[rozmowa o książce] Windsorowie – opera mydlana przełomu XX i XXI wieku
Windsorowie – jedna z najsłynniejszych rodzin panujących na świecie. Znają ich wszyscy. Jedni kochają, inni darzą ich niechęcią. I chociaż wielu zazdrości im statusu, bogactwa czy popularności, to ich życie wcale już takie kolorowe nie jest. Wystarczy, chociażby, wspomnieć skandal związany z małżeństwem księcia Karola i Diany, aby zrozumieć, że borykają się oni z tymi samymi problemami, co zwykli śmiertelnicy. Mają wady i zalety jak każdy. I o tym właśnie pisze w swojej książce pt. "Windsorowie. Celebryci, nudziarze, skandaliści" Iwona Kienzler.
Skąd pomysł na to, że Polka pisze o brytyjskiej rodzinie królewskiej zamiast o polskich prezydentach czy krezusach?
Iwona Kienzler: Ależ o polskich prezydentach także pisałam i to niejeden raz, przy czym byli to prezydenci z czasów II RP – Wojciechowski i Mościcki. Zainteresowanych odsyłam do moich dwóch książek Romanse na szczytach władzy Wydawnictwa Bellona oraz Kobiety niepodległości Wydawnictwa Lira. Można nawet uznać, że o krezusach też pisałam, gdyż bohaterami mojej publikacji, Arystokracja. Romanse i miłości w XX stuleciu są właśnie członkowie niegdyś możnych i wpływowych rodów polskich: Potockich, Sapiehów, Zamoyskich czy Radziwiłłów, aczkolwiek nie wszystkich opisanych tam arystokratów można uznać za bogaczy. Jak Pani zauważyła, moje zainteresowania skupiają się głównie na historii, tej odległej i bliższej, ale dla królewskiej rodziny brytyjskiej zrobiłam wyjątek, wszak większość z opisywanych w tej publikacji członków klanu Windsorów wciąż żyje i miewa się całkiem nieźle. Szczerze mówiąc, pomysł publikacji na temat brytyjskiej rodziny królewskiej pojawił się przy okazji pisania biografii księżnej Diany na zamówienie Świata Książki. Tematyka okazała się niebywale interesująca i rozległa. Wszystko to zaowocowało kolejną publikacją, ale miejmy nadzieję, że nie ostatnią na ten temat.
Ile czasu trwało zbieranie materiałów do książki i gdzie ich Pani poszukiwała? Kto pomógł Pani w ich zebraniu?
Szczerze mówiąc, szlaki przetarłam już przy okazji pisania publikacji o nieodżałowanej księżnej Walii, Królowej Ludzkich Serc. Akurat w przypadku Windsorów materiały są wyjątkowo łatwo dostępne. Prawdziwe schody pojawiają się przy okazji prac nad publikacjami dotyczącymi zamierzchłej historii Polski i Europy. Na szczęście, niebywale pracochłonne zadanie researchu powierzyłam mojej współpracownicy, Sylwii Łapce-Gołębiowskiej, która pracowicie przegląda wszelkie dostępne materiały – zarówno te w formie książkowej, jak i te dostępne w Internecie, w tym skany dokumentów z epoki udostępnione zwykłym zjadaczom chleba przez większość szacownych bibliotek. Zapewniam Panią, iż szukanie materiałów do publikacji poświęconej rodzinie Elżbiety II to bułka z masłem w porównaniu do prac w tym zakresie przy okazji przygotowania książek o Piastach, a nawet Jagiellonach.
Dlaczego zainteresowała się Pani tematem życia dynastii Windsorów? Dlatego, że temat jest medialny czy faktycznie Panią interesuje?
Nie wiem, czy w obecnych czasach ktokolwiek może nie interesować się sprawami domu panującego w Zjednoczonym Królestwie, wszak media bombardują nas informacjami na temat Windsorów niemal bez przerwy. Szczerze mówiąc, nie pamiętam dnia, kiedy nie było wzmianki o krewnych królowej na portalach internetowych, a od kiedy do tej szacownej rodziny weszła amerykańska aktorka, Meghan Markle, zainteresowanie przybrało jeszcze na sile. Tym bardziej że aktualna księżna Sussex jest ciemnoskóra, a ponadto ma za sobą małżeństwo oraz nieformalny związek i słynie z feministycznych poglądów stojących w jawnej sprzeczności z konserwatywnym domem królewskim. Jeżeli o mnie chodzi, to historią Anglii interesowałam się jeszcze jako uczennica szkoły średniej, a wszystko za sprawą losów żon jednego z największych macho, jakim przyszło zasiadać kiedykolwiek na tronie – króla Henryka VIII Tudora, spopularyzowanych przez literaturę i kinematografię. A potem sięgnęłam po biografię jego córki, której narodziny były dla niego jednym wielkim rozczarowaniem, a która okazała się jedną z największych władczyń w historii Europy – Elżbiety I. Poświęciłam jej zresztą jeden z rozdziałów książki pt. "Europa jest kobietą". Kolejny rozdział tej publikacji dedykowany był innej królowej – Wiktorii, nie bez przyczyny nazywanej babcią Europy, której potomkami są przecież współcześni Windsorowie.
W jakich kategoriach jest postrzegana monarchia brytyjska? Czym ona jest dla świata, Wielkiej Brytanii i wreszcie dla samych Brytyjczyków?
W oczach całego świata monarchia brytyjska, a przede wszystkim sama królowa, jej dzieci, wnuki, a teraz także prawnuki, stanowią zapewne urzeczywistnienie baśni czytanych w dzieciństwie. Poza tym każdy z nas ma ochotę sprawdzić, czy jak głosi popularna piosenka "Cysorz", a w tym przypadku królowa, naprawdę ma tak "klawe życie", jak się nam maluczkim wydaje. Kiedy dowiadujemy się, że rzeczywistość na dworze królewskim daleka jest od bajki, to chyba czujemy ulgę, że nawet błękitna krew nie chroni nikogo przed pozornie błahymi problemami.
Bez wątpienia rodzina królewska jest żywym symbolem Wielkiej Brytanii. Niemal każdy na pytanie, "z czym lub kim kojarzy się to państwo", odpowie właśnie, że z Elżbietą II i Windsorami. Sama monarchini cieszy się wielkim poważaniem wśród swoich poddanych, gdyż Elżbieta jest przez Brytyjczyków bardzo szanowana, aczkolwiek trudno powiedzieć, żeby była darzona miłością. Każdy, kto interesuje się tą tematyką, wie, że przez poddanych była kochana jej matka, Królowa Matka, prababcia Williama i Harry’ego, jak również sama księżna Diana, aczkolwiek w przypadku tej ostatniej był czas, kiedy straciła tę sympatię. Samej Elżbiecie, matce i aktualnie panującej królowej, nie zdarzyło się to nigdy. Natomiast jej matka była ceniona nie tylko za image ciepłej starszej damy, nie do końca zgodny z rzeczywistością, ale także za umiejętność trzymania w ryzach całego dworu i swojej krnąbrnej rodziny, ponieważ Windsorowie prawie zawsze sprawiali mniejsze lub większe problemy i mieli na swoim sumieniu najróżniejsze wybryki (po szczegóły odsyłam do mojej publikacji). A ona miała wyjątkową umiejętność pacyfikowania nawet najbardziej niegrzecznych krewnych… W zasadzie jej śmierć oznacza koniec bezgranicznej miłości poddanych do całej rodziny królewskiej.
Z kolei aktualnie panująca Elżbieta II ceniona jest za swoje podejście do pełnionego przez siebie urzędu, który – podobnie jak koronę – odziedziczyła po swoim ojcu. Ona sama niemal na każdym kroku podkreśla, że istnienie monarchii jest wręcz esencją Zjednoczonego Królestwa i udało się jej przekonać do tego zdecydowaną większość poddanych. Poza tym zdołała utrzymać majestat korony i całego dworu pomimo serii skandali, które wstrząsnęły rodziną królewską, głównie za sprawą zbuntowanej księżniczki Małgorzaty, a potem synowych Elżbiety – Diany i Sarah Fergusson. Niebywale istotne jest, że – mimo zaawansowanego wieku – wciąż jest niezwykle aktywna i bierze udział we wszystkich uroczystościach. Bez wątpienia, ta szacowna, zażywna i sprawna intelektualnie dama dla wielu jest po prostu symbolem stabilności i tradycji, a to w naszych niespokojnych czasach jest bardzo ważne.
Co różni rodzinę brytyjską rodzinę królewską od innych rodów panujących w Europie? Przecież jest ich dość sporo, a dla świata właściwie medialnie liczy się tylko tak jedna…
Wbrew pozorom jest to zasługa samego domu panującego. Nawiasem mówiąc, już Elżbieta I dbała o swój wizerunek w oczach poddanych, każąc malować swoje portrety według specjalnego szablonu, dlatego na większości z nich widzimy młodą kobietę bez oznak upływającego czasu, a rzeczywistość nie była przecież tak różowa. Ta w gruncie rzeczy drobna kobieta, przedstawiana jest na obrazach we władczej pozie i w kapiących od złota sukniach z wysokimi kołnierzami bądź kryzami. Wszystko po to, aby podkreślić jej monarszy majestat. Zresztą wspomniane klejnoty były dobierane wyjątkowo starannie zgodnie z – dziś już zapomnianą – symboliką im przypisywaną. I tak: rubiny wskazywały na to, że osoba je nosząca kieruje się w życiu rozumem, natomiast perły to odwieczny symbol czystości i niewinności – w sam raz dla Królowej Dziewicy, na którą się kreowała córka Henryka VIII. Z kolei królowa Wiktora obrała inną strategię: prezentowała się światu jako matka sporej gromadki dzieci, a miała ich dziewięcioro. Proszę zwrócić uwagę, że jej nadworny malarz, Franz Winterhalter (autor najsłynniejszego portretu cesarzowej Sissi) stylizował samą monarchinię, jej małżonka i dzieci, wzorując się na obrazach przedstawiających… Świętą Rodzinę. Był to celowy zabieg, wymierzony w rozpropagowanie – jakbyśmy to dziś powiedzieli – image’u rodziny królewskiej, czyli kochającego się małżeństwa otoczonego gromadką uroczych dziatek stanowiącego wzór do naśladowania przez wszystkich poddanych Jej Królewskiej Wysokości. Jednak potęgę mediów doceniono dopiero za panowania dziadka aktualnej królowej, Jerzego V. To właśnie wówczas lord Stamfordham – osobisty sekretarz Jerzego V, Clive Wigram – wielki zwolennik tworzenia pozytywnego wizerunku rodziny królewskiej, na łamach prasy, przekonał Jego Królewską Mość, by jego publicznym wystąpieniom oraz ceremoniom czy wydarzeniom, które uświetniał swoją obecnością, towarzyszyły media, a w gazetach i na antenie radiowej ukazywały się informacje o rodzinie królewskiej. To właśnie dzięki niestrudzonemu Wigramowi w oczach opinii publicznej ukształtował się niemal idealny wizerunek Windsorów.
A teraz służy temu cały sztab ludzi, a przede wszystkim – sami członkowie rodziny królewskiej. Nie na darmo nazywani przez księcia Filipa "firmą". Obecnie zabiegi królewskich "speców" od PR-u koncentrują się głównie na stworzeniu wrażenia obecności rodziny królewskiej w codziennym życiu ich poddanych, a ten zabieg – jak twierdzą znawcy tematu – służy socjotechnicznie przedłużaniu obecności monarchii. Proszę zwrócić uwagę, że młode kobiety wzorują się na stylu ubierania się księżnych Kate i Meghan. Dzieci ubiera w takie same ubranka, jakie noszą ich synowie i córka. W ten sposób najmłodsi Windsorowie, prawnuki Elżbiety II pełnią funkcję trendsetterów, a przecież są jeszcze tacy mali!
Rodzina królewska sama o sobie mówi, że jest operą mydlaną. Dlaczego media i społeczeństwo traktują ich, jakby byli bohaterami telenoweli, a nie z szacunkiem należnym rodzinie panującej?
Ten szacunek jest, ale dla samej królowej. Książę Karol, czyli następca tronu już nie cieszy się takim poważaniem wśród społeczeństwa, poniekąd na własne życzenie, aczkolwiek trzeba przyznać, że ostatnio bardzo się stara zasłużyć na poważanie poddanych swojej matki, w czym wspiera go jego aktualna małżonka, księżna Kornwalii. O dziwo, dość skutecznie. Wydaje mi się, że w przypadku Windsorów sprawy wymknęły się nieco spod kontroli i nikt nawet nie spodziewał się, że z czasem pójdą właśnie w takim kierunku, że staną się bohaterami "opery mydlanej".
Wartość rynkowa monarchii oraz wpływy generowane przez Wielką Brytanię dzięki niej są ogromne. Czy to znaczy, że bez niej Wyspy Brytyjskie nie mają szans na przetrwanie?
Wyspom Brytyjskim może co najwyżej zagrozić tsunami albo jakaś katastrofa naturalna, gdyż jest to uwarunkowane położeniem geograficznym. Wielką Brytanię określa się pojęciem megaregionu fizycznogeograficznego Europy Zachodniej, natomiast królowa Elżbieta II jest królową Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, a poza tym jest głową 15 innych państw, w tym Australii, Nowej Zelandii czy Kanady. Gdyby monarchia przestała istnieć, a na to – moim zdaniem – jednak się nie zanosi, należałoby zmienić nazwę Zjednoczonego Królestwa. Wtedy nie byłoby już Królestwem oraz należałoby zmienić zapisy konstytucyjne pozostałych 15 państw. Zresztą, kiedy Elżbieta II została koronowana, stała się głową aż 33 państw, ale z czasem uległo to zmianie. Jednakże prestiż monarchii nie został nadszarpnięty. Żadnej katastrofy politycznej nie należy się spodziewać, gdyby jakimś cudem monarchia została obalona.
Tak jak Pani wspomniała, wartość rynkowa monarchii jest duża. Nie wiem, jak wyglądają aktualne wyliczenia, ale w 2018 roku wartość rynkowa monarchii, a w zasadzie samej królowej, która jest jej twarzą, wyceniono na 100 miliardów dolarów, z czego przeszło 60 miliardów stanowiło bezpośrednią korzyść dla gospodarki Wielkiej Brytanii. Wiadomo, że monarchia przynosi co roku miliardy dolarów dochodu i to nie tylko w turystyce, bowiem znacząco przyczynia się do podniesienia wartości marek brytyjskich firm. Warto wspomnieć, że korzyści ekonomiczne, jakie osiągnęła Wielka Brytania przy okazji ślubu księcia Harry’ego i Meghan Markle wyniosły prawie 1,5 miliarda dolarów, a przecież młodszy syn następcy tronu jest dopiero szósty w kolejce do tronu!
Jaką funkcję polityczną czy może społeczno-wizerunkową pełni monarchia na Wyspach w dzisiejszych czasach? Jaki jest jej realny wpływ na funkcjonowanie państwa?
Jak wiadomo, królowa brytyjska panuje, ale nie rządzi. Formalnie, podkreślam formalnie, jest też głową Kościoła anglikańskiego oraz zwierzchnikiem sił zbrojnych. Nadaje odznaczenia, ma możliwość rozwiązania parlamentu i do niej należy nominacja premiera. Jej przywilejem jest zwierzchnia władza wykonawcza. Królowa może odmówić złożenia swojego podpisu pod każdym aktem prawnym uchwalonym przez parlament. Ma prawo do otwartej krytyki rządu, odwoływania dowódców wojskowych, a nawet arcybiskupa Canterbury (honorowego zwierzchnika Kościoła Anglii), ale z tych praw nie korzysta, ponieważ przecież – jako się rzekło – monarcha panuje, ale nie rządzi. I wbrew pozorom takim podejściem przyczynia się do utrwalenia monarchii oraz swojej pozycji, gdyż, paradoksalnie, trzymając się z dala od polityki, zapewnia ciągłość, jak również historyczną trwałość państwa. Zresztą sam Boris Johnson – wprawdzie, kiedy nie był jeszcze premierem – uznał ją za jednego z najlepszych władców w historii państwa. Ba, powiedział nawet, że mamy nową epokę elżbietańską…
Czy możliwe jest istnienie Wysp Brytyjskich bez monarchii? Od jakiegoś czasu panuje przekonanie, że monarchia chyli się ku upadkowi. Jak Pani postrzega ten temat?
Państwo, oczywiście, przetrwa bez monarchii, ale nie sądzę, aby została obalona. Królowa nadal jest symbolem jedności narodowej, swoistym pomostem łączącym historię z teraźniejszością, a nawet z przyszłością. I wielka w tym zasługa samej Elżbiety II. Faktycznie, głosy optujące za zniesieniem monarchii pojawiają się co jakiś czas, ale sprawy zaszły najdalej w czasach I wojny światowej, kiedy upadali Habsburgowie i Romanowowie, ale brytyjska monarchia się ostała, głównie dzięki sprytnemu zabiegowi marketingowemu – po szczegóły odsyłam do mojej książki. Aktualnie koronnym argumentem przeciwników tej instytucji są wysokie koszty jej utrzymania, ale przecież zyski przynoszone przez Koronę znacznie je przewyższają.
Narodziny kolejnego "Royal Baby" to dla monarchii oraz Wielkiej Brytanii sposób na przedłużenie "żywotności" medialnej dynastii. Dlaczego jest to aż tak fascynujące, że np. na ślub królewski Brytyjczycy dostają wolne, aby wspólnie świętować?
Tak jak wspomniałam wcześniej, jest to pewien zabieg z zakresu socjotechniki, a sami Brytyjczycy nie mają nic przeciwko temu. Kto nie chciałby mieć dodatkowo dnia wolnego i okazji do świętowania, zwłaszcza że gospodarka kraju na tym nie ucierpi – wręcz przeciwnie: śluby w rodzinie królewskiej generują wręcz krociowe zyski. A poza tym, to taka bajka, która się urzeczywistnia, zwłaszcza w przypadku dwóch ostatnich ślubów księcia Williama i Harry’ego, którzy poślubili dziewczęta z ludu, a drugi z wymienionych w dodatku ciemnoskórą aktorkę. A narodziny "Royal Babies" to istna PR-owa bomba.
A gdyby przekształcić Wielką Brytanię w republikę? Czy jednak tradycja jest silniejsza? Czy monarchia ma jeszcze sens? Wszędzie w Europie panuje ustrój demokratyczny, a tu mamy do czynienia z reliktem przeszłości w sensie dosłownym.
Ależ w Wielkiej Brytanii także mamy do czynienia z demokracją! Królewskie rządy (podkreślam – rządy, a nie panowanie) skończyły się z chwilą, kiedy Karol I Stuart położył głowę na szafocie, zresztą to był ostatni władca w historii tego kraju, któremu marzyła się władza absolutna. Przypominam, że po śmierci tego monarchy, Anglia została ogłoszona republiką. Ten stan nie trwał jednak długo, gdyż w 1660 roku parlament ogłosił królem syna Karola I, który panował jako Karol II, ale jednocześnie Anglia została przekształcona w monarchię parlamentarną. I ten ustrój obowiązuje do dzisiaj. A sami poddani królowej Elżbiety II zapewne bardzo by się zdziwili, gdyby usłyszeli twierdzenie, że wszędzie w Europie panuje demokracja poza Wyspami…
Poza tym nie jest to jedyne państwo o ustroju monarchistycznym na świecie, co więcej, współcześnie wciąż mamy do czynienia z monarchią absolutną. Taką władzę ma chociażby papież, król Arabii Saudyjskiej czy sułtan Brunei. Zresztą aż 12 europejskich krajów to monarchie, a 10 z nich to monarchie dziedziczne. Warto dodać, iż współksięciem, a więc głową państwa, księstwa Andory jest…prezydent Francji, dlatego jego też należałoby uznać za monarchę… Jednak na Starym Kontynencie próżno szukać absolutyzmu. Nasi poczciwi europejscy władcy nie rządzą, a jedynie panują, bowiem procesy historyczne, które zaszły w przeszłości skutecznie doprowadziły do symbiozy starego początku z nowym, doprowadzając do stanu, w którym król, książę, królowa bądź księżna jest jedynie żywym symbolem trwałości danego państwa, praktycznie nie pełniąc żadnej politycznej funkcji.
Dlaczego królowa Elżbieta II jest królową, a jej mąż tylko księciem?
Tak stanowi prawo zwyczajowe (Wielka Brytania nie ma konstytucji) – mężczyzna poślubiający królową automatycznie otrzymuje tytuł księcia. Jak twierdzą znawcy tematu, tę zasadę przyjęto, żeby wobec małżonka władczyni nie używać tytułu króla, gdyż zgodnie z wielowiekową tradycją, odmawiającą kobietom prawa następstwa tronu, król w świadomości ogółu stoi wyżej niż królowa, która jest tylko żoną monarchy. A w tym przypadku jest przecież odwrotnie – to kobieta jest monarchą, a nie jej małżonek. Dlatego mąż Elżbiety II jest tylko księciem, zresztą, kiedy jego żona obejmowała tron w 1952 roku, nie dość, że sam nie został koronowany, to jeszcze w trakcie ceremonii koronacji, musiał przed nią klęknąć i przysiąc, iż „jest jej lennym sługą życia i zdrowia”. I bardzo ucierpiała na tym jego męska duma.
Jak widzi Pani przyszłość monarchii brytyjskiej? Czy zdoła ona utrzymać swój status, swoje wpływy przy obecnie zachodzących zmianach oraz krążących wokół nich skandalach?
Uważam, że monarchii brytyjskiej nic nie grozi. Zresztą nie raz bywała w tarapatach i wciąż trwa. A skandale przyczyniają się do wzrostu zainteresowania Windsorami.
Czego właściwie Brytyjczycy oczekują od Windsorów? Za co kochają monarchię?
Moim zdaniem poddani królowej oczekują od członków jej rodziny przede wszystkim trwania w jedności i tego, że wciąż będą symbolem ich państwa, swoistą marką, z którą kojarzy się Wielka Brytania. Wbrew pozorom, wielu Brytyjczyków ciągle kocha obraz swojego kraju jako wielkiego i potężnego imperium, a rodzina królewska jest niejako żywą pamiątką czasów, kiedy nad tym państwem nigdy nie zachodziło słońce. Mało tego, Brytyjczycy mają głęboko zakorzenione poczucie wyższości wobec reszty świata i Europy. Zdaniem wielu, to właśnie legło u podstaw decyzji o wyjściu z UE. Odrębną kwestią jest miłość, jaką Brytyjczycy otaczają wnuka królowej, księcia Williama i jego żonę, księżną Kate: dla wielu to właśnie oni urzeczywistniają mit doskonałej miłości i doskonałej rodziny, w których istnienie tak bardzo chcemy wierzyć.
W swojej książce obala Pani kilka mitów, m.in. odczarowuje Pani nieco wizerunek księżnej Diany, która do tej pory uznawana jest za Królową Ludzkich Serc, istotę najszlachetniejszą z rodu. Czy nie boi się Pani krytyki, oburzenia ze strony osób, które nadal ją podziwiają?
Owszem, obalam mit idealnej księżniczki pokutujący często w mediach, ale nie jestem pierwsza i nie uważam, żebym w ten sposób szargała pamięć zmarłej. Przecież każdy z nas ma wady. Nie można traktować jej jako świętej, skoro w wielu encyklopedycznych, anglojęzycznych wersjach jej biografii widnieją listy jej kochanków, na których można znaleźć nazwiska ok. 10 mężczyzn. Poza tym ona sama wykreowała swój wizerunek, z rozmysłem i starannie, szkodząc przy okazji swojemu mężowi i obarczając go winą za rozpad ich związku. A tymczasem tych dwoje nie powinno nigdy się pobrać! Zagłębiając się w historię ich znajomości oraz wzajemnych relacji, dochodzi się do wniosku, że w przypadku tak niedobranej pary małżeństwo musiało się skończyć katastrofą. A nieszczęśliwa w dzieciństwie księżna, przez całe życie szukała miłości i – mimo naprawdę rozpaczliwych prób – nigdy jej nie znalazła. Jeżeli chodzi o jej wady, to sam Elton John zaśpiewał na jej pogrzebie piosenkę Żegnaj Różo Anglii, będącą przeróbką jego wcześniejszego utworu "Candle in the Wind", a przecież każda róża ma kolce…
Jak się Pani czuje w roli pisarki, która niejednokrotnie odkrywa przed czytelnikami najbardziej skrywane sekrety o kobietach mających wpływ na losy Europy?
Bardzo dobrze! Jak powiedziałam w jednym z wywiadów, nie znoszę biografii pisanych na kolanach, które są hołdem czy, jak kto woli, pomnikiem dla opisywanych postaci. Zdecydowanie wolę ściągać moich bohaterów, a przede wszystkim bohaterki, z cokołów i pokazywać ich jako ludzi z krwi i kości, ze wszystkimi ich wadami i zaletami. Pamięta Pani, jakie zainteresowanie i jaki szum medialny wywołała książka Danuty Wałęsowej, która odważyła się powiedzieć światu, że niełatwo żyło się z Wałęsą? A przecież nie była ani pierwsza, ani jedyna, która borykała się z takimi problemami. Partnerki przywódców II RP też miały niełatwo, o czym zresztą piszę w Kobietach niepodległości. Dotyczy to zwłaszcza kobiet związanych z Piłsudskim.
Kobieta pisze o kobietach. Potrafi Pani w tym wszystkim zachować obiektywizm czy jako pisarka pozwala Pani sobie na lekką oceną sytuacji?
Staram się oczywiście być jak najbardziej obiektywna, ale ocenę tego, czy i w jakim stopniu mi się to udaje, pozostawiam Czytelnikom.
Pani publikacje to pewnego rodzaju podglądactwo i wchodzenie w butach do czyjegoś życia. Lubi Pani tego rodzaju literaturę nie tylko pisać, ale też czytać?
No cóż, każda biografia ma cechy podglądactwa, a każdy biograf musi jednak wejść z butami do życia ludzi, których opisuje. Pisząc o wielkich tego świata, nie sposób przecież pomijać kwestii ich życia prywatnego i uczuciowego, wiedzieli to zresztą już starożytni pisarze, chociażby Tacyt czy Swetoniusz w swoich pracach poświęconych rzymskim cesarzom. A ja osobiście bardzo lubię czytać biografie, przecież życie pisze czasami historie, których nie powstydziłby się najlepszy hollywoodzki scenarzysta.
Czego szuka Pani w tego rodzaju literaturze faktu?
Przede wszystkim prawdy i żywego człowieka, a nie portretu wykonanego ze spiżu.
Jak się żyje z podglądactwa literackiego w Polsce?
Nie narzekam. Szczerze mówiąc, osobiście nazwałabym swoje publikacje podglądactwem historycznym, a nie literackim, gdyż tematem moich książek są w większości postacie historyczne. Dla Windsorów zrobiłam wyjątek.
Dlaczego te historie, a w szczególności skandale i nazwijmy to "pikantne" szczegóły z życia gwiazd, celebrytów, a nawet monarchów interesują ludzi?
Fakt, lubimy takie historie. Owo zagadnienie zafrapowało tak bardzo chińskich naukowców z uniwersytetu w Shenzhen, że nawet przeprowadzili specjalne badanie polegające na skanowaniu mózgów studentów, którym dano do czytania najprzeróżniejsze tabloidy poświęcone faktom z życia sławnych osób. Wyniki były nader ciekawe, okazało się bowiem, iż w trakcie czytania owych informacji w mózgach czytających zwiększało się wydzielanie dopaminy, która, jak wiadomo, odpowiada za odczuwanie radości. Z czego prosty wniosek, że czytanie takich artykułów sprawia nam po prostu przyjemność, chociaż niewielu z nas potrafi się do tego przyznać. Być może dowiadując się o niepowodzeniach w życiu osobistym celebrytów, o ich bolączkach i zmartwieniach, mamy poczucie, że te podziwiane przez nas osoby, nienagannie ubrane i wręcz idealnie piękne, są takie jak my. Może znajdujemy pocieszenie w tym, że piękne kobiety też bywają niekochane, mają gorsze dni, cellulit i problemy z nadwagą, a bez makijażu nie wyglądają jak piękności…
Niewykluczone, że zapoznając się z biografiami koronowanych głów i członków królewskich rodów, dochodzimy do wniosku, iż błękitna krew wcale nie gwarantuje szczęścia i powodzenia, bo w gruncie rzeczy każdy jest kowalem swojego losu.
Dziękuję za niezwykle ciekawą dyskusję. Myślę, że Czytelnicy znajdą tutaj odpowiedzi na wiele nurtujących ich pytań.
Rozmawiała
Zapraszam także do przeczytania innego wywiadu na temat twórczości Autorki. (kliknij w zdjęcie)
Oraz do recenzji książki autorki. (kliknij w okładkę)
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz