[recenzja książki] Natasza Socha: #Instaświęta
Julka, studentka socjologii z Poznania w wolnym czasie zajmuje się dekorowaniem choinek. Jej klientkami są cztery dość popularne influencerki. Walczą one w nieoficjalnym konkursie o najpiękniejsze drzewko bożonarodzeniowe. Dziewczyna nie wie jednak, że za tym blichtrem, misternie ułożonymi kadrami widocznymi na Instagramie kryją się zupełnie inne historie niż się spodziewała. Co zrobić, kiedy majątek i bogate niczym pałace wille nie dają szczęścia albo są jedynie przykrywką dla rozgrywających się prawdziwych, ludzkich dramatach? Czy Julce uda się uporać z własną przeszłości i wznieść się ponad własne cierpienie, aby zrozumieć innych?
Natasza Socha po raz kolejny zaskakuje serwując czytelnikowi niezwykłą opowieść w postaci książki pt. „#Instaświęta, w której nie znajdziesz tradycji świątecznych, łamania się opłatkiem, przygotowywania świątecznych potraw czy śpiewania kolęd. Zamiast tego autorka opowiada historie czterech kobiet i ich rodzin, a spaja je w osobie Julii – dekoratorki świątecznych choinek. Spotykają się więc dwa zupełnie różne światy: ona – przeciętna dziewczyna mieszkająca z dziadkiem pobierającym skromną emeryturę, musi liczy się z groszem, aby dotrwać do pierwszego, opłacić rachunki. One – oficjalnie uznane za kobiety sukcesu, rozpoznawalne w sieci i żyjące według reguł histogramowego świata. Z rzeczywistością niewiele mają wspólnego. Wydają pieniądze na swoje zachcianki, kaprysy i rzeczy zupełnie niepotrzebne. Ich wyidealizowany świat spotyka się z zupełnym niezrozumieniem ze strony ich zleceniodawczyni. Zresztą ona dość wyraźnie daje to do zrozumienia. Momentami dość sarkastycznym tonem wyraża swoje opinie, co czytelnika może wprawiać w osłupienie, a nawet irytować.
Widać, że Julia sama ma sporo do przepracowania. Powinna rozliczyć się z przeszłością. Ma problemy nie tylko emocjonalne, ale też nie potrafi, nawet nie chce próbować nawiązywać bliższych relacji z kobietami. Wszelkie próby traktuje jak atak na swoją autonomię oraz zamach na prywatność. Do każdej osoby podchodzi z ironią, momentami złośliwą uwagą. Jednak nie wszystko stracone. Studentka socjologii powoli zaczyna się przekonywać do kobiet, które mimo jej znaczącego sprzeciwu, włączają ją do swojego życia. Poznaje więc prywatne historie opowiedziane przez pryzmat dzieci. Odkrywa, że nie każda z zasłyszanych opowieści dorosłych jest prawdziwa. Za nią bowiem kryje się coś więcej, coś absolutnie niewyobrażalnego. Przez całą powieść czuje się, że tym historiom czegoś brakuje, nie widać w tym wszystkim spójności.
Nad tym wszystkim czuwa jednak dziadek Julki – jedyny chyba głos rozsądku. Przynajmniej tak się wydaje na początku powieści. To on sprowadza wnuczkę na ziemię. Emanuje rozsądkiem i mądrością. Nie ocenia, ale próbuje wytłumaczyć zachowanie innych. Często studzi zapędy dziewczyny. Daje lekcje, których z pewnością ona nigdy nie zapomni. Pokazuje, że to, co widoczne na zewnątrz bywa często złudzeniem, kamuflażem, maską zakładaną dla świata i społeczeństwa chętnego wszystko i wszystkich skrytykować. Na uwagę zasługuje jego stosunek do pieniędzy, które – w końcu ktoś to powiedział – szczęścia nie dają, ale pozwalają wygodnie żyć.
Gdyby nie ten mężczyzna chyba nie potrafiłabym polubić Julki – tej momentami wręcz niegrzecznej młodej kobiety o dość odpychającym usposobieniu. Ona wszystko mierzy jedną, swoją miarą. Jest bezrefleksyjna, naburmuszona i zapatrzona w swoją tragedię. Zapatrzona do tego stopnia, że nie cofnęła się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. I gdyby nie ostatnia scena, to nadal by taka była. Choć ja do końca nie wierzę w jej cudowną, nagłą przemianę. Może dlatego, że rozwiązanie przyszło odrobinę za szybko i nie pozwoliło na chwilę zastanowienia nad tym, co się właśnie wydarzyło.
Innym niezwykle istotnym elementem dopełniającym tę powieść jest niezwykle bogaty research dokonany przez autorkę. Socha przed każdym niemal rozdziałem informuje czytelnika o dawnych tradycjach, zwyczajach oraz innych ciekawostkach historycznych dotyczących Bożego Narodzenia. Mnie te fragmenty niezwykle zainteresowały i będę wracać do nich co jakiś czas, aby nie zapomnieć.
To, co jest tu wysunięte na pierwszy plan to kłopoty małżeńskie influencerek, problemy z dorastającymi dziećmi, stale rosnące oczekiwania od bogatych ludzi, których tak naprawdę nikt nie zna. Łączy je jedno: samotność i brak komunikacji. Tutaj nikt ze sobą nie rozmawia, nie rozwiązuje problemów. Nikt niczego nie tłumaczy. Zamiast tego stawia wymagania, a potem oczekuje wyników. W rzeczywistości każdy staje się więc więźniem sukcesu, doskonałości, czyiś marzeń. Nie ma przestrzeni na prawdziwe relacje, wielogodzinne rozmowy. Zamiast tego są lajki, komentarze oraz widmo hejtu i strach, gdy się pojawi. Ten pozorny raj staje się dla każdego marzeniem o złudnym szczęściu. Poprawia czyjeś samopoczucie, podnosi ego. Świat instagramowych postów zamknięty jest w ramach smartfona niczym obraz namalowany i oprawiony na życzenie klienta, którym jest obserwator. To uzależnienie nakazuje influencerkom działać bez względu na koszty własne, dobro innych. Który ze światów zwycięży? Kto okaże się większym ignorantem? Kim są tak naprawdę osoby znane z social mediów? Czy możemy je tak bezkarnie poddawać ocenie? Czy potrafimy spojrzeć na siebie ich oczami? I kto okaże się mądrzejszy: dorośli czy dzieci? Tego dowiecie się po przeczytaniu książki Nataszy Sochy. Zróbcie to natychmiast, bo naprawdę warto.
Recenzowała
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz