[recenzja filmu] "Joker" – nie ma się z czego śmiać!


Film, który miał swoją premierę pod koniec 2019 roku. Zdobywca 4 Oscarów w tym tego dla najlepszego aktora – dla Joaquina Phoenixa to moim zdaniem bardzo dobry wybór. Aktor zagrał postać Jokera z tak niebywałą precyzją, że momentami aż sama zaczęłam się zastanawiać, czy to aby nie dzieje się naprawdę i czy to ten sam aktor, którego pamiętam z "Gladiatora".

„Joker” recenzja

Jednak, aby rozjaśnić nieco sytuację, a jednocześnie nie spoilerować, zacznę od początku.

Główny bohater tej tragikomicznej historii to Arthur Fleck – pensjonariusz zakładu psychiatrycznego, który właśnie wyszedł ze szpitala i opiekuje się chorą matką. Wspólnie co wieczór oglądają talk-show prowadzony przez Murraya Franklina (Robert De Niro). Występ w tym programie to dla człowieka, który zarabia na życie jako klaun do wynajęcia spełnienie marzeń i dziecięcych ambicji.

Od czasu opuszczenia zakładu psychiatrycznego tytułowy Joker stawia się regularnie w opiece po recepty na leki i zdaje urzędniczce raport z procesu leczenia. Jednak nie wydaje się ona specjalnie zainteresowana przypadkiem, co pacjent szybko odkrywa. Prędko daje się bowiem zauważyć jej obojętność wobec niego, co wróży tylko jedno: nastąpi katastrofa! Jej punktem zapalnym jest podarowany Arthurowi przez jednego z kolegów z pracy rewolweru, co przy tak rozchwianym umyśle zwiastuje szereg nieszczęść. To po prostu musi się skończyć źle!

Arthur ma w sobie coś z psychopaty czy nawet z psychodelicznego uroku, któremu się po prostu ulega. Jednak to nie wszystko, ponieważ oprócz samego zła, jakim jest jego postać to uosobienie indywidualisty oraz wiecznie wyszydzanego smutnego aż do głębi człowieka. Wszystko to przez przeszłość oraz rodzinę, w której dorastał. Jak ma bowiem zachowywać się ofiara przemocy, jak nie stać się psychopatą? Tutaj zło uderza więc w niego z podwójną siłą. Staje się wytworem ludzkości ogarniętej podobnym co on szaleństwem.

A najgorsze jest to, że nikt tej machiny nie zatrzyma. Pociąg został już rozpędzony i zmierza w otchłań, na samo dno rozpaczy i upadku moralnego bohatera. Wszystko przez to, że Arthur-Joker bezustannie i od samego początku swojego istnienia poszukiwał akceptacji, własnej tożsamości (scena przed lustrem, kiedy próbuje różnych min niczym model w trakcie sesji zdjęciowej) oraz miłości wśród najbliższych. Matka powtarzała mu, że urodził się po to, aby dawać radość, więc próbuje sprostać wymaganiom rodzicielki za wszelką cenę, nawet za cenę upadku moralnego.

Ten niemal histeryczny śmiech przez łzy Jokera to nic innego jak obłęd, w jakim znajduje się bohater. Obserwujemy tu różne jego odsłony i każda jest grą człowieka zagubionego we własnych myślach. Dość osobliwy, ale jednocześnie przerysowany krzyk rozpaczy, dzięki któremu (o ironio!) nazywano go Wesołkiem. Co najśmieszniejsze w tej całej sytuacji, to fakt, że ani przez moment nie znajdujemy w jego zachowaniu niczego komicznego. Jego należy się zwyczajnie bać. Dla lekarzy i otoczenia jest tylko przypadkiem neurologicznym, ale nikt nie wie, że w jego wnętrzu rozgrywa się prawdziwa tragedia, która wkrótce znajdzie swoje ujście. Przepowiada ją właśnie ten złowróżbny śmiech, przypominający chichot losu, który zgotowali mu najbliżsi. Joker woła w ten sposób o pomoc, o uwagę. Jest to śmiech przez zły wielokrotnie ukazane w oku bohatera. Śmiech wyrażający rozpacz tak wyraziście, że chyba bardziej już się nie da.

Do tego dochodzi jeszcze ten okropnie psychodeliczny ruch aktora oraz taniec celebrujący tryumf zła ludzkości, dość entuzjastyczny okrzyk radości po dokonanych zbrodniach. Aż strach się bać takiego demona działającego jak zaprogramowany na sianie spustoszenia robot. Wystarczy tylko napisać sobie na lustrze znamienne słowa "Put on a happy face" i zabawa w zbrodnie się zaczyna.

„Joker” recenzja

W ogóle przewijający się kilkakrotnie motyw lustra ma w filmie znaczenie szczególne. Jest tutaj izolatorem rzeczywistości, w jakiej się znajduje człowiek. Ten martwy przedmiot pozwala bohaterowi wykreować własny świat ukształtowany na obraz i podobieństwo jego chorej wyobraźni. Zatrzymuje na moment to, co jest złe i pozwala uwolnić się demonom. Przyjmuje jego cierpienie. Nie ocenia, ale pozwala spojrzeć na sprawy inaczej. Perspektywa lustrzanego odbicia zakłamuje prawdziwe emocje, chowa je, aby potem pozwolić im się uwolnić. Jest więc niemym świadkiem, aktywnym obserwatorem rozdającej się obsesji i powiernikiem tajemnic duszy bohatera. To właśnie lustro pozwala mu się zmienić w tego, kim chcą widzieć go inni. W zwierciadle widać też pewną złośliwość, ponieważ to ono każe Arthurowi przywdziewać maskę okrutnego Jokera.

Tafla lustra jest więc niczym innym jak siedliskiem zła, wrotami do koszmaru, jaki za chwilę nastąpi oraz odbiciem zakrzywionej przez chory umysł psychopaty rzeczywistości. Staje się więc łącznikiem między dwoma światami – realnym i wyimaginowanym. Każe więc widzowi zastanawiać się, co kryje się "po drugiej stronie lustra".

Arthur już nie może patrzeć na swoje oblicze, więc przywdziewa barwy, które maskują smutek. Inaczej widziałby swoją prawdziwą pełną zepsucia twarz, a tak łatwiej mu znieść cierpienie oraz zaakceptować rządzę zemsty, która go ogarnia.

Od lustra odbijają się wszystkie lęki szalonego Jokera. Demaskuje ono jego prawdziwe oblicze przed nim samym i przed widzem czekającym w napięciu na konsekwencje metamorfozy. Jest śmiercionośne, więc widz ma wrażenie, że powinien uciekać przed bohaterem, ponieważ inaczej spotka go coś złego.

Jedyne, co może ten przedmiot zaoferować to zemstę na społeczeństwie. Pozwala uwolnić się demonom i czyni swoją powinność kata. Lustro zdaje się mówić do Jokera, wyzwala go i pozwala stać się mścicielem wypełniającym samosąd na ludzkości. Pozwala więc wyrzuć z siebie złość.

Joker nie jest w stanie spojrzeć swojemu widzowi prosto w oczy, ponieważ wie, że to, co zamierza za chwilę uczynić, jest złe, niemoralne oraz zepsute do szpiku kości. Używa więc lustra, aby uświadomić świadka, że tego, co za chwilę nastąpi, należy się bać. Lustro jawi się tutaj więc jako przestroga albo też zaproszenie do jego świata, na jego imprezę i tylko do widza należy decyzja, czy je przyjmiemy. Za jego pomocą Joker kpi sobie ze swoich przyszłych ofiar mówiąc, że wymierzy im sprawiedliwość. Oni mogą tylko czekać.

Swoją kreacją klauna mężczyzna skupia swoją uwagę wszystkich, której nigdy nie zaznał od najbliższych. Zwalcza depresję i własne cierpienie wymuszając w sobie radość, jaka przystoi klaunowi. Staje się tym, kim chciałby być faktycznie. Stara się udawać szczęście, aby osiągnąć sukces, a w rzeczywistości, zamiast przynosić ludziom radość, sieje zgorszenie, strach oraz cierpienie. Nawołuje do buntu przeciw utartym schematom władzy.

Moją uwagę zwróciły również niesamowicie autentyczne sceny brutalnej przemocy, podczas której krew faktycznie się polała, a Joker nie czuł żalu, wręcz przeciwnie – ten rodzaj agresji ratuje go od rozpaczy w obliczu, której tańczy swój taniec straceńca. Zabija z taką łatwością, że nie może liczyć na rozgrzeszenie. Pytanie tylko, czy faktycznie na nie oczekuje?

„Joker” recenzja

Film nie jest próbą usprawiedliwienia Jokera za popełnione czyny, ale jedynie pokazuje degradację człowieka ogarniętego rozpaczą i wiecznym cierpieniem. Wina jest bezwzględna, ale nie ujrzymy tu publicznych oskarżeń czy próby okazania skruchy. Wręcz przeciwnie, sprawiedliwość jest mierzona przez pryzmat ilości poniżenia, jakie musiał znosić w swoim życiu Arthur. Tutaj karę wymierza on sam, a winę ponoszą mieszkańcy. Joker oddaje tylko to, co dostał od społeczeństwa. Otaczający Jokera ludzie sami są sobie winni, więc w jego przekonaniu zasługują na sąd. Jest więc w jednej osobie oskarżycielem, sędzią i bezwzględnym katem. Nic innego mu nie pozostaje, a wszystkie jego ruchy przewidzieć można w jednym spojrzeniu przepowiadającym tragedię, ale jeśli już do niej dochodzi, to niespodziewanie szybko.

"Joker" opowiada więc o społeczeństwie, o ludzkiej krzywdzie, o granicach moralności oraz o maskach, które na co dzień przywdziewamy, aby coś ukryć albo nadmiernie, niemal z teatralną niemal precyzją wyeksponować emocje. Pod tą maską Wesołka istnieje człowiek, który próbuje przykryć pod warstwą farby i kolorów własną tożsamość, własny ból i słabości. Ta kreacja pozwala mu na bycie w świecie, w którym tak trudno mu funkcjonować. Jest manifestacją brzmienia krzywd, jakich doświadczył. Komiksowa postać nie jest tutaj bynajmniej jak z bajki. Jest przepoczwarzona na potrzeby symbolicznego oddania upadku ludzkiej cywilizacji.

Jeśli więc ogląda to ktoś o wybitnej wrażliwości, zacznie myśleć i analizować każdy gest, każdą mimikę twarzy Jokera. To film o próbie przetrwania w cierpieniu, którego nie można przetrwać. To też film o oczekiwaniu na szczęście, które jednak nigdy nie nadeszło. Upadek jest więc przewidywalny, ponieważ nie doszło do spełnienia.

Po obejrzeniu "Jokera" można odnieść wrażenie, że ludziom, czyli mieszkańcom brak sumienia, a ich czyny są bardzo brutalne, dlatego Joker nie wybacza. Popełnia kolejne krwawe zbrodnie. A my jesteśmy jedynie biernymi widzami, którzy nie mają prawa oceniać. Musimy tylko próbować zrozumieć postępowanie ofiary względem społecznego kata. Tylko ogólna znieczulica doprowadziła go do upadku moralnego, w przeciwnym razie – gdyby nie upokorzenia ze strony innych – mógłby żyć jak każdy bez zaburzeń osobowości. Pewnie byłby szczęśliwy, a tak została mu tylko zemsta dająca pozorną ulgę i będąca próbą zwrócenia uwagi na jego mizerną postać lub raczej karykaturę człowiek, którą się stał. Łaknie sprawiedliwości i walczy o nią, ale ta również nie nadchodzi. Zaczyna więc stosować samoobronę, aby pokazać innym własne krzywdy. Osiąga swój mały sukces, ponieważ zostaje dostrzeżony, co uwalnia w nim nieznane dotąd pokłady radości graniczące z obłędem. Metamorfoza zaczyna się wypełniać. Arthur to już Joker (w pewnym momencie każe się tak nazywać) w całym tego słowa znaczeniu – zepsuty, irytujący, zaburzony oraz przejaskrawiony antybohater.

„Joker” recenzja

Jest to więc też film o tym, co staje się z człowiekiem, gdy nie ma już nadziei. Arthur to uosobienie człowieka pozbawionego emocji, któremu okazywano niezrozumienie, od kiedy się narodził. To także film o odrzuceniu i ignorowaniu ludzi potrzebujących pomocy najbardziej, tych biedniejszych, nad którymi bogatsi mają władzę. Pokazuje, do czego prowadzi pogarda oraz brak uwagi na drugiego człowieka. Nie wszystko, co kolorowe, faktycznie takie jest. Potwierdza też bardzo dobitnie stwierdzenie: przemoc rodzi przemoc.

Recenzowała


Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje