[rozmowa o muzyce] Beata Przybytek: Jazz to nieustanne nadawanie tym samym utworom nowego życia
Beata Przybytek – wokalistka jazzowa pochodzące z Bielska-Białej. Wykładowca akademicki oraz kompozytorka. Obecnie pracuje nad nową płytą, której premiera ma nastąpić już niebawem. Rozmawiamy o jej inspiracjach, festiwalach oraz muzyce.
Jest Pani wykładowcą wokalistyki. Na co, jako pedagog, zwraca Pani szczególną uwagę w swojej pracy? Czego uczy Pani swoich studentów?
Beata Przybytek: Jako pedagog staram się zwracać uwagę na muzyczną wrażliwość i indywidualność studentów. Przede wszystkim, nauczyć ich nauczyć otwartego podejścia do muzyki, ze szczególnym uwzględnieniem wyrazu artystycznego – przekazania emocji oraz treści. Oczywiście, praca jest wielowymiarowa, ponieważ pracujemy zarówno nad techniką, jak i repertuarem. Natomiast, celem jest osiągnięcie wolności interpretacyjnej oraz odwaga w kreowaniu własnych muzycznych wizji, dźwięków. Technika jest tylko środkiem, który pomaga te cele osiągnąć.
A Pani gdzie szuka tych własnych muzycznych wizji? Czy są to raczej ludzie, wydarzenia, a może konkretne miejsca?
Inspiracji nie szukam – przychodzi do mnie sama… Najczęściej w tekście, do którego staram się napisać muzykę. Zdarza się, że tekst, posiadając charakterystyczny rytm i historię, niejako „przemawia” od razu i dźwięki niemal same układają się w głowie. Czasem ten proces jest znacznie bardziej skomplikowany, więc komponowanie zamienia się w trudną pracą nad uzyskaniem satysfakcjonującego efektu… Natomiast, jeśli chodzi o śpiew, z całą pewnością inspirują mnie muzycy, z którymi współpracuję. Wspólne muzykowanie to cudowna interakcja, rodzaj niepowtarzalnej przygody, gdzie słuchając się wzajemnie, można przeżyć spontaniczne muzyczne uniesienia.
Co takiego ma w sobie jazz, czego brakuje w innych gatunkach muzycznych?
Jazz to gatunek, którego, według mnie, cechą charakterystyczną jest nieprzewidywalność i niepowtarzalność. Jest nastawiony na improwizację, intuicyjność, indywidualność. Na pewno nie należy do gatunków łatwych w odbiorze. Wymaga dość sporej dozy skupienia, otwartości w nadążaniu za dźwiękami zarówno od słuchaczy, jak i muzyków. W innych gatunkach utwory są raczej zamkniętą całością, gdzie główną ideą jest wierne odtworzenie – w muzyce jazzowej przebiega to inaczej: każde wykonanie jest inne. To nieustanne nadawanie tym samym utworom nowego życia.
No właśnie, jazz to improwizacja, wolność twórcza, jak Pani powiedziała "nadawanie tym samym utworom nowego życia". W czym u Pani się ona dokładnie przejawia?
W tej chwili jestem na etapie, gdzie wykonuję prawie tylko swoje piosenki. Choć wywodzę się z muzyki jazzowej, to moje utwory paradoksalnie mają formę piosenek. Natomiast o ich jazzowym charakterze decyduje kilka czynników – jazzowa harmonia, frazowanie, elementy improwizacji, bluesa, a przede wszystkim zespół, w skład którego wchodzą wybitni jazzowi instrumentaliści. Mimo że piosenki są dokładnie zaaranżowane, każde wykonanie jest inne – spontaniczne, "świeże". Dzięki temu nie ma rutyny. Zawsze występuje skupienie, radość, energia i ekscytacja.
A jakie warunki muszą być spełnione, aby powstał dobry utwór muzyczny?
To trudne pytanie. Pozwolę sobie przytoczyć słowa Wojciecha Kilara: "Prawdziwie wartościowe są tylko te utwory, które wykonawcy chcą grać, a publiczność słuchać".
Mówi się o Pani, że jest najciekawszym głosem jazzowym w Polsce, a kto dla Pani jest tym najciekawszym głosem w kraju i za granicą?
Tego typu stwierdzenia zawsze wprawiają mnie w zakłopotanie… Zwłaszcza że w przypadku muzyki, odbiór zawsze jest subiektywny. Natomiast artystów, którzy mnie zachwycają i inspirują, jest cała rzesza. Nie mam gotowego rankingu tych "naj", ale wśród nich znajduje się Dianne Reeves, Diana Krall, Cassandra Wilson, Gregory Porter, Sting. Z polskich wokalistów bardzo wysoko cenię Lorę Szafran, Ewę Bem, Grażynę Łobaszewską, Stanisława Soykę.
Same wielkie nazwiska. Brała Pani udział w wielu polskich i zagranicznych festiwalach jazzowych. Które z nich uważa Pani za najważniejsze?
Z polskich festiwali na pewno do najważniejszych zaliczam Bielską Zadymkę Jazzową, na której występowałam kilkukrotnie oraz Jazz Jamboree w Warszawie. Jeśli chodzi o festiwale zagraniczne – dobrze wspominam Jazz En Nord we Francji. Ogromnym przeżyciem był też koncert na festiwalu w Mińsku, gdzie wystąpiliśmy przed 10-tysięczną publicznością…
To musiało być niezwykłe wydarzenie. Co jednak było u Pani momentem przełomowym? Co przeważyło na Pani dalszym życiu i spowodowało, że jest Pani teraz w tym miejscu, czyli na scenie?
Takich momentów pewnie było kilka, jednak wymienię dwa najważniejsze: pierwszy to debiutancki koncert w ramach Bielskiej Zadymki Jazzowej w 2002 r., który w rezultacie otworzył mi drogę do nagrania i wydania pierwszej płyty ("You Don’t Know What Love Is", Polskie Radio Katowice, 2003), a drugi, to wydanie albumu "I’m Gonna Rock You" (FLID, 2012) – płyty, przy której odkryłam w sobie potencjał kompozytorski i która dała wiele radości mnie, moim muzykom i, miejmy nadzieję, słuchaczom…
I to ten album sprawił Pani największą radość?
Tak, "I’m Gonna Rock You", gdyż po raz pierwszy pracowałam nad autorskim repertuarem. Teksty napisała Alicja Maciejowska. Już samo odkrycie, że potrafię pisać piosenki, spowodowało u mnie nieprawdopodobną radość. Fenomenalne instrumentalne wykonanie zaproszonych przeze mnie muzyków – wręcz euforię… Każdy z tych utworków traktuję niemal jak swoje "dziecko".
Z czego jest Pani najbardziej dumna w życiu zawodowym i prywatnym?
Z czego jestem dumna? Hmm… Najbardziej z tego, że mogę robić to, co kocham oraz że moja pasja przerodziła się w wykonywany zawód i że moje największe marzenie się spełniło.
Mówi się, że jazz jest gatunkiem dla "wybranych". Nie wszyscy są w stanie go słuchać i zrozumieć te wszystkie dźwięki. Czy Pani też tak uważa? Kim są wobec tego odbiorcy Pani muzyki?
Uważam, że jazz nie jest muzyką łatwą w odbiorze. Wymaga otwartości, ciekawości, ale im bliżej się pozna, tym bardziej fascynuje i tym bardziej się docenia... Jest to pewien proces. Moi odbiorcy to niekoniecznie znawcy czy pasjonaci jazzu. Piosenki, które śpiewam – być może przez wyraźnie zarysowane melodie i często rytmiczny charakter – mogą podobać się szerszej publiczności. Wielokrotnie zdarzyło się, że po koncercie przychodzili zachwyceni ludzie, mówiąc, że na co dzień nie słuchają jazzu i – mało tego – nie wiedzieli, że może być taki wspaniały… Dla mnie to największa radość oraz satysfakcja, że nasze dźwięki przekonały kogoś do niby nielubianego gatunku.
Musiała być Pani wtedy bardzo dumna. Nawet w Akademii Muzycznej istnieje Instytut Jazzu. Dlaczego jest on taki ważny jako gatunek? Czy to prawda, że jest on początkiem muzyki?
Myślę, że to raczej blues uważany jest za początek muzyki rozrywkowej. Natomiast studiowanie muzyki jazzowej pomaga rozwijać kreatywność muzyczną i indywidualność. Zdobycie warsztatu z całą pewnością stanowi ważną bazę. Jest dobrym punktem wyjścia w przygotowaniu do wykonywania zawodu profesjonalnego muzyka.
Czego słucha Pani prywatnie, podczas jazdy samochodem, w trasie lub gdy Pani odpoczywa. Czy zawsze są to te same utwory? Czy jednak muzyka jest odzwierciedleniem Pani nastroju?
Może to zabrzmi dziwnie, ale nie lubię słuchać muzyki w samochodzie i najlepiej odpoczywam… w ciszy. Przez to, że z muzyką obcuję na co dzień, że nią oddycham i przeżywam, a doznania są tak intensywne – muszę od niej odpoczywać. Natomiast, kiedy słucham, jest to rodzaj celebracji. Nie słucham jej "w tle". Utwory wybieram z rozmysłem w zależności od nastroju.
Nad czym obecnie Pani pracuje? Podczas naszej krótkiej rozmowy przed tym wywiadem wspomniała Pani o nowej płycie. Co nowego szykuje więc Pani dla swoich fanów?
Aktualnie kończę pracę nad nowym albumem. Piosenki powstawały na przestrzeni kilku ostatnich lat. Aranżacjami i produkcją, podobnie jak w przypadku poprzedniej płyty, zajął się Tomasz Kałwak. Jest to producent, który zachwyca nie tylko oryginalnymi pomysłami, muzykalnością, ale i wszechstronnością. Właśnie dzięki niemu płyta będzie dopieszczona, dopracowana do najmniejszego szczegółu. Tym razem brzmienie akustyczne przeplata się ze światem dyskretnej elektroniki. Stylistycznie będzie to album mocno eklektyczny, bardzo zróżnicowany.
Kiedy ewentualnie nowy album ujrzy światło dziennie i czym tym razem będzie Pani zaskakiwać?
Premiera płyty planowana jest na koniec listopada. Jakiś czas temu ukazał się singiel pt. "I Had A Chat" zapowiadający mój nowy album, w którym śpiewam w duecie z Beatą Bednarz. Pewną nowością będzie to, że pojawi się kilka utworów w języku polskim – dotychczas słuchacze znali mnie głównie z anglojęzycznego repertuaru. Wszystkie utwory są moimi kompozycjami. Za to teksty napisali: Alicja Maciejowska, Grzegorz Wasowski i Dariusz Dusza. Wyjątkiem jest piosenka Jakuba Chmielarskiego do tekstu Andrzeja Poniedzielskiego, która pojawi się jako bonus.
Tak na zakończenie chciałam spytać o Bielsko-Białą, z której Pani pochodzi. Z czym się Pani kojarzy to miasto? Które z miejsc uznałaby Pani za najważniejsze? Do których najchętniej Pani powraca i dlaczego?
Nie tylko pochodzę z Bielska-Białej, ale na co dzień w nim mieszkam. Jest to miasto dla mnie szczególne – mam tu najbliższą rodzinę, przyjaciół. Tu się wychowałam i chodziłam do szkoły. Tutaj też stawiałam pierwsze muzyczne kroki. Lubię je z wielu powodów – za to, że nie jest wielkomiejską aglomeracją, za architekturę, za świetne możliwości turystyczne, a przede wszystkim, za ofertę kulturalną. Bielsko-Biała to miasto sprzyjające kulturze i artystom.
Jest Pani wykładowcą wokalistyki. Na co, jako pedagog, zwraca Pani szczególną uwagę w swojej pracy? Czego uczy Pani swoich studentów?
Beata Przybytek: Jako pedagog staram się zwracać uwagę na muzyczną wrażliwość i indywidualność studentów. Przede wszystkim, nauczyć ich nauczyć otwartego podejścia do muzyki, ze szczególnym uwzględnieniem wyrazu artystycznego – przekazania emocji oraz treści. Oczywiście, praca jest wielowymiarowa, ponieważ pracujemy zarówno nad techniką, jak i repertuarem. Natomiast, celem jest osiągnięcie wolności interpretacyjnej oraz odwaga w kreowaniu własnych muzycznych wizji, dźwięków. Technika jest tylko środkiem, który pomaga te cele osiągnąć.
A Pani gdzie szuka tych własnych muzycznych wizji? Czy są to raczej ludzie, wydarzenia, a może konkretne miejsca?
Inspiracji nie szukam – przychodzi do mnie sama… Najczęściej w tekście, do którego staram się napisać muzykę. Zdarza się, że tekst, posiadając charakterystyczny rytm i historię, niejako „przemawia” od razu i dźwięki niemal same układają się w głowie. Czasem ten proces jest znacznie bardziej skomplikowany, więc komponowanie zamienia się w trudną pracą nad uzyskaniem satysfakcjonującego efektu… Natomiast, jeśli chodzi o śpiew, z całą pewnością inspirują mnie muzycy, z którymi współpracuję. Wspólne muzykowanie to cudowna interakcja, rodzaj niepowtarzalnej przygody, gdzie słuchając się wzajemnie, można przeżyć spontaniczne muzyczne uniesienia.
Co takiego ma w sobie jazz, czego brakuje w innych gatunkach muzycznych?
Jazz to gatunek, którego, według mnie, cechą charakterystyczną jest nieprzewidywalność i niepowtarzalność. Jest nastawiony na improwizację, intuicyjność, indywidualność. Na pewno nie należy do gatunków łatwych w odbiorze. Wymaga dość sporej dozy skupienia, otwartości w nadążaniu za dźwiękami zarówno od słuchaczy, jak i muzyków. W innych gatunkach utwory są raczej zamkniętą całością, gdzie główną ideą jest wierne odtworzenie – w muzyce jazzowej przebiega to inaczej: każde wykonanie jest inne. To nieustanne nadawanie tym samym utworom nowego życia.
No właśnie, jazz to improwizacja, wolność twórcza, jak Pani powiedziała "nadawanie tym samym utworom nowego życia". W czym u Pani się ona dokładnie przejawia?
W tej chwili jestem na etapie, gdzie wykonuję prawie tylko swoje piosenki. Choć wywodzę się z muzyki jazzowej, to moje utwory paradoksalnie mają formę piosenek. Natomiast o ich jazzowym charakterze decyduje kilka czynników – jazzowa harmonia, frazowanie, elementy improwizacji, bluesa, a przede wszystkim zespół, w skład którego wchodzą wybitni jazzowi instrumentaliści. Mimo że piosenki są dokładnie zaaranżowane, każde wykonanie jest inne – spontaniczne, "świeże". Dzięki temu nie ma rutyny. Zawsze występuje skupienie, radość, energia i ekscytacja.
A jakie warunki muszą być spełnione, aby powstał dobry utwór muzyczny?
To trudne pytanie. Pozwolę sobie przytoczyć słowa Wojciecha Kilara: "Prawdziwie wartościowe są tylko te utwory, które wykonawcy chcą grać, a publiczność słuchać".
Mówi się o Pani, że jest najciekawszym głosem jazzowym w Polsce, a kto dla Pani jest tym najciekawszym głosem w kraju i za granicą?
Tego typu stwierdzenia zawsze wprawiają mnie w zakłopotanie… Zwłaszcza że w przypadku muzyki, odbiór zawsze jest subiektywny. Natomiast artystów, którzy mnie zachwycają i inspirują, jest cała rzesza. Nie mam gotowego rankingu tych "naj", ale wśród nich znajduje się Dianne Reeves, Diana Krall, Cassandra Wilson, Gregory Porter, Sting. Z polskich wokalistów bardzo wysoko cenię Lorę Szafran, Ewę Bem, Grażynę Łobaszewską, Stanisława Soykę.
Same wielkie nazwiska. Brała Pani udział w wielu polskich i zagranicznych festiwalach jazzowych. Które z nich uważa Pani za najważniejsze?
Z polskich festiwali na pewno do najważniejszych zaliczam Bielską Zadymkę Jazzową, na której występowałam kilkukrotnie oraz Jazz Jamboree w Warszawie. Jeśli chodzi o festiwale zagraniczne – dobrze wspominam Jazz En Nord we Francji. Ogromnym przeżyciem był też koncert na festiwalu w Mińsku, gdzie wystąpiliśmy przed 10-tysięczną publicznością…
To musiało być niezwykłe wydarzenie. Co jednak było u Pani momentem przełomowym? Co przeważyło na Pani dalszym życiu i spowodowało, że jest Pani teraz w tym miejscu, czyli na scenie?
Takich momentów pewnie było kilka, jednak wymienię dwa najważniejsze: pierwszy to debiutancki koncert w ramach Bielskiej Zadymki Jazzowej w 2002 r., który w rezultacie otworzył mi drogę do nagrania i wydania pierwszej płyty ("You Don’t Know What Love Is", Polskie Radio Katowice, 2003), a drugi, to wydanie albumu "I’m Gonna Rock You" (FLID, 2012) – płyty, przy której odkryłam w sobie potencjał kompozytorski i która dała wiele radości mnie, moim muzykom i, miejmy nadzieję, słuchaczom…
I to ten album sprawił Pani największą radość?
Tak, "I’m Gonna Rock You", gdyż po raz pierwszy pracowałam nad autorskim repertuarem. Teksty napisała Alicja Maciejowska. Już samo odkrycie, że potrafię pisać piosenki, spowodowało u mnie nieprawdopodobną radość. Fenomenalne instrumentalne wykonanie zaproszonych przeze mnie muzyków – wręcz euforię… Każdy z tych utworków traktuję niemal jak swoje "dziecko".
Z czego jest Pani najbardziej dumna w życiu zawodowym i prywatnym?
Z czego jestem dumna? Hmm… Najbardziej z tego, że mogę robić to, co kocham oraz że moja pasja przerodziła się w wykonywany zawód i że moje największe marzenie się spełniło.
Mówi się, że jazz jest gatunkiem dla "wybranych". Nie wszyscy są w stanie go słuchać i zrozumieć te wszystkie dźwięki. Czy Pani też tak uważa? Kim są wobec tego odbiorcy Pani muzyki?
Uważam, że jazz nie jest muzyką łatwą w odbiorze. Wymaga otwartości, ciekawości, ale im bliżej się pozna, tym bardziej fascynuje i tym bardziej się docenia... Jest to pewien proces. Moi odbiorcy to niekoniecznie znawcy czy pasjonaci jazzu. Piosenki, które śpiewam – być może przez wyraźnie zarysowane melodie i często rytmiczny charakter – mogą podobać się szerszej publiczności. Wielokrotnie zdarzyło się, że po koncercie przychodzili zachwyceni ludzie, mówiąc, że na co dzień nie słuchają jazzu i – mało tego – nie wiedzieli, że może być taki wspaniały… Dla mnie to największa radość oraz satysfakcja, że nasze dźwięki przekonały kogoś do niby nielubianego gatunku.
Musiała być Pani wtedy bardzo dumna. Nawet w Akademii Muzycznej istnieje Instytut Jazzu. Dlaczego jest on taki ważny jako gatunek? Czy to prawda, że jest on początkiem muzyki?
Myślę, że to raczej blues uważany jest za początek muzyki rozrywkowej. Natomiast studiowanie muzyki jazzowej pomaga rozwijać kreatywność muzyczną i indywidualność. Zdobycie warsztatu z całą pewnością stanowi ważną bazę. Jest dobrym punktem wyjścia w przygotowaniu do wykonywania zawodu profesjonalnego muzyka.
Czego słucha Pani prywatnie, podczas jazdy samochodem, w trasie lub gdy Pani odpoczywa. Czy zawsze są to te same utwory? Czy jednak muzyka jest odzwierciedleniem Pani nastroju?
Może to zabrzmi dziwnie, ale nie lubię słuchać muzyki w samochodzie i najlepiej odpoczywam… w ciszy. Przez to, że z muzyką obcuję na co dzień, że nią oddycham i przeżywam, a doznania są tak intensywne – muszę od niej odpoczywać. Natomiast, kiedy słucham, jest to rodzaj celebracji. Nie słucham jej "w tle". Utwory wybieram z rozmysłem w zależności od nastroju.
Nad czym obecnie Pani pracuje? Podczas naszej krótkiej rozmowy przed tym wywiadem wspomniała Pani o nowej płycie. Co nowego szykuje więc Pani dla swoich fanów?
Aktualnie kończę pracę nad nowym albumem. Piosenki powstawały na przestrzeni kilku ostatnich lat. Aranżacjami i produkcją, podobnie jak w przypadku poprzedniej płyty, zajął się Tomasz Kałwak. Jest to producent, który zachwyca nie tylko oryginalnymi pomysłami, muzykalnością, ale i wszechstronnością. Właśnie dzięki niemu płyta będzie dopieszczona, dopracowana do najmniejszego szczegółu. Tym razem brzmienie akustyczne przeplata się ze światem dyskretnej elektroniki. Stylistycznie będzie to album mocno eklektyczny, bardzo zróżnicowany.
Kiedy ewentualnie nowy album ujrzy światło dziennie i czym tym razem będzie Pani zaskakiwać?
Premiera płyty planowana jest na koniec listopada. Jakiś czas temu ukazał się singiel pt. "I Had A Chat" zapowiadający mój nowy album, w którym śpiewam w duecie z Beatą Bednarz. Pewną nowością będzie to, że pojawi się kilka utworów w języku polskim – dotychczas słuchacze znali mnie głównie z anglojęzycznego repertuaru. Wszystkie utwory są moimi kompozycjami. Za to teksty napisali: Alicja Maciejowska, Grzegorz Wasowski i Dariusz Dusza. Wyjątkiem jest piosenka Jakuba Chmielarskiego do tekstu Andrzeja Poniedzielskiego, która pojawi się jako bonus.
Tak na zakończenie chciałam spytać o Bielsko-Białą, z której Pani pochodzi. Z czym się Pani kojarzy to miasto? Które z miejsc uznałaby Pani za najważniejsze? Do których najchętniej Pani powraca i dlaczego?
Nie tylko pochodzę z Bielska-Białej, ale na co dzień w nim mieszkam. Jest to miasto dla mnie szczególne – mam tu najbliższą rodzinę, przyjaciół. Tu się wychowałam i chodziłam do szkoły. Tutaj też stawiałam pierwsze muzyczne kroki. Lubię je z wielu powodów – za to, że nie jest wielkomiejską aglomeracją, za architekturę, za świetne możliwości turystyczne, a przede wszystkim, za ofertę kulturalną. Bielsko-Biała to miasto sprzyjające kulturze i artystom.
Natomiast miejscem, do którego najchętniej powracam, jest Rynek tętniący pozytywną energią, gdzie zawsze można spotkać znajomych i czasem dawno niewidzianych ludzi.
Rozmawiała
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Zawsze mnie inetersował jazz , ale jakoś nigdy nie było okazji rozwinąć te zainteresowania...
OdpowiedzUsuń