwiazda od celebryty?

Eva Minge: Bardzo się cieszę, że po raz pierwszy ktoś zadał tak mądre pytanie. Etymologicznie uważa się, że gwiazda to jest celebryta. Jednak uważam, że oba pojęcia należy rozróżnić. W mojej ocenie gwiazdą jest osoba, która osiągnęła sukces dzięki swojej bardzo ciężkiej pracy.

Natomiast celebryta celebruje życie. Dlatego celebrytą dzisiaj może być każdy, kto założy sobie profil na Instagramie, gdzie pokazuje swoje bogate, pełne luksusu i blichtru życie. To się w tej chwili sprzedaje.

A kiedy możemy celebrować życie? Wtedy, kiedy mamy na to celebrowanie czas, środki. Co ciekawe, nie zawsze gwiazda musi posiadać środki pozwalające na posiadanie jachtu czy właśnie na celebrowanie swojego życia.

W mojej ocenie ludzie, którzy osiągają status gwiazdy, to są ludzie zapracowani i cały czas aktywni. Zawsze mówię o tym na przykładzie sportowców. Jeżeli mamy do czynienia z gwiazdą footballu, to stawki tej gwiazdy są takie, że pozwalają na latanie prywatnym samolotem. Bardziej więc chodzi tutaj o popularność sportu i ekwiwalenty reklamowe. Praca tej gwiazdy od pracy naszych siatkarzy dających nam nieustające powody do dumy różni się tym, że nie może on sobie pozwolić na latanie prywatnym samolotem, ponieważ zwyczajnie tyle nie zarabia.

Czyli jednak polska gwiazda nie zarabia zgodnie ze swoim statusem, a celebryta jednak tak…

Dokładnie. Nie zawsze za gwiazdą stoi siła ekonomiczna, która pozwoli jej na pokazywanie życia, jakiego oczekuje od niej społeczeństwo. Ludzie nie do końca rozumieją, że bycie gwiazdą nie oznacza od razu wysokiego poziomu ekonomicznego. Jeszcze zależy, w jakiej dziedzinie się jest tą gwiazdą.

Bycie aktorem o statusie gwiazdy w Polsce takim jak Gajos czy Olbrychski, który grywał również za granicą, nie daje takiego poziomu ekonomicznego jak w Hollywood, mimo że jej praca, talent i osiągnięcie są równorzędne z np. Bradem Pittem. I tego cały czas nie rozumiemy.

Natomiast celebryta żyje swoim wystawnym, kolorowym, bogatym życiem. To nam się kojarzy z ogromnymi pieniędzmi. Pojawia się na ściankach, jest wszędzie zapraszany. Komunikuje się w przestrzeni publicznej bardzo wysokim poziomem życia.

To jest ciekawe zjawisko. Nasuwa mi się w związku z tym pewne pytanie. Dlaczego pewnym gwiazdom filmowym czy działającym w innej branży nie płaci się takich stawek, które to im właśnie takie umożliwiają wystawne życie na poziomie celebryty?

Według mnie jest jeszcze jedna kategoria prawdziwych gwiazd, np. Religa, czyli są to ludzie, którzy zmieniają nasze życie w przestrzeni trwałej. W mojej prywatnej ocenie gwiazda niekoniecznie musi być osobą popularną, która stoi za naszą rozrywką, jak np. aktorzy. To też jest bardzo ważne, ponieważ rozrywka zapewnia nam relaks, co ma ogromne znaczenie.

Dlatego uważam, że gwiazdy to są ludzie nauki, ale też mają realny wpływ na kształtowanie postaw społecznych, naszego życia oraz zmian w nim zachodzących.

Obecnie social media umożliwiły ludziom oglądanie fikcji w sposób bardzo namacalny. Musimy pamiętać, że Facebook czy Instagram to są przestrzenie stworzone do fotografowania, nagrywania filmów. Użytkownicy, posługując się odpowiednimi gadżetami, jachtami czy przestrzeniami, pokazują swój niemal w stu procentach sztucznie wykreowany wizerunek. Bardzo mnie fascynuje ludzie oglądający profile naprawdę zamożnych osób. Oni przecież nie pokazują niczego poza zakupami w najdroższych butikach, poza przebywaniem w najbardziej luksusowych kurortach na świecie.

To co tak naprawdę ludzi przyciąga?

Ludzi oczarowuje fakt, że ktoś chodzi w najnowszej kolekcji Diora. Jeszcze rozumiem, że kogoś mogą interesować czyjeś podróże, więc ogląda np. profile podróżnicze, na których są piękne kadry z różnych zakątków świata. Rozumiem, że ktoś chce zajrzeć też do najbardziej luksusowych miejsc i pokazać je innym, ponieważ wielu nie będzie miało szans tam dotrzeć.

Natomiast niezrozumiałe jest dla mnie, gdy na pierwszym planie widnieje osoba obrana w najdroższą marki odzieżowe na świecie. Nie wiem, czym kierują się ludzie podziwiający takie rzeczy i stawiający sobie takich celebrytów za wzór.

Jaki więc jest sens obecności w mediach społecznościowych marek premium takich jak Eva Minge?

To jest bardzo proste, ale mało kto to rozumie. Social media obecnie są światem równorzędnym, równoległym światu rzeczywistemu, ale zdecydowanie mocniejszym niż nasze życie w realu. Jest to przestrzeń, którą tworzy społeczeństwo. Ta przestrzeń społeczne jest bardzo mocna, silna, opiniotwórcza. Idealna więc do tego, aby się jej pokazywać.

Zostało też zbadane, że ludzie posiadający swoje profile w social mediach poświęcają zdecydowanie więcej czasu na przestrzeń wirtualną niż na swoje realne życie. Dlatego, jeśli chcę pokazać, co ciekawego dzieje się w literaturze, w malarstwie czy w modzie Evy Minge, to pokazuję to w przestrzeni, w której jest mój odbiorca.

A jak się ma do tego marka osobista? Czym ona dla Pani jest?

Marka osobista jest dla mnie tym, czym marka zawodowa, ponieważ ja sama tworzę swoje marki, projektuję, więc stoję za moimi markami. Od początku dałam im swoją twarz, imię i nazwisko. W związku z tym marka osobista ma ogromny wpływ na marki, które kreuję. Buduję ją w sposób bardzo realny i, żeby nie stresować się, co wymyśliłam już jakiś czas temu, buduję swoją markę na faktach.

Co z mediami, które promują taką markę?

W pewnym momencie, gdy jeszcze nie było social mediów, odczarowywałam media tradycyjne, ponieważ tworzyły one wiele marek w sposób nieuczciwy, niesprawiedliwy. Media je zniszczyły pokazując w zupełnie innej rzeczywistości.

Dlatego, kiedy pojawiły się social media, my, twórcy, dostaliśmy swoje własne narzędzie, więc zbudowaliśmy swoją własną społeczność. Pokazujemy własną prawdę – autentyczną, czyli ja, kiedy jestem w gorszej kondycji psychicznej, dzielę się tym ze społecznością. Potem pokazuję, jak się z tego podnoszę albo gdy nie mogę tego zrobić. Pokazuję swoje sukcesy i porażki – pokazuję po prostu prawdziwą Evę Minge.

Najpiękniejszą rzeczą, jaka mi się przytrafia, jest sytuacja, kiedy widzę się z ludźmi na żywo, którzy dopiero – po rozmowie ze mną, stwierdzają, że rzeczywiście jestem taka sama, czyli otwarta, swojska jak na Instagramie.

Eva Minge "Agencja" wywiad

Wspomniała Pani o zagranicznych gwiazdach. Jacy są? Kogo udało się Pani poznać?

W mojej karierze zdarzyło mi się pracować z największymi gwizdami na świecie. Gdy wspominam współpracę z Johnem Malkovichem podczas kręcenie filmu czy z Joshem Hartnettem albo z nieżyjącą już Melanią Trump pokazuje, że gwiazdy mające swój ogromny dorobek zawodowy, są prawdziwe. Nie stoi za nimi żadna wyniosłość, fałsz. Są bardzo otwarte, ciepłe, zbudowane, więc nie muszą się dowartościowywać, dokładając sobie zloty guzik do marynarki. Niektórzy nawet nie prowadzą swoich profili społecznościowych, a jeśli posiadają profile, to z przymusu. Taki zwyczajnie jest wymóg od reżyserów na potrzeby reklamy. Takie osoby więc nie muszą udawać kogoś, kim nie są.

Większość celebrytów pokazujących w mediach społecznościowych pewien wycinek z dnia, czyli swoje sesje zdjęciowe. Poza tym prowadzi zupełnie przyziemne życie. Serdecznie im współczuję spotkań na żywo z obserwatorami, ponieważ muszą być wtedy wystylizowani, patrzeć dookoła, robić wrażenie, zwracać na siebie uwagę. Zwyczajnie muszą podtrzymywać w realu historie stworzone na potrzeby social mediów. Według mnie jest to najgorsza kara, jaka może być, ponieważ zawsze towarzyszy im stres, czy będzie widać, że np. klapki Hermesa pochodzą z Turcji, a nie bezpośrednio z Domu Mody "Hermes".

Skoro już mówimy o sztucznym kreowaniu wizerunku w sieci, to co Pani sądzi o Dagmarze Kazimierskiej, która padła ofiarą właśnie takiej sztucznej kreacji marki osobistej?

Dagmara Kazimierska, rozbawię Panią, jest Bogu ducha winna. Oczywiście winna jest tego, za co ją skazano i za co odbywała karę. Natomiast ta osoba została zatrudniona do programu, który z założenia był programem trochę przerysowanym i pokazywał kobiety rzeczywiście będące królowymi, ale swojego życia. Dagmara w tej produkcji odgrywała swoją rolę jako taka królowa życia. W pewnym momencie sama ujawniła, czym parała się w przeszłości. Wydała książkę. Oczywiście pominęła bardzo pikantne szczegóły, które w tej chwili wychodzą. Jednak faktem jest, że nie uciekała od swojej przeszłości.

Czyli to wszystko wina mediów?

Oczywiście. Media kompletnie nie interesuje dzisiaj, co kto ma do powiedzenia, jaką wartość prezentuje. Media obecnie ścigają się z YouTubem, z mediami społecznościowymi, jak Instagram czy TikTok, o oglądalność. Telewizja traci widza na rzecz youtuberów i goni za kontrowersją, więc kreują programy takie, jakich teoretycznie oczekuje od nich społeczeństwo. Zapominają przy tym o jakiejś misji czy przyzwoitości. Nie będę tutaj piętnowała poszczególnych tytułów. Media gonią za osobami prowadzącymi te programy, za jurorami. Nie zwraca się uwagi na to, czy ktoś jest fachowcem w swojej dziedzinie. Od razu sprawdza się konta na social mediach takiej osoby, czyli w jaki sposób – poprzez swój własny kanał, markę osobistą – będzie mogła dystrybuować dany program, a tym samym podnosić oglądalność.

Stąd wniosek nasuwa się sam: Dagmara dystrybuowała oglądalność. Została zaproszona do "Tańca z gwiazdami", a tym samym została nominowana na gwiazdę. Tyle na ten temat. Czemu winna jest Dagmara, że wzięła udział w takiej produkcji? Natomiast jest winna stręczycielstwa, czyli całej historii, za którą poniosła karę, odsiedziała swoje. W tej chwili upubliczniane są fakty, jak traktowała dziewczyny oraz pracowników. Jeżeli więc ktoś zatrudnił tę kobietę i miał świadomość wyroku, który nie był w zawiasach, więc odbyła karę w więzieniu, to oznacza, że rzeczy, które zrobiła, mogą przerażać. I teraz się wszyscy dziwią, że tak właśnie się dzieje, czym z kolei ja się dziwię. Po prostu zaryzykowali i wzięli sobie do programu osobę z taką przeszłością. Jej winy w tym nie widzę. Uważam, że odpokutowała swoje. Dostała szansę i mogłaby funkcjonować w przestrzeni medialnej, opowiadając chociażby o swojej resocjalizacji. Jeśli ma taką klikalność, to powinni zrobić z nią program, w którym autentycznie okazuje skruchę i pokazuje, że poniosła konsekwencje swoich niemoralnych czynów a dziś jest w innym miejscu. Powinna przestrzec innych, aby nie szli tą drogą. Wtedy taki program też byłby oglądany.

Tego chyba u niej zabrakło…

Dlatego prawdopodobnie taki program nie powstanie. Kobieta zaryzykowała "Taniec z gwiazdami". Zawsze mówię tak, jak się idzie pod latarnię, to ona będzie świecić i ujawni wszystkie zakamarki. Prędzej czy później nasze grzechy ujrzą światło dzienne. Dlatego warto jest głośno mówić o swoich błędach.

Przejdźmy teraz do przyjemniejszych tematów. Pani talent, osobowość oraz międzynarodowe sukcesy sprawiły, że jest Pani w rankingu magazynu "Forbes" jedną z najbardziej wpływowych kobiet w Polsce. Jak to Pani odbiera?

Jest to dla mnie oczywiście ogromna radość. Posiadam ponad setkę międzynarodowych wyróżnień, nagród, statuetek, tytułów i każde kolejne takie wyróżnienie jest potwierdzeniem mojej ciężkiej pracy, szczególnie że mówimy tutaj o marce osobistej, czyli nie ma to żadnego związku z moją marką modową, literacką czy malarską. Udzielam się też charytatywnie.

Moje działania w tych przestrzeniach zostały zauważone. Ranking obliczono jedynie na podstawie aktywności medialnej w prosty, matematyczny sposób. Nie przyznawało więc tego wyróżnienia tradycyjne jury, a matematyka nie kłamie. Odczuwam ogromną przyjemność z faktu, że znalazłam się tym rankingu dzięki swojej pracy, szczególnie tej literackiej w ostatnim czasie. Książki mają realny wpływ na to, ponieważ poruszam w nich ważne społecznie tematy i – mimo że są to książki sensacyjno-kryminalne – to jednak są w dużej mierze oparte na prawdzie. Mam więc nadzieje, że te historie niosą wartości społeczne, pokazując prawdę i fałsz tego blichtru.

Skoro już wspomniała Pani o książkach, to chciałam zapytać, co lub kto zainspirował Panią do napisania "Agencji"?

Po wydaniu "Gry w ludzi" napisało do mnie bardzo dużo kobiet. Wśród nich były dwie, które wprost dały do zrozumienia, że chcą się ze mną spotkać, aby opowiedzieć mi pewną historię. Tak się też stało, a jedną z nich poznałam poza granicami Polski. Byłam przerażona, wzruszona, ale też ogromnie współczułam im po tym, co usłyszałam. Obie zajmowały się seks biznesem.

Jedna z tych kobiet to prawie w stu procentach Stella. Druga natomiast to osoba, które w mojej ocenie daje się złapać na te wielkie pieniądze, więc przyzwala sobie na bycie luksusową prostytutką.

Pierwowzór Stelli to kobieta, która została wychowana na luksusową prostytutkę ku swojemu pełnemu przyzwoleniu. Później, mając talent, ogromną inteligencję, władając kilkoma językami, kończąc kolejne fakultety i dalej uprawiając najstarszy zawód świata, stworzyła potężny biznes. Już jako osoba starsza przeprowadziła się poza granice Polski. Koniecznie chciała, abym opisała jej historię. Będą dwie części, czyli przyczynę spotkania czytelnicy poznają w drugiej części. Wtedy też dowiedzą się, dlaczego opowiedziała mi swoją historię.

Czyli znajomość świata mody pomogła Pani w zrozumieniu tej historii…

Tak. Doskonale znam kulisy świata mody. Bywałam przecież na pokazach mody i sama je organizowałam. Wiem, co się dzieje za kulisami i na after party. Jestem osobą, która odniosła sukces w młodym wieku, ale ma też zbudowany poprzez wychowanie swój kręgosłup moralny. Pierwszą firmę założyłam w wieku 19 lat, a w wieku 30 lat byłam już osobą bardzo zamożną. Dlatego, kiedy podczas wyjazdów zagranicznych składano mi różne propozycje towarzyszenia w weekend czy na kawałek życia, to zawsze odmawiałam. Bardzo mnie to bawiło. Byłam przecież w stanie już wtedy sama kupić sobie luksusowe auto.

Eva Minge "Agencja" wywiad

Pani książka uczula czytelnika na takie sytuacje w mediach, ale nie ocenia.

Oczywiście nie osądzam postępowania kobiet, ale pokazuję, jaką się za to płaci cenę. Również nie ma mojego przyzwolenia na to, aby takie osoby udawały gwiazdy i były przykładem dla młodego pokolenia. Nie wyobrażam sobie, aby taiły to, czym się zajmują. A jeśli nie chcą o tym głośno mówić, to przynajmniej niech nie nakładają maski i nie funkcjonują w przestrzeni publicznej tak szeroko. Dla mnie to jest nieuczciwe. Nie zabraniam absolutnie nikomu wykonywać tego zawodu. Takie osoby istnieją. Zakładają specjalne profile i wprost ogłaszają, czym się zajmują.

W Polsce nie jest to jeszcze popularne, ale na świecie już tak. Informują w przestrzeni publicznej, że są gwiazdami filmów dla dorosłych czy są osobami do towarzystwa. To jest wybór i ciało tej osoby. Mogę się z nią spotkać, wypić kawę i porozmawiać, nie oceniając jej, ponieważ jestem ciekawa jej historii. Podobnie jak nie negowałam Stelli, która w książce nosi inne imię i wiele faktów na jej temat zostało zmienionych.

Staram się jej historią pokazać, w jaki sposób przez głupotę i brak świadomości można trafić do środowiska Epsteina. Opisuję więc wyspę, gdzie się to wszystko odbywa. Sama też otarłam się o ten świat podczas moich międzynarodowych podróży, więc coś tam widziałam.

Ktoś też mi ostatnio zarzucił, że skoro tak dokładnie opisałam tę historię, to z pewnością mam takie doświadczenia. Oczywiście, jest to nieprawda. Nigdy się nie zajmowałam tym zawodem, ponieważ nie potrafiłabym siebie sprzedawać w taki sposób.

Ma Pani rację. Nie trzeba być zabójcą, żeby grać zabójcę.

Oczywiście. Fakt, że Mróz pisze kryminały i w nich morduje, nie znaczy, że sam jest kryminalistą.

Cała historia w "Agencji" zaczyna się od konkursu piękności. Ostatnio sama miałam okazję obejrzeć Miss Polski 2024 i jestem pozytywnie zaskoczona poziomem kandydatek. Co Pani sądzi o takich wydarzeniach?

W tej kwestii bardzo wiele zmieniło, ale ogólnie jestem przeciwniczką konkursów piękności. Oczywiście musiałam do tego dorosnąć, słuchając wielu historii i będąc świadkiem różnych sytuacji. Nie oglądałam tego wydarzenia, ale zadam Pani jedno pytanie: czy dziewczyny pokazywały się tam w stroju kąpielowym?

Tak, ale przysłaniały się chustami, więc nie wyglądało to wulgarnie.

Czyli faktycznie coś się zmieniło. Nie chodzi o to, że mam coś przeciwko temu. Sama chodzę w stroju kąpielowym. Według mnie na takich konkursach głównie ocenia się proporcje ciała, dodatkowo, dając kobiecie jeszcze numerek na rękę jakby była koniem na wybiegu.

W konkursach piękności zawsze brały udział też dziewczyny bardzo wartościowe. Absolutnie więc nie sugeruję, że jeśli dziewczyna startowała w takim wydarzeniu, to od razu robiła coś złego. W przestrzeni publicznej przecież funkcjonują miss, które są bardzo wartościowe, wykształcone i zrobiły karierę, więc się rozwijają.

W jaki sposób więc łowi się na konkurach taką dziewczynę, która potem wychowuje się na luksusową prostytutkę?

W mojej książce mówię o tego rodzaju konkursach, ale nie są to imprezy popularne w przestrzeni medialnej. Pokazuję miejsca treningów czy tresury dla młodych dziewczyn. Część z nich nie ma z tym nic wspólnego, a część jest tam wsadzona, aby wykreować ich wizerunek, a potem markę. Przy okazji pokazuje im się i uczy się je wielu rzeczy. Te dziewczyny są wyłapywane i składa się im różne propozycje, a potem kieruje w różne miejsca. Jedne szykuje się na konkursy piękności, drugie stawia się na ścianki. Zaprasza się je w rozmaite przestrzenie medialne. Dopisuje się im pewne historie czy nawet karierę zagraniczną.

Ale to jest dość ryzykowne…

Dokładnie. Trzeba pamiętać, że dzisiaj jest dużo trudniej, ponieważ jeżeli ktoś wymyśli, że dana osoba była za granicą i ma z tego tytułu jakieś ogromne osiągnięcia, to w Internecie można szybko sprawdzić, czy jest to prawda. Kiedyś było zdecydowanie inaczej. Dzisiaj natomiast zbudowanej kariery celebrytki jest dużo trudniejsze. Dlatego konkurs piękności nie jest przestrzenią, w której dziewczyny przygotowuje się do jakiś nieetycznych zadań. Jest elementem budowania pewnych karier dla osób, które wcale nie muszą osiągać najwyższych stanowisk. Żeby zaistniały i żeby klient sprawdził, czy warto inwestować w taką dziewczynę, wystarczy, że pokażą się w konkursach regionalnych, których jest całe mnóstwo.

W drugiej części będę pisała o tzw. zamkniętych imprezach, na których to wszystko się dzieje. Takie sytuacje zdarzają się również na pokazach mody, gdzie dziewczyny są wyłapywane z wybiegów. Te same agencje przecież się właśnie tym zajmują. Co nie oznacza, że hodują w nich prostytutki. Absolutnie nie. Po prostu są to przestrzenie, gdzie dziewczyny chodzą po wybiegach i są zapraszani klienci, którzy sobie wybierają jakąś dziewczynę. Zostaje jej złożona propozycja, na którą się godzi lub nie. Nikt jej do niczego nie zmusza. Nie opisuję historii, w której się porywa dziewczyny. O tym była "Gra w ludzi".

Czyli jednak jest jakiś kamuflaż?

W "Agencji" opowiadam pewien kontekst sytuacji: dziewczyna buduje swoją markę, jest pokazywana jako osoba z wyższej półki, więc czuje się naprawdę celebrytką. To kupczenie ciałem jest kwestią wstydliwą, drugorzędną. Ta część pracy jest czymś, czego się nie pokazuje. Dziewczyna się rozwija, skończyła kilka fakultetów, a w pewnym momencie życia odkrywa cenę, jaką musi zapłacić za swoją drogę. Okazuje się, że z czasem staje się towarem przeterminowanym.

Jeżeli więc miała głowę na karku, nie zachłysnęła się luksusem, jeżeli klakierzy nie zaklaskali nadchodzącej burzy czy zmiany pogody, która – jak w życiu – w końcu musi nastąpić, a ona inwestowała w siebie, tak jak robiła to Stella, to ta kobieta się broni ekonomicznie. Jeśli chcecie wiedzieć jak, wystarczy przeczytać "Agencję". Jednak należy sobie zadać pytanie: czy obroni się psychicznie? Jaką cenę zapłaci za to, kim jest? Fakt, że stać ją na prywatny samolot czy na najpiękniejsze miejsca i przedmioty na świecie, nie oznacza, że jest osobą szczęśliwą.

Eva Minge "Agencja" wywiad

Czyli jednak życie na świeczniku ma swoją cenę…

Tak. Wtedy kiedy miałam pod domem trzy luksusowe samochody, a przecież nie miałam nic wspólnego z prostytucją. Prywatnie byłam bardzo nieszczęśliwa, ponieważ byłam żoną człowieka, który nie pozwalał mi i moim dzieciom być szczęśliwymi tak jak tego chciałam. Nachodziły mnie myśli samobójcze.

Trzeba pamiętać, że pieniądze czy udana kariera zawodowa nie stanowią o naszym szczęściu. A gdy wybierzemy sobie zawód, który w jakiś sposób wyklucza miłość, wyklucza warunki do stworzenia prawdziwej, głębokiej więzi z drugim człowiekiem, to okazuje się, że płacimy za to wysoką cenę. Zdarza się również, że poza wysoką ceną emocjonalną, moralną, płacimy jeszcze inną wysoką cenę.

Ale ta ich kariera w branży kiedyś się przecież skończy?

Dokładnie. W pewnym momencie stają się one produktem drugiej kategorii z powodu upływu czasu i częstego użytkowania. Wchodzą w drugi obieg, na przecenę, a z przeceny zostaną wrzucone do second-handu i tu zaczyna się dramat. A jeśli zdarza się, że taka osoba za dużo widzi, a jest jeszcze w pierwszym użyciu i trafia w ręce takiego Epsteina i ma do czynienia z osobami najbardziej znanymi na świecie, wie za dużo, więc potem rodzina nie może jej znaleźć.

Tu pokazuję cenę, jaką trzeba zapłacić za wybraną drogę. W żadnym razie nie oceniam, czy jest to dobra droga czy zła. Jeżeli ktoś chce to robić i dobrze się z tym czuje, nie wykorzystuje innych osób, a jeżeli nawet tak jest jak w przypadku Stelli, która w pewnym momencie nie pracuje już własnym ciałem, tylko, ku przyzwoleniu dziewczyn, prowadzi agencję, to dba o swoje podopieczne, dając im pełną opiekę prawną. A wtedy, kiedy one chcą odejść, pozwala im ułożyć sobie życie.

Za to właśnie cenię Stellę i, mimo wszystko, ją polubiłam.

Prawda? (śmiech) Przez to, że spędziłyśmy ze sobą wiele czasu i mamy ten kontakt do tej pory, poznałam, że jest naprawdę cudownym człowiekiem. Ona w pewnym momencie powiedziała: „Boże, co takiego zrobiłam sobie i innym ludziom! Muszę opowiedzieć tę historię”. Stella dzisiaj odpokutowuje i odpracowuje to, co zrobiła w swoim życiu.

Jakie były największe wyzwania podczas pisania "Agencji"?

Zawsze największym wyzwaniem dla autora jest tak ukryć głównego bohatera, żeby nie został on rozpoznany, aby nie został zlinczowany, aby nie zapłacił zbyt wysokiej ceny za swoją prawdę i szczerość. Chociaż na początku Stella miała pomysł, aby dać tej historii swoją twarz. Była nawet gotowa pokazać się w mediach. Odradziłam jej, ponieważ uznałam, że aż taka pokuta zupełnie nie jest jej potrzebna. Wtedy tę książkę musiałabym napisać dużo ostrożniej, dużo łagodniej, więc nie miałaby takiej wartości, ale pewnie sprzedawałaby się zdecydowanie lepiej i w krótkim czasie stałaby się bestsellerem. Uznałam jednak, że ta pokuta byłaby później dla niej nie do uniesienia.

W "Agencji" często podkreśla Pani fakt, że nie samą urodą dziewczyny zbudują swoją wartość i zrobią karierę. Równie ważne, co uroda, są inteligencja, wykształcenie i sposób bycia. Czym więc jest piękno według Evy Minge?

Piękno według Evy Minge zawsze bierze się od środka. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach każde piękno można zrekonstruować, naprawić czy dopasować do kanonów. Natomiast najbardziej wartościowe jest to, co mamy w środku. I Eva Minge, która ma dzisiaj 57 lat, mówi o tym szczerze i uczciwie. Piękno to aura czy energia, którą roztaczamy oraz świadomość życiowa, wysoko rozwinięta inteligencja emocjonalna, czyli to, o co ludzie najmniej dbają. Marzę o tym, aby ludzie wreszcie zaczęli dbać o swoją inteligencję emocjonalną, i żeby zaczęli ją rozwijać. Chciałabym, aby nauczyli się rozpoznawania emocji drugiego człowieka. Może wtedy nie będziemy się krzywdzili wzajemnie.

Oczywiście, to wykształcenie akademickie jest bardzo ważne, ale nic nie znaczy bez rozwoju naszej inteligencji emocjonalnej, naszej duchowości, bez dawania siebie innemu człowiekowi. Piękny człowiek to jest człowiek, który nie żyje tylko dla siebie, ale też potrafi żyć dla innych ludzi; to też jest człowiek świadomy, który potrafi przyznać się do błędów. Człowiek, który nie porzuca rzeczy, które mu w życiu nie wychodzą; nie porzuca ludzi w połowie drogi.

Kim jest Stella i Katarzyna? Co je łączy, a co dzieli?

(śmiech) A dlaczego w ogóle je Pani skojarzyła?

W sumie nie wiem, dlaczego. (śmiech)

Muszę Pani powiedzieć, że to praktycznie te same osoby, które powieliły swoje własne błędy. Ich historia zostanie szerzej opisana w drugiej książce, więc nie mogę za dużo zdradzać. Jednak w pewnym momencie Stella stała się wspólniczką Katarzyny.

Czym jest moralność według bohaterek "Agencji" i Evy Minge?

Dla Stelli moralność ma duże znaczenie, ale odkrywa ją krok po kroku. Na ogół, jak prześledzimy jej działania, to one są całkiem moralne, zachowuje się odpowiednio.

W tym kontekście musimy jednak pamiętać o dwóch rzeczach.

Żyjemy w czasach – szczególnie młode pokolenie – w których seks, ciało mają zdecydowanie inną wartość niż dla starszego pokolenia, z którego pochodzi Stella. Wtedy to był problem, natomiast dzisiaj ta granica się rozmydla, więc czy ktoś kupczy własnym ciałem, to wyłącznie jego sprawa. To jest jego własne ciało. Nie mnie oceniać.

Problem pojawia się wtedy, gdy ktoś wykorzystuje drugiego człowieka bez jego woli czy oszukuje go na miłość, co pokazywałam w „Grze w ludzi”, po to, żeby uczynić, z niego narzędzie do zarabiania czy dla własnej przyjemności. Ta pierwsza sytuacja jest oczywiście o wiele gorsza.

Powszechna jest manipulacja drugim człowiekiem i krzywdzenie go. To właśnie jest dla mnie niemoralne. Niemoralne jest dla mnie też to, że człowiek wyraża zgodę na pewne sytuacje, a my jako bardziej doświadczeni, wiemy, że robi to nieświadomie i nie wie, co go może spotkać, ale mimo tego, wykorzystujemy ten fakt.

Tak samo jest w przypadku Stelli. Uważam, że Stella nie odezwałaby się do mnie, gdyby jej moralność różniła się od mojej moralności. Czy ja bym stworzyła taką agencję i zajmowała się tym zawodem? Nie! Bo mam takie, a nie inne doświadczenia. Ona jednak ich nie miała. Nie wiedziała, ile będzie musiała zapłacić za ten biznes. Kiedy go tworzyła, nie miała świadomości ceny, jaką zapłacą jej dziewczyny i ona. Ja dzisiaj tą świadomość mam.

Kiedy byłam młoda i mogłam tej świadomości nie mieć, to pochodziłam z takiego domu i z takich czasów, gdzie seks, czyli miłość fizyczna była konsekwencją miłości duchowej. Dzisiaj są inne czasy.

Eva Minge "Agencja" wywiad

W czym tkwi siła Stelli?

Myślę, że w genetyce. Miałam fajnego, silnego ojca. Jej siła wynika z dzieciństwa, mimo że potem było tragiczne, to jednak pierwsze lata są bardzo ważne. Ojciec wtedy jest bardzo ważny. Wiem to po sobie, że jest zdecydowanie ważniejszy niż matka. Ją zbudował naprawdę silny i kochający ojciec. Potem przeżyła traumę, ale z dzieciństwa pozostała w niej wola i siła do walki. Co ciekawie, ma też wysoko rozwiniętą inteligencję emocjonalną.

To cechy, które pozwoliły jej przetrwać i wykorzystać ludzi, którzy chcieli ją wykorzystać. Mogła dokonać pewnego rodzaju hibernacji emocjonalnej, czyli teoretycznie dać się wykorzystać po to, żeby potem przejąć stery. Na początku robiła to trochę nieświadomie, ale na własnych zasadach wykorzystywała innych ludzi, manipulowała nimi.

To jednak pokażę w drugiej części. Stella najlepiej manipulowała czy sterowała tymi, którzy byli przekonani, że to ją wykorzystują. Swój sukces i swoją siłę zbudowała na mężczyznach, którzy byli przekonani, że ona sama jest tylko pionkiem w ich grze.

A dlaczego właściwie ci bogaci mężczyźni decydują się na towarzystwo takich młodych kobiet?

Rozmawiałam z niektórymi mężczyznami, których znałam, a którzy niekoniecznie korzystają z usług prostytutek, ale są związani z młodymi kobietami. Jednak nie są to wychowanki tego typu agencji. Oni mi mówią, że przychodzi w życiu taki moment, że mają w życiu wszystko i zaczynają sobie uświadamiać, że kończy im się życie, młodość. Dlatego ta młoda kobieta u boku jest dla nich właśnie takim synonimem młodości. Oni z partnerkę, która jest mniej dojrzała, rozmawiają. Poglądy młodych kobiet były i są świeże, naiwne, więc ci mężczyźni wracają razem z nimi do liceum i czują się z tym doskonale. Nie uważam, aby to było coś złego. Jeżeli przy tym nie ucierpiała starsza żona, to dlaczego im zabierać im tę młodość. Oni nie chcą się godnie starzeć, jak to się dzisiaj modnie mówi.

Czyli właściwie chodzi o relacje?

Oczywiście. W wielu przypadkach jest to też moda pokazywania się wśród kolegów. Licytowanie się na to, który ma młodszą, ładniejszą czy z większymi tytułami. Tak to wygląda z mojej obserwacji. Jest to pewnego rodzaju odmłodzenie. Ale są też sytuacje, gdzie obok życia rodzinnego jest tego utrzymanka w apartamencie.

Jakiego typu kobiety i dlaczego są gotowe na tego rodzaju pracę?

To są różne kobiety. Rozróżniam dwie kategorie.

Jedne chcą się znaleźć w tym świecie, bo im imponuje bogaty mężczyzna. Nie od dziś wiadomo, że zamożny, silny mężczyzna jest afrodyzjakiem. Kobieta natomiast z tyłu głowy ma zakodowane stworzenie rodziny i domu, więc szuka takiego partnera, który jej to zapewni. Mamy to głęboko zakorzenione, ale nie znaczy to od razu, że mężczyzna kupi swojej wybrance torebkę Channel. Nie zawsze o to chodzi. Są oczywiście tacy, którzy próbują to w ten sposób uprościć.

Są też kobiety, które szukają ojca, opiekuna. Są zagubione, więc ten mężczyzna da im po prostu poczucie bezpieczeństwa.

My nie możemy tego negować i wytykać, że jakaś kobieta chce mieć np. o 20 lat starszego partnera (co uważam dzisiaj za absolutnie żadną różnicę), albo o 40 lat starszego. To ich sprawa, ale upieram się przy tym, że trzeba im wskazywać, jakie mogą być konsekwencje.

A skoro już mówimy o konsekwencjach, to, na jakie niebezpieczeństwa mogą być narażone takie kobiety?

Szerzej opowiem o tym w drugiej części. W Agencji” już też wspomniałam, że w pewnym momencie towar staje się przeterminowany. Jeżeli uprawiamy płatną miłość, to trudno będzie ulokować prawdziwą, duchową miłość w połączeniu z fizyczną. To chyba są największe konsekwencje, czyli termin przydatności, wejście w niebezpieczne środowisko, co w wielu przypadkach dzieje się przypadkiem i nieświadomie. To właśnie opisuję w trylogii "Gra w ludzi" czy w książce "Ubierałam arabskie księżniczki". Ostatecznie można przecież stracić wolność, a nawet życie.

À propos książki "Ubierałam arabskie księżniczki". Czy będzie kontynuacja? Czekam z ciekawością na zakończenie tej historii (śmiech).

(śmiech) Myślę, że będzie, ponieważ wydawca nalega. Najpierw jednak będzie druga część "Agencji", a potem zabieramy się za kontynuację właśnie książki „Ubierałam arabskie księżniczki”.

Jakie są mity czy stereotypy, które chce Pani obalić w "Agencji"?

Pokazuję, jak wygląda świat, w którym dziwimy się pewnymi połączeniami mającymi podłoże ekonomiczne, społeczne czy pokoleniowe. Uświadamiam, jak można zostać żoną milionera, niekoniecznie spotykając go na ulicy czy na wycieczce. Mówię o konsekwencjach aranżowanych małżeństw. Takie praktyki obowiązują wciąż w wielu kulturach i religiach świata. Nic nowego nie mówię, ale tutaj przynajmniej od początku obie strony wyrażają na to zgodę. Tak przynajmniej było w agencji Stelli. Natomiast w "Grze w ludzi" jest odwrotnie.

Biznes seksualny kwitnie i ma się dobrze. Co należy zrobić, aby poprawić sytuację kobiet pracujących w tej branży?

Przede wszystkim należałoby poczynić ku temu jakiś ruch prawny, w którym kobiety mogłyby wykonywać ten zawód legalnie. Wtedy miałyby opiekę medyczną, prawną i oczywiście swoje prawa. Pamiętajmy, że jest to potężna branża. Oczywiście jesteśmy krajem katolickim, ale ten zawód będzie zawsze istniał i fakt, że jest niezgodny z prawem, niczego nie likwiduje. Ta sytuacja powoduje wyłącznie niebezpieczeństwa. Nawet jeśli istniałyby takie agencje czy domy, to wtedy obowiązywałyby umowy cywilno-prawne, byłyby zgody tych osób. Mogłyby nawet być kontrole pracy. Proste. Wiele krajów, np. Holandia, to ma.

Jakie wnioski po napisaniu "Agencji" Pani wyciągnęła? A jakie powinien wyciągnąć czytelnik?

Po przeczytaniu tej książki wiele czytelniczek do mnie pisze, że nie spodziewały się, że tak to wygląda. Mam więc nadzieję, że w społeczeństwie wygaśnie pewna naiwność czy zachwyt tym światem blichtru, wspaniałymi historiami, nierealnym instagramowo-fejsbukowym życiem. Mam też nadzieję, że nie będziemy patrzeć na siebie przez ich pryzmat i wciąż uznawać się za nieudaczników, którym nie dane było wejść do tego świata. Pokazuję w "Agencji", jaka naprawdę jest wielkość tej wartości.

Kiedy możemy się spodziewać drugiej części "Agencji"?

Myślę, że na późną jesień się ukaże, tak w okolicach listopada.

Dziękuję bardzo za poświęcony mi czas.

Również dziękuję i życzę wszystkiego dobrego.

Wszystkiego dobrego.

Rozmawiała 


Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.


Komentarze


Wyróżnione recenzje