[recenzja filmu] "Nie patrz w górę" – katastrofa, która może się wydarzyć


"Nie patrz w górę" to kolejna produkcja Netflix, którą trzeba było obejrzeć. I to nie tylko ze względu na fabułę, ponieważ na uwagę zasługuje idealnie dobrana obsada z Leonardo DiCaprio na czele. Jest na pozór klasyczny film katastroficzny z elementami satyry na rzeczywistość. Obejrzałam takich wiele, ale jednak zaskakuje formą przekazu. Aby to zrozumieć, trzeba przytoczyć najistotniejsze fragmenty fabuły.


"Nie patrz w górę" recenzja filmu

Pewnego dnia doktorantka odnajduje w kosmosie ślady nieznanego dotąd ciała niebieskiego, który, jak się potem okazuje, jest asteroidą zagrażającą istnieniu planety oraz rodzajowi ludzkiemu. Ma ona doprowadzić do całkowitej zagłady za ok. pół roku. Specjaliści uruchamiają wszelkie dostępne znajomości oraz środki masowej informacji, aby za uratować ziemię. Czy jednak okaże się to możliwe? Jak działa człowiek w obliczu zagrożenia? Na te pytania odpowiedzi znajdziecie w filmie.

"Nie patrz w górę" to momentami niezwykle nudnawy i pełen krzyku obraz, ale mimo wszystko ma on swoją moc. Reżyser kieruje do nas bardzo silny przekaz oraz definicję współczesnego człowieka w sytuacji bezpośredniego niebezpieczeństwa.

Co zrobić, gdy nikt nie chce słuchać i każdy stara się forsować własne teorie dla dobra jednostki? Próbować dalej przekonywać, co czynią wspólnie profesor i jego doktorantka. Gdy teorie naukowe nie działają, zaczyna się agresja słowna – dla mnie osobiście – choć rozumiem zasadność jej użycia – była bardzo nużąca, więc z ciekawością oczekiwałam końca filmu.

Biorąc pod uwagę, że DiCaprio jako osoba sam wybitnie angażuje się w kryzys klimatyczny i nieustannie daje temu wyraz, to i tutaj nie mogło zabraknąć tego wątku. Stąd pewnie płyną z jego gry tak wiarygodne emocje. Kolejne, co niepokoi, to nieustanna chęć zysku każdego człowieka nawet w obliczu zagłady, który wie, że w każdej chwili może stracić wszystko, ale i tak stara się z tego tortu zwanego katastrofą ukroić choć kawałek tylko dla siebie.

Mając na względzie obecną sytuację na świecie, czyli pandemię również możemy odnaleźć pewne analogie, gdzie każdy chce zarobić, niedowierza zagładzie, próbuje zaprzeczać i negować naukowe teorie. Zaczyna się wyścig z czasem i walka z czynnikiem ludzkim bawiącym się w boga, nad którym zwyczajnie nie da się zapanować. To oni mącą, kręcą oraz wprowadzają nieufność, aby ostatecznie opóźnić próby ratowania życia na ziemi.

Sabotują wszystkie działania, więc ostatecznie zamiast pomagać, tylko szkodzą. Ich nieomylne teorie mają skłócić resztę ludzkości oraz pozbawić ją człowieczeństwa. Wszystko to staje w opozycji do idealistki-doktorantki, która za wszelką cenę chce udowodnić światu powagę sytuacji, co spotyka się z ogromnym rozgłosem, ale niestety nie doprowadzi nikogo do rozwiązania.

Film nie stroni również od polityki oraz postaci wręcz karykaturalnej pani prezydent (w tej roli genialna Meryl Streep), która dość długo myślała tylko o sondażach, słupkach oraz wyborach, zamiast zwyczajnie ratować świat od globalnej katastrofy. Swoją postawą irytuje, ale jednak robi to bardzo wiarygodnie i ostatecznie wygrywa swoją postać, która wykazała się rozsądkiem.

Ogromną zaletą "Nie patrz w górę" jest próba piętnowania naukowego podejścia do sytuacji zagrożenia, co doskonale widać podczas rozmowy z prezydent USA. Zewsząd bowiem płyną do nas informacje rodem z encyklopedii, skądinąd niezwykle istotne, ale cóż z tego, skoro zwykły człowiek nie jest w stanie pojąć, o czym się do niego mówi. Z przeciętnym obywatelem trzeba rozmawiać prosto, a nie z użyciem słów, których nie zrozumie nikt oprócz drugiego naukowca.

To samo dotyczy mediów, które są w filmie dosłownie zmasakrowane, ponieważ zamiast edukować, stawiają tylko na rozrywkę. Pokazują, jak mało istotne, a nawet wręcz nudne są dla nich prawdziwe informacje o katastrofie i przedkładają je nad absurdalne dyskusje nie wnoszące nic do sprawy, ale za to zapewniające pożądaną klikalność, jak chociażby absurdalna kłótnia na antenie dwóch prezenterów, kiedy obok nich w studiu siedzi poważny naukowiec starający się wytłumaczyć widzom, co się z nimi niebawem stanie.

"Nie patrz w górę" recenzja filmu

To samo dotyczy artystów, którzy co rusz organizują jakieś piękne imprezy mające na względzie ratowanie świata, ziemi czy charytatywną pomoc. Tak naprawdę to wszystko ma jeden cel – rozrywka dla ogółu pod przykrywką niesienia dobra.

Gdy wszyscy zrozumieją, że to dzieje się naprawdę i scenariusza nie da się zmienić, niestety zazwyczaj jest za późno. Świat został bowiem podzielony na dwa obozy – tych, którzy wierzą w uderzenie asteroidy i tych, którzy wątpią, aby ostatecznie chcieć na tym coś zarobić. Dość komiczny moment, kiedy jeden z obywateli w obliczy ostatecznego końca planety próbuje zestrzelić asteroidę wygląda jak pojedynek z mutantem. Wiadomo z góry, że przegra, ale próbuje do końca trzymać fason.

Mój uwagę przykuły latające w kosmosie najróżniejsze przedmioty, które symbolizują ulotność rzeczy materialnych, chciwość oraz rola nowoczesnej technologii, która w filmie jest dość znacząca. Twórcy gadżetów telefonicznych starają się nas przyciągnąć, ogłupić i ostatecznie doprowadzić do klęski człowieczeństwa, czego obecne pokolenie jeszcze nie doświadczy aż tak bardzo, bo takie sytuacje rozwijają się latami, ale jednak już zaczątki kryzysu kiełkują. Twórcy pokazują, jak potężna jest rola elektroniki i jak bardzo jesteśmy do niej przywiązani. Piętnują jednocześnie formę jej zastosowania przez przeciętnych użytkowników, którzy zwyczajnie nie umieją korzystać z potencjału, jakim obdarzyła ich nauka.

Ludzkość nie potrafi współpracować na rzecz ogólnego dobra. Liczą się tylko właściciele korporacji i ich pieniądze oraz prywatne dobro. Znaczenie mają celebryckie wybryki i zalewające nas powiadomienia z social mediów, które, odbierając wolność, jasność umysłu, tylko szkodą. Ludzkość produkuje zapatrzonych w siebie chciwych materialistów, zamiast skupić się na współpracy. Żyjemy w czasach formy, a nie treści. Piękne opakowanie liczy się bardziej niż zawartość. Liczą się lajki i rozgłos z nich płynący, zamiast rzetelna informacja.

Twórcy filmu moim zdaniem niezbyt fortunnie zaklasyfikowali obraz jako komedię, ponieważ przekaz "Nie patrz w górę" jest raczej gorzki, satyryczny. Absurd płynie również z dodanych przez twórców napisów, które czynią z filmu bajkową parafrazę tego, co się akurat dzieje i błędnie sugerują, iż film dedykowany jest dla młodych widzów.

Podobno wszystko, co się tutaj wydarzy ma być zwykłym żartem, ale czy faktycznie śmiesznym? Czy powinniśmy do tego podchodzić z naiwnością dziecka? To już widz sam pewnie oceni. Osobiście uważam ten film za idealny obraz współczesności, ale drugi raz chyba nie obejrzę nawet dla Meryl Streep, którą uwielbiam. To nie na moje nerwy. Wybaczcie mi te słowa. Prawdopodobieństwo przedstawionych zdarzeń jest zbyt duże.

Recenzowała


Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje