[recenzja książki] Jodi Picoult: "Szkoda, że cię tu nie ma"
Jeśli myślałeś, Drogi Czytelniku, że o pandemii wiesz już wszystko, to jesteś w błędzie! Ta książka dosłownie wbija w fotel i nie pozwoli Ci zapomnieć o tym, co było. Na zawsze zmieni Twoje myślenie.
Dianę O’Toole bez przeszkód można nazwać współczesną aplikacją do planowania. Całe swoje dorosłe życie ustaliła według sobie tylko znanemu harmonogramowi. Lubiła panować nad sytuacją i wiedzieć, co za chwilę się wydarzy. Miała ustalone wszystko na kolejne lata: zaręczyny, ślub, dzieci i oszałamiająca kariera. Koniecznie chciała zrealizować to wszystko i potrafiła wiele poświęcić, aby tak się stało. Jej partner, dobrze się zapowiadający chirurg z pewnością oświadczy się podczas najbliższej podróży do Galapagos, ale czy na pewno?... Czy wszystko okaże się takie proste jak odhaczanie kolejnych zadań na liście "to do"?
Nic bardziej mylnego, ponieważ kobieta nie przewidziała jednego, tzw. siły wyższej, która niedługo ogarnie cały świat, czyli pandemii korona wirusa. Cały misternie ułożony plan został wyrzucony do kosza. Finn, jako lekarz, jest skazany na pracę w szpitalu, a termin wyjazdu zbliża się wielkimi krokami. Na oddanie zaliczki też nie mogą sobie pozwolić. Diana więc postanawia w upragnioną podróż wyruszyć sama.
Galapagos od początku jej nie sprzyja. Turystka traci bagaż, ale to dopiero początek problemów. Na skutek lock downu bowiem zamknięto hotele i granice, więc o wyjeździe z wyspy nie ma mowy. Jest więc skazana na pobyt w samotności, czy tego chce, czy nie. Do tego dochodzi problem z zasięgiem, więc wszelkie rozmowy z ukochanym stają się niemożliwe. Utkwiła w raju, z daleka od domu oraz od pandemii. Teraz uratuje ją tylko szczęście. Postanawia jednak jakoś sobie poradzić, dlatego – mimo bariery językowej – postanawia nawiązać znajomości z miejscową ludnością oraz znaleźć sobie jakieś mieszkanie na czas przymusowego pobytu. Co wyniknie z tej sytuacji? Czy kobiecie uda się wydostać z wyspy i odzyskać swoje zaplanowane, dawne życie?
"Szkoda, że cię tu nie ma" to niezwykła podróż nie tylko po urokliwej wyspie Galapagos, ale też w głąb siebie. Akcja toczy się na granicy jawy i snu. Oniryczność uświadamia jej, jak bardzo w wielu sprawach się myli i do czego może doprowadzić życie według schematu. Po tych wydarzeniach nic już nie będzie takie samo, a dawna Diana zmienia nastawienie nie tylko do stylu życia, ale też do otoczenia.
Jodi Picoult zafundowała swoim czytelnikom niezwykłą podróż w niezwykłe miejsce i nie mam tu na myśli Galapagos. Poznajemy bowiem prawdziwe oblicze pandemii z najdrobniejszymi szczegółami. Imponuje niezwykła precyzja oraz wielość szczegółów, z jaką autorka opisuje tę nierówną walkę człowieka z naturą. Cierpienie wylewa się tutaj na każdym kroku, a śmierć miesza się z miłością w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pokazuje, jak bezradni jesteśmy wobec nieznanej choroby i jak niewiele możemy zrobić, aby pomóc innym w ich drodze do wyzdrowienia.
Powieść kładzie nacisk na przemijalność, utracone momenty oraz świadomość nie tylko przetrwania, ale koniecznie przeżycia każdej chwili. Niezapomniane refleksje i smutek, z jakim przyjdzie się zmierzyć głównej bohaterce, na zawsze już pozostanie w pamięci kobiety. Na uwagę zasługuje również wszechogarniająca ją wdzięczność, próba odkupienia, wewnętrznej spowiedzi będącej swego rodzaju oczyszczeniem. Diana – zawieszona między dwoma światami – napotyka na ścianę emocjonalną. Wydaje się, że sama siebie nie rozumie, więc dlaczego zrozumieć może ją ktoś inny.
W przeżyciach bohaterki odnajdujemy samych siebie, zagubionych w natłoku wydarzeń z czasów pandemii. Te dramatyczne okoliczności sprawiają, że każdy czuje się tak samo – niezależnie od stanowiska, pozycji społecznej czy płci. W obliczu choroby wszyscy jesteśmy tacy sami. Powieść napisana na zasadzie kontrastu przeciwstawia ze sobą dwie skrajnie różne rzeczywistości: rajską wyspę Galapagos oraz nowoczesną metropolię, czyli Nowy Jork. Wszędzie czai się strach oraz niemoc, ale pośród idylli jakoś łatwiej ten stan znieść. Jest to jednak pozorna beztroska. Rzeczywistość na Galapagos okazuje się bowiem nie tak spokojna, ponieważ istnieją inne problemy, o których nowojorczycy wcale nie myślą. To ta różnica w pojmowaniu pewnych wartości nie pozwala poczuć w pełni raju, w jakim Diana się znalazła.
Czytelnik, zagłębiając się w lekturę, może czuć się nieco zagubiony, zdezorientowany oraz momentami przerażony tym, czego właśnie przyszło mu się dowiedzieć. Skrajne emocje przeplatają się ze sobą, tworząc błędne koło życia, w jakim znajduje się świat. Ogólnie przyjętą normalność burzy społeczny dystans, ostrożność, która graniczy z absurdem oraz ogromne i przejmujące do szpiku kości poczucie straty czy nawet tęsknoty za tym, co już nie wróci. Przeszłości nie można już przecież cofnąć. Utraconych ludzi nigdy nie odzyskamy. Relacji międzyludzkich też nie naprawimy, jeśli nie zadbamy o nie odpowiednio wcześniej. Jednak nie dowiemy się tego, będąc w ciągłym ruchu, żyjąc jedynie pracą oraz według ustalonego wcześniej schematu, którego kurczowo się trzymamy. Dopiero wizyta na Galapagos pozwala na chwilę refleksji, zapomnienia o planach, rolach społecznych oraz chaosie życia na kontynencie. Dochodzi więc w bohaterce do wewnętrznej przemiany, która ma swoje osadzenie w niemal reporterskich relacjach z sali szpitalnej. Diana rodzi się na nowo i na światło dzienne wypływają zupełnie nowe uczucia, o których wcześniej nie miała pojęcia, że w ogóle istnieją. Pojawia się zwątpienie oraz żal do siebie samej. Te dziwne pretensje sprawią, że nie może już być tym, kim była dotąd.
Autorka wypuściła więc czytelnika w emocjonalną podróż, fundując mu istny rollercoaster. Spowoduje, że jego serce zostanie rozerwane na kawałki w sposób tak dosłowny, że ów człowiek zacznie myśleć i czuć inaczej. Nakłoni go tym samym do refleksji, konstruktywnych przemyśleń pozbawionych pustosłowia.
Książka stanowi również hołd dla tych, którzy stoją na froncie, w pierwszej linii walki z pandemią i z narażeniem życia walczą o… życie innych, ponieważ taką rolę społeczną sobie wybrali, to ślubowali, więc teraz nie zważając na konsekwencje, z poświęceniem leczą pacjentów, wyszarpując ich śmierci. W niezwykły literacki sposób oddaje wewnętrzny bunt lekarzy i całego personelu medycznego, ich bezradność wobec nieznanego, ich heroizm oraz niemoc jednocześnie.
Powieść Picoult jest zarazem trudna, ale piękna. Daje cierpienie, ale też nadzieję. Miłość miesza się z rozczarowaniem. Pandemia namieszała i to dosłownie – wzbudziła strach, sprowokowała zmiany, ale też zakończyła wiele istnień ludzkich. Wśród społeczeństwa narosła nieufność, a dystans się spotęgował. Tutaj izolacja ma dwa oblicza – jest świadomym wyborem, mającym swój cel oraz przymusem, wobec którego pozostajemy bezradni. Paraliżuje nie tylko gospodarczo, ale też dehumanizuje. Dla jednych będzie to wybawienie, ponieważ zerwane relacje rodzinne mają szansę na nowo się odrodzić. Jednak w większości przypadków nie przetrwają próby czasu. Wszystko bowiem jest kwestią dojrzałości. Nie wszystko przecież da się zaplanować.
Recenzja
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz