Krystian Pesta – aktor młodego pokolenia, którego widzowie mogą znać z takich produkcji, jak "Chyłka. Inwigilacja", "Klangor", "Rojst" czy "Belfer". Absolwent Wydziału Aktorskiego PWSFTViT w Łodzi. Wielokrotnie nagradzany za swoje osiągnięcia. Prywatnie uwielbia podróżować i poznawać nowe kultury, smaki oraz ludzi. Natomiast od kilku tygodni możemy go oglądać w "Behawioryście" na podstawie powieści Remigiusza Mroza o tym samym tytule, gdzie u boku Roberta Więckiewicza wciela się w postać Horsta Zeigera – bohatera wymierzającego na oczach milionów użytkowników sieci sprawiedliwość tym, którzy w jego ocenie zasługują na śmierć. Z artystą rozmawiam o początkach jego kariery, pasji do podróżowania, szkole teatralnej. Razem próbujemy zrozumieć Horsta i jego postępowanie oraz uniwersalność tej historii. Zostańcie z nami. Będzie ciekawie.
Zanim przejdziemy do rozmowy o "Behawioryście", to powiedz mi, dlaczego w ogóle zostałeś aktorem? Skąd ten pomysł się u Ciebie wziął?
Krystian Pesta: Już w szkole podstawowej przejawiałem zainteresowanie aktorstwem. Doskonale pamiętam, jak moja mama między szóstą klasą a gimnazjum przyniosła mi broszurę z młodzieżowego domu kultury, gdzie odbywały się zajęcia teatralne. Jeśli wpadła na taki pomysł, to znaczy, że dostrzegła u mnie pewnego rodzaju talent aktorski.
W tym domu kultury było sześć różnych zajęć teatralnych, z których jedno brzmiało bardzo enigmatycznie – Studio P., co później się okazało Studiem Poetyckim. Spędziłem w tym miejscu sześć lat, mieszkając jeszcze w Toruniu aż do czasu matury. Zajęcia prowadziła Lucyna Sowińska. Spod jej skrzydeł wyszli tacy cudowni aktorzy jak Gosia Kożuchowska, Olga Bołądź, Magda Czerwińska (z którą teraz gram w "Behawioryście", jej postać nazywa się Ubertowska). Oprócz tego znalazło się tam mnóstwo ciekawych osób, aktorów, reżyserów, animatorów kultury, pracujących w różnych branżach.
Mam wrażenie, że w tym momencie konstruował się mój kręgosłup artystyczny, wrażliwość, otwarcie na literaturę i na piękno słowa. Już wtedy wiedziałem, że chcę zdawać do szkoły teatralnej. Jak o tym myślę z perspektywy czasu, to był najlepszy wybór, ponieważ dzięki niemu rozwinąłem potrzebne w aktorstwie cechy, czyli podejście do zawodu, który ma dawać mi radość, sprawiać przyjemność, rozwijać moją wyobraźnię, wrażliwość, organizację czasu.
Czy oprócz aktorstwa jest coś jeszcze – śpiew, taniec?
W liceum chodziłem na zajęcia taneczne z tańca współczesnego. To było bardzo fajne doświadczenie pod kątem rozwoju świadomości swojego ciała, które jest narzędziem pracy aktora. Uczy wyczucia rytmu, które jest niezwykle potrzebne nie tylko, kiedy uruchamiamy ciało, ale też, kiedy mówimy wierszem na scenie czy podczas wykonywania piosenki poetyckiej.
Czy śpiewam? Jak muszę, to śpiewam (śmiech). W szkole mieliśmy zajęcia z piosenki, więc jeśli jest potrzeba dołączyć tę umiejętność do spektaklu, to robię to, ale nie uważam, że jestem obdarowany aż tak pięknym głosem, żeby rozwijać się bardziej w tym kierunku.
Zresztą piosenka to jeden z elementów egzaminów wstępnych do szkoły teatralnej, każdy kandydat musi przygotować (w zależności od szkoły) określoną liczbę piosenek, które również podlegają ocenie. Jest to potrzebne chyba tylko po to, aby sprawdzić wyczucie rytmu czy umiejętność znalezienia pomysłu na dany utwór, co jest bardzo ważne. Aktor musi umieć "ograć" daną piosenkę, nawet jeśli nie umie śpiewać. Musi umieć przekazać myśl, temperament. To idealny sposób na zaprezentowanie swojego charakteru, temperamentu. Niezbędne jest to szczególnie w piosence aktorskiej, która rządzi się nieco innymi(!) prawami niż utwory dobrze nam znane w popkulturze.
Skoro już o szkole teatralnej mowa, to czy pamiętasz swoje egzaminy wstępne?
Tak, doskonale pamiętam. Dla młodego chłopaka, który wymarzył sobie, żeby zostać aktorem, było to ogromne wyzwanie, ponieważ nagle konfrontuje się z jakimiś kryteriami, którymi są egzaminy wstępne. Zderzasz się z tysiącami kandydatów, którzy także chcą zostać studentami tej szkoły. Na rok dostaje się dosłownie 20 osób, czyli 1 na 50 osób, więc konkurencja jest ogromna. Dla każdej z nich jest to jednak wielkie marzenie. Wszystko zależy od dnia, wyboru tekstu, komisji. Trzeba po prostu trafić na swoją dyspozycję dnia. Pierwszy etap jest najgorszy, wtedy odpada najwięcej zdających. Musisz mieć w sobie pewien rodzaj determinacji, żeby dostać się do tej szkoły i być gotowy na wyzwania, przekraczania barier, które w codziennym życiu są nie do pokonania, czyli na działanie tu i teraz. Trzeba było zrobić zadanie a vista, gdzie w sekundę musisz wykrzesać z siebie emocje na danym tekście. Postanowiłem się tym bawić i egzamin na szczęście zdałem. Wspominam to wszystko z rozrzewnieniem.
|
fot. Klaudia Sus |
Jaki jesteś? Co Cię definiuje jako człowieka, aktora?
Najbardziej to, że jestem ciekawy świata, życia, ludzi. Jestem bardzo otwarty na nowe doświadczenia, doznania. Uwielbiam podróżować, zwiedzać świat. Dzięki temu poznaję kolejne kultury, smaki, zapachy, ludzi. Zdobywam wtedy pewnego rodzaju pokorę, ponieważ uświadamiam sobie, że jestem taką małą mróweczką w tym wielkim świecie. Wtedy pozostaje mi tylko karmić siebie pięknem tego świata. Kiedy mam poznać kolejny kierunek, to za każdym razem jest to pewien rodzaj ekscytacji.
Aktor musi lubić ludzi.
Właśnie. Miałem bardzo fajną rozmowę z Robertem Więckiewiczem, w której powiedział mi, że dla niego najważniejsze jest to życie pomiędzy projektami, z czym się absolutnie zgadzam. To, czym się nakarmimy, czego doświadczymy pomiędzy kolejnymi planami zdjęciowymi, jest najcenniejsze w zawodzie aktora, żeby potem wzbogacić tym swoje postaci. Jeśli mamy kreować prawdziwych ludzi z krwi i kości, to musimy ich naszpikować naszymi doświadczeniami, żeby te postaci były jak najbliższe człowieka.
Powiedziałeś, że lubisz wracać do tych samych miejsc, więc gdzie jest te Twoje ulubione, w którym możesz powiedzieć, że czujesz się jak u siebie, nazywasz je swoim drugim domem?
Do tej pory wychodziłem z założenia, że ten świat jest tak ogromny, iż pragnąłbym zobaczyć jak najwięcej, więc nie chciałbym powtarzać tych samych kierunków. Jednak dwa lata temu odkryłem w sobie również, że uwielbiam wracać do miejsc dobrze mi znanych. Chcę poznawać nowe, nieoczywiste uliczki, okolice mniej turystyczne. Staram się pewne rzeczy przewartościować w sobie po pierwszym zetknięciu z danym regionem. Bardzo lubię też rozmawiać z ludźmi godzinami, spędzać z nimi czas, co dla wielu może się wydawać dziwne. Ja jednak lubię doświadczać, poznawać. Jestem bardzo rozmowny i chyba ta cecha najbardziej mnie definiuje.
Mam dwa takie miejsca, do których chętnie wracam. Najpierw chciałem powiedzieć, że Rzym – moje nowe odkrycie. Za każdym razem, gdy tam pojadę, a byłem już kilkakrotnie, to mam wrażenie, że uwielbiam energię tego miasta, ludzi, zapachy, smaki.
Drugie miejsce, które przyszło mi do głowy, kiedy zadałaś mi to pytanie, to Izrael. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. Po prostu, kiedy tam pojadę, mam wrażenie, że oddycham pełną piersią. Uwielbiam klimat tego miejsca, kocham ciepło. Smaki, które są wyjątkowe i inne niż te znane nam z Europy. Właśnie te przyprawy, składniki używane w tej kuchni są super.
Dla mnie Tel Awiw ma fajną energię – z jednej strony jest wielkim miastem, a z drugiej strony czas tutaj jakby się zatrzymał. Podoba mi się piękna, długa plaża, gdzie ludzie są cały czas na powietrzu, spędzają go razem. Jest ciepło, więc pogoda zawsze stabilna. Jerozolima to styk kilku kultur, które się ze sobą spotykają, co jest dla mnie czymś niewyobrażalnym. Morze Martwe – zupełnie inne miejsce czy południe Izraela – rejon kurortowy, typowo wakacyjny. Mam do tych miejsc ogromną słabość i do dziś nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie "dlaczego".
A kraj, w którym chciałbyś kiedyś zamieszkać?
Jak tak teraz o tym myślę, to muszę powiedzieć, że kilka lat temu zdałem sobie sprawę, że kraj, w którym chciałbym kiedyś żyć to Włochy. Znam takich aktorów, którzy przyjeżdżają do Polski na plan filmowy. Te kraje nie są daleko – loty są, lądem też można się przemieszczać, więc wszystko jest możliwe. Jak tylko o tym myślę, od razu pojawia mi się uśmiech na twarzy. Zafascynowany tym krajem, postanowiłem też poznać podstawy języka włoskiego. Oprócz tego znam też angielski, francuski i niemiecki.
Czym jest dla Ciebie możliwość bycia aktorem i co Cię zmotywowało, aby nim zostać? To dość trudny zawód, w którym pracy sobie trzeba szukać samemu, dlatego właśnie o to pytam.
To prawda jest trudny, ale jest też mnóstwo momentów, w których doświadczasz, jak piękny jest to zawód. Mnie udało się tego doświadczyć kilkukrotnie. Tak jak każdy zawód, ma swoje blaski i cienie, więc jeśli robisz to, co kochasz, co Ci sprawia przyjemność, to wiesz, że są trudne momenty w Twoim zawodzie, niezależnie od tego, czy jesteś prawnikiem, farmaceutą, nauczycielem. Są też te piękne momenty będące zwieńczeniem, nagrodą tego zawodu.
To, co mnie najbardziej pociąga w tym wszystkim, to fakt, że jako aktor mogę przeżyć sobie kilka takich żyć jak koty (śmiech). Wtedy mogę połączyć różne te zawody, które odgrywani przeze mnie bohaterowie wykonują. Odkrywam też różne charaktery, temperamenty reprezentowane przez te postaci. Na chwilę mogę sobie po prostu założyć kostium i wejść w czyjeś buty, więc robię to najlepiej, jak tylko mogę.
Cały ten proces zrozumienia postaci, jej motywacji do działania, to jest dla mnie najbardziej nęcące podczas pracy.
|
fot. Klaudia Sus |
Nie boisz się, że zostaniesz "zaszufladkowany" na zawsze w jednej postaci serialowej, filmowej czy właśnie książkowej w przypadku ekranizacji? Jaki masz na to patent?
Myślałem nawet o tym całkiem niedawno. Tych "szufladek" może być kilka. Nie tylko przez to, jakiego typu bohatera grasz, ale też jaką literaturę wybierasz, jaki gatunek wybierasz, z jakim reżyserem chcesz pracować. Mam wrażenie, że to jest problem osób, które sobie lubią szufladkować.
Czy ja się tego boję? Nie, ponieważ to, czym kieruję się w życiu, to żeby za każdym razem praca sprawiała mi przyjemność, żeby była dla mnie wyzwaniem. Jeśli np. bardzo dobrze współpracuje mi się z danym reżyserem, to nie chciałbym rezygnować z kolejnej współpracy, tylko dlatego, że ktoś wsadzi mnie w szufladkę. W przypadku, gdy szanuję tę osobę za to, jaki język charakterystyczny tylko dla niej sobie wypracowała i super nam się razem pracuje, dostaję niebanalne propozycje, to z przyjemnością je wybiorę, ponieważ myślę o postawionym przede mną zadaniu.
Wiadomo, że masz poczucie, że możesz być "szufladkowany", ale jeśli za każdym razem kryminał, dramat psychologiczny, komediodramat będzie mi przynosił ciekawsze wyzwanie, to nie będę się dziwił samemu sobie, że wybieram akurat ten gatunek od kilku lat, ponieważ kiedy za każdym razem czytam scenariusz, to czuję, że przede mną stoi niesamowite wyzwanie, przygoda, czyli coś zupełnie nowego.
Zapytam Cię teraz o coś zupełnie innego. Złowiłeś złotą rybkę i możesz w nagrodę wypowiedzieć trzy życzenia. Co to będzie?
Dom we Włoszech, cudownych ludzi wokół siebie i, zabrzmi to może banalnie, ale bycie szczęśliwym, tak po prostu. To trochę zbyt pojemne i nie wiem, czy złota rybka jest w stanie to spełnić.
Być może spełni Twoje życzenia. Trzeba wierzyć. A od czego zaczynasz swój dzień?
Od kawy. Wiem, że jest to błąd. Nie potrafię bez niej żyć i jest to pierwsza rzecz, która mnie uruchamia (śmiech).
Espresso czy mała czarna?
Mała czarna. Espresso jest dla mnie troszkę za małe, a jednak potrzebuję się trochę rozgrzać i sobie tę kawę sączyć.
Teraz nieco przewrotnie. Czego nie lubisz w swojej pracy?
Tego, że nasz zawód jest zależny od decyzji innych osób. Musi pojawić się pomysł na dany projekt. Muszą znaleźć się pieniądze, chętny producent, stacja, reżyser. Dopiero potem od tych wszystkich decyzji uzależniony jest angaż aktora.
Mówię o zupełnie podstawowym rozumieniu tego zawodu. Jako aktor jesteś uzależniony od tego, że agentka lub producent zadzwoni z jakąś propozycją. Nie chcę tutaj demonizować, ponieważ są też ludzie z branży, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i założyli własną firmę, zaczęli coś produkować, rozwijać się w jakiejś niszy. Później nie ma się aż tak dużego poczucia zależności.
|
fot. Klaudia Sus |
Wspominasz w swoich wywiadach, że o roli Horsta marzyłeś od sześciu lat. Co więc czuje aktor, którym w pewnym momencie dowiaduje się, że jego marzenie się spełnia?
Ogromne szczęście. Nie wiem, co mógłbym więcej powiedzieć. Na etapie, kiedy zadzwonił do mnie telefon od agentki, że powinienem się nagrać do self-tape, czyli do wirtualnego castingu, absolutnie nie wiedziałem, że prawa do ekranizacji zostały sprzedane. Poczułem, że muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby nie oddać tej możliwości walkowerem. Doszedłem też do bardzo fajnego momentu w swoim życiu, że nie dam więcej niż mam, czyli pokażę swoją wizję Horsta, czyli takiego, jak widzę go dzisiaj jako Krystian na tyle, na ile mam wrażliwości i wypracowany warsztat aktorski. Ale też nie naddam czegoś ponadto, żeby tylko przypasować się producentowi czy reżyserowi, a potem na planie okaże się, że to była jakaś wydmuszka.
Jak sobie to poukładałeś na etapie castingu?
Miałem poczucie, że po dwóch dniach pracy nad materiałem, daję coś, co mam najlepsze, więc albo ta wizja zostanie zaakceptowana przez realizatorów oraz będzie zbieżna z moją i zechcą mnie zaangażować, albo nie, a ja nie będę miał poczucia, że nie mogłem "wykrzesać" więcej niż potrafię na ten moment. Zaakceptuję, że ktoś bardziej nadawał się do tej wizji.
To były piękne dwa dni, kiedy zamknąłem się w Teatrze Jaracza i spędziłem je z Horstem. Wymyślałem, jak może się poruszać, mówić, milczeć, jaką ma energię, jak może być ubrany. Nagrałem chyba 4 materiały, z których wybrałem najlepszy. Miałem do odegrania dwie sceny – jedną z partnerką, a druga to była improwizacja. Dodatkowo był dołączony opis stworzony przez reżysera mówiący, na jakim etapie życia jest Horst, co jest za nim, a co przed nim. Trzeba było nakręcić własną wizję tego monologu i napisać go samemu. W dalszym etapie były jeszcze zdjęcia próbne z Robertem Więckiewiczem. Ale kiedy zadzwonił do mnie telefon, że przeszedłem, to poczułem ogromne szczęście i miałem świadomość, że spełnia się moje marzenie.
|
fot. Agnieszka Jurek |
Jak budowałeś tę postać?
Na etapie scenariusza, w trakcie przygotowania miałem cel, żeby zobaczyć człowieka w człowieku. To było dla mnie najważniejsze. Nie chciałem go kategoryzować jako czarny charakter, co każdemu się nasuwa w momencie, gdy widzi, jakich czynów dokonuje. Nie miałem zamiaru zrobić z niego nudnego czarnego charakteru, odstręczającego. Chodziło mi o to, aby opakować go emocjami, które są w nas, ludziach. Próbowałem zrozumieć jego motywację, czyli dlaczego robi to, co robi.
Jaką osobowość ma Horst? Czy masz coś na jego obronę?
Bez wątpienia Horst jest bardzo inteligentnym, świadomym siebie i swoich zdolności człowiekiem. Jest też osobą bardzo wrażliwą, poszukującą ciepła, miłości. I fakt, że tego nie dostał w przeszłości, jest przyczyną tego, że dokonuje rzeczy, jakich jesteśmy świadkami. Dla niego jest to konieczne. Nie wartościuje tych dylematów. Wie, że musi je wykonać, żeby sprawiedliwości stało się zadość, żeby móc odciąć się od tego grubą kreską i iść naprzód. Zawalczyć o siebie.
Świadomie użyłem słowa "inteligentny", ponieważ na swojego głównego rywala wybiera Gerarda Edlinga, czyli przeciwnika godnego siebie. Widzi w nim konkurenta, który z jednej strony jest tak bardzo inny od niego, a z drugiej strony tak bardzo podobny do Horsta.
Podobny?
Tak, w tym znaczeniu, że jest to dwóch wytrawnych graczy, inteligentnych, o identycznych potrzebach tak, jak każdy z nas. A ta rozgrywka, która dzieje się między nimi jest tak naprawdę próbą kto kogo złamie. Nie mogę za wiele powiedzieć, ponieważ widz jeszcze wszystkiego nie wie, ale to próba sił, w której wciąż nie wiemy, jak te charaktery zostaną złamane.
Sytuacja nagości mająca miejsce w pokoju przesłuchań jest też pewnego rodzaju ogołoceniem Horsta z tego, czym jest obudowany, z tego, jak wymyślił siebie. Na szczęście nie udaje mu się całkowicie stracić tej siły, którą ma. Natomiast ze strony Gerarda jest to bardzo dobra zagrywka – odarcie Horsta ze skorupy schowanej w jego wnętrzu.
Szczególnie w pierwszych odcinkach dochodzi do próby ujarzmienia tego bohatera. W nim te wszystkie myśli i emocje się gotują. Mamy do czynienia z człowiekiem, który nie wyraża absolutnie nic, jest białą kartką, której nikt nie jest w stanie dookreślić. Nic o nim nie wie. Kiedy już się wydaje, że Horst wysyła jakiś sygnał i że coś o nim wie, nagle chce nas zmylić, zwodzić. Poszukiwanie w nim tych różnych odcieni szarości było dla mnie niezwykle ważne.
Na czym polega ponadczasowość tego wątku?
Uniwersalność tej historii polega na tym, że mogłabyś takiego Horsta mijać każdego dnia. Z pewnością patrząc na niego, nigdy byś nie pomyślała "to ten psychol", który zaraz wrzuci do sieci streamingi i podda pod głosowanie, kto powinien zginąć. Próbowałem znaleźć człowieka w człowieku, aby uświadomić widzom, że takich Horstów Zeigerów może być wokół nas wielu, z czego absolutnie nie zdajemy sobie sprawy.
Bardzo mnie też interesuje drastyczna, a zarazem niezwykle trudna w mojej ocenie scena z dziećmi z pierwszego odcinka. Jak się do niej przygotowaliście? Jak przygotowaliście dzieci?
Mieliśmy po prostu do czynienia z bardzo zdolnymi dziećmi. Na planie z nami była pani psycholog i rodzice. Przygotowanie polegało na tym, że psycholog rozmawiała z dziećmi, jeśli odczuwały taką potrzebę. Wierzę w to, że opieka była absolutnie doskonała, dzięki temu udało się nakręcić tę scenę.
Natomiast to, co jest ważne to fakt, żeby nie musieć dzieciom literalnie opowiadać o tym, w czym biorą udział. Nie było potrzebne, aby opowiadać im tej całej przerażającej historii. Oczekiwaliśmy od dzieci właśnie pewnego rodzaju przerażenia, które da się uzyskać różnymi sposobami w trakcie rozmów z psychologiem. I absolutnie nie musi być to dosłowne nazwanie rzeczy po imieniu.
Pracowaliśmy też Mają Malesą, która grała dziewczynkę z dylematu i to nie był pierwszy projekt, w którym brała udział. Jest bardzo zdolną aktorką i wiedziała, jak to zagrać. Chapeau bas dla wszystkich uczestników tej sceny, ponieważ udało nam się wykreować naprawdę bardzo realistyczną, przerażającą scenę.
Dzieci traktowały udział w serialu i obecność na planie jako dobrą zabawę. Musiałabyś się z nimi połączyć i porozmawiać na ten temat.
|
fot. Agnieszka Jurek |
Nie wiem, czy umiałabym z nim porozmawiać, żeby nie wzbudzić w nich strachu niepotrzebnie. Ciekawi mnie też, czym jest motyw głosowania w serialu? Jakie ma znaczenie?
Motyw głosowania jest niczym innym jak szansą dania ludziom głęboko skrywanego w nich pragnienia. Horst staje się tutaj przewodnikiem w sytuacji, w której każdy z nas się boi. To on wypowiada głośno myśli, zdania tkwiące w nas, ale które boimy się je uzewnętrznić, ponieważ są bardzo niepokojące, niebezpieczne.
Natomiast samo głosowanie jest dokładnie tym, czego już się nauczyliśmy i robimy to cały czas podczas głosowań SMS-owych na danego kandydata w reality show.
Nie pomyślałam o tym w ten sposób…
Jest dokładnie tym samym mechanizmem. Mamy dzięki temu poczucie, że nasz głos ma znaczenie. Potrzebujemy tego. Wiesz, że wysyłając SMS o treści 1 lub 2, przyczyniasz się do tego, że dany uczestnik z tobą zostaje, ponieważ go szanujesz i jemu kibicujesz. Ale też przyczyniasz się do tego, żeby ta druga osoba odpadła, już nie brała udziału w dalszej rywalizacji.
Horst daje nam pewnego rodzaju "przycisk", żebyśmy my mogli podjąć podobną decyzję. Daje nam poczucie czy nawet wrażenie, którego bardzo potrzebujemy, że od nas też coś zależy i teraz możemy dać się temu ponieść. Tutaj brak wyboru jest również wyborem. Zaangażuje miliony ludzi do bardzo niebezpiecznej gry tak, że po prostu musisz w nią wejść, nie pozostawać biernym.
Moralnie wiesz, że w pierwszym dylemacie powinna umrzeć nauczycielka, a nie 8-letnie dziecko. Wiesz, że dziecko powinno żyć dłużej, ponieważ przed nią jest wiele lat, mimo że choruje, ale może uda się ją wyleczyć, więc przeżyje. Dlatego nie głosując, nie przyciskając B, również przyczyniasz się, że ta dziewczynka może zginąć. To jest w tym wszystkim przerażające, więc dla mnie jako czytelnika książki lub scenariusza wydawało się bardzo ciekawym motywem.
Za kogo uważa się więc Horst?
W jednym z wywiadów padło takie sformułowanie czy Horst nie jest pewnego rodzaju "głosem ludu", prorokiem przeprowadzającym nas przez te niebezpieczne sytuacje dla wielu bardzo kuszące, interesujące. Nie chciałbym ferować tutaj jakichś wyroków dotyczących tego bohatera. Być może w pewnym momencie tak właśnie o sobie myśli.
Musi mieć w to wiarę, ponieważ w końcu ma świadomość, że zaciągnie przed monitor komputera kilka milionów ludzi. Pamiętajmy, że ciągle mówimy o literackiej fikcji, więc łatwiej jest nam ro przyjąć, niż kiedy mamy to przenieść na rzeczywistość. Przeraża mnie świadomość, że jednak mógłby się pojawić taki Horst, który nakłoni 5 milionów Polaków do takiego głosowania.
Jeśli miałbym ocenić go jednoznacznie, to uważam, że jest kimś takim. Nie życzyłbym nam "takiego" Horsta w XXI w. Uspokaja mnie jedynie fakt, co już wiemy po obejrzeniu 4 odcinka, że ofiary dylematów nie są jednak głosem publiczności, ale wszystko zostało wcześniej zaplanowane. Wzięły w nich udział osoby, które w przekonaniu Horsta zasługują na śmierć za wyrządzone w przeszłości krzywdy.
Po emisji pierwszego odcinka posypała się fala hejtu na twórców z powodu dość znaczącej różnicy między fabułą książki a serialową. Czy ma to jakieś znaczenie dla samego serialu?
Wychodzę z założenia, że gdybyśmy nakręcili teraz serial z fabułą dokładnie odwzorowaną na podstawie książki, to po prostu byłoby to nudne. Każdy z nas, czytając "Behawiorystę", ma w głowie swoje wyobrażenie, więc jeśli teraz napisaliśmy dokładnie taki sam scenariusz, to byłoby zekranizowanie, zobrazowanie tego, co napisał Remigiusz Mróz, a ten rodzaj serialu każdy z nas już miał w głowie. Usatysfakcjonowalibyśmy ludzi, że przeczytaliśmy książkę ze zrozumieniem, odwzorowalibyśmy fabułę i nic więcej.
Natomiast uważam, że sam serial powinniśmy traktować jako osobne dzieło. W końcu jest to serial na motywach książki, więc scenarzyści wykonali ogromną pracę, dając sobie przestrzeń, żeby przez te 8 odcinków opowiedzieć historię jeszcze głębiej. Musiały więc nastąpić pewne zmiany, abyśmy my mogli poznać szerzej losy tych bohaterów. Z perspektywy aktora jest to o wiele bardziej interesujące.
|
fot. Agnieszka Jurek |
Czego uczy nas serial, a czego nauczył Ciebie udział w serialu oraz Twój bohater?
Nie mogę pominąć faktu, że osobnym bohaterem jest tu Internet. Dowiedziałem się, jaką ma siłę rażenia i ilu użytkowników wirtualnego świata jest dookoła nas. Jak wiele jest w tym poczucia anonimowości, bezkarności, hejtu i tego, że nikt nie zostanie złapany "za rękę". Wszystko robimy w białych rękawiczkach, więc wystarczy tylko iskra, żeby doszło do zapłonu.
Serial opowiada właśnie o tych mechanizmach. Wiedziałem też, że istnieje darknet, ale nigdy nie zgłębiałem tematu. Jest to przestrzeń przerażająca i o wiele głębsza niż ta, po której my na co dzień się poruszamy jako użytkownicy sieci. Dotycz np. kupna nowej tożsamości, zlecenia morderstwa, zakupu narkotyków czy oglądania na żywo egzekucji, morderstw grupowych. Za wszystkie transakcje płacimy procentową wartością bitcoina, czyli wirtualną walutą, która nie pozostawia żadnego realnego śladu podczas dokonywania transakcji.
Życiorys Horsta natomiast uświadamia nam, jak bardzo przeszłość może mieć wpływ na twoją teraźniejszość. Nie lubimy ze sobą rozmawiać, spędzać ze sobą czasu i nie chcemy przerobić między sobą sytuacji mających miejsce w przeszłości. Osobiście dla mnie jest to bardzo przerażające, ale może też być nauką dla wielu ludzi, którzy obserwują bohaterów serialu.
W książce nie ma ani słowa o obecnej panującej pandemii, natomiast w serialu ten wątek jest wręcz aż za bardzo zauważalny. Czemu to służy? Jaką to ma wartość?
Dla mnie obecność w serialu aktualnych sytuacji ze świata rzeczywistego, który obecnie nas otacza takich jak maseczki, badanie osadzonego na COVID-19 to diagnoza. To, co się dzieje w tym serialu czy kim jest Horst i to, czego dokonuje, jest tak naprawdę pokazaniem tego, że mogłoby mieć miejsce dziś, jutro, za tydzień.
To, co też powiedziałem Ci wcześniej, "takich" Horstów dookoła nas stojących w kolejce do piekarni, gdzie też musisz mieć założoną maseczkę, może być więcej. Nie zdajesz sobie sprawy, że np. dzisiaj, kupując bułkę pszenną w piekarni, za Tobą ktoś taki mógł stać. Dlatego dla mnie motyw pandemii to sygnał aktualności, uniwersalnego czasu, w którym żyjemy aktualnie. Taka historia z Horstem mogłaby się wydarzyć nawet w 2022 roku. Dlaczego nie?
To prawda – mogłaby i to jest przerażające. Co po "Behawioryście"? Czym się teraz zajmujesz?
Nie mogę powiedzieć (śmiech).
Widziałam w social mediach, że coś czytasz…
Tak, całkiem niedawno zrobiliśmy z Osorno Production audiobook pt. "Projekt Riese" Remigiusza Mroza. Gram w nim jedną z głównych postaci. To była dla mnie ogromna przyjemność, ponieważ uwielbiam pracować z mikrofonem, więc miałem super doświadczenie. Co do filmowo-serialowych projektów, to jeśli się wszystko spełni, to będzie super. Wiadomo, że jestem zobligowany tajemnicą, więc absolutnie nie mogę nic powiedzieć.
Natomiast na co dzień pracuję w Teatrze im. Jaracza, gdzie gramy bardzo fajne spektakle. Niedawno zrealizowaliśmy jeden z nich, czyli spektakl pt. "Niepamięć" w reżyserii Piotrka Ratajczaka z bardzo fajną, zdolną obsadą: Agnieszką Więdłochą, Karoliną Gorczycą, Rafałem Królikowskim, Krzysztofem Czeczotem, którzy występują na zmianę. Jest jeszcze Marcin Korcz i Magda Kumorek. Spektakl zbiera naprawdę bardzo fajne recenzje. Docierają do nas niezwykle entuzjastyczne opinie. Jeździmy z nim po Polsce. Co prawda, co miesiąc gramy go w Warszawie i w Łodzi, ale są plany na wyjazdy do dużych miast.
Dziękuję, że poświęciłeś mi czas i że pomogłeś w zrozumieniu Horsta Zeigera. Trzymam też kciuki za realizację kolejnych projektów.
Rozmawiała
Fot. 1.: Agnieszka Jurek
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz