[rozmowa o książce] Liliana Fabisińska: Lubię przyglądać się historii z kilku różnych perspektyw
Liliana Fabisińska – autorka powieści dla dorosłych (m.in. "Córeczka", "Obok niej", "Z jednej gliny", "Sanatorium pod zegarem") i książek dla dzieci i młodzieży ("Amor z ulicy Rozkosznej", "Bezsennik", "Grzyby"). Dziennikarka, dramatopisarka, scenarzystka, pedagożka, kryminolożka, absolwentka podyplomowych studiów z zakresu psychologii zmiany postaw i zachowań. Wszystkie te umiejętności pozwalają jej w pełni wypełniać swoją pasję, czyli pisanie, które łączy z innymi aktywnościami. Niedawno miałam okazję przeczytać jedną z jej najnowszych powieści pt. "Zaraz wracam" i teraz autorka postanowiła opowiedzieć mi o jej powstaniu, o Włoszech oraz o kreowaniu rzeczywistości literackiej. Zapraszam do czytania – będzie ciekawie.
Liliana Fabisińska – autorka książek, podróżniczka, dziennikarka i kryminolog. Czy któraś z tym aktywności wynika z innej? Która jest ta "naj" i dlaczego?
Liliana Fabisińska: Wszystkie jakoś się ze sobą łączą i przenikają. Dodałabym jeszcze kilka innych określeń, np. "pedagożka", bo przecież jestem też magistrem pedagogiki i nawet skończyłam studia doktoranckie ze średnią 5,0, choć nie napisałam do końca i nie obroniłam mojego doktoratu. Usunęłabym natomiast słowo "podróżniczka". Podróżnik to ktoś, kto idzie w pojedynkę z plecakiem przez bezdroża Afryki lub Azji, a nie ja.
A kim czuję się najbardziej? Chyba wciąż dziennikarką. Od pewnego czasu pracuję w tym zawodzie raczej w dawkach homeopatycznych, ale myślę, że to coś więcej niż zawód. To sposób patrzenia na świat, jakiejś ciekawości, dociekliwości, podejścia do opisywanych osób i zdarzeń. To uruchamia się także w pracy nad powieściami i każe robić gigantyczny research (być może kompletnie bez sensu) i chyba jednak w gruncie rzeczy bardzo pomaga. I o ile mogłabym spokojnie zrezygnować z różnych aktywności, zmieniać pomysły na siebie, to dziennikarstwo jest gdzieś głęboko we mnie, wdrukowane w każdą komórkę. To chyba już nieuleczalne.
Dlaczego kryminolog zostaje pisarką? Czy ta praca w jakiś sposób pomaga w byciu dobrą autorką opowieści?
Najpierw zaczęłam pisać a dopiero potem skończyłam kryminologię, w sumie dla rozrywki i z ciekawości… bo ja bardzo lubię uczyć się różnych rzeczy, obiektywnie mało przydatnych. A więc kolejność była odwrotna. Nigdy nie pracowałam jako kryminolog, chociaż na pewno kilka rzeczy, których nauczyłam się na studiach, przy pisaniu mi się przydało. Myślę, że wszystko, czego się uczymy, czego doświadczamy, pomaga w pisaniu, kreowaniu wydarzeń i postaci. Bo po prostu poszerza "asortyment", z którego możemy czerpać.
Przeglądając Twoją bibliografię, widzę szeroki wachlarz tematyczny – skąd ta rozpiętość? Nie kusiło Cię nigdy, aby się zdeklarować, wyspecjalizować?
Absolutnie nie. Wprost przeciwnie – mam ochotę próbować różnych rzeczy, bawić się językiem i fabułą, sięgać tam, gdzie jeszcze nie sięgałam. Być może to wada, ale chyba zanudziłabym się, pisząc do końca życia wyłącznie bajki albo wyłącznie komedie romantyczne.
Co robisz w wolnym czasie, kiedy akurat nie piszesz?
Kupuję kompulsywnie bilety na samolot. Za nie więcej niż 49 zł. Jeśli trafiam na takie bilety w jedno z ukochanych miejsc, albo w takie, które chciałabym zobaczyć (albo które brzmi intrygująco, choć nigdy nie myślałam, żeby się tam wybrać), po prostu je kupuję. A potem tygodniami szukam mieszkania do wynajęcia. Musi być absolutnie idealne, nawet jeśli jadę na dwie czy trzy noce. Musi być bardzo tanie, położone dokładnie w tym miejscu, w którym chcę, musi mieć taki widok, jaki sobie wymarzę, omijać bardzo turystyczne ścieżki i spełniać z 15 innych kryteriów. Np. we Włoszech i w kilku innych krajach musi leżeć blisko lokalnego targu, na którym mogę kupić owoce i sery. To rodzaj sportu – jeśli znajdę mieszkanie idealne za grosze, czuję się jakbym wygrała w totka. Mam już sporą bazę takich mieszkań w różnych miejscach w Europie, w które wracam w ciemno. Oczywiście one są idealne tylko dla mnie, bo każdy ma inne potrzeby w podróży… a więc, bardzo niechętnie dzielę się tymi adresami. A jeśli ktoś ze znajomych przyciska, kłamię prosto w oczy, że zgubiłam namiary.
Jakie cechy powinien mieć pisarz, aby móc utrzymać się na rynku wydawniczym?
Cierpliwość, pokorę, pracowitość, dystans, twardy tyłek i pokaźną sumkę w banku, albo drugą, dobrze płatną pracę. Oczywiście trochę żartuję, ale nie do końca. Pandemia, inflacja, rosnące ceny papieru – to wszystko sprawia, że na rynku nie jest wcale łatwo, czytelnik obraca każdą pięciozłotówkę dwa razy w palcach, zanim ją wyda. Wydawcy też ostrożniej niż kiedyś podchodzą do każdej nowej książki. Wiele wydawnictw padło, kolejne stoją nad przepaścią. Żeby pisać książki, trzeba być niepoprawnym optymistą.
Czy zdarzyło Ci się płakać kiedykolwiek podczas czytania książek i pisania własnej powieści? Co to był za tytuł? Co Cię wzrusza w literaturze?
Często płaczę przy książkach, filmach, piosenkach. Ale nigdy przy własnych powieściach. Myślę, że byłoby w tym coś niezdrowego, wręcz patologicznego… Wzruszać się w czasie pracy nad tekstem? Miewam raczej emocje odwrotne, czyli radość, że udało mi się wymyślić coś, co jeszcze bardziej moją bohaterkę lub bohatera dotknie, zaboli, poniży, co naprawdę wyciągnie jej czy jemu dywan spod nóg.
A co do tego, co mnie wzrusza… Zawsze Leonard Cohen, od początku do końca. Osiecka. Młynarski. Najczęściej płaczę właśnie przy piosenkach. Ale bywa, że do łez doprowadzi mnie jedno zgrabne zdanie w powieści, która generalnie nie jest wcale szczególnie wzruszająca. Jakaś myśl, pod którą mogłabym się podpisać albo opis miejsca, w którym byłam, zapachu, który pamiętam z dzieciństwa, tęsknoty… Ja generalnie mam „oczy w mokrym miejscu” i bardzo łatwo jest mnie rozpłakać. Nie tylko ze wzruszenia, ale też z radości.
Od czego zaczynasz pisanie kolejnej książki? Co jest tym motorem napędowym?
Nie ma żadnej zasady. Często jest to jakieś słowo, zdanie, jakiś obraz, który zostaje pod powiekami i nie chce zniknąć… Zaczynałam już od zapachu, od imienia, od jakiegoś drobnego zdarzenia. Zapisuję w notesie różne błahostki i czasami, nie wiadomo jak i kiedy, wokół jednej z nich zaczyna się zaplatać historia.
John Irving, mój absolutnie najukochańszy autor, mówi, że najważniejszym pytaniem, które może sobie zadać pisarz, jest "Co by było, gdyby…?". To świetne ćwiczenie dla mózgu, zabawa, którą sobie funduję np. stojąc w korku lub idąc ulicą i obserwując ludzi, którzy mnie mijają.
Kim jest Gabrysia? Z czym się boryka?
To bohaterka mojej ostatniej powieści "Zaraz wracam". Dziewczyna, która wyjeżdża w podróż przedślubną do Włoch – i nieoczekiwanie ta cudowna wyprawa zamienia się w koszmar. Narzeczony znika, ona zostaje bosa i prawie naga na pustej plaży… Chyba nie będę opowiadać nic więcej, żeby nie spoilerować, gdyby ktoś miał ochotę przeczytać tę książkę.
Bohaterowie "Zaraz wracam" są bardzo wyraziści, a fabuła naszpikowana szczegółami dotyczącymi Włoch. Czy kreowane w książce postaci oraz wydarzenia miały swój pierwowzór w rzeczywistości?
Nigdy nie opisałam wprost żadnej osoby czy faktu. Natomiast przy tej książce faktycznie zainspirowało mnie wydarzenie sprzed ponad 30 lat, kiedy moją kuzynkę okradziono w czasie, gdy pływała na francuskiej plaży. Została tak jak stała, w kostiumie kąpielowym, w obcym kraju. Nie mogłam o tym zapomnieć i z tego przeżycia biednej Basi wystartowałam z zupełnie fikcyjną, nieco zwariowaną historią.
Natomiast jeśli chodzi o Włochy to oczywiście opisałam je najlepiej jak umiałam, z całą moją miłością do tego kraju – nie musiałam nic wymyślać, raczej odsiewać miejsca, obyczaje a zwłaszcza dania włoskiej kuchni, których jest w tej książce bardzo dużo. Przyznam, że przy pisaniu ciągle byłam głodna i ciągle miałam ochotę gotować. I wiem, że wielu czytelników reagowało podobnie w czasie lektury.
Czego uczy nas – kobiety ta książka?
A uważasz, że czegoś nas uczy? Jeśli tak, to super. Nie myślałam o niej w ten sposób, nie chciałam zawrzeć między zdaniami żadnej nauki, przesłania. Pisanie tej powieści było dla mnie ogromną przyjemnością i świetną zabawą, więc mam nadzieję, że jej lektura będzie podobną zabawą czy przyjemnością dla czytelników.
Kobiety piszą o kobietach. Po co właściwie powstała ta książka? Jaki ma cel?
Absolutnie żadnego. Tak jak powiedziałam, dobrze się bawiłam i mam nadzieję, że moi czytelnicy poczują się podobnie przy lekturze. Jeśli powieść rozrywkowa ma jakiś "cel" poza rozrywką to chyba powinna zostać umieszczona w segmencie "podręczniki" lub "poradniki".
Dlaczego tak dużo pisze się teraz książek z wątkami podróżniczymi?
Mogę tylko gdybać. Może to dlatego, że po pandemii znowu można podróżować, czerpać z tego radość i inspirację? A może im smutniej i trudniej żyje się tu i teraz, tym chętniej pisze się i czyta książki o miejscach słonecznych, pięknych, gdzie życie – przynajmniej z daleka – wydaje się znacznie łatwiejsze i radośniejsze? Nie mogę mówić za innych autorów. U mnie podróż na południe Włoch wynika z fabuły, historia, którą chciałam opisać, musiała rozegrać się w miejscu nieznanym bohaterce, gdzie mówi się językiem, którego ona nie rozumie.
Dla kogo jest "Zaraz wracam"? Czy Twoim zdaniem powieści z wątkiem romansu mogą być ciekawe również dla mężczyzn?
Tu akurat romansu za wiele nie ma... Ale mężczyźni nie tylko czytają, lecz tez piszą o miłości. Ostatnio czytałam "Wyrwę" Wojciecha Chmielarza. Miłość, zdrada, romans – to są koła zamachowe tej powieści.
Kobiety – mimo ciągłej walki o wolność i niezależność – wciąż ulegają stereotypom. Jeśli pojawia się jakiś wątek związany z kobietą w kontekście jej sytuacji społecznej, to głównie jako literatura faktu. Czy to znaczy, że takie tematy nie są warte, aby były przedmiotem literatury obyczajowej? Powieści takich jaki "Zaraz wracam" nie ma aż tak wiele jak romansów czy erotyków.
Kobiety piszą i czytają bardzo różne książki. Nie zgadzam się z poglądem, że czytelniczki szukają tylko erotyków w różowej okładce a powieść obyczajowa to synonim miałkiego czytadła. Wiele pisarek podejmuje stanowcze kroki, by przywrócić "literaturę środka", by proza obyczajowa w Polsce oznaczała po prostu dobre powieści, tak jak na świecie, gdzie książki nominowane do największych nagród są kwalifikowane właśnie jako obyczajowe.
Gdybyś miała możliwość zostać jedną ze swoich bohaterek literackich, którą byś wybrała i dlaczego?
Każda bohaterka troszkę ode mnie dostaje – czasami mojego języka, czasami poczucia humoru, czasami przeżyć albo marzeń. Ale z żadną nie zamieniłabym się na życie. Dobrze mi tu, gdzie jestem. Za to z kilkoma z dziewczyn, które wymyśliłam, z przyjemnością bym się zakolegowała.
Czym są dla Ciebie Włochy? Jakie mają miejsce w Twoim życiu?
Od ponad 30 lat wracam tam kilka razy w roku, ładuję tam akumulatory, zbieram myśli, piszę, pływam, jem, jem oraz jem… I gadam ze wszystkimi, których spotkam na swojej drodze. Z panią w sklepie, panem w autobusie, dzieciakami w kolejce po lody. Oraz oczywiście z moimi dwoma włoskimi przyjaciółkami, Franceską i Anną, ich krewnymi, ich znajomymi. Nie chcę używać wielkich słów, ale jestem we Włoszech beznadziejnie zakochana i nawet jeśli próbuję kupić bilet do Francji, Anglii, Hiszpanii czy Kanady, i tak jakoś dziwnym trafem na końcu najczęściej klikam na Włochy…
Jakbyś opisała kulturę Włoch?
Kulturze Włoch poświęcono grube tomy i wciąż nie wyczerpano tematu. Nie sądzę, żeby miało sens odpowiadanie w kilku zdaniach na takie pytanie. Bo o czym miałabym mówić? O tych wiekach pracy tysięcy malarzy i rzeźbiarzy, których nazwiska otwierają każdą encyklopedię sztuki? O kinie, z którego czerpią do dziś reżyserzy z całego świata? O pisarzach, największych z największych? Ale których? O Dantem Alighierim, Petrarce, a może o Umberto Eco czy Italo Calvino? O starożytnych budynkach, które zapierają dech w piersiach? O kulturze stołu? O niezwykłym połączeniu kultury najwyższej z tym, co codzienne, zwyczajne? O małych miasteczkach, z których każde kryje w sobie setki powodów do zachwytu? Myślę, że nie da się nawet pobieżnie "opisać kultury Włoch", nie zapełniając kilku opasłych ksiąg i nie poświęcając tej pracy kilkudziesięciu lat.
Czy moglibyśmy się czegoś nauczyć od tamtejszej społeczności?
Na pewno warto nauczyć się od Włochów włoskiego, bo jest piękny i łatwy, a oni cudownie doceniają to, że próbuje się mówić w ich języku. Ale tak poza tym, to moim zdaniem nie da się przenieść na obcy grunt wprost żadnej cechy innego narodu. Bo za tymi cechami stoi i kultura, i historia, często bardzo skomplikowana, i klimat, i położenie… Więc takie gdybanie, że miło by było mieć poczucie humoru Czechów, luz Południowców, pracowitość Niemców, to właśnie czyste gdybanie. Zwłaszcza, że nie każdy Niemiec jest pracowity a Czech tryskający dowcipami…
Każda podróż nas zmienia, rozwija, skłania do refleksji. Więc jeśli ktoś zechce, nauczy się od Włochów tego, co szczególnie mu się spodoba. Ale uczenie "społeczności" raczej mija się z sensem. Mam zresztą świadomość, że to, co ja we Włochach i we Włoszech uwielbiam, dla kogoś może być największą wadą. Bo np. jestem spontaniczną, ekstrawertyczną bałaganiarą i wiecznie się spóźniam, więc doskonale funkcjonuję wśród przekrzykujących się osób, dla których 20.00 to taka raczej 20.15 a może i 20.25. Ale przecież dla większości ludzi to raczej przerażające a nie pociągające.
Dlaczego wprowadziłaś do powieści dwutorową narrację? Jaki ma cel i czy płeć ma tu jakiekolwiek znaczenie?
Lubię przyglądać się historii z kilku różnych perspektyw, czasami też zestawiać narracje pierwszoosobowe z narratorem trzecioosobowym, "wszystkowiedzącym", mieszać plany czasowe... To nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, kiedy tak robię.
Płeć nie ma tu nic do rzeczy, chodzi o fabułę i o to, jak taki zabieg jej służy, czy pomaga ją zagmatwać, wyjaśnić, urozmaicić, zmylić czytelnika… Różne są tu powody i różne sposoby, by je osiągnąć.
Skąd wiadomo, że jedna książka będzie bestsellerem, a inna nie?
A ktoś to wie? Ja na pewno nie i z tego, co słyszę, dla wydawców i dystrybutorów to ciągle jest tajemnica. Rynek książki jest nieprzewidywalny, można zainwestować ogromne pieniądze w promowanie jakiegoś tytułu a czytelnicy wcale go nie pokochają. I odwrotnie – czasami marketing szeptany wynosi na szczyty list bestsellerów jakąś małą książeczkę małej oficyny, napisaną przez debiutanta. I to jest chyba najpiękniejsze!
Jakie masz plany wydawnicze na kolejne miesiące?
Oczywiście nie mogę powiedzieć zbyt wiele, ale pracuję nad dwoma powieściami, które ukażą się w 2023 roku, sporo piszę też dla dzieci, jak zwykle – a tu proces wydawniczy jest dużo dłuższy, bo książki są bogato i pięknie ilustrowane. Mam nadzieję, że będzie w nowym roku trochę niespodzianek z mojej strony. Także w segmentach, w których do tej pory jeszcze mnie nie było.
W takim razie czekamy na Twoje kolejne powieści. Dziękuję Ci za poświęcony mi czas.
Rozmawiała
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz