[rozmowa o książce] Anna Matusiak: Dla mnie dziennikarstwo było narzędziem, dzięki któremu można mówić o wszystkim, co tego warte, ale nie o sobie


Anna Matusiak – dziennikarka, szkoleniowiec, lektorka i wreszcie pisarka. W swoim dorobku literackim ma historie prawdziwe pełne wielu emocji, o których pewnie wolelibyśmy zapomnieć. Teraz jednak postanowiła postawić na nieco lżejszą formę. "Zanim powiesz tak" opisuje perypetie miłosne par pochodzących z różnych grup społecznych powstałe w oparciu o doświadczenia autorki jako wedding planerki. Postanowiła w ten nietypowy sposób nieco przybliżyć czytelnikom kulisy tego jeszcze niezbyt popularnego w Polsce zawodu. Rozmawiamy więc o książce, dziennikarstwie i ogólnie o życiu. Zresztą sprawdźcie sami – będzie ciekawie.

Anna Matusiak "Zanim powiesz tak" wywiad

Czytam o Tobie: polska dziennikarka i prezenterka telewizyjna i radiowa, wykładowca akademicki, felietonistka, pisarka, trenerka wystąpień publicznych. Kim naprawdę jesteś jako kobieta prywatnie i zawodowo? Które z tych aktywności traktujesz jako priorytet?

Anna Matusiak: Wszystkie te aktywności paradoksalnie są dla mnie pochodną tego samego rdzenia. Wszystkie mają podobne motywacje. Zostałam dziennikarką, żeby zmieniać świat na lepszy. Z tego samego powodu piszę, uczę dziennikarstwa, szkolę z wydobywania najlepszej wersji siebie, etc. Oczywiście natężenie uprawiania tych zawodów zmienia się. W tym momencie najważniejsze jest dla mnie pisanie.

Pytasz o to, jaka jestem prywatnie? Tak naprawdę zawody przeze mnie uprawiane nie do końca pozwalają na to, by oddzielić grubą kreską życie prywatne od zawodowego. Myślę więc, że moja działalność dziennikarska "zdradza" bardzo wiele mojej prywatności i prawdy o mnie, o moim sposobie myślenia, o tym, co dla mnie ważne.

Gdybyś miała się określić w 3 słowach, co byś o sobie powiedziała?

LOJALNA, PRACOWITA, POSZUKUJĄCA
Ostatnie określenie dotyczy tego, że kocham nowe wyzwania. I bardzo chciałabym wydłużyć dobę, żeby móc zrobić jeszcze mnóstwo nowych rzeczy.

Co bardziej Cię pociąga jako dziennikarkę: radio czy telewizja?

Nigdy nie umiałam tego wartościować. Może dlatego przez cały czas mojej pracy dziennikarskiej łączyłam pracę w tv z pracą w radiu. Telewizja daje większą adrenalinę, radio – intymność, której nie sposób zbudować nigdzie indziej. Telewizja uczy myślenia obrazem, radio – dźwiękiem. To zupełnie inne dziedziny. Kocham obie!

Co daje większą wartość?

Z przykrością już nie po raz pierwszy podkreślam, że dziś media poszły w nieco mniej interesującym mnie kierunku, niż 20 lat temu, kiedy zaczynałam moją zawodową przygodę. Mam więc poczucie, że dziś jeszcze radio (i to też nie każde) daje jakąś wartość, chociażby przez to, że pozwala na dłuższe i głębsze rozmowy z drugim człowiekiem. W telewizji sieczka, światła i pióra w tyłku. Show-biznes. Celebryci. Skandale. Szkoda... Ale może jeszcze kiedyś wrócimy do tego, co naprawdę ciekawe i wartościowe.

Czyli nie podoba Ci się współczesne dziennikarstwo?

W moich gorzkich refleksjach nie chciałabym generalizować, bo wciąż nie brakuje prawdziwych dziennikarzy, którzy tropią tematy, pracują nad nimi tygodniami, wyszukują historii, dzięki którym zmienia się czyjś świat. Ale reszta... Byle stanąć na ściance. Byle wrzucić zdjęcie na Instagramie z hasztagem #paniredaktor #paniprezenterka. Straszne... Po wielu latach pracy odważyłam się dopiero samą siebie w głowie nazwać dziennikarką. Dziś wystarczy pojechać na pierwsze w życiu zdjęcia, niewiele wiedząc zresztą o swoich bohaterach, ale fotka w social mediach musi być. Żenuje mnie to. Żyjemy w rzeczywistości "JA". Dla mnie dziennikarstwo było narzędziem, dzięki któremu można mówić o wszystkim, co tego warte, ale nie o sobie.

Jaki więc powinien być ten idealny dziennikarz XXI wieku? Jakie wartości miałby przekazywać opinii publicznej?

Dziennikarz każdego wieku powinien mieć w sobie te same wartości. Szacunek do widza, wyrażający się choćby w gruntownym przygotowaniu do tematu, który podejmuję. Wiele razy mój gość radiowy czy telewizyjny zaskoczony dziękował mi, że byłam przygotowana, że np. przeczytałam jego książkę. Ludzie!!! Doszliśmy do tego, że coś co powinno być absolutnie naturalne staje się powodem do tego, by podziękować. Etyka tego zawodu też coraz częściej jest lekceważona. O próbie bycia obiektywnym nie wspomnę. Zauważ, że nawet nie piszę o BYCIU OBIEKTYWNYM, ale o PRÓBIE BYCIA OBIEKTYWNYM. Może dlatego, że totalny obiektywizm jest naprawdę trudno osiągalny, jeśli nie niemożliwy do osiągnięcia. Ale nie może być tak, że dziennikarz nawet nie próbuje ukryć swoich poglądów – zarówno politycznych, jak i wszelkich innych. Albo że w ramach tematu poznajemy opinię tylko jednej strony, do strony przeciwnej nawet nie próbuje się dotrzeć. To już jest czysta manipulacja.

Anna Matusiak "Zanim powiesz tak" wywiad

Wspomniałaś, że uczysz dziennikarstwa. Kogo edukujesz jako trener wystąpień publicznych?

Bardzo różne osoby. Mój cykl szkoleń obejmuje zarówno te dotyczące stricte wystąpień publicznych i te najczęściej dotyczą ludzi, którzy faktycznie publicznie występują: szefowie firm, przedsiębiorcy, eksperci, etc.

Ale zawsze powtarzam, że w pewnym sensie każda sytuacja życiowa jest wystąpieniem publicznym. Jeśli idziemy na kawę z drugim człowiekiem, chcemy mu niezobowiązująco opowiedzieć o naszym pomyśle, projekcie, bo może akurat mu się spodoba, może wynikiem tego spotkania będzie nawiązanie jakiejś miłej współpracy – to przecież też jest wystąpienie publiczne. Może nawet trudniejsze, bo z jednym widzem na publiczności. Szkolę więc również nauczycieli, bibliotekarzy, makijażystki, fryzjerów, handlowców – przedstawicieli właściwie każdego możliwego zawodu.

Bo każdy człowiek może mieć charyzmę i sposób jej przekazania, które wyróżnią go z tłumu, które zmienią jego życie. Bo żyjemy w czasach, kiedy wszystkim rządzą emocje. A skuteczne zbudowanie siebie – jako marki – może zaowocować sukcesem. Takie szkolenie też mam w pakiecie. I co ważne – chodzi mi o budowanie swojej marki bez nacisku na social media. Uważam, że social media powinny świetne funkcjonować właśnie dlatego, że profil należy do kogoś, kto skutecznie zbudował siebie, a nie odwrotnie – efektem funkcjonowania social mediów jest zbudowanie siebie. To dla mnie trochę jednak odwrotna kolejność.

Chciałabym uzyskać od Ciebie poradę jako od trenerki. Co zrobić, aby nie dać się tremie i nie zapomnieć, co się chciało właśnie powiedzieć?

Metod i ćwiczeń jest wiele. Niektóre naprawdę skuteczne i bazujące na budowie naszego mózgu. Wszyscy mamy tzw. mózg gadzi i ciało migdałowate. To one odpowiedzialne są za chęć ucieczki, kiedy znajdujemy się w sytuacji, w której wolelibyśmy się nie znaleźć, która jest dla nas niekomfortowa, która jest – krótko mówiąc – stresująca. Na pewno godne uwagi są różne ćwiczenia oddechowe. Ale z gąszcza metod psychicznych i fizycznych, których uczę podczas moich szkoleń najbardziej lubię tę najprostszą, a przez to najtrudniejszą radę – traktuj widza, odbiorcę, publiczność normalnie – jak koleżankę, jak taksówkarza. Jeśli zapomnisz, co chciałaś powiedzieć – zachowaj się dokładnie tak, jak wówczas, kiedy zapomnisz kolejnej myśli w normalnej rozmowie ze znajomym. Po prostu o tym powiedz: "Kurczę... wyleciał mi wątek. Nie pamiętam, co chciałam powiedzieć. Pewnie mi się zaraz przypomni to do tego powrócę". Widz uwielbia takie reakcje, bo automatycznie czuje, że ta osoba na szklanym ekranie jest taka, jak on. Jest ludzka. A my nie lubimy ideałów. Lubimy ludzi z krwi i kości. Trema to mój kumpel. Też ją czasami odczuwam. Wtedy mówię do niej: "Chodź, idziemy" i wychodzę na scenę. Po pierwszym zdaniu mój trudny kumpel znika.

Jak już wspomniałyśmy, jesteś nie tylko dziennikarką, ale też pisarką. Jak to się wszystko zaczęło? Kiedy poczułaś, że mówienie do mikrofonu już Ci nie wystarczy?

To nie tak, że poczułam niedosyt. Zawsze pisałam i zawsze wiedziałam, że chcę pisać. Ale traktuję pisarstwo odpowiedzialnie. Można sobie pisać do szuflady. Można dla siebie. Ale jeśli proponuję coś czytelnikowi, to muszę być pewna, że mój tekst ma wartość. Chciałam więc najpierw coś przeżyć, czegoś doświadczyć, by stworzyć wiarygodne postaci i sytuacje. To dlatego, zanim zaczęłam tworzyć powieści – rozpoczęłam od literatury faktu i książek, będących zbiorem wywiadów: "SKAZANE. HISTORIE PRAWDZIWE" i "MOLESTOWANE. HISTORIE BEZBRONNYCH". Dopiero potem odważyłam się na prawdziwe powieści. Pisanie od zawsze było dla mnie wszystkim – sposobem na wywalenie z siebie smutku, sposobem na współdzielenie się radością. Teraz marzę już tylko o tym, by móc pisać i by odbiorcy chcieli to czytać.

Twoja najnowsza książka „Zanim powiesz tak” w niczym nie przypomina tradycyjnej powieści. Jest raczej jak zbiór zasłyszanych historii miłosnych. Skąd pomysł na fabułę?

A to ciekawa perspektywa. Tak właśnie wygląda życie wedding plannerki. Jej codzienność to tworzenie wizji przyjęć weselnych klientów. Staje się przyjacielem ich domów i rodzin. Oczywiście historie miłosne, które przedstawiłam w książce są zupełnie zmyślone, ale inspiracją było i jest życie oraz różne przygody z czasu, kiedy miałam Agencję Ślubną. Ta książka jest dla mnie wielkim eksperymentem. To pierwsza tak lekka i "przyjemna" powieść w moim dorobku. Zajmuję się mocnymi i trudnymi tematami. Dużo w moich książkach bólu, cierpienia, niejednoznacznych odpowiedzi na jeszcze bardziej niejednoznaczne pytania. Zapragnęłam odpocząć od tych emocji i pozwolić odpocząć od nich czytelnikom. Stąd pomysł na "Zanim powiesz tak". Po początkowych wątpliwościach – bardzo polubiłam tę książkę i jej bohaterów. Wkręciłam się w jej pisanie i dobrze się przy tym bawiłam.

Ile jest w Tobie z Leny?

I dużo i mało. Z jednej strony Lena to ja z czasów, kiedy otworzyłam firmę ślubną. Z drugiej strony to dziewczyna, która została bardzo zraniona przez narzeczonego i przez to przestała wierzyć w miłość. Na szczęście nigdy nie doznałam takiej krzywdy. Ale w tej książce zdradziłam też sporo kuchni pracy wedding plannera. Więc poza kibicowaniem (lub nie) bohaterom – można potraktować ją jak swego rodzaju poradnik dla początkującej organizatorki ślubnej (śmiech).

Czy bohaterowie z Twojej książki mają swoje pierwowzory? A może to Twoja wyobraźnia podsunęła Ci pomysł na te zwariowane historie?

Absolutnie nie mają pierwowzorów jeden do jednego. Żadna moja klientka ani klientka którejś z koleżanek z branży nie ma tu jednoznacznego odzwierciedlenia. Ale bywa, że niektóre sytuacje są wypadkową kilku innych, a niektóre postaci zaczerpnęły swój obraz z mojej wyobraźni i z obrazu kilku panien młodych, z którymi miałam okazję pracować albo które miałam okazję poznać, chociaż ostatecznie nie zostały moimi klientkami. Zależało mi na tym, by pokazać różne oblicza i perspektywy miłości. Jest ich tak wiele, że można stworzyć całe tomy miłosnych historii.

Miałaś okazję prowadzić agencję ślubów, o czym właśnie wspomniałaś. Czego nauczyło Cię ta doświadczenie? I jak się to przełożyło na pisanie książki?

Ciekawe to było doświadczenie, bo stało się dla mnie jednym wielkim zaskoczeniem. Otworzyłam Agencję Ślubną z przyjaciółką. Uznałam, że skoro przez całe swoje życie pracuję w mediach, mam notatnik pełen kontaktów do usługodawców, z którymi robiłam różne zawodowe eventy, to ten biznes będzie taką moją drugą nogą, która będzie się niejako sama toczyć przy niewielkiej mojej i Kasi (mojej wspólniczki) kontroli. Szybko okazało się, że ta druga noga przykryła wszystko inne, zaczęła zajmować cały nasz czas, a ślub i wesele nie mają nic wspólnego ze zwykłym eventem. Ładunek emocjonalny jest w każdym przypadku tak ogromny, że właściwie nic innego się nie robi od rana do nocy – tylko jest się ze swoimi klientami (na mailu, telefonie albo w myślach). Każdy event staje się właściwie Twoim weselem. Nie ma miejsca na żaden błąd. A po roku współpracy stajesz się częścią rodziny państwa młodych, powiernicą nierzadko ich najbardziej intymnych problemów. Sam etap odwiedzania salonów sukien ślubnych jest tym, podczas którego wychodzi naprawdę wiele. Jeśli jest się niezłym domorosłym psychologiem, można z tego etapu wysnuć mnóstwo wniosków, dotyczących np. tego, kto tu rządzi, czyje zdanie jest najważniejsze, jakie są relacje panny młodej z mamą, siostrą, etc.

Anna Matusiak "Zanim powiesz tak" wywiad

W "Zanim powiesz tak" pełno jest stereotypów, z którymi próbujemy wciąż walczyć jako naród. Czy uważasz, że kiedyś nam się to uda?

Wierzę, że tak. Ale przestałam się oszukiwać, że stanie się to szybko. Nasza tradycja jest bardzo silna. Miałyśmy z Kasią ambicje, by edukować. Dlatego też otworzyłyśmy szkołę dla weeding plannerów. Na bardzo wysokim poziomie. Wykładowcami byli najlepsi ludzie w branży. A warto dodać, że w tej branży pracują już Artyści, nie tylko rzemieślnicy. Dekoratorzy, floryści, operatorzy, etc... Wielu z nich tworzy scenografie, filmy, zdjęcia – których oglądanie zapiera dech w piersiach. Wciąż jednak takich zleceń jest niedużo, a tradycyjnych wesel ze śledziem i sałatką jarzynową na stole – znacznie więcej. Nie mówię, że to źle. To też może mieć swój urok. Ale my chciałyśmy robić przyjęcia-spektakle. Z motywem przewodnim i każdym drobiazgiem dopasowanym do pewnej idei. To nam po prostu sprawiało frajdę. Udało się sporo takich przyjęć zrobić. Pandemia jednak mocno poturbowała branżę ślubną. I pewnie minie wiele lat, zanim powrócimy do tego samego etapu, jak tuż przed pandemią.

Która z par będąca bohaterem książki jest Twoją ulubioną i dlaczego?

Bardzo lubię Adiego i Mikiego, bo są inspirowani moimi przyjaciółmi. A poza tym ich ślub odbywa się w Toskanii, a gdybym dziś miała wyjść za mąż – też zdecydowałabym się na Toskanię i maleńkie przyjęcie dla najbliższych. Ale lubię też Natalię – jest twarda, charakterna i nieustępliwa. W pewnym sensie lubię wszystkich bohaterów, bo to moje dzieciaki (śmiech).

Którą część historii pisało Ci się najłatwiej, a którą najtrudniej?

Wszystko przyszło mi jakoś naturalnie poza jednym wątkiem... Zemstą Leny na narzeczonym, który zostawił ją na trzy dni przed ślubem. Długo szukałam pomysłu na zemstę, która byłaby zgodna z Leną, a jednocześnie adekwatna do czynu jej byłego narzeczonego...

Powiedziałaś, że o historiach miłosnych można by pisać wiele, bo są różne oblicza miłości, co właśnie prezentują pary z książki. Czym więc ona dla nich jest?

Dla jednym to sens wszystkiego, dla innych sposób na bezpieczną przyszłość, dla jeszcze innych jeden z etapów życia, czy wreszcie element, którego nie da się kupić, nawet jeśli ma się pieniądze na wszystko inne. Wieloznaczność tego pojęcia i uczucia od lat fascynuje twórców literatury, sztuki, muzyki... I pewnie nigdy żaden z nich nie wyczerpie tego tematu. To jest cudowne.

Zemsta to oprócz miłości, ślubu, motyw przewodni książki, ponieważ Lena za wszelką cenę pragnie odegrać się za złamane serce. Dlaczego według tej kobiety zemsta jest ważniejsza od przebaczenia?

Bo zabrano jej to, co najważniejsze w życiu. Wiarę w MIŁOŚĆ. Myślę, że Lena mogłaby wybaczyć upokorzenie. Mogłaby wybaczyć stracone pieniądze na przygotowania, za które nie sposób było odzyskać środków na trzy dni przed ślubem. Ale utrata wiary w miłość to okaleczenie niewybaczalne.

A czy Ty prywatnie poczułaś kiedykolwiek chęć zemsty za wyrządzone Ci krzywdy? Jak powinna zareagować kobieta w obliczu złamanego serca według Ciebie?

Chyba dlatego ten element książki był dla mnie najtrudniejszy do napisania, bo nigdy się na nikim nie zemściłam za wyrządzoną mi krzywdę. Nie znoszę tego uczucia, chociaż niestety nie mogę powiedzieć, że jest mi obce. Dwukrotnie czułam niszczącą chęć zemsty, ale nie z powodów sercowych – raczej zawodowych. W odróżnieniu od Leny nie szukałam wtedy sposobu na znalezienie pomysłu na zemstę ale szukałam sposobu na to, by wybaczyć, by zapomnieć i przestać się męczyć z tym uczuciem, która wyniszcza tylko mnie. Poza tym ja wiem, że karma wraca. Zawsze.

Czy ślub to dobry cement na miłość w XXI w., w czasie, kiedy kobiety pragną być wyzwolone i równe mężczyznom? Jesteś pod tym względem raczej staroświecka, jak rodzice jednej z bohaterek, czyli wesele ma być zakrapiane alkoholem i z uginającymi się od potraw stołami? A może jednak zwykła obietnica i życie pod wspólnym dachem wystarczy?

Oj absolutnie nie uważam, że ślub jest cementem. Myślę, że bycie razem wymaga tak ciężkiej pracy i ciągłego starania się, że najbardziej uginające się stoły nie dadzą cienia gwarancji, że zakochani doczekają wspólnie choćby pierwszej rocznicy. Życie bywa tak nieprzewidywalne, tak zaskakujące, że nawet przysięga małżeńska – mimo że jestem osobą wierzącą – wydaje mi się być trochę nienaturalna. Bo jak ktokolwiek z nas może przysiąc, że nie opuści drugiej osoby aż do śmierci? Możemy przysięgać, zrobimy wszystko, będziemy walczyć, jeśli coś się zacznie psuć, ale pewnych sytuacji nie da się przeskoczyć, a do tanga trzeba dwojga...

A samo wesele? Oj zdecydowanie wybrałabym spotkanie dla najbliższych, a pieniądze, które na takie wesele trzeba by wydać przeznaczyłabym na podróż życia. Ale oczywiście, jeśli ktoś może sobie pozwolić na wszystko – dlaczego nie? Celebracja miłości – zwłaszcza, gdy jest prawdziwa i szczera – to sama przyjemność i piękna tradycja. Ważne, żeby robić to w zgodzie z własnymi marzeniami, a nie marzeniami rodziców, dziadków i sąsiadów. Naszym parom młodym powtarzałyśmy zawsze: "Pamiętajcie to WASZ dzień! Wy macie się cudownie bawić!".

Dziękuję za Twój czas i wiele cennych słów.

Rozmawiała


Fot.: Najka Photography

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje