[rozmowa o książce] Iwona Golonko: Nie lubię żartów, które utrwalają niesprawiedliwe stereotypy o teściowych i o kobietach w ogóle
Iwona Golonko – przedsiębiorczyni, mentorka, trenerka biznesu. Wierzy, że w biznesie liczy się odwaga, uczciwość. Ekspertka z zakresu emocji, inteligencji emocjonalnej i pracy z emocjami. Napisała książkę o kobietach, ale nie koniecznie tylko dla kobiet. "Teściowa kontra synowa" to poradnik, w którym autorka zawarła najciekawsze sytuacje związane z relacjami, jakie zawiązują się między matką a partnerką syna. Tłumaczy też w nim przyczyny tych zachowań oraz daje wskazówki, jak budować zdrowe relacje i nie poddać się konfliktom. Zapraszam na ciekawą rozmowę o tym ważnym od wieków problemie.
Jaką osobą jest Iwona Golonko?
Iwona Golonko: Ciekawą świata, ludzi, ich emocji, przekonań, wartości, punktów widzenia. Ciekawą zachowań i przyczyn automatycznych reakcji oraz motywacji do zmian. Odważną, by mówić i robić to, co myślę oraz w co wierzę. Szczerą i zwykle życzliwą. Bardzo często – niecierpliwą.
Jest Pani optymistką, pesymistką czy raczej realistką?
Zależy od tematu i od dnia. Ale zwykle raczej albo realistka, albo optymistką.
W czym Pani pomaga innym?
W lepszym zrozumieniu siebie i drugiego człowieka. W budowaniu fundamentu życzliwości i zaufania. Przede wszystkim do siebie.
Na czym polega rola psychologa we współczesnym świecie, zwłaszcza teraz w dobie pandemii, która zbiera żniwo izolacji?
Psycholog to ktoś, kto pomaga budować lepsze relacje ze sobą i z innymi ludźmi. Ktoś, kto prowadzi przez mroczne zakamarki własnych emocji, by lepiej zrozumieć swoją motywację oraz swoje reakcje. Ktoś, kto pomaga oswajać lęki, ale też lepiej sobie z nimi radzić.
Jakie widzi Pani problemy lub zagrożenia w komunikacji międzyludzkiej we współczesnym świecie?
Najważniejsze zagrożenie widzę w tym, że tak bardzo pędzimy, że wciąż nie mamy czasu. A przecież te najważniejsze rzeczy w życiu wymagają czasu i uważności. Budowanie relacji i poczucia własnej wartości, odczuwanie miłości, wdzięczności i radości wymaga zatrzymania, wymaga bycia tu i teraz. Wymaga docenienia tego, co mam, co mnie otacza tego, co dostaję.
Ten pośpiech sprawia też, że szukamy szybkich rozwiązań, a zwykle najszybsze jest zwalenie całej winy i odpowiedzialności za trudną sytuację na kogoś innego. Nazywamy więc innych ludzi niesprawiedliwymi etykietami – mówimy, że on/ona jest narcyzem, toksykiem, przemocowcem, a nie widzimy swojego własnego przemocowego języka, swoich nieproszonych rad, nie zauważamy swojego własnego narcyzmu czy przerzucania odpowiedzialności za swoje emocje na innych ludzi.
Szybko wymieniamy ludzi, zamiast przyjrzeć się najpierw swojemu własnemu wpływowi na tę relację.
Jak budować zdrowe relacje we współczesnym świecie pełnym bodźców, które nieustannie nas przytłaczają?
Powoli i z uważnością. Uważnością na siebie i na drugiego człowieka. Przyglądając się swoim emocjom i reakcjom. Dzieląc się powoli prawdziwą intymnością emocjonalną – swoimi nadziejami, obawami, lękami, tęsknotami.
Co jest warunkiem szczęśliwych relacji, myśląc realnie, a co faktycznie powinno nim być?
Warunkiem koniecznym prawdziwej zdrowej relacji zawsze jest zaufanie. Ale żeby ono było wobec drugiego człowieka, najpierw musi być wobec siebie. Czy ja ufam sobie? Czy dotrzymuję słowa, jakie daję sama sobie? Czy siebie szanuję i lubię? Czy jestem wobec siebie samej/samego wyrozumiałym i życzliwym przyjacielem? Dopiero wtedy mogę budować naprawdę szczęśliwe relacje z innymi.
Jakie szkodliwe zachowania zauważa Pani u ludzi najczęściej? Co im Pani wtedy radzi?
Za najbardziej szkodliwe uważam emocjonalną bezrefleksyjność i kumulowanie złości. Najczęściej w ogóle ludzie nie zadają sobie pytania o przyczyny swojej złości i albo kierują ją na innych, albo kumulują w sobie. Nie zastanawiają się, skąd ta złość tak naprawdę pochodzi, co jest jej przyczyną, jakie oczekiwania je powodują, jakie niezaspokojone potrzeby tam pod nią siedzą, jakie lęki i tą swoją złością krzywdzą i siebie, i swoich bliskich.
Najbardziej frustrujący dowcip o teściowej, jaki zdarzyło się Pani usłyszeć…
Nie nadają się do cytowania. I skoro są najbardziej frustrujące, to też nie zasługują na to, by powtarzane (śmiech).
Najbardziej frustrujące są dowcipy o matce żony, a przecież w rzeczywistości to znacznie rzadziej matka żony jest dla zięcia taka okropna niż matka męża dla synowej.
Nie lubię żartów, które utrwalają niesprawiedliwe stereotypy o teściowych i o kobietach w ogóle.
"Teściowa kontra synowa" – po co w ogóle pisze się takie książki, a przede wszystkim dla kogo?
Nie wiem, po co się je pisze. Wiem, że ja napisałam ją z bardzo silnej potrzeby. By pomóc kobietom lepiej się porozumieć, by przestać rywalizować, a zacząć współpracować i się wspierać. Wyobraźmy sobie świat, gdzie każda kobieta ma prawdziwe wsparcie w swojej matce oraz w swojej teściowej, i cała tę energię, którą dziś wydaje na rywalizację, udowadnianie swojej wartości, perfekcjonizm – zamiast tego inwestuje w siebie, w swoje potrzeby, w swoje relacje, we wspieranie swoich najbliższych. Więc ta książka jest dla każdej kobiety. Ale też dla każdego mężczyzny, który jest pośrodku konfliktu między żoną a matką i się w nim gubi, który chciałby lepiej zrozumieć, co się wokół niego dzieje, który chciałby lepiej zrozumieć kobiety, które kocha.
O czym marzy przyszła synowa/teściowa?
Tego nie wiem. Pewnie każda marzy trochę o czymś innym. Ale wiem, czego wszystkie podświadomie potrzebują: akceptacji, docenienia, życzliwości, dobrych relacji.
Na czym właściwie polega ten odwieczny konflikt między teściowymi a synowymi? Gdzie leży większa odpowiedzialność za poprawność tych relacji?
Prawdziwym źródłem tego konfliktu jest zawsze taniec czterech lęków.
Pierwszy tancerz to lęk matki. Jest to lęk dojrzałej kobiety przed zmianą jej statusu i przed stratą, jakiej dozna w konsekwencji zmiany w swojej relacji z synem, gdy w jego życiu pojawiła się życiowa partnerka. Często całe życie poświęciła wychowaniu dzieci, a rola matki jest najważniejszą w jej życiu. Z bycia matką i z sukcesów swoich dzieci czerpała swoją wartość i satysfakcję. Boi się utracić więź z synem i boi się, że jej zasługi jako matki nie będą doceniane przez synową.
Gdy matka spotyka wybrankę swojego syna, wtedy też jej lęk spotyka lęk, jaki czuje partnerka syna. Jest to obawa o to, czy na pewno jest najważniejszą kobietą w jego życiu. Ona boi się, że nie będzie uważana za potrzebną i ważną w stopniu, jakiego oczekuje. Może też obawiać się, czy mężczyzna, jakiego wybrała na swojego życiowego partnera, będzie wobec niej lojalny i czy zawsze będzie stał po jej stronie. Zależy jej, by pokazał swojej matce, jak bardzo partnerka jest dla niego ważna.
Obie te kobiety mają też zwykle silnie ugruntowany w naszej kulturze lęk przed krytyką. Teściowa boi się, że styl życia i wartości, jakie wyznaje synowa, podkopują jej własne wartości. Synowa z kolei obawia się, czy sprosta standardom i zwyczajom panującym w domu rodzinnym męża i czy spełni oczekiwania jego rodziny.
Czwarty lęk w tym tańcu to lęk mężczyzny przed asertywnym stawianiem jasnych i czytelnych granic swojej matce oraz jednoczesny lęk przed rozczarowaniem partnerki. I powstaje koktajl wybuchowy. Każdy dokłada do tej sytuacji swoją cegiełkę.
Czy relacja teściowa – synowa jest łatwiejsza, czy trudniejsza niż relacja teściowej z zięciem?
Relacja między teściową a synową jest dużo trudniejsza i zupełnie inna.
Matka, która uwielbia swojego syna, bardzo często jest bardzo wymagająca i okropna dla jego partnerki. Zaś matka, która uwielbia swoją córkę, statystycznie znacznie rzadziej będzie jakkolwiek gnębić zięcia.
Ta relacja ma zupełnie inną dynamikę i im jest trudniejsza, tym więcej jest do przepracowania między matką a córką.
Ale to temat na zupełnie inną książkę (śmiech).
Czy nam, kobietom, nie wystarczy udana relacja z partnerem?
A czy ta relacja będzie w pełni udana, jeśli mamy bardzo złe relacje z najważniejszymi osobami w jego życiu?
Czy gdy mamy dzieci a relacja z teściową jest zła – czy to nie będzie wpływać na moją relację z ich ojcem?
Relacje w naszym życiu to naczynia połączone. Wnosimy w nie to, co dostaliśmy w swoim domu rodzinnym. Często jest tam bardzo wiele nigdy niewypowiedzianych, a czasem nawet nieuświadomionych, oczekiwań, lęków i potrzeb.
One utrudniają nie tylko zbudowanie zdrowej i dobrej relacji z teściową – one także często bardzo utrudniają budowanie relacji z partnerem.
Jaką rolę powinien w takim razie pełnić mężczyzna – syn/mąż w tej relacji, a jaką pełni najczęściej?
Mężczyzny powinien asertywnie, czyli stanowczo, ale i jednocześnie z życzliwością, stawiać jasne i czytelne granice swojej matce. Niestety, kiedy tego nie umie – a prawda jest taka, że w naszym społeczeństwie prawdziwa asertywność jest rzadkością i zwykle jest mylona z agresją, z pasywną agresją, lub uległością – to wtedy przyjmuje różne strategie zachowania, które na krótką metę mu czasem pomagają, ale na dłuższą metę zawsze szkodzą. Te strategie to:
- bagatelizowanie problemu, jakim jest napięcie między matką a partnerką,
- irytacja, gdy jedna z bliskich kobiet wspomina o drugiej,
- unikanie tematu i nieumiejętność zapewnienia obu ważnych kobiet o swoich uczuciach,
- niekonsekwencja,
- uciekanie przed okazywaniem lojalności wobec partnerki w obecności matki,
- unikanie okazywania publicznie uczuć w ogóle komukolwiek.
Czy i, najważniejsze, jak oswoić złe emocje, które pojawią się w każdej z nas?
Emocje nie są dobre ani złe. Emocje po prostu są. Nie oceniajmy ich, tylko przyjrzyjmy się im, ich przyczynom, ich źródłom. Szczególnie ważne jest to właśnie przy tych emocjach, które zwykle nazywamy złymi, bo są nieprzyjemne, wywołują nieprzyjemne stany i powodują trudne zachowania.
Dajmy im należne miejsce – czyli swoją uwagę.
Po pierwsze zauważmy je i nazwijmy, odpowiadając sobie na pytania: "co jak tak naprawdę czuję".
Złoszczę się? Boję się? Czego się boję?
Potem postarajmy się zrozumieć, skąd ta emocja pochodzi. Co jest głębiej?
Jaką niezaspokojona potrzeba wywołała tę moją złość? Może ta złość na teściową, na jej niezapowiedzianą wizytę jest tak naprawdę wynikiem poczucia wstydu? Może mam bałagan, a w moim domu rodzinnym wpojono mi, że mam czuć wstyd, gdy ktoś zobaczy bałagan w moim mieszkaniu?
Może złoszczę się, słysząc, jak teściowa mówi do mojego dziecka "Taka duża dziewczynka i wciąż chodzi w pieluszce – powinnaś się już wstydzić". To tak naprawdę boli mnie, że mnie właśnie tak wychowywano, i moja własna matka też mnie często zawstydzała? Może sama często się wstydzę i za wszelką cenę chcę tego oszczędzić swoim dzieciom? Ale zamiast zająć się tym swoim poczuciem wstydu – wściekam się na teściową i teraz sama zaczynam ją atakować pouczaniem?
Kiedy te swoje trudne emocje, takie jak złość, gniew, smutek, strach, lęk, zauważę i zrozumiem, wtedy łatwiej jest mi je zaakceptować. Dopiero wtedy mogę zmienić swoje zachowania, reakcje na takie, które będą bardziej konstruktywne.
Jak wyrobić w sobie właściwą postawę, która nie prowokuje do walki, rywalizacji, a zachęca do przyjaźni?
W oswajaniu trudnych emocji i budowaniu fundamentu akceptacji i zaufania niezwykle skuteczna jest opisana powyżej metoda, którą nazywam metodą 4Z: zauważ, zrozum, zaakceptuj, zmień.
Z książki wynika, że wszelkie zachowania są pokłosiem dzieciństwa i niestabilnych relacji matki z córką. Jak to wygląda obecnie?
To, czym emocjonalnie nasiąkamy przez pierwsze lata życia, jest niezwykle ważne i promieniuje na całe życie, ale nie znaczy to, że w pełni determinuje to nasze późniejsze życie. Każde dziecko potrzebuje z jednej strony ciepłych bliskich relacji, ale i potrzebuje doświadczać swojej indywidualności, samodzielności, poczucia kompetencji w coraz to nowych obszarach. Potrzebuje eksplorować, poznawać, ale jednocześnie potrzebuje mieć bezpieczną przystań, do której zawsze może wrócić. Te potrzeby nie muszą być zaspokajane tylko przez matkę. Relacja z matką jest oczywiście bardzo ważna, bo zwykle to głównie matka zajmuje się dzieckiem w pierwszych latach życia. Matki i ojcowie starają się dać dzieciom wszystko, czego dzieci potrzebują, ale pod względem emocji bardzo często sami nie mają zasobów.
Często sami doświadczyli deficytu bliskości. Nawet jeśli mieliśmy bardzo złą relację w dzieciństwie z matką, to trzeba pamiętać, że nie znaczy to od razu, że nie mamy szansy na dobre relacje w dorosłości. Bo dobre, ciepłe relacje z innymi ważnymi osobami – ojcem, babcią, dziadkiem, czy innymi bliskimi mogą zniwelować ten negatywny wpływ.
Mamy też całe swoje życie, żeby nauczyć się zaspokajać swoje potrzeby. Tylko trzeba nauczyć się ich słuchać, a nie je wypierać.
Dlaczego twierdzi Pani, że wydarzenia z teraźniejszości są ważniejsze od tych z przeszłości, skoro w książce udowadnia Pani, że to właśnie przeszłość determinuje nasze postrzeganie siebie i innych ludzi?
Nigdzie nie napisałam, że przeszłość cokolwiek determinuje. Ma ona duży wpływ, ale nie determinuje.
Nie uważam też, że mogę oceniać, co dla kogoś innego jest ważniejsze, a co mniej ważne. Każdy z nas ma trochę inne wartości i inaczej zaspokaja swoje potrzeby.
Nie wierzę w determinizm. Wierzę z kolei, że teraźniejszość jest najważniejsza, bo nasze życie toczy się właśnie w teraźniejszości. Nie w przeszłości i nie w przyszłości, ale tu i teraz.
Rozumienie swojej przeszłości może jednak bardzo pomóc lepiej radzić sobie w teraźniejszości i budować w niej lepsze relacje, które będą przynosić nam korzyści, siłę i wsparcie także w przyszłości.
Dziękuję za garść niezwykle ważnych informacji.
Rozmawiała
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz