[rozmowa o książce] Melisa Bel: Kreowanie własnych postaci i fabuły ma w sobie coś magicznego


Melisa Bel – autorka pełnych emocji i romantyzmu powieści obyczajowych. Serca Polek podbiła takimi książkami jak "Diabelski hrabia" oraz "W paszczy lwa". Miłośniczka wszystkich dziesięciu muz, dyplomowana wiolonczelistka, która bez sztuki nie wyobraża sobie życia. Kobieta ciągle ciekawa świata i ludzi. Zwiedziła ponad 20 państw, a do swoich najbardziej zwariowanych pomysłów zalicza półroczną wyprawę motocyklem wzdłuż Himalajów oraz kilkuletnią podróż dookoła Norwegii. Zazwyczaj pisze w towarzystwie małej, czarnej kotki, a ze mną rozmawia o swojej ostatniej powieści pt. "Dżentelmen od święta". Autorka przeniosła mnie do świata wiktoriańskiej Anglii, ale też zdradza kulisy swojej pracy nad książkami.


Kim jest Melisa Bel naprawdę jako kobieta?

Melisa Bel: Na to pytanie prawdopodobnie lepiej odpowiedzieliby moi bliscy, ale skoro głos należy do mnie, to myślę, że jestem mocno wrażliwą osobą, która ma więcej pomysłów niż czasu na ich wykonanie. Nie znam słowa „nuda”. Jestem ciekawa świata i ludzi, a kotami najchętniej obłożyłabym się cała (śmiech).

Do czego pisarce służy pseudonim?

Zabawnie postawione pytanie. Pseudonim służy mi po pierwsze do oddzielenia życia prywatnego od zawodowego. Po drugie jest w nim ujęte moje realne imię, w wersji angielskiej, a po trzecie piszę głównie o XIX-wiecznej Anglii, więc chciałam, żeby wszystko do siebie pasowało.

Skąd u Ciebie wziął się pomysł na pisanie?

Zabrzmi to bezczelnie, ale chciałam po prostu przeczytać to, co sobie sama wymarzyłam. Kreowanie własnych postaci i fabuły ma w sobie coś magicznego, a do tego to, co lubię najbardziej – nie nakłada na mnie ŻADNYCH granic. To bardzo swobodny zawód, który pozwala na całkowitą wolność. Za to go kocham.

Pamiętasz, jakie uczucie towarzyszyło Ci, gdy wydałaś swoją pierwszą powieść?

Tak. Pamiętam. To była przede wszystkim niepewność, ale i wręcz gotujące się pod skórą podekscytowanie. Nie sądziłam, że moje pióro tak dobrze się przyjmie. Zupełnie nie znałam się wtedy na rynku i jestem przeszczęśliwa, że tylu czytelników pokochało moje książki.

Twoje książki są nie tylko romantyczne, ale bardzo kobiece. Dlaczego postanowiłaś pisać historie typowo dla kobiet?

Bo sama je uwielbiam. Nie ma nic lepszego na późny wieczór jak książka, która roztacza w człowieku takie ciepełko, nadzieję i spokój. W dzisiejszych czasach coraz trudniej o dobrą rozrywkę, która pozostawia w sercu którąkolwiek z tych cech.

Z tego co zauważyłam, to każdą powieść wydajesz własnym nakładem. Dlaczego dotąd nie związałaś z się z żadnym wydawnictwem?

Och, jestem na to zbyt niezależna. Wolę zrobić coś własnymi rękami i sama za to odpowiadać, niż oddać komuś, kto nie zawsze wywiązuje się ze swoich obowiązków. Znając opowieści znajomych pisarek, widzę, że to była najlepsza rzecz, jaką mogłam sobie podarować. Zresztą, kto by ze mną wytrzymał. Jestem i pracoholiczką, i wręcz pedantycznie dbam o każdy szczegół przy wydawaniu książki.

Z jakimi uczuciami wiąże się wydawanie kolejnego tytułu?

Uczucia uczuciami, ale mam wrażenie, że większość osób myśli o pisaniu czy wydawaniu własnych książek w sposób powiedzmy to… idealistyczny. To nie jest bajka czy film, w którym w natchnieniu w jedną noc pisze się książkę, a potem magiczne samo wszystko się dzieje.

Pisanie wymaga ogromnej samodyscypliny. A i to jest dopiero 40% sukcesu, bo potem czeka organizacja redakcji, korekty, składu, druku, okładki, grafik, strony internetowej, recenzentów, patronów i całej otoczki promocyjnej… to kolejne 60% pracy. Tak jak wspominałam, na nudę nie narzekam.


Jak wygląda dzień z życia Melisy Bel?

Odkąd założyłam wydawnictwo, stałam się bardzo… regularna. Odpowiedzialność wymaga systematyczności i uporządkowania, także hmm… To dla mnie coś nowego, ale odnajduję się w tym nie najgorzej. To wszystko wynagradza fakt, że wręcz namacalnie czuję, jak wzrastam, widzę wyniki swojej pracy czarno na białym, a ludzie, z którymi współpracuję, są cudowni. Trudno mnie trochę namówić na przerwę, bo ciągle jest coś do zrobienia, ale dla kotka i przyjaciół zawsze znajdę czas.

Twoja ostatnia książka pt. "Dżentelmen od święta" przenosi czytelników do XIX-wiecznej Anglii. Skąd wzięłaś pomysł na fabułę?

Z fabułą jest tak, że ona sama powstaje. Nie zastanawiam się, co napiszę, najciekawiej się tworzy, jak pozostawia się sobie otwartą furtkę. W ten sposób często sama siebie zaskakuję i to mi się podoba, bo nie stawia wokół mnie żadnych ram. Nie cierpię ram.

Gdybyś miała opisać bohaterów książki, to co byś o nich powiedziała? Kim oni właściwie są?

W zasadzie wszystkie moje postaci to ludzie z szerokim tłem przeszłości. Uwielbiam tworzyć ich życie od maleńkości, pisać o tym, czym się kierują, dlaczego ich motywacja jest taka, a nie inna, tak że stają się dla czytelnika autentyczni. Nigdy nie tworzę postaci jednowymiarowych, mają dobre i złe cechy, czasem irytujące, czasem takie, których nie chcielibyśmy widzieć w bohaterze, ale przez to zyskują też na autentyczności. Nikt nie jest idealny i moi bohaterzy również (śmiech).

Zakończenie powieści trochę mnie zaskoczyło – uważam, że nastąpiło zbyt szybko, ale zwiastuje też kontynuację. A może jednak poprzestaniesz na tej jednej książce?

Jak mogłabym tak zakończyć i pastwić się nad biednym czytelnikiem? Nie mam skłonności do sadyzmu. Oczywiście, że będzie dokładka. Wiele tematów się rozwinie, dojdą kolejne. Cierpliwości.

Książka podzielona jest na 3 części, ale nie są to typowe rozdziały. Dopiero na samym końcu poznajemy dokładnie elementy łączące wszystkie pary. Czy długo myślałaś o układzie fabuły?

Moje myślenie o fabule zachodzi w zasadzie jedynie w trakcie pisania. No dobrze, żeby nie przesadzić, powiem, że rozmyślania zaczęły się w piątek wieczorem, a skończyły w sobotę rano. A jeśli chodzi o rozdziały, to faktycznie nie ma u mnie ich zbyt wiele. Być może dlatego, że gdy sama czytam książkę, to czytam ją, aż skończę, więc rozdziały są mi w zasadzie niepotrzebne. Wiem jednak, że wielu czytelników je lubi, więc w kolejnym cyklu będą i rozdziały.

A skąd pomysł, by akcję umieścić w przeszłości i do tego za granicą, a nie w polskich, współczesnych realiach?

Uwielbiam czasy wiktoriańskiej Anglii. Uwielbiam dżentelmenów i całą tę klasę, sposób wysławiania się, maniery, nonszalancję, stroje. Jest w tym coś… czego dzisiaj już nie ma. Taka szlachetność i szacunek do płci pięknej, których mi odrobię brak w naszych czasach.

Dla kogo jest "Dżentelmen od święta"?

To jest chyba najlżejsza książka, jaką napisałam. Myślę, że każdy, kto lubi komedię ze szczyptą romansu i tajemnicy, dobrze poczuje się z "Dżentelmenem".

Gdybyś Ty sama miała cofnąć się do czasów XIX-wiecznej Anglii, kim chciałabyś być?

To trudne pytanie, bo realia tamtej epoki są nieco inne, niż to u siebie opisuję. Zdecydowanie mniej bajkowe. Dla strojów, mogłabym być damą. Ale dla swobody – zdecydowanie dżentelmenem.

Dziękuję za poświęcony mi czas i czekam na kolejną powieść.

Rozmawiała


Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje