[rozmowa o muzyce] Michał Sołtan: Prawdziwego życia nie zastąpi ekran monitora czy smartfonu


Michał Sołtan  artysta nietuzinkowy, który nie zamyka się na jeden gatunek muzyczny. Swoją karierę muzyczną rozpoczął – jak na muzyka przystało – od edukacji. Na początku – jak sam mówi – nic nie wskazywało, że coś z tego będzie, ale jednak ostatecznie został wokalistą i gitarzystą. Większy rozgłos przyniosły mu balkonowe występy podczas pierwszego lock downu. Grał, aby nie zwariować i aby robić "coś". Efektem tych działań jest singiel "Spacer", o którym już pewnie słyszeliście. Teraz rozmawiamy o procesie powstawania utworu, o tym, jak się to wszystko zaczęło oraz o najbliższych planach. Zapraszam do lektury.

Michał Sołtan wywiad

Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?

Najpierw Mama. Aktorka śpiewająca, absolwentka m.in. ZPSM I i II st. im. Karola Szymanowskiego w Warszawie w klasie fortepianu. W czasie, gdy ćwiczyła na pianinie w domu, słuchałem, jak Mama gra, a po ćwiczeniach wygłupialiśmy się, tańczyłem, skakałem np. do boogie woogie. Z plakatu na ścianie spoglądał Louis Armstrong z trąbką. Miałem z 5-6 lat. To był 1991 rok i wtedy zobaczyłem serial o Johanie Straussie w TV. Zapragnąłem grać na skrzypcach. Z egzaminem wstępnym do szkoły I st. przy ul. Kawęczyńskiej nie było problemu, bo muzykalność wykazywałem. To swoją drogą wyjątkowa szkoła. Do klasy chodziłem razem z Szymkiem i Marysią Komasa. Kończyło ją wielu wspaniałych ludzi. Mnie nie było to dane. Po pierwsze nie bardzo miałem motywację i upór do ćwiczenia na instrumentach. Nie tak to sobie wyobrażałem. To ciężka praca. Do regularnego ćwiczenia dojrzałem później.

Co było dalej?

W drugiej klasie przesiadłem się na fortepian, ale zdrowotne przygody nieco pokrzyżowały plany. Poważne złamanie nogi spowodowało przeniesienie mnie na dwa lata do szkoły oddalonej od domu około dwie minuty drogi na piechotę. Muzyki nie zarzuciłem. Występy w szkole, udzielanie się artystycznie na wszelkie sposoby zostało. Natomiast po latach widzę, że pewne proste zdarzenie wzbudziło we mnie chęć grania na gitarze. Na jednej z wypraw, bodaj kolonii nad naszym polskim, pięknym morzem, zaobserwowałem chłopaka grającego na gitarze przy ognisku, a wokół niego mnóstwo ludzi, oczywiście wpatrzonych jak w obrazek dziewczyn. Myślę, że to było podświadome uczucie, gra na gitarze wydała mi się fajna. Na tych samych koloniach koleżanka pokazała mi twórczość zespołu Metallica. W porównaniu z wcześniejszymi fascynacjami Michaelem Jacksonem, Eltonem Johnem, Elektrycznymi Gitarami czy The Doors, muzyka metalowa była groźna, tajemnicza, ale przede wszystkim energetyczna. W wieku 13-14 lat, na pierwszej gitarze elektrycznej marki Mayones trafiłem pod skrzydła Pawła Kozłowskiego. To mój pierwszy nauczyciel i obecnie bardzo dobry przyjaciel, pięknie uwolnił mą głowę, zadając na pierwszej lekcji proste pytania.  No to ćwiczyłem solówki i riffy ulubionej kapeli. Następnie Paweł dorzucił parę etiud, skal, pasaży, a ja już wiedziałem, że warto je ćwiczyć.

A potem była szkoła średnia…

Tak. Ważną etapem w moim życiu było L.O. im. Jana III Sobieskiego, z klasą o profilu muzyczno-plastycznym. Należałem do części muzycznej, z obowiązkowym chórem "Tutti Cantamus" pod batutą Izabeli Tomaszewskiej. Wspaniała dyrygentka, muzyk, uśmiechnięta, motywująca. Obcowanie z "plastykami", chór, formowanie nowych zespołów, muzykowanie wpływa na mnie do dziś. W klasie byliśmy z Pawłem Zalewskim, Robertem Pludrą, Melą Koteluk. To liceum kończyło wielu znanych i uznanych. Równolegle spróbowałem swoich sił w prywatnej szkole jazzowej im. Krzysztofa Komedy w Warszawie. Nie byłem jeszcze dojrzały, by ćwiczyć jazz. Chciałem, ale nie wiedziałem jak. Moim nauczycielem był znakomity gitarzysta i pedagog Jerzy Czekalla. Przychodziłem do niego nieprzygotowany notorycznie, z moim rock progresywnym nastawieniem. Co zabawne, około 8 lat później, gdy spotkaliśmy się i kupiłem od niego wymarzoną gitarę Ibanez AS 200, wiedząc, że jestem w trakcie Wydziału Jazzu przy Bednarskiej, mam na koncie płytę jazzową, przywitał się i podając rękę, rzekł: "Mów mi Jurek. Złamanego grosza wtedy bym nie postawił, że cokolwiek będziesz robić w muzyce, gratuluję!". Następnie dostałem się na Muzykologię na Uniwersytecie Warszawskim. Dało mi to szerokie spojrzenie na muzykę w ogóle. W trakcie studiowania grałem coraz więcej w różnych zespołach. W rezultacie przerwałem muzykologię i dostałem się na pierwszym miejscu na Bednarską do Piotra Lemańskiego. To był ostatni dzwonek.

A wiesz, co jest piękne? Lata temu bałem się podchodzić do egzaminu wstępnego na ten wydział. Bywało tak, że do tej szkoły zdawało 20 gitarzystów i żaden się nie dostawał. Oddawali wolne miejsce np. pianiście. Wniosek prosty, musiałem przepracować, doświadczyć, pograć z ludźmi, żeby dojrzeć do poziomu tego wydziału. Tam przyjmowali ludzi, którzy już grają na pewnym poziomie.

A co z bardziej zawodowym graniem?

Zespoły, które zakładałem i spełniałem się w nich jako kompozytor, czasem lider, kolejno od 2000 roku to w podstawówce Battle Cry (trash metal), Alter Ego, który przeistoczył się w Alters (rock progresywny, 2001 do 2008, wydaliśmy płytę MILD, zespół istnieje do dziś), Imagination Quartet (jazz, fusion, główne lata działania 2010-2015, wydaliśmy dwie płyty pt. IQ, Mallada, koncerty m.in. Chiny, Dania, Niemcy). To zastanawiające, ale początków z muzyką, "narodzin" nowych projektów miałem sporo i absolutnie nie wyczerpałem tematu. To chyba czas na książkę (śmiech).

Kto był Twoim numerem jeden, inspiracją czy nauczycielem? 

Gitarzysta Kirk Hammet za młodu. Byłem wpatrzony w niego jak w obrazek. Natomiast od 15 roku życia, zagłębiając się w gatunki, rock progresywny, jazz, klasykę, ważnymi stali się wszyscy, którzy wnieśli coś wyjątkowego do historii muzyki. Od Pitagorejczyków, przez Carla Gesualdo, Bacha, Mozarta, Scotta Joplina, Dvoraka, Scotta Joplina, Louisa Armstronga, Milesa Davisa, The Doors, Hendrixa, Metallice, Johna Scofielda, Grega Howe’a, Andy’ego Timmonsa, Krzysztofa Komedy. To absolutny ułamek tego, czego słuchałem i słucham. Po prostu otworzyłem się na muzykę. Wiele motywacji i wiedzy zawdzięczam moim profesorom, nauczycielom z Wydziału Jazzu przy Bednarskiej i nie tylko. Ważne nazwiska dla mnie to Przemek Daniłowicz, Piotr Zander, Jerzy Czekalla, Piotr Lemański, Andrzej Jagodzinski, Michał Tokaj, Michał Kulenty, Ryszard Borowski. Oraz Ci, z którymi żywo współpracowałem przy moich płytach, m.in. Maciek Dziedzic, Darek Świtalski, Damian Pińkowski, Robert Pludra, Łukasz Smoliński, Paweł Zalewski, Miłosz Oleniecki, Dante Luciani, Christopher Li'nard Jackson, Marcin Pendowski. Nie sposób wszystkich wymienić.  Mnóstwo muzyków i nie muzyków, bo na twórczość ma wpływ wszystko i wszyscy. Wiele zawdzięczam wsparciu moich Dziadków oraz mojej Ukochanej Magdalenie.

Michał Sołtan wywiad

Od Twojego udziału w Must Be The Music minęło kilka lat. Jak zmieniło się Twoje patrzenie na muzykę?

2014 rok to pewnego rodzaju cezura. Nie zarzuciłem jazzu, ale równolegle rozpocząłem działania solowe, po prostu jako Michał Sołtan. Zacząłem pisać piosenki, występować solo z loop station. Prowadziłem warsztaty wieńczone koncertami. W 2017 roku nagrałem debiutancką płytę "MaloGranie", do której zaprosiłem 17 wspaniałych muzyków, m.in. Dante Luciani’ego puzonistę Franka Sinatry, Rafała Dubickiego, Marcina Kajpera, Miłosza Olenieckiego, Michała Tomaszczyka, Irka Wojtczaka. To wyjątkowa płyta, w tym roku zrobiłem skromną reedycję i jest znowu dostępna. Na razie dzieło mojego życia.

Album zapowiada singiel pt. "Spacer". Jak powinniśmy odczytywać słowa piosenki?

Kojarzysz "Remedium" albo "W Moim Magicznym Domu"?

Kto tego nie zna! (śmiech).

No właśnie. To niesamowite, ale dzięki balkonom, fanką naszych występów stała się poetka Magda Czapińska. Przychylne komentarze w postach Pani Magdy zauważyła Krystyna Dąbrowska, czyli Mama Magdaleny (partnerki Michała – przyp. Redakcji). Napisałem szkic "Spaceru" jakiś czas temu, ale nie uważałem tekstu za skończony. Odezwałem się do Pani Magdy. Rozmowa trwała trzy godziny. Dzięki konsultacjom, poprawkom, wsparciu redakcyjnemu powstał wspaniały tekst. Gdy zapytałem "zaraz, to również Pani tekst!" Pani Magda, szlachetnie odpowiedziała: "Na początku mojej drogi jako autorki, wspierali mnie Wojtek Młynarski, Agnieszka Osiecka. Odpowiedzieli "Pani Magdo, niech się Pani nie wygłupia". I dodała "Panie Michale, to Pana tekst, niech się Pan nie wygłupia". Główne przesłanie "Spaceru" jest umieszczone w bridge’u: "Mamy wspólny dom i problemów sto. Lecz póki miłość jest, problemy same leczą się".

Co tak naprawdę jest dla Ciebie jako artysty i człowieka najważniejsze w życiu? Bez czego nie mógłbyś robić to, co robisz?

Magdalena i nasz dopiero co narodzony synek Tadzio, dają mi miłość i ogromną motywację do działania. Z Madzią zrobiliśmy ponad 20 performanców (w Polsce, we Włoszech) o nazwie "MaloGranie". Polega na malowaniu przez Magdalenę obrazu na żywo, a Sołtan komponuje i wykonuje muzykę. Uwielbiam i polecam. W tym roku zrealizujemy kolejne w Teatrze Atelier w Sopocie we wrześniu lub październiku, dzięki Stypendium Artystycznemu Miasta Sopot.

Ogromnym echem odbiły się Twoje balkonowe koncerty podczas lock downu. Co Cię skłoniło, aby w ten sposób manifestować swoje emocje?

Przypadek, a później konsekwencja (śmiech). 17 marca 2020 roku, bodaj trzeciego dnia pandemii w Polsce, wyszliśmy na nasz balkon w tzw. studni, kamienicy przy Pl. Trzech Krzyży w Warszawie, by podziękować służbie zdrowia w ramach akcji "cała Polska wychodzi na balkony". Biliśmy brawo o godzinie 17.00. Madzia zachęciła mnie "a może weź gitarę i zaśpiewaj "Pana Sowę". Mogłem powiedzieć "nieeeee, nie ma co". Ale właśnie w życiu o to chodzi, "żeby się chciało chcieć". Zaśpiewałem i zagrałem, Madzia nagrała smartfonem filmik. Wrzuciliśmy na naszą skromną stronę na Facebooku. To, jak słupki zaczęły rosnąć w oczach, było zdumiewające. Postanowiliśmy, że będziemy wychodzić na balkon z jedną piosenką dziennie cały lock down, dopóki starczy nam sił. Nasi sąsiedzi w kamienicy okazali się cudownymi melomanami. Nie rzucali pomidorami, tylko czekali na nasze wyjście na balkon codziennie około 15.00. Lock down okazał się pierwszym z trzech lock downów. Spędziliśmy z internautami 64 dni. Mój fan page stał się nie tylko platformą do promocji twórczości Sołtana. Strona zbliżyła ludzi z Polski, Europy i Świata, pozdrawialiśmy się wzajemnie, ku pokrzepieniu serc. Niektóre filmy osiągnęły milionowe ilości wyświetleń. To był nasz sposób na lock down. Mieliśmy co robić każdego dnia.

Co było Twoim motorem do działania, podczas gdy tak naprawdę wiele branż, w tym artystyczna, która musiała na chwilę zapomnieć o nagrywaniu i koncertowaniu?

Na początku wspomniane balkony, czyli róbmy cokolwiek, żeby nie zwariować. Zmierzyliśmy się z koncertami on-line. We wrześniu odbyliśmy trasę z moim zespołem Soul Town Leaders. Razem zagraliśmy w 2020 roku 7 koncertów. Żeby przetrwać, pomógł mi nieco rozwój autorskiego wydawnictwa Soltan Art Group, w którym można nabyć płyty z autografami artystów oraz obrazy Magdaleny. To był czas, żebym zapoznał się również bardziej z oprogramowaniem zarówno do produkcji audio, jak i video. Co mi to dało? Ostatni teledysk, do "Spaceru" produkowałem w dużej mierze sam. Sprzęt i kamery wypożyczyłem od Sound & Pictures Media Production. Młody Oliwier De Nisau wsparł produkcję jako operator. Sam również stałem za kamerami, scenariusz, reżyseria czy montaż należał do mnie.

Czym była dla Ciebie osobiście ta przymusowa izolacja, której wszyscy doświadczaliśmy przez długi czas?

Utwierdziłem się w tym, że człowiek może sobie poradzić w każdej sytuacji. Jeśli mieszkasz w domu z ukochaną osobą, z którą snujesz plany, realizujesz je wspólnie, takie działanie daje ogromną siłę. Oczywiście były ciężkie chwile "co dalej". Wtedy burza mózgów, kolejne pomysły i do przodu. Ważny jest również kontakt z bliskimi, wymiana poglądów, rozmowa. Zabawne, że wielu artystów, kolegów muzyków mówiło, o to teraz będą mieć czas na tworzenie. Ja podobnie. W pierwszym lockdownie niewielu miało wenę twórczą. Wręcz nazwałbym to blokiem. Inspirują przecież żywa obserwacja, spotkania z ludźmi. Z czterech ścian nieco ciężej. Prawdziwego życia nie zastąpi ekran monitora czy smartfonu.  

Michał Sołtan wywiad

Jakie są Twoje najbliższe plany? Będą jakieś spotkania z publicznością na koncertach?

Rusza to u nas powoli, ale koncerty będą. Obecnie układamy pojedyncze występy solo w trasę. Zapraszam wszystkich bez wyjątku do obserwowania mojej strony na Facebook:  www.facebook.com/michalsoltanofficial W tym roku planuję nagrać jeszcze co najmniej dwa nowe single, a jeśli życie pozwoli to i wydać drugą autorską płytę. Zamierzam też przemycić nieco więcej mojego "gitarunku". To zabawne określenie, którego używał jeden bywalców Funk&Jazz Jam Session. Jako ciekawostkę dodam, że wspólnie z Marcinem Pendowskim, Marcinem Kajperem, Adamem Lewandowskim, Grzegorzem Grzybem czy Tomkiem Harrym Waldowskim poprowadziliśmy przez osiem lat, od 2011 do 2019 roku czterysta trzydzieści dwa jamy. Odbywały się w każdy poniedziałek. Ilu wspaniałych ludzi tam poznaliśmy… To na temat na kolejny wywiad (śmiech).

Być może kiedyś znów będzie szansa, abyś mi o tym opowiedział. Tymczasem dziękuję za chwilę rozmowy i życzę wszystkiego dobrego Tobie, Magdalenie i oczywiście gratuluję narodzin synka.

Rozmawiała


Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje