[rozmowa o filmie] Mateusz Kmiecik: Aktorstwo uczy mnie cierpliwości do samego siebie


Mateusz Kmiecik – aktor młodego pokolenia, którego widzowie mogą oglądać w serialu TVN 7 pt. "Papiery na szczęście". Na swoim koncie ma również role w "Koronie królów", "Ojcu Mateuszu" czy "Niani w wielkim mieście". Portalowi Kulturalne Rozmowy opowiada o swoich początkach w zawodzie, o szkole teatralnej, egzaminach oraz o przygotowaniu sportowym tak ważnym w aktorstwie. Zapraszam do lektury.

Mateusz Kmiecik wywiad

Gdybyś miał opisać siebie w 5 słowach, co byś o sobie sam powiedział?

Mateusz Kmiecik: Trudno określić mnie kilkoma słowami. To zależy.

Twój charakter.

Niecierpliwy, ambitny, niespokojny, chcący cały czas więcej.

Skąd wzięło się u Ciebie aktorstwo, bo z tego, co się dowiedziałam, ten zawód nie był Twoim pierwszym wyborem.

Wzięło się to trochę z przypadku. Za moich czasów w szkole było coś takiego jak przydzielanie punktów za zachowanie, więc dostawało się albo punkty dodatnie za dobre zachowanie, albo ujemne za złe. Rozpoczynało się rok szkolny z 200 punktowym zapleczem. Miałem takie możliwości, że z tych 200 punktów dodatnich potrafiłem zejść do 800 na minusie, dlatego potem musiałem to nadrabiać. Musiałem się zacząć angażować w artystyczne projekty, żeby wyjść przynajmniej na 0, co bardzo rzadko się udawało. Polubiłem, kiedy ludzie śmiali się z tego, co robiłem. To jest bardzo przyjemne i chyba każdy odczuwa podobnie, jeżeli robiąc coś, sprawia przyjemność innym. Potem wyjechałem do Krakowa, aby spróbować swoich sił w amatorskich teatrach. Przygotowałem się do egzaminu, który zdałem. I tak zostałem aktorem.

Zdawałem do szkół w Łodzi, Krakowie i Warszawie. Dostałem się do Warszawy i Krakowa. Wybrałem stolicę.

A miałeś jakiś plan B na wypadek, gdybyś się nie dostał?

Tak. Wojsko. Szczerze mówiąc byłem bardziej przygotowany do wojska niż do szkoły teatralnej. W wojsku podobnie egzamin jest dwuetapowy, czyli teoria i praktyka. Przygotowanie fizyczne, jeśli chodzi o wojsko, jest na dość wysokim poziomie. Trzeba umieć biegać, pływać. Jest dużo ćwiczeń siłowych. Egzaminy wypadały zaraz po egzaminach do szkoły teatralnej. Ostatecznie dostałem się do szkoły teatralnej i tak zostało.

Nie żałujesz?

Trudno mi powiedzieć. Musiałbym sprawdzić tę drugą opcję, ale nie narzekam.

Co daje Ci aktorstwo jako człowiekowi?

Trudne pytania zadajesz.

(śmiech) Nie mówiłam, że będzie łatwo.

Aktorstwo uczy mnie cierpliwości do samego siebie, żeby móc zmierzyć się z tymi wszystkimi postaciami, przestudiować je od początku do samej premiery czy to w teatrze, czy w telewizji. To wymaga dużej cierpliwości. Na szybko się tego nie zrobi, szczególnie w teatrze.

Mateusz Kmiecik wywiad

Jak się uczysz tekstu – słowo w słowo wykuwasz na tzw. blachę, czy jednak improwizujesz?

To zależy. Kiedy długo przygotowuję się do zagrania jakiejś postaci w serialu czy w filmie, to czasami znam ją już na tyle dobrze, że wiem, że daną kwestię powiedziałaby innymi słowami, albo nie powiedziałaby. Najczęściej wykreślam, a nie dopisuję. Wolę powiedzieć mniej i więcej zagrać.

W teatrze trzeba się uczyć słowo w słowo. Jeżeli jest to wiersz, to jego rytm musi być zachowany. Sztuka, którą będziemy grali 100 czy 150 razy, dobrze by było tego nauczyć raz dobrze, żeby za każdym razem nie zastanawiać się, czy to, co mówię, to są moje słowa, czy autora. Poza tym mamy partnerów, z którymi trzeba współgrać i fajnie by było, gdyby wiedzieli, w jaki sposób kończę tekst.

Czyli nie można zaskakiwać w teatrze?

Można, ale nie wypada. Jak się gra z takimi aktorami jak Frycz czy Radziwiłowicz, to nie wypada ich zaskakiwać.

Na co zwracasz uwagę najczęściej, wybierając rolę?

Z moją agentką mamy taki układ, że staramy się wybierać różnorodne role. Mam dość określony typ urody, raczej twardego faceta. Taki też mam charakter, stąd staram się dobierać takie scenariusze, żeby pokazać cały wachlarz możliwości.

Ostatnio dostałem propozycję zagrania homoseksualisty, z czego się bardzo ucieszyłem i na co czekałem od szkoły teatralnej. Będzie to serial 13-odcinkowy. "Rodzina na Maxa", emitowana w jesiennej ramówce telewizji Polsat.

Możesz powiedzieć, z kim będziesz grał?

Główne role grają Ania Smołowik i Nikodem Rozbicki. Mam wątek z Heleną Sujecką. Oprócz tego zagrają też Grzesiu Małecki, Sonia Bohosiewicz czy Ewa Kasprzyk. Będzie też dużo młodych aktorów. Nie jest to serial na licencji polskiej, więc już kiedyś się ukazał. Teraz robimy polską wersję, mam nadzieję, równie dobrą.

Czy po tych kilku latach grania masz poczucie, że aktorstwo coś Ci zabrało?

Chyba nie. Podchodzę do tego bardzo racjonalnie. Pochodzę z rodziny, która bardzo mocno stąpa po ziemi. Od początku więc wiedziałem, co chcę osiągnąć w tym zawodzie i dokąd zmierzam. Na razie moje wszystkie plany się spełniają i tyram ostro, aby osiągnąć kolejny stopień. Aktorstwo więc nic mi nie zabrało może poza czasem, którego nie mam za dużo dla rodziny, co w każdej wolnej chwili im wynagradzam.

Jak postrzegałeś aktorstwo jako zawód zanim zostałeś aktorem? A jak postrzegasz teraz siebie jako aktora?

Swój zawód poznałem od strony technicznej dopiero w szkole. Do tej pory nie miałem zielonego pojęcia, jak w ogóle wygląda praca w teatrze czy w filmie "od kuchni". Dotąd widziałem tylko efekt końcowy w postaci filmu lub spektaklu. Dopiero w szkole uczyłem się tego od zera. Na szczęście miałem wokół siebie świetnych profesorów i aktorów.

Mateusz Kmiecik wywiad

A czego w takim razie nauczyła Cię szkoła i wykładowcy, o których wspomniałeś?

Miałem przyjemność uczyć się pod okiem Jana Englerta, z którym potem robiłem dyplom, a ostatecznie przyjął mnie do teatru. To od niego nauczyłem się, że wszystko można zagrać na seks (śmiech). Oczywiście nie powiedział tego wprost, tylko sobie to wydedukowałem z zajęć. Teraz mnie to bawi.

Englert to aktor o bogatym doświadczeniu reżyserskim, który potrafi tak poprowadzić scenę, że ten wątek erotyczny się w niej znajdzie. To jest zawsze bardzo ciekawe zarówno w filmie, jak i w teatrze. Nauczył mnie też jeszcze innych dość istotnych rzeczy oprócz erotyzmu, ale mówiąc pół żartem, pół serio jest to bardzo fajne, miłe wspomnienie. Jest tak świetnym reżyserem i pedagogiem, że trudno mu pewnych pomysłów odmówić, bo są one tak sensownie i ugruntowane w tekście, że to jest logiczne i czytelne.

Jaka jest Twoim zdaniem rola współczesnego aktora, a jaka była kiedyś?

Kiedyś aktorzy mieli zdecydowanie więcej do powiedzenia w nurcie kulturowo-społecznym. Nie da się ukryć, że za wieloma aktorami szła nie tylko moda czy fryzura. Jednak oprócz tego mieli oni też wpływ na kształtowanie się kultury.

A teraz nie mają?

Mają, ale znacznie mniejszy. Przez medium społecznościowe – Instagram czy Facebook – niestety w dużej mierze kreują życie już jako celebryci. Niestety czy stety influencerzy sterują światem. Wystarczy, że ktoś wypuści określony produkt, np. lód ze swoim logo i dzieciaki dostają szału. Albo ktoś jest znany tylko z tego, że jest znany, nie mający tak naprawdę specjalnego wykształcenia w żadnym kierunku, żeby kreować gusta społeczne a robi to na ogromną skalę, co jest dość irytujące, ponieważ wiele w tym wszystkim jest miernoty.

Aktorzy mają dużo mniejsze pole do popisu, niż było to w latach 80. czy 90. Staramy się jednak w tym wszystkim odnaleźć. Żeby było jasne, nie mam nic przeciwko ludziom, którzy wynaleźli sobie taką przestrzeń jak Internet do pracy. Szkoda, że czasami niektórzy kreują gusta innych, sami nie mając żadnego gustu.

Doskonale Cię rozumiem. Widzę taką tendencję w social mediach, że często ilość serduszek przeważa nad wartościową treścią.

Właśnie o tym mówię. Szkoda, że tak jest, ale Internet daje nam pewną dowolność tego, co można robić. Nie zatrzymamy efektu kuli śnieżnej. Ze swojej strony staram się wykonywać pracę jak najlepiej. Mam też na uwadze, że oglądają ją inni ludzie i chcę ją wykonywać w sposób perfekcyjny, żeby dawać radość, przestrzeń do przemyśleń.

Chciałabym teraz porozmawiać o „Papierach na szczęście”, czyli serialu, w których kreujesz postać Krisa Wiśniewskiego – faceta niezbyt grzecznego. Czy więc tworząc tę postać kierowałeś się jakimiś doniesieniami z mediów społecznościowych, gazet? Czy jedynie odgrywasz to, co zostało Ci napisane?

Na szczęście pierwsze dziesięć odcinków, w których następuje wylew agresji Krisa i poznajemy bohatera zostało bardzo fajnie napisane przez scenarzystów i reżyserowane przez Reginę Zawadzką-Bigaj, która miała bardzo sprecyzowany pomysł, także wszedłem w jego buty dość sprawnie. To jest serial codzienny, emitowany o 19:30, więc nie chcieliśmy "zarżnąć" widza ilością agresji, która była obecna w tekście pierwotnie.

Mnie najbardziej podobała się scena w łazience z tego alkoholowo-narkotykowego szału. Wtedy uwierzyłam w aktorską stronę Ciebie.

To była w 90 procentach scena improwizowana. Miałem napisane w scenariuszu jedno zdanie, a reżyserka wymyśliła, żeby coś się działo. Byliśmy już po kilku dniach zdjęciowych, więc poznałem tego Krisa i miałem pełną swobodę na improwizację. Wiedziałem, co by powiedział i jakby się zachował. Brałem też pod uwagę okoliczności całej sytuacji, czyli alkohol, narkotyki oraz serialową Martę rozbijającą jedyny portret Krisa. Po jej nakręceniu kompletnie straciłem głos, a następnego dnia też mieliśmy zdjęcia, więc chwała naszemu kierownikowi planu, który biegał za mną ze szklanką ciepłej wody, żeby ten głos wrócił.

Mateusz Kmiecik wywiad

Faktycznie musiałeś nieźle głos zedrzeć.

Wydzieranie mam opanowane, ponieważ jest to jednak część naszego zawodu. Praca z przeponą i głosem musi być opanowana w 100 procentach. Nigdy też nie miałem z tym problemu, ale nie przewidziałem, że ta scena, która w serialu trwa jakieś 30 sekund, realnie będzie, aż tak długo grana, więc ilość natężenia głosu, jaka się tam pojawiła spowodowała właśnie zdarcie gardła.

Jaką osobą jest Kris w Twojej ocenie?

To jest bardzo zagubiony człowiek, który z nadmiaru czasu i pieniędzy, nie wiedział trochę, co z tym zrobić i skręcił nie w te ścieżkę. Otaczał się ludźmi, którzy próbowali go ściągnąć na złą stronę mocy i w nią poszedł.

A jak myślisz, czy relacja Krisa i Marty jest jeszcze do odratowania? Nie pytam tutaj o ich losy serialowe.

Absolutnie nie. Jeśli miałoby być inaczej, to Marta musiałaby przejawiać całkowity syndrom sztokholmski. Wydaje mi się, że w prawdziwym życiu raczej by się to nie udało.

A gdybyś spotkał takiego Krisa na swojej drodze – Ty jako Mateusz – to co byś mu powiedział?

Najprawdopodobniej nic. Nie mam w swoim najbliższym gronie takich ludzi, a jeżeli kogoś w nim nie ma, to nie będę się wpierdzielał w jego życie. Niech każdy żyje sobie jak chce, byleby tylko nie szkodził innym.

Pytam Cię o to, dlatego, ponieważ obserwuję też relację Marty i jej przyjaciółek. Doradzają jej jakby się znały od dziecka. Trochę wydaje mi się zbyt naciągane i bajkowe w pewnych momentach.

Pamiętajmy, że jest to serial, w dodatku codzienny i pewna wykreowana rzeczywistość. Musi to więc być ciekawe, interesujące dla widza. Każdy serial czy film to fikcja, więc ma w sobie elementy bajki. Teraz pytanie, jak bardzo chcemy wykreować fikcję, a jak rzeczywistość.

Z reguły ludzie najbardziej lubią tych negatywnych bohaterów. Im kibicują, a jeśli nagle staje się on pozytywny, to wtedy zaczyna się go kochać. Z czego to wynika?

Jeżeli jedziemy samochodem i napotkamy na drodze wypadek, pierwsze co robimy, to szukamy krwi i trupów. Zawsze ta negatywna strona człowieka i jej tragizm jest o wiele bardziej interesująca. O wiele bardziej interesujemy się sąsiadem, który siedział w więzieniu, niż gospodynią wychowującą dzieci i od 20 lat siedzącą w domu, z całym szacunkiem do gospodyń domowych.

Jeśli mamy jeszcze serial codzienny, obyczajowy, gdzie głównymi wątkami muszą być wątki dobre, miłosne, co wynika z założenia tych seriali i nagle pojawia się jakiś jeden negatywny bohater, to jest on rodzynkiem. Wreszcie coś się dzieje. To jest jego zadanie.

Masz rację. Osobiście nie wyobrażam sobie codziennie oglądać Martę i Adama w ich miłosnym gniazdku. Byłoby to zwyczajnie nudne.

Dziękuję, dziękuję. To znaczy, że Krisa musi być więcej. (śmiech)

Zdecydowanie. Kim jest Marta dla Krisa?

Na początku ich małżeństwa to dość istotna część jego życia, póki Kris nie znajdzie sobie ciekawszych uciech oraz ucieczki w alkohol i narkotyki. Wtedy nie jest Krisowi z nią po drodze, więc stara się Martę usunąć. Później jednak okazuje się, że była ona dla niego ważna.

W jaki sposób kreowałeś relacje z nastoletnimi dziećmi Krisa?

Nie muszę zabić kogoś w realu, aby potem wiedzieć, jak się zabija (śmiech). Nie posiadając dzieci w tym wieku jakoś przy pomocy scenariusza i własnej wyobraźni potrafiłem z nimi grać. Poza tym, sytuacja jest zabawna. Serialowi Maks i Marysia, kiedy zaczyna się serial mają po 16 lat. Aktorzy wcielający się w ich role mają po 21 lat.

Co Ci daje możliwość grania właśnie w takim codziennym serialu? Czy chodzi tylko o rozpoznawalność, czy jednak idzie za tym coś więcej?

Akurat na rozpoznawalności najmniej mi zależy. Nie ma znaczenia, co się dzieje w Internecie w kontekście mojej osoby, więc jak ktoś zrobi mi zdjęcie w dziwnej sytuacji, a potem opisze to w jeszcze dziwniejszy sposób, dorabiając do tego historię, to mnie to nie obchodzi. Stąpam twardo po ziemi, nie mam sobie nic do zarzucenia, mam wspaniałą rodzinę, a wszystko, co jest sztucznie wykreowane najczęściej mnie bawi. Rozumiem też, że ci ludzie muszą mieć pracę i to jest ich zadanie.

Oczywiście, jeśli ktoś zaczepi mnie na ulicy i poprosi o zdjęcie czy autograf, to nie mam nic przeciwko. Uśmiechnę się, pogadam chwilę.

Granie w serialu codziennym uczy na pewno jednego: pokory do pracy, Nie gra się pięciu scen, tylko dwanaście, więc Ada Kalska, czyli serialowa Marta ma właśnie tyle do zagrania codziennie. Na planie po dwanaście, trzynaście godzin – to ogromne wyzwanie. Jeżeli przejdzie się taki serial, to jesteś w stanie zagrać już wszędzie i wszystko.

Mateusz Kmiecik wywiad

A co z tym czekaniem, o którym wszyscy mówią?

Jeżeli przychodzisz na plan, żeby zagrać epizod czy ma rolę na kilka odcinków, to bardzo często się zdarza, że aktor gra pierwszą scenę i czeka osiem godzin, aby zagrać drugą.

Co robisz, żeby zachować kondycję na cały dzień?

Jestem freakiem sportowym, więc sporo czasu spędzam na siłowni. Teraz akurat jest trudniej, ponieważ jestem w realizacji trzech projektów jednocześnie. Ciągle jestem w próbach. Staram się bywać na siłowni 4 razy w tygodniu i siedzę tam po 2-3 godziny. To jest dla mnie sposób na „wyczyszczenie” głowy. Poza tym utrzymuje się wtedy ciało w gotowości fizycznej, co jest absolutnie ważne dla aktora.

Podam chociażby przykład z ostatniego mojego tygodnia przed świętami: w piątek miałem zdjęcia w Krakowie, więc w czwartek wieczorem wyjechałem. Zdjęcia w Krakowie skończyłem o 14 i stamtąd jechałem do Warszawy zagrać spektakl o 19, a o 22 znowu wsiadałem w samochód, aby wrócić do Krakowa, ponieważ miałem zdjęcia w sobotę rano. Po zdjęciach znów jechałem do Warszawy – miałem spektakl o 16 i 19. O 22 znów samochodem jechałem na zdjęcia do Krakowa, które miałem na niedziele rano. Potem po raz kolejny wracałem do Warszawy na dwa spektakle do 16 i 19. W poniedziałek jechałem na zdjęcia do Krakowa na 2 sceny i wracałem na ostatni dzień zdjęciowy do Warszawy i skończyłem o 1 w nocy.

Przygotowanie fizyczne do tego zawodu jest mega ważne, żeby ciało prawidłowo funkcjonowało i miało siłę zagrać spektakl po przejechaniu samochodem 3,5 h. Tężyzna fizyczna, nie ważne czy jest rozbudowana czy nie, musi istnieć. Jestem sportowcem od 8 roku życia. Najpierw była piłka nożna, potem biegi długodystansowe i maratony, a teraz siłownia z cross-fitem. Muszę się ruszać, bo mnie szlag jasny trafia, kiedy siedzę w domu (śmiech).

Masz po prostu takie sportowe ADHD?

Trochę tak.

Wygospodarowałeś miesiąc dla siebie. Co robisz?

Jakbym miał cały miesiąc wolny, to spędziłbym go z rodziną. Bez niej bym chyba się zaszlachtował (śmiech). Nigdy nie miałem całego miesiąca wolnego. Wychowywałem się na wsi, gdzie mieliśmy dość spore gospodarstwo rolne. Później, gdy byłem nastolatkiem i chciałem mieć własne pieniądze, to chodziłem na całe wakacje do pracy. W trakcie roku szkolnego dzieliłem też czas między szkołę a gospodarstwem, więc chyba tak naprawdę nie miałem nigdy nawet 2 tygodni wolnych, a co dopiero cały miesiąc, chyba że w czasie pandemii, ale wtedy nie byłem sam, ponieważ w pierwszej fazie lockdownu zamknęli przedszkola, więc siedziałem w domu moim synkiem, który miał wtedy 3,5 roku i był nie do zniesienia (śmiech), ale kocham go bardzo.

Jakie masz marzenia aktorskie? Gdzie zobaczymy Cię w najbliższej przyszłości?

Ostatnio zakończyłem jeden projekt, czyli wspomniany serial "Rodzina na Maxa". Mam też "Papiery na szczęście". Nie jest też tajemnicą, że dołączyłem do obsady "Leśniczówki" jako ksiądz, wikary. Niebawem zaczynam w teatrze próby do bardzo fajnego spektaklu na podstawie "Dekalogu" Kieślowskiego. Reżyserem jest Wojtek Faruga. Wiszą w powietrzu jeszcze dwa projekty, o których nie chcę mówić, żeby nie zapeszać.

Dziękuję Ci za poświęcony mi czas.

Rozmawiała


Fot.: Bartek Cieniawa

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje