[rozmowa o książce] Anna Szczepanek, autorka "Nietypowej Matki Polki 2" – dyskusja o kobietach i dla kobiet
Od pewnego czasu kobiety stały się przedmiotem sporów i ustaw, które doprowadziły do ogólnopolskiego buntu, a w konsekwencji strajku. Anna Szczepanek także wzięła udział w tej publicznej debacie za sprawą swojej kolejnej książki pt. "Nietypowa Matka Polka". Na jej kartach bez lukru i pieszczotliwego języka wytyka wszystkie błędy, opisuje stan polskiego społeczeństwa oraz własne życie. Jako matka i żona, że macierzyństwo nie zawsze bywa idyllą, co od lat starano się nam wpoić. Rozmawiamy także o emigracji oraz Angielkach, ale też o tym, czego powinnyśmy my, Polki, się od nich uczyć. Zapraszam, będzie ciekawie.
Dlaczego Anna Szczepanek zaczęła w ogóle pisać?
Anna Szczepanek: Do pisania bloga namówili mnie przyjaciele. Twierdzili, że tak moje anegdoty z życia rodzinnego, jak i przemyślenia powinny trafiać do szerszego grona odbiorców. Do napisania książek z kolei namówił mnie wydawca. Od dziecka lubiłam przelewać myśli na papier, więc podchwyciłam najpierw jeden, a potem drugi pomysł. Nie spodziewałam się jedynie, że to, co piszę, będzie trafiało do tak ogromnego grona czytelników.
Nie bała się Pani, że w kraju tak ochoczo hejtujących ludzi będzie musiała się nagiąć do języka bardziej „przyjaznego” i wyważonych poglądów?
Ja się mało czego boję, a już na pewno nie boję się ludzkich opinii, choćby tych najbardziej nieprzychylnych. Znam siebie, swoje wady, ale i zalety. Nie szukam potwierdzenia swojej wartości w cudzych oczach, więc ewentualny hejt nie robi na mnie żadnego wrażenia. No, może poza współczuciem dla hejtującego, ponieważ nie od dziś wiadomo, że ludzie szczęśliwi i zrównoważeni nie czują potrzeby hejtowania innych. Nie wydaje mi się natomiast, żeby język, którym operuję, był "nieprzyjazny", niemniej rozumiem, że nie każdemu mój styl przypadnie do gustu. Nie musi. Czytanie mnie nie jest obligatoryjne. Co do moich własnych poglądów wydają mi się dość sensowne i wyważone. W przeciwieństwie do wielu poglądów hierarchów Kościoła Katolickiego czy ekipy rządzącej.
Skąd wziął się tytuł i ten bardzo polski frazes "Matka Polka"? Minister Czarnek chyba by się ucieszył, gdy nie te kilka "drobiazgów" w Pani książce (śmiech).
Właśnie stąd, że ministra Czarnka na pewno ucieszyłoby kilka szczegółów z mojego życia. Oczywiście, gdyby nie te wspomniane "drobiazgi" (śmiech). Jestem matką wielodzietną. Lubię dzieci na ogół bardziej niż dorosłych. Uwielbiam piec, gotować, hoduję kwiatki, obowiązki domowe nie są dla mnie karą, a połowę mojej garderoby zajmują sukienki, które rzeczony minister zapewne określiłby słowem "kobiece". Mam dwa koty, za to jednego, tego samego męża od niemal 20 lat. Przedkładam rodzinę nad karierę. Mam w nosie luksusy, nowinki technologiczne, jestem bardzo oldschoolowa pod tym względem. A do tego, gdy wieje, latam za dziećmi z czapeczką i straszę wilkiem, gdy siedzą na betonie (śmiech) Zatem, chcąc nie chcąc, spełniam chyba wiele kryteriów tej stereotypowej matki Polki.
Mówi się, że szczerość nie do końca się opłaca, a Pani w swojej najnowszej książce "Nietypowa Matka Polka 2" jest szczera aż do bólu. Skąd u Pani się wzięła ta odwaga?
Myślę, że składa się na nią wiele czynników. Jestem córką matki, która nigdy nie obawiała się mówić, co myśli. Do tego moja rodzina katolicka była jedynie w teorii na szczęście, toteż nie obciążono mnie tym całym poczuciem winy i niedoskonałości, którym obciąża się dzieci z rodzin praktykujących. Nauczono mnie szacunku, ale nie zmuszano do klękania przed nikim i niczym. I to mi zostało. Znam swoją wartość i umiem bronić swoich racji. Czy to się opłaca? Faktycznie nie zawsze. Nie na darmo mówi się, że pokorne ciele dwie matki ssie. Rzecz jednak w tym, że mało obchodzą mnie pozorne zyski. Obchodzi mnie to, żeby w tym morzu wyrachowania i fałszywości pozostać prostolinijną sobą i po prostu mówić, jak jest, bez zbędnego owijania w bawełnę.
Dlaczego twierdzi Pani, że jest "nietypowa"? Przecież właśnie pisze Pani o typowych sprawach współczesnych Polaków. Według mnie to typowe. Powinno się mówić zawsze prawdę i pozbawić lukru wszystko to, co nie powinno go mieć.
Gdy zakładałam bloga, jego nazwa brzmiała konkretnie "(nie)typowa matka Polka", ponieważ ja również w gruncie rzeczy nie czuję się w żaden sposób wyjątkowa. To, że taka bywam – na tle wielu Polek – uzmysławiają mi one same. I de facto bardzo mnie to smuci, gdyż ta odwaga polegająca na życiu w zgodzie ze sobą, z własnymi przekonaniami, mówieniu prawdy czy wychodzeniu poza narzucone ramy, powinna być normą. A nadal nie jest. W ogóle między tym, co się powinno a tym, jaka jest rzeczywistość, często istnieje spora przepaść, niestety. Jednak akcent optymistyczny jest taki, że to się zmienia. Powoli, ale jednak. Polki mają dość obsadzania ich w rolach, w których siebie nie widzą. I coraz więcej z nich nie waha się głośno o tym mówić. Nas, nietypowych, jest coraz więcej.
Wypowiada się Pani w imieniu Polek czy w swoim własnym? Jaką rolę sobie Pani wyznaczyła?
Wyłącznie w swoim własnym imieniu, choć oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że gros Polek się ze mną zgadza i utożsamia się z moimi poglądami. Wiem to od nich. Piszą mi o tym codziennie.
I to nie jest tak, że wyznaczyłam sobie jakąś konkretną rolę, a ta rola przyświeca mi, gdy siadam do pisania raczej opowiadając o sobie, o swoim życiu, przemyśleniach czy podejściu do wielu spraw. Chcę pokazać, że można. Można wychodzić poza tradycje, schematy, ramy i…nic złego się nie dzieje. Ot, człowiek żyje sobie spokojnie i szczęśliwie, prowadząc takie życie, jakie chce. Obchodząc takie święta, na jakie ma ochotę. Utrzymuję kontakt z tymi ludźmi, którzy mu pasują, niezależnie od stopnia pokrewieństwa chociażby, itd.
Mieszka Pani w Wielkiej Brytanii. Czy obserwuje Pani różnicę między brytyjskimi a polskimi kobietami? Czego powinnyśmy się od nich nauczyć? A może to one powinny się uczyć czegoś od nas?
Zdecydowanie powinnyśmy nauczyć się od Angielek luzu i życzliwości, też względem samych siebie. Uwielbiam patrzeć rano na matki, które odprowadzają dzieci do szkoły. Część z nich stoi rozczochrana, w zimowych kurtkach i japonkach do tego, większość nie ma cienia makijażu. Niemal wszystkie są uśmiechnięte. Nie ma czegoś takiego jak, jakże popularne w ojczyźnie, "obcinanie wzrokiem", pogardliwe uśmiechy, nieprzyjemne spojrzenia. Uwierzy Pani, gdy powiem, że tu kobiety patrzą sobie w oczy, rozmawiając, a nie na buty, płaszcz czy torebkę tej drugiej?!
Uwielbiam też styl ubierania się Angielek. Jaki? Taki, jaki odpowiada osobie, która nosi dane ciuchy. Widać, że Brytyjki wiedzą, o co w tym chodzi. Ubranie ma dawać radość noszącej je osobie, a nie otoczeniu. Kobiety z widoczną nadwagą noszą ultrakrótkie szorty, bo… czemu nie? Starsze panie, jeśli mają ochotę, wkładają mini. Dokładnie z tych samych powodów. Nikt się za nimi nie ogląda na ulicy. Nikt nie komentuje w przykry sposób, że wyglądają niestosownie, że im nie wypada, tam wystaje, tu się marszczy. Ludzie zdają sobie sprawę, że komentowanie w tak obrzydliwym stylu zwyczajnie jest niegrzeczne i świadczy o braku klasy komentującego, a nie osoby komentowanej.
W tej kwestii mamy lekcję do odrobienia. Rozumiem, że Polki mają naprawdę dużo powodu do wściekłości, smutku czy frustracji, niemniej uważam, że tym bardziej powinnyśmy być dla siebie nawzajem i siebie samych życzliwsze i bardziej wyrozumiałe.
Jak emigracja pomaga Pani w pisaniu o tych wszystkich trudnych sprawach, z którymi borykają się obecnie Polki?
Trzydzieści lat żyłam w Polsce, sześć i pół roku mieszkam za granicą. Emigracja dała mi możliwość porównania komfortu życia tu i tu. Mówiąc o komforcie, nie mam bynajmniej na myśli zarobków, a kluczową w moim życiu wolność. To porównanie wypadło tak, że nie mam już zamiaru wracać do ojczyzny, a już na pewno nie wróciłabym i nie wychowywała dzieci w kraju rządzonym przez PiS wespół z klerem.
W swoich książkach operuje Pani dość dosadnym językiem. Czy nie dało się inaczej wyrazić opinię? Nie można być delikatnym?
Dałoby się, oczywiście, ale po co? Jak już ustaliłyśmy wcześniej, czytanie mnie nie jest przymusem, więc jeśli ktoś nie jest fanem takiego stylu, w tym dosadnego języka, to niech po prostu mnie nie czyta. To dość proste. Natomiast ja będę pisać tak, jak mi odpowiada i zgodnie z tym, jak odbieram rzeczywistość. To jest też kwestia wiarygodności i szczerości z czytelnikami. Czytają mnie moi przyjaciele, czyta rodzina, moje koleżanki i moi koledzy, nierzadko jeszcze z podstawówki. Gdybym zaczęła lukrować rzeczywistość i puszczać pluszowe jednorożce zamiast kurew, wyobrażam sobie, że śmialiby się w kułak, ponieważ to nie byłabym prawdziwa ja. A ja, lukrując, zwyczajnie nie czułabym się z tym dobrze. To nie jest też tak, że muszę przeklinać, rzecz jasna, a każdy mój tekst naszpikowany jest wulgaryzmami. Przeklinam w zasadzie jedynie w dwóch sytuacjach: gdy wymagają tego okoliczności i kiedy po prostu mam na to ochotę (śmiech).
Do tego wiem, że większość moich czytelników to ludzie inteligentni, toteż skupiają się na przekazie, na tym, co chcę im powiedzieć, a nie na tym, czy i ile razy padnie w tekście niecenzuralne słowo. Zresztą – jeśli mam być całkowicie szczera – to ja bardzo dużo z tego, co piszę, sama wcześniej cenzuruję, ponieważ powiedzenie szczerze co myślę, choćby o głowie naszego państwa, jest zwyczajnie karalne.
W "Nietypowej" porusza Pani również problemy, o których mówi się obecnie: protest opiekunów niepełnosprawnych osób, pieniądze, aborcja, prawa kobiet i wiele innych. Jaki prywatnie ma Pani stosunek do tego, co się obecnie dzieje?
Dokładnie taki, jaki opisuję w książce. To jest moje prywatne stanowisko.
A co sądzi Pani o edukacji dziewczynek pod kątem ugruntowania w nich "cnót niewieścich"?
Pozwoli Pani, że zacytuję fragment własnego felietonu, który napisałam na ten temat.
…Słabi mężczyźni od zawsze bali się nas, silnych kobiet. Tak konkretnie to bali się naszej świadomości i mądrości, bo w nich tkwi nasza siła. To właśnie te dwie cechy pozwalają nam wychodzić poza ramy, w których oni chcieliby nas tak desperacko osadzić. Ale im się nie uda. Bo dziś każda świadoma i mądra kobieta wie, że choć w tradycyjnym modelu rodziny nie ma niczego złego, to tak samo niczego złego nie ma w każdym innym modelu rodziny, w której panuje miłość i wzajemny szacunek. To są fundamenty „zdrowej rodziny właśnie”, a nie "związek mężczyzny i kobiety".Dziś każda świadoma i mądra kobieta wie, że brak partnera czy potomstwa w niczym jej nie ujmuje i na nic nie wpływa. A już na pewno nie na bycie wartościowym, dobrym człowiekiem.Tak samo jak i wie, że to od niej zależy, jaką drogę życiową obierze. I jakiejkolwiek by nie wybrała, niezależnie czy pragnie zostać matką trojga dzieci i gospodynią domową, naukowczynią z partnerką i dwoma psami czy singielką, która spawa w stoczni - będzie to dobry wybór, dopóki będzie czuła, że jest to JEJ WYBÓR i dopóki będzie z tym wyborem szczęśliwa. A wyznawanie wiary w katolickiego Boga jest jedynie ścisłe związane z prywatnym światopoglądem danego człowieka, a nie gwarantem na jego uczciwość czy dobro.Wbrew temu, co twierdzi profesor Skrzydlewski nie odchodzimy od wartości klasycznych, bo nimi są właśnie choćby: miłość, szczęście, dobro i szacunek. A wręcz wynosimy te wartości na wyższy poziom, bo wiemy już, że nie należy tylko kochać, sprawiać przyjemność, być dobrym i szanować innych, ale i siebie! To nie jest egocentryzm! To jedyna droga do tego, żeby w jesieni życia nie obudzić się z ręką w nocniku i dojmującym uczuciem, że zmarnowało się jedyne życie, które jest nam dane.I to ich boli. Tego nie mogą zdzierżyć. Chomąta zrzucone, mózgi i serducha pracują, a fartuszki gospodyń domowych nie pasują już na każdą od dawna. I nie będą pasowały, bo żaden dziaders nie zatrzyma tej rewolucji, nie cofnie tej pięknej świadomości, która zrodziła się w głowach milionów kobiet i brzmi:BĘDĘ KIM ZECHCĘ!BĘDĘ KOCHAĆ KOGO ZECHCĘ!BĘDĘ WYGLĄDAĆ, JAK ZECHCĘ!BĘDĘ WIERZYĆ W CO ZECHCĘ!BĘDĘ ŻYĆ, JAK ZECHCĘ!I GÓWNO CI DO TEGO!I nikt nie odbierze już kobietom tej wolności - ani prośbą, ani groźbą, ani żadną durną ustawą.
Jaką rolę w tym całym bałaganie ma współczesny pisarz?
Taką, jaką sobie sam wyznaczy. W tym całym bałaganie potrzebne jest i uwrażliwianie ludzi, i edukowanie, i opisywanie bez ogródek zła, żeby nikt nie miał wątpliwości, czym jest i jakie niesie konsekwencje. Jednak również potrzebna jest rozrywka, bo wielu ludzi od dawna balansuje na skraju załamania nerwowego. Wielu też cierpi z powodu depresji. Życie w pędzie, wyścig szczurów, pandemia, idioci piastujący wysokie i decyzyjne stanowiska państwowe i ich kretyńskie ustawy, życie nierzadko od pierwszego do pierwszego, mimo pracy na pełny etat, podwyżki cen, kiepska opieka zdrowotna, jeszcze gorsza pomoc dla obywateli w potrzebie, "sfotoszopowani" celebryci i influencerzy i ich "sfotoszopowana" rzeczywistość, którą próbują wciskać ludziom jako normę, coś do osiągnięcia dla każdego – to wszystko i jeszcze wiele innych czynników to źródła nieustannej frustracji i potwornego stresu. Tak, uśmiech i humor w dzisiejszych czasach jest na wagę złota.
Jest Pani influencerką, ma potężną rzeszę czytelników. Jacy ludzie zazwyczaj sięgają po Pani książki?
Przeróżni, w każdym niemal wieku. Moje felietony były recytowane na konkursie polonistycznym w pewnym liceum. Natomiast najstarsza moja wieloletnia czytelniczka, o której wiem, ma 94 lata. Czytają mnie nie tylko kobiety. Mam grono wiernych czytelników płci męskiej. Naprawdę ciężko mi scharakteryzować, kto mnie czyta, ponieważ są to ludzie z różnorakim wykształceniem, wykonujący różne zawody, będący na różnych etapach życiowych. Czytają mnie rodzice, czytają bezdzietni. Pary, single. Młodzi, starzy. Ludzie wykształceni lub słabo wykształceni. Chyba łatwiej powiedzieć, kto mnie zdecydowanie nie czyta: prawicowi konserwatyści i fanatycy religijni. Wątpię też, żebym cieszyła się uznaniem wśród osób głoszących i wierzących w antynaukowe bzdury.
Swoje publikacje dedykuje Pani kobietom? Dlaczego? Czy zdarzyło się usłyszeć Pani głos męski?
Tak. Codziennie. Żyję w jednym domu z pięcioma mężczyznami (śmiech) A tak poważnie – jak już wspomniałam – mam całkiem spore grono męskich czytelników, które dodatkowo stale się rozrasta. Tak konkretnie to mój kalendarz dedykowałam kobietom, gdyż czułam, że teksty w nim zawarte są wielu Polkom potrzebne. Że ktoś im powinien o pewnych rzeczach przypomnieć, a czasem nawet pierwszy raz powiedzieć pewne rzeczy na głos.
Moje książki dedykuję moim bliskim i po prostu moim czytelnikom, płci dowolnej. Jednak faktycznie wiele tekstów w nich skierowanych jest do kobiet, dokładnie z takich samych przyczyn, z których dedykowałam kobietom teksty w kalendarzu. Inna sprawa, że ostatnio sporo uchwał obecnie rządzących jawnie godzi szczególnie właśnie w kobiety. I nie zamierzam o tym zapominać ani nie mam zamiaru tego przemilczeć.
Kim jest współczesna kobieta według Anny Szczepanek? A kim powinna być naprawdę?
Nie wiem, kim jest, wiem natomiast, kim powinna być – kim tylko zechce.
Dziękuje za te słowa i czekam (i pewnie nie tylko ja) na następne genialne książki.
Rozmawiała
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz