[rozmowa o książce] Eva Minge: Hejt jest normalnym cichym mordercą


Eva Minge – czołowa polska projektantka mody z wieloma zagranicznymi sukcesami na swoim koncie, a od niedawna również autorka książek. Dopiero co wydała swoją pierwszą powieść pt. "Gra w ludzi", która w dosłownie kilka tygodni okazała się bestsellerem wydawniczym, a już możemy cieszyć się jej kontynuacją w postaci "Furtki do piekła", o której właśnie rozmawiamy. Autorka opowiada mi również o miłości, wartościach, którymi kieruje się w życiu oraz o wielu innych ważnych sprawach. Zapraszam do lektury.

Eva Minge "Furtka do piekła" wywiad

Co ma ze sobą wspólnego pisanie, malarstwo i moda?

Eva Minge: W moim przypadku zawsze ma jeden wspólny mianownik – w życiu posługuję się obrazem. Jest on dla mnie bardzo ważny. Kiedy piszę, to stawiam na obraz, w malarstwie wiadomo, że maluję obrazem.

Spotkałam się z opinią, że w moich książkach jest bardzo dużo obrazu. Jak się czyta te historie, to się widzi sceny, ubiory, okolice, wnętrza. O to właśnie mi chodziło. Dla mnie jest bardzo ważne, żebyśmy mogli – czytając jakąś powieść – rzeczywiście się przenieść do tych realiów. Żeby jednak to się stało, autor powinien to umożliwić czytelnikowi, czyli podpowiedzieć, w jaki sposób on ma się odnaleźć w danym czasie, przestrzeni, jak zlokalizować i wyobrazić sobie tych bohaterów.

Jeśli chodzi o moją twórczość, to z jednej strony wymagana ona dużej wyobraźni, ale z drugiej strony zawieram w niej zdobyte przeze mnie doświadczenia. Moje malarstwo ewoluuje na skutek różnych przeżyć podobnie jak moda, która ma wpisaną w swoją strukturę zmienność. Podczas rozmów z czytelnikami zauważam, że właśnie ta plastyczność języka im się podoba, ponieważ potrafią sobie oni te wszystkie sytuacje zwizualizować.

Podczas wywiadu z Moniką Jaruzelską wspomniała Pani, że zajmuje się również architekturą. Czy mogłaby Pani opowiedzieć coś więcej?

Od bardzo dawna zajmuję się interior design, czyli projektuję też, oprócz oczywiście mody, przedmioty użytkowe. Siłą rzeczy w pewnym momencie zaczęłam się również interesować architekturą. Kilkanaście lat temu podjęłam nawet w tym kierunku studia we Włoszech, których nie dokończyłam, ale zależało mi, aby poznać ten zawód od strony technicznej.

Moje wykształcenie, czyli historia sztuki oraz kulturoznawstwo, są niezwykle bliskie sztuce wizualnej, co bardzo mocno wpływa na mój sposób odbierania świata. Postrzegam go kompletnie, więc zależy mi na tym, że jak już coś wymyślę, np. wannę, to od razu widzę wnętrze, w którym ona będzie funkcjonować.

Jeśli sprawdzi sobie Pani hasło Eva Minge Villa Natura, to zobaczy Pani wnętrza, które zaskoczyły samego developera. Szykując taki dom pokazowy z moim zespołem fantastycznych architektów, projektowałam w nim wszystko, np. lampy czy przełomowy projekt kuchnia-walizka. Wszystkie rzeczy, które projektuję, np. szkło, z którym dużo pracuję czy porcelana, czy tekstylia do domu, sprawiły, że zapragnęłam zająć się wnętrzami kompleksowo.

Po realizacji projektu Villa Natura posypały się nowe propozycje. Co ciekawe, większość z nich pochodziła z zagranicy: Luksemburga, Włoch, Hiszpanii, ale też z Polski, więc z moim zespołem zrealizowaliśmy sporo projektów, a nie chwalimy się tym z wielu powodów. Pracujemy z klientami, którzy zastrzegają sobie dyskrecję. Jeżeli mówimy o dużych pieniądzach, a projektujemy dla naprawdę zamożnych ludzi, to oni nie chcą, aby zdjęcia ich wnętrz znajdowały się w social mediach czy gazetach. Jest to dla nas oczywiste, że zasługują na tę dyskrecję.

Traktuję tę pracę jako hobby, dlatego decydujemy się na projekty bardzo wybiórczo, czyli tylko wtedy, kiedy jest to coś naprawdę ciekawego. Wkraczamy tam, gdzie możemy zrobić duże rzeczy. Raz dostaliśmy propozycje aranżowania hotelu, ale w zasadzie nie mieliśmy co tam robić, ponieważ sam klient wiedział, czego chce, a środki były ograniczone, więc pole do popisu było niewielkie.

Jeśli więc ktoś chce sobie tylko "przykleić" do projektu moje nazwisko, czyli "2 w 1", to zrezygnuję mimo dobrych pieniędzy, które mi proponują. Uważam, że ta realizacja nie była dobrym kierunkiem i w żaden sposób nie wpłynąłby na mój wizerunek.

Architekturę bardzo lubię, ponieważ zawiera w sobie wszystkie sztuki, gdy zajmujemy się tym kompleksowo.

Przejdźmy teraz do rozmowy o Pani książkach. "Gra w ludzi" już od początku okazała się bestsellerem. Jak się pisało "Furtkę do piekła", gdy się ma taką wiedzę? Czuła się Pani obciążona sukcesem, czy jednak pisała z ulgą?

Pisałam "Furtkę do piekła" z ogromną ulgą, dlatego że staram się, aby wszystko, co robię, było najlepsze. Znam siebie. Pracuję od 14 albo 15 roku życia.

Wydawnictwo dało do zrozumienia, że trudno oczekiwać, kiedy się napisało coś bardzo dobrego, że druga część będzie też sukcesem. Mój wydawca, mimo wszystko, nie spodziewał się, że "Furtka do piekła" będzie jeszcze lepsza.

Dostaję podobne opinie od osób, które już ją przeczytały. Nie ukrywam, że losy Anny pisałam ciągiem, czyli zanim pierwsza książka, czyli "Gra w ludzi" została wydana, to spora część następnej książki już powstała.

Ulga była. To jest bardzo piękne, jeżeli klient, dla którego przygotowujemy naszą pracę, uznaje, że cieszy się ona powodzeniem. Nawet jeden przesympatyczny dziennikarz powiedział, że spóźnił się do radia, ponieważ czytał całą noc czytał moją książkę.

Powieść rzeczywiście wciąga, więc kiedy pytano mnie o następną część, to była dla mnie jako autora najlepsza nagroda.

Obojętnie jaką pracę wykonujemy, zajmuje ona sporo czasu, więc jeżeli nasz klient jest zadowolony i nie może się doczekać kolejnej współpracy, to nic piękniejszego nie może się przydarzyć.

Eva Minge "Furtka do piekła" wywiad

Oczywiście, że nie. Anna w tej części, według mnie, jest zupełnie inną osobą. Jak jej postać ewoluowała, biorąc pod uwagę "Grę w ludzi" i "Furtkę do piekła"?

Wydaje się, że Anna poradziła sobie ze swoimi strachami oraz z własnym życiem. Wszystko zaczyna się układać, ale musimy pamiętać, że każdy z nas w pewnym momencie działa na tzw. adrenalinie. Jesteśmy wtedy zupełnie inni. Mniej się boimy, stajemy się odważniejsi, idziemy za ciosem. Wiele rzeczy robimy instynktownie, ponieważ one wychodzą same z siebie.

Gdy zakończyła się sprawa z mafią, Anna miała chwilę oddechu, naszły ją pewne refleksje. Kiedy kobiety z mojej społeczności na Instagramie mówią mi: "Pani Evo, Pani jest tak bardzo silna. Też bym chciała być taka". Zawsze im wtedy odpowiadam, że moja siła to wypadkowa przebytych dróg. Bynajmniej nie są to momenty, kiedy mnie życie wznosiło, chociaż w moim przypadku życie mnie nigdy nie wzniosło. Z każdych tarapatów musiałam wychodzić, ciężko pracując. Czekała mnie bardzo długa droga. Działo się tak dlatego, że zawsze stawiałam sobie odległe, niemal nieosiągalne, cele. Przeważnie nie miałam na ich realizację narzędzi, co powodowało pewien rodzaj niewiadomej. Często więc otwierałam różne furtki, które potem okazywały się furtkami do piekła. Nigdy się nie wycofywałam, ponieważ potrafiłam dostrzec, że gdzieś tam jest Złoty Graal, muszę tylko przejść przez to piekło, co mi się udawało. Każde takie zwycięstwo mnie bardzo wzmacniało.

Anna też już trochę tych piekieł przeszła. Wydostała się z ciężkiego domu, ale wpadła w pułapkę, zakochując się w miłości jej życia. Odczuła przy tym niewyobrażalne cierpienie. Została przecież zamknięta i odcięta od świata na drugim końcu Europy. Wyszła jednak stamtąd. Udało jej się pokonać to piekło. Potem wpadła do małego piekiełka w postaci swojego życia u bardzo kontrowersyjnego pracodawcy. Po czym już świadomie, postanowiła dać się namówić i wejść do prawdziwego piekła, które tak naprawdę było konsekwencją tych wszystkich, które ją spotkały w życiu. Tamte historie dały jej doświadczenie. Udowodniły, że: może, potrafi, da radę.

Oczywiście również bardzo jej pomogła chęć zemsty i wewnętrzny ból zawiedzionej miłości, której jeszcze nie przepracowała w sobie nawet w "Furtce do piekła". To wszystko ją bardzo mocno napędzało, dlatego w drugiej części Anna jest zdecydowanie bardziej dojrzała, twarda, doświadczona. Okazuje się jednak, że szczeliny, które w niej powstały w wyniku przeszłych doświadczeń są coraz bardziej widoczne. Stała się wrażliwsza. Wydawałoby się to niemożliwe, ale – mimo wielu zapewnień – pozwoliła sobie na cholernie niebezpieczną miłość.

Anna zyskała odrobinę z Pani fizyczności, więc niektórzy czytelnicy mogą uznać, że wydarzenia opisane w książkach mogą być częścią Pani życia. Czy w związku z tym nie zaistniała obawa, że ktoś mógłby zestawić Annę z Evą Minge?

Nie, gdyż Anna ma trochę nadwagi, bardzo szerokie, obfite biodra, więc reprezentuje styl bardziej Kardashianki. Mogę zdradzić tylko tyle, że Anna jest naturalnie ruda i piegowata. W odróżnieniu ode mnie nie lubiła swoich rudych włosów, więc przefarbowała się na blond, ponieważ jej miedziane loki zwracały uwagę otoczenia, a to jej się kojarzyło z tym bardzo złym okresem w życiu.

Myślę, że ludzie w ogóle się doszukiwali w książce moich osobistych doświadczeń. To są oczywiście moje autopsje, tyle że ja byłam tutaj jedynie obserwatorem, a nie ofiarą. Nieraz otworzyłam jakąś furtkę do piekła, ponieważ obracałam się wśród dziwnych ludzi, będąc już dość długo na rynku modowym. Przez to, że mam w sobie odwagę, byłam zapraszana w różne miejsca. Mam przecież klientów na całym świecie, co spowodowało, że także byłam świadkiem pewnych sytuacji, ale nie byłam nigdy więziona, porwana, nie miałam do czynienia z przemocą seksualną. Jednak naprawdę dużo widziałam i słyszałam, o wiele rzeczy się otarłam. Mając trzydzieści, trzydzieści parę lat, dostawałam też różne propozycje. Nigdy oczywiście z nich nie skorzystałam, nawet jeśli na początku wydawały mi się uczciwe, to w ostatniej chwili zauważałam, że coś jest nie tak.

Anna, z racji wykonywanego zawodu, w moim odczuciu funkcjonuje na granicy sprawiedliwości i zemsty. Jak Pani osobiście definiuje te dwa pojęcia? Gdzie według Pani kończy się sprawiedliwość, a zaczyna zemsta i odwrotnie?

Ta granica jest bardzo płynna. Niezwykle rzadko zdarza się, aby osoby skrzywdzone były bezpośrednio angażowane w działania operacyjne policji czy w służbach specjalnych do ścigania tych nielegalnych procederów. Bardzo często chęć zemsty jest tak duża, że przesłania obiektywizm. Dlatego udział takich osób jest też niebezpieczny zarówno dla sprawy, jak i dla niej, która pracuje dla sprawy, a którą dotyczy bezpośrednio.

W przypadku Anny było to konieczne, ponieważ niezwykle trudno znajduje się osobę pasującą do tych struktur, a jednocześnie tak zdeterminowaną. Nie mogę powiedzieć o wszystkich faktach z życia bohaterki, ponieważ gdybym to zrobiła, mogłabym ją ujawnić. Była jednak pewna przesłanka, która spowodowała, że Anna dostała to zadanie, ale nie tylko ona się tam znalazła, ponieważ zaangażowano również kilka innych osób.

Nie jest tajemnicą, że Anna pracuje w Interpolu. Zaszła tam bardzo wysoko i już szkoli specjalne agentki. Jest w takim wieku, że trochę na innych zasadach uczestniczy w pewnych akcjach. W trzeciej części będzie wiadomo, że Anna będzie musiała zmienić charakter swojej pracy. Została do tego w pewien sposób zmuszona przez przypadek.

Wracając natomiast do Pani pytanie, to muszę powiedzieć, że kiedy mamy potrzebę zemsty, to może ona nam bardzo wiele przysłonić, ale z drugiej strony, ogromnie nas determinuje.

W swoim życiu przeżywałam moment, w którym zostałam bardzo mocno dotknięta przez swojego oprawcę i jak każdy normalny człowiek zaczęłam myśleć: "ja ci pokaże". Jednak uważam, że zemsta nie jest odpowiednia. Kiedy nadchodzi odpowiedni moment, to ta moja "góra" mi pomaga. Nigdy więc nie bywam sędzią czy katem – los to czyni za mnie.

Obok zemsty pojawiała się też potrzeba sprawiedliwości. Tak też jest u Anny. Nie jest to jednak sprawiedliwość w stylu: "ktoś mi zrobił krzywdę i musi teraz za to zapłacić". W moim przypadku myślenie o tym było szersze.

Pamiętam moją pierwszą rozmowę z Anną na ten temat, podczas której ona mówiła: "najgorsze jest to, że ci ludzie łapią te niewinne dziewczyny, to jest straszne". Chciała, aby jej były został poddany linczowi społecznemu, musi ponieść konsekwencje swoich czynów, inaczej będzie krzywdził kolejne dziewczyny.

Co innego jest przecież okraść czy nawet pobić lub popełnić inne drastyczne zbrodnie. Dla tej kobiety najgorsza była przemoc psychiczna i materialna. To, co było okrutne to fakt, że ten człowiek mówił jej: "kocham cię, wreszcie spotkałem miłość swojego życia". Złapał ją na uczucia. Rozkochał w sobie, a potem złamał jej serce. W drugiej części widać, w jakim stopniu to się stało. Życie uczuciowe Anny robi się bardzo skomplikowane. Do tego dochodzą rodzice, którzy jej nigdy nie dogrzali. Rozpadła się na kawałki. Jest jej ciężko się z tego podnieść, ale o tym przeczytacie już w kolejnej części.

Eva Minge "Furtka do piekła" wywiad

Czyli nigdy nie odczuła Pani pokusy zemsty na swoich katach?

Raz mi się zdarzyło. Może to nie było coś wielkiego, ale faktycznie miałam taką chęć. Za tą zemstę poniosłam jednak spore konsekwencje. Przynajmniej ja to dziś tak rozpatruję. Ktoś bardzo nieuczciwie w stosunku do mnie postępował, więc na złość jemu coś zrobiłam. Dotyczyło to spraw zawodowych. Pamiętam jednak, że to mi się tak cholernie nie opłaciło, dlatego nie zapomnę tego do końca życia.

Dzisiaj wiem, że taka zemsta nie jest najlepszym wyjściem. Jednak wywołana do tablicy, nigdy nie będę milczała. Nie będę nadstawiała drugiego policzka, ani czekała, żeby mi ktoś napluł w twarz. Z całą pewnością, jeżeli będę świadkiem sytuacji, w której osoba zagraża społecznie czy innym ludziom, to nie z zemsty, ale zwykłej uczciwości, pewnie ujawnię ją.

Jednak szkoda mi życia, żeby się mścić w jakiś wyszukany sposób. Wychodzę w życiu z takiego założenia, że jeżeli chcemy coś osiągnąć, to trzeba wyciągnąć wnioski ze wszystkich złych rzeczy, które nas spotykają. Musimy poczuć ten ból, ponieważ uchroni to nas przed wejściem w kolejne bagno.

Należy iść dalej przed siebie, nie oglądając się wstecz. Trzeba mieć na uwadze, że takie rzeczy się dzieją. Pamiętajmy, że czas stracony na zemstę, jest czasem, kiedy nie idziemy do przodu spełniać swoje własne marzenia. Energię, którą miałabym zużyć na boksowanie się z moim wrogiem, ponieważ skoro on mnie już nie atakuje, to mam szansę się zemścić. Jeśli już ktoś mnie nachodzi, to walczę zajadle.

Zawsze wykorzystywałam energię do życia zgodnie z prawami fizyki, aby pójść dalej. Działanie moich wrogów dawało mi siłę napędową do zdobywania nowych celów. Moja postawa jest też wynikiem rozmów z moim ojcem, który mnie uczył podnoszenia się po porażkach. Wszystkim moim bliskim powtarzam, kiedy przychodzą do mnie powodowani chęcią zemsty, że ich wroga najbardziej będzie bolał sukces. Mówię: idź do przodu, ale nie pokazuj tego całemu światu, tylko sobie, ponieważ ty będziesz musiał sam ze sobą żyć. To ty będziesz się borykać ze swoimi wyborami i miejscem, które stworzysz. A fakt, że ktoś to zobaczy i skrytykuje albo nie, nie ma żadnego znaczenia. Są to bowiem tylko słowa niemające żadnego wpływu na twoje szczęście.

Dlaczego akurat do takiego piekiełka trafiają osoby z ugruntowaną pozycją społeczną z licznymi sukcesami na koncie? Co motywuje tych katów, aby łowić właśnie takie osoby?

Wiele rzeczy. Patrząc od strony psychologii, tymi katami są zazwyczaj psychopaci i socjopaci. Często słyszymy przecież historie w stylu: wspaniały ojciec, wzorowy mąż, dobry pracownik. Nie ma znaczenia, jaki zawód wykonuje. Jest to jakaś choroba charakteru. Nagle się bowiem okazuje, że ten waśnie idealny człowiek kogoś zamordował, dotkliwie pobił, wyrzucił przez okno, znęcał się latami czy swoją ofiarę trzymał w piwnicy. A sąsiedzi mówią, że przecież to był taki wzorowy obywatel.

Trzeba zaznaczyć, że psychopaci i socjopaci są to ludzie bardzo mili, serdeczni, sprawiają wrażenie osób niezwykle oddanych. Pojawiają się w naszym życiu niczym książę na białym koniu i przeważnie w sytuacjach, kiedy nasze życie kuleje. Wtedy postrzeganie świata jest skaleczone, jesteśmy zmęczeni, mamy masę problemów. Nagle pojawia się książę czy księżniczka. Pamiętajmy, że w "Grze w ludzi" nie tylko Anna, ale też Bruno doświadczył zawodu miłosnego. Dlatego nie należy dzielić tego na płcie. Taka osoba, jak tylko się pojawia, to natychmiast jest przez nas kupiona, ponieważ my potrzebujemy osoby pozytywnej dającej nam poczucie bezpieczeństwa.

Socjopaci są zazwyczaj bardzo inteligentni, więc natychmiast nas rozpracowują. Doskonale wiedzą, co zrobić, abyśmy ich kupili. I to właśnie robimy. Uważamy tego człowieka za cudownego, wspaniałego, opiekuńczego, kochanego. W przypadku Anny był to – w jej przekonaniu – ktoś wyjątkowy, ponieważ nigdy nie widziała takiej miłości pomiędzy rodzicami.

W przypadku ludzi będących po nieudanym związku jest podobnie. Wreszcie trafił się ktoś wspaniały. Zaczynają im ufać, opowiadać o swoich słabościach, problemach. Tenże socjopata wzbudza w ofierze poczucie bezpieczeństwa. Nadchodzi moment, w którym wkracza on w ich życie, powoli od siebie uzależniając ekonomicznie czy psychicznie. Jesteśmy uwikłani we wspólne firmy, kredyty. Kiedy ten kat poczuje się bezpiecznie, zaczyna niszczyć swoją ofiarę. Zaczynają się wyzwiska albo karanie wielomiesięczną ciszą, złe spojrzenie. Swojej ofiary nie dotyka więc fizycznie.

Takie sytuacje mają miejsce na wszystkich poziomach ekonomicznych i dotyczą nie tylko osób popularnych. Celowo nie używam terminu "niziny społeczne", ponieważ uważam, że niziny są ewentualnie ekonomiczne. To dotyka dosłownie wszystkich. Może się zadziać w każdym domu. Problem polega na tym, że te osoby z pierwszych stron gazet są zdecydowanie bardziej widoczne. Tragedia więc rozgrywa się na oczach całego świata czy kraju w zależności od popularności i zasięgu takiej osoby. Zdarza się też tak, że są one chwytane dla pewnego prestiżu, dla nazwiska – co mi się przydarzyło – albo dla podniesienia swojej pozycji przez oznajmienie innym, że jest się z tą i tą osobą, czyli partnerem, mężem, żoną popularnej osoby. Upatrują w tym sposób na umocnienie pozycji społecznej.

Co ważne, socjopaci i psychopaci starają się odciąć swoją ofiarę od wszystkich i trzymają ją w odosobnieniu, aby w ich życiu istniał tylko ten kat. Preparują nieprawdziwe sytuacje dotyczące najbliższych osób z otoczenia. Wykorzystują też fakt, że osoba popularna woli raczej ciszę wokół swojego prywatnego życia, ponieważ chce, aby media zajmowały się tym, co robi zawodowo. Taka osoba jest więc zastraszana. Oprawca każe jej siedzieć cicho, w przeciwnym razie sprzeda mediom różne zmyślone historie. Co prawda prawnie jest to trudno opublikować, ale czytelność tych negatywnych wieści jest tak duża, że portale czy gazety nie przejmują się odszkodowaniami, jakie potem muszą zapłacić.

Te napady w przypadku socjopaty czy psychopaty nadchodzą znienacka, falami. Raz jest pięknie i sielankowo, aż tu nagle wybuch. Następuje specyficzna tresura, ponieważ jeśli osoba podległa nie popełnia błędów, czyli żyje według reguł jej narzuconych, to ten system całkiem nieźle funkcjonuje. Tylko że ona nie jest sobą, gra rolę tak, aby nie dostać kolejnych razów.

Czym jest piekło według Evy Minge?

Piekło jest kwestią bardzo subiektywną. Dla mnie są to wszystkie niekomfortowe warunki czy sytuacje, kiedy czujemy się zagrożeni albo zagrożone jest nasze życie, wtedy człowiek pęka w środku, kiedy się boimy i nie mamy poczucia bezpieczeństwa psychicznego oraz ekonomicznego.

Jak już wpadniemy do tego piekła, to sobie w nim posiedzimy, ponieważ nie jest tak łatwo z niego wyjść. Można się na nie godzić, co opisuję w moich książkach, i brać psychotropy, różne leki, narkotyki czy środki uśmierzające, w zamian za to mamy piękne wakacje, kolejny pierścionek z brylantem albo torebkę Hermesa, czyli za mnóstwo pieniędzy siedzieć w tym piekle, robiąc dobrą minę do złej gry.

Eva Minge "Furtka do piekła" wywiad

Jak się potem zamyka taką furtkę do piekła?

Zawsze powtarzam, żebyśmy pamiętali, co w życiu gromadzimy: pieniądze czy przyjaciół. Oczywiście, najlepiej by było jedno i drugie. Na pewno niezależność ekonomiczna pomaga, kiedy już trafimy na taką osobę, która próbuje nas uzależnić. Pieniądze ułatwiają wyjście z takiego piekła. Zdarzają się oczywiście osoby, które potrafią tak zmanipulować człowiekiem, że odcinają swoją ofiarę także od tego bezpieczeństwa ekonomicznego, ale jak ktoś ma dwie ręce i dwie nogi, to jest w stanie sobie poradzić.

Uważam, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Trzeba mieć w sobie tylko bardzo dużo odwagi i pokory, a najważniejsze to umieć prosić. Dla mnie najistotniejszą rzeczą w życiu są przyjaciele. Ilekroć zdarzyło mi się siedzieć w jakimś piekle, to zawsze za mną stanęło kilkoro ludzi. Najważniejsze, aby znalazły się ręce, które znajdą furtkę i otworzą nam te drzwi. Co ważne, aby był ktoś, kto w ogóle zauważy, że jest źle, ponieważ nie każdy z nas o tym mówi albo przyznaje się do tego. Trzeba znaleźć kogoś, kto będzie umieć nam pomóc, gdy sami nie potrafimy. Pamiętajmy jednak, że nikt za nas niczego nie zrobi.

Często ludzie będący w tym piekle popełniają błąd, chwytając się niesprawdzonych przyjaciół. Wtedy właśnie atakują socjopaci, psychopaci, pojawiają się osoby chcące nam pomóc wyjść i rzekomo ukarać innych za to, co nam zrobili. Wtedy zmęczeni faktycznie oddajemy swoje życie w cudze ręce, a potem się okazuje, że wchodzimy do jeszcze większego piekła. Dlatego nie ma lepszej inwestycji w siebie jak niezależność ekonomiczna oraz zgromadzeni wokół przyjaciele.

Tak jest właśnie w moim życiu. Przyjaciół w postaci kobiet i mężczyzn mam więcej niż palców u rąk. Ktoś pewnie powie, że to niemożliwe, gdyż nie istnieje przyjaźń damsko-męska. Potwierdzam – istniej. Ci ludzie są ze mną bardzo długo, a niektóre przyjaźnie przetrwały powyżej czterdziestu lat. Wyciągaliśmy się nawzajem z przeróżnych piekieł, więc wiem, że są odważni i oddani. Dzięki nim czuję się bezpieczna. Wiem, że mogę nie mieć na chleb i jestem przekonana, że nigdy nie będę głodna.

Jak można wycenić ludzkie życie? Na jakiej podstawie ludzie w XX w. wyceniają drugiego człowieka w świecie pełnym materializmu?

Żyjemy w czasach, w których wyceniamy na podstawie logotypów, gadżetów, które ze sobą nosimy, czyli torebek. Są to bardzo powierzchowne, niebezpieczne czasy, w których niestety mieć oznacza być zauważonym. Wszyscy chcą być popularni. Instagram spowodował wylęgarnie wartości, które są kompletnie bezwartościowe – materialne. Wszystko zależy od tego, co człowiek w życiu miał w przeszłości. Kiedyś mój przyjaciel, bardzo zamożny człowiek z Los Angeles, kiedy przeglądałyśmy z przyjaciółką biżuterię, powiedział mi: "Eva, ty w ogóle nie jesteś zainteresowana, kompletnie nie masz głodnych oczu". A trzeba zaznaczyć, że był on jubilerem. Mówił: "zobacz, jakie to jest cudne", a ja mu na to: "ale to jest kawałek szkła".

Może właśnie dlatego, że byłam wychowywana w zupełnie innych wartościach. Dla mnie wartością są moje osiągnięcia, które mogę udowodnić, schody, które pokonałam, szczyty, na które weszłam, marzenia, które zrealizowałam czy cele, które sobie postawiłam, a które nawet niejednokrotnie przeskoczyłam. To była dla mnie zawsze wartość. Uważałam za rzeczy totalnie niezrozumiałe, kiedy było mnie już na to stać, żeby kupić sobie torebkę za 100 czy 200 tys. Mam przyjaciół z naprawdę ogromnymi majątkami i nikt z nich nie ma takich torebek. Kiedyś mieli, ale dzisiaj żyjemy w takich czasach, że ich posiadanie bardziej deprecjonuje. Do głosu dochodzi pokolenie Z, które się brzydzi tego typu rzeczami. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ osobiście upatruję ogromną siłę w młodych ludziach.

Odpowiadając na Pani pytanie: jednych wycenia się na parę butów, drugich na flakonik perfum, a ktoś inny wyceni je naprawdę bardzo drogo. Pamiętam, jak byłam zszokowana, kiedy moja znajoma negocjowała ze swoim przyszłym mężem kontrakt przedślubny. Trwało to pół roku.

Niesamowite. Czy była między nimi miłość, czy jedynie transakcja?

Osobiście uważam, że się nie kochali. On z pewnością ją kochał, ale ona niestety nie. Ten człowiek był jej osobistą zemstą, odpowiedzią na dość okrutną zdradę, którą przeżyła. Kobieta została zdradzona i sponiewierana przez swojego poprzedniego męża. Bardzo to przeżyła, więc postanowiła mu pokazać, że zdobędzie milionera i stworzy fantastyczny związek. Otwarcie mi powiedziała, że to jest zwykły kontrakt. Ona go polubiła, bo jest bardzo opiekuńczy, ze sporą różnicą wieku. Mają zupełnie inne zainteresowania. Mężczyzna jest kompletnie nieatrakcyjny fizycznie, chociaż dla mnie nie ma to żadnego znaczenia, ale dla niej chyba miało. Wynegocjowała warunki, są ze sobą do dzisiaj. Daje jej poczucie bezpieczeństwa, więc cokolwiek się wydarzy, czy wymieni ją na inny model albo umrze, ona będzie zabezpieczona.

W związku z tym dla niej to nie była jedna torebka, tylko zabezpieczenie na całe życie. Wzięła pod uwagę, że po poprzednim mężu została goła i wesoła, zdradzona, rozszarpana. Trzeba zaznaczyć, że z poprzednim mężem łączyły ją dzieci. Pytanie brzmi: czy należy mieć do niej o to pretensje, że nauczona doświadczeniem, na skraju ubóstwa i spadając z bardzo wysokiego konia, ułożyła sobie życie? Ja jej nie oceniam. Uważam, że to jest jej sprawa, jej życie.

Nie wiem, czy chciałabym być na miejscu tego mężczyzny jako ofiara zemsty.

Napiszę w kolejnych książkach o tego typu zjawiskach. Mam jednak kilku bardzo zamożnych kolegów, z którymi znamy się lata. Co chwilę mają jakąś nową partnerkę. W kontaktach z nimi jestem bardzo szczera, więc mówię im wprost, z jej strony nie jest to jakaś wielka miłość, a oni mi na to odpowiadają, że z ich strony też jej nie ma, ale fajnie się bawią.

À propos miłości i wracając też do "Furtki do piekła" chciałabym zapytać o Małgorzatę, z którą Annę łączy bardzo specyficzna relacja. Jak Anna ją postrzega?

Anna sama nie wie, jak postrzega Małgorzatę, do której kategorii ją wrzucić, ponieważ w trakcie rozwoju wydarzenie, to cały czas się zmienia. Dlatego też do końca się tego nie dowiemy. Z jednej strony wykonuje swoją pracę, a z drugiej strony gubi się we własnych emocjach.

Też tak uważam. Jej emocje to jedna wielka sinusoida. W takim razie czym jest miłość dla Małgorzaty – kobiety z przeszłością, głęboko poraniona?

Coś z Anny w niej na pewno jest. Znów za pomocą tej postaci pokazuję, że ile razy byśmy się w życiu nie sparzyli, chcemy być kochani i kochać. Wciąż czekamy na swoją wielką miłość. Jak to kiedyś pięknie śpiewał Seweryn Krajewski "Wielka miłość nie wybiera". To niestety prawda. Obie panie będą zaskoczone.

Eva Minge "Furtka do piekła" wywiad

W zwiastunie do tej książki pada takie zdanie: "miłość to narzędzie dające władzę". Jak je Pani rozumie i jak wykorzystać to narzędzie, czyli tę miłość, żeby nie trafić właśnie do tego piekła?

Problem polega na tym, że opowiadam właśnie o tej władzy i ludziach, którzy tę miłość wykorzystują. To jest bardzo niebezpieczne z tego względu, że osoby, które łowią, czyli są oprawcami, to one wcale nie kochają. Przeważnie nie potrafią okazywać miłości. Nie wierzę, że człowiek, który czyni takie zło, potrafi w ogóle okazywać emocje. To by się wykluczało w jakiś sposób. Natomiast gorzej jest z osobami łowionymi. Sytuacja w tym przypadku jest naprawdę bolesna. Jak się nie dać złowić? To jest prawie niewykonalne, dlatego że tacy ludzie pracują nad swoją ofiarą długo i skutecznie. Zawsze proponuje sprawdzić otoczenie tego człowieka.

Też byłam przestrzegana przed takim człowiekiem, a mimo wszystko wpadłam w swoją furtkę do piekła. Dlatego że jesteśmy przekonani w tym swoim zakochaniu się, że robimy słusznie. Co warto wiedzieć, że te sytuacje mają miejsce nie tylko w relacjach damsko-męskich. To dotyczy też relacji zawodowych. Bardziej więc wierzymy temu swojemu oczarowaniu. Działa chemia, a jak dochodzi do głosu miłość czy inne uczucia, to feromony biorą górę nad rozumem. Wydaje nam się, że jeśli ktoś mówi nam o tej osobie źle, przestrzega nas przed nią, to nam źle życzy.

Zwróćmy uwagę, że z reguły takie osoby nie chcą rozmawiać o przeszłości, byłych związkach, układach. Nie mają kontaktów z byłymi nawet jak się dzieci wspólne. Opowiadają o swojej krzywdzie. Ludzie mają ich za ideał, który został wykorzystany.

Anna już jako agentka specjalna manipuluje swoim obiektem, aby zdobyć zaufanie. Jak te zaufanie budować, aby nie stać się ofiarą właśnie takiego piekiełka? Na co uważać? Co może nas uratować, już jednak za bardzo zaufamy?

Najważniejsze to nie pokazywać po sobie, że wiemy o danej osobie wszystko i nie wybuchać. Nie wyzywać. Należy dalej odgrywać swoją rolę. Nie wzbudzać podejrzeń. Pozwolić się swojemu oprawcy całkowicie wyluzować. Sprawić, aby stał się taki kompletnie bezkarny, wtedy obnaży wszystkie swoje słabości i słabe punkty. Po cichu szykować się do zakończenia relacji. Lepiej w tym momencie nie atakować pierwszy, ponieważ psychopaci czy socjopaci są to osoby naprawdę nieprzewidywalne. Nigdy nie wiemy, jak się skończy nasz atak. W sytuacji, kiedy normalny człowiek w takie sytuacji by odpuścił, to kat jest nieprzewidywalny. Może zareagować w sposób nieobliczalny. Mało tego, ci ludzie często działają na swoją szkodę. Brną w różne sytuacje nawet kosztem problemów, które mogą ich spotkać. Statecznie mogą nawet zamordować.

Ostatnio miałam okazję uczestniczyć w live, który prowadziła Pani z Joanną Racewicz ws. akcji #odhejtowani. Proszę opowiedzieć coś więcej. Ile potrwa i kto był inicjatorem?

Tego, ile potrwa, nie wiemy. Chyba do momentu aż hejt się nie skończy, a wiemy, że to nie nastąpi. Będzie trwał i to jeszcze przez długi czas. Wiele osób natomiast chce wziąć w tym udział. Zgłosiło się mnóstwo ludzi obserwujących mnie na Instagramie. Nie będziemy więc mówić tylko o celebrytach, ale też o anonimowych, które mają odwagę, głos. Chcą opowiedzieć o tym, jak się zmierzyły z hejtem. Są to osoby, które osiągnęły sporo w życiu i postanowili dać swoją twarz, aby powiedzieć stop przemocy słownej.

Kto będzie gościem, bo z tego, co Pani wspomniała, to będą specjaliści.

Tak, będą psychiatrzy, psycholodzy, socjolodzy, prokuratorzy, policjanci. Akcja będzie bardzo szeroko rozpowszechniona.

Czym jest dla Pani hejt? Jak Pani definiuje to zjawisko?

Hejt jest normalnym cichym mordercą. Inaczej nie można tego nazwać. Cichym mordercą szczęścia, dobrego samopoczucia, obyczajów, ale również prowadzi do samobójstwa, co widać na przykładzie osób z pierwszych stron gazet, które z powodu braku akceptacji targnęły się na swoje życie.

W tym roku zamierza Pani wydać dwie książki. Jedna to trzecia część przygód Anny, a ta druga to?

Faktycznie piszę teraz dwie książki jednocześnie. Kolejną część "Furtki do piekła", natomiast ta druga książka dotyczy mojego doświadczenia zawodowego. Będzie to historia sensacyjna, inspirowana moim życiem również prywatnym. Wiem, że obecnie popularne są historie z Dubajem w tle, ale jeśli sprawdzi Pani w Internecie temat Eva Minge ubierała arabskie księżniczki, to faktycznie ze światem arabskim przeżyłam dość ciekawą przygodę. Myślę, że pokaże ten świat zupełnie inaczej niż on jest pokazywany, ponieważ udało mi się zajrzeć "pod podszewki" w dosłownym znaczeniu. Muszę powiedzieć, że było zaskakująco. Jak w każdym świecie jest w nim tyle samo zła, co dobra. Uważam, że wielu czytelników zaskoczę, jeśli pokażę, że wśród Arabek są kobiety niezwykle silne, atrakcyjne i ciekawe. Będzie więc bardzo mocny motyw sensacyjny.

A kiedy będziemy mogli się spodziewać premier?

W czerwcu powinna się ukazać właśnie ta dubajska historia, a na kontynuację przygód Anny czytelnicy trochę poczekają, ponieważ książka ukaże się pod koniec roku. Chciałabym dać więcej czasu tym dwóm częściom już opublikowanym, czyli "Grze w ludzi" i "Furtce do piekła".

Dziękuję za kolejną ciekawą historię. I czekamy na książki.

Ja również i pozdrawiam serdecznie.

Rozmawiała


Zapraszam również do przeczytania innego wywiadu z Evą Minge o jej debiucie wydawniczym pt. "Gra w ludzi". (kliknij w zdjęcie)

Eva Minge "Gra w ludzi" wywiad

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje