[rozmowa o książce] Anna Sławińska: Luksus to budzić się z wdzięcznością w sercu za to, że jest się w tym miejscu, w którym się aktualnie jest


Anna Sławińska – absolwentka dziennikarstwa na UMCS, obecnie pracuje jako copywriter i social media creator. Pasjonuje się fotografią, kocha modę, a lekiem na złe samopoczucie jest dla niej muzyka. Ma wielkie plany związane z pisarstwem, a tymczasem zapraszam na naszą rozmowę o jej książce pt. "Emigrantka z torebką Louisa Vittona". To w niej zawarła swoje wspomnienia z pobytu w Paryżu, a na portalu Kulturalne Rozmowy opowiada o wzlotach i upadkach w czasach emigracji oraz o rozczarowaniach i zmianach wynikających z wyjazdu.

Anna Sławińska Emigrantka z torebką Luisa Vittona wywiad

Kim jest Anna Sławińska prywatnie i zawodowo?

Anna Sławińska: Z wykształcenia jestem dziennikarką. Ukończyłam Dziennikarstwo i Komunikację Społeczną na UMCS-ie w Lublinie. Na początku studiów, a nawet już pod koniec liceum, chciałam zostać dziennikarką telewizyjną, ale po odbytym studium w TVP Lublin okazało się, że zdecydowanie nie lubi mnie kamera, a ja też nie pałałam do niej wielką miłością i poszłam w stronę radia i pisania. Podczas studiów pracowałam także jako kelnerka i moja sympatia do gastronomii została do dzisiaj, ponieważ jestem kelnerką w świetnej knajpie Diabelski Młyn Koronowo.

Prywatnie? Hmmm... Mam milion pomysłów na minutę. Fanka mięsa i butów. Jestem bardzo ciepłą osobą, więć bardzo cenię sobie szczere i prawdziwe relacje. Bardzo istotne jest dla mnie w życiu budowanie wspaniałej relacji samej ze sobą, bo po wielu przykrych doświadczeniach wiem, że tak naprawdę każdy człowiek może by szczęśliwy w relacji z innymi pod tym właśnie jednym warunkiem. Jestem osobą nadwrażliwą i zdecydowanie za dużo analizuję, podziwiam osoby, które mało się wszystkim przejmują i potrafią szybko zapominać. Uwielbiam czytać książki i kocham muzykę. Muzyka potrafi zdziałać cuda z samopoczuciem.

Co spowodowało, że zaczęłaś swoją przygodę z pisaniem?

Zaczęło się od bloga. Pierwotnie nazywał się EAT, LOVE AND WORK IN PARIS – powstał w Paryżu. To był mój pamiętnik, w którym żaliłam się na Paryż. Dzisiaj wydaje mi się, że powstał dlatego, że w Paryżu byłam bardzo samotna i potrzebowałam się po prostu "wygadać". Pisałam bardzo szczerze i szybko okazało się, że wiele dziewczyn za granicą ma podobne odczucia co ja. Pisanie dawało tak duże ukojenie, że pisałam każdego dnia: w metrze, w pracy, w domu – jak tylko miałam 5 minut sięgałam po telefon i pisałam "na kolanie". Pewnego dnia moja przyjaciółka Karolina stwierdziła, że tak fajnie mi to idzie, że powinnam z tego zrobić książkę i tak też się stało.

O niej właśnie dzisiaj rozmawiamy. Czym jest dla Ciebie "Emigrantka z torebką Louisa Vittona"?

Zakończeniem mojej przygody z Paryżem. To takie moje wewnętrzne katharsis – uwolnienie od cierpienie, rozliczenie się z przeszłością i odreagowanie. W Paryżu tłumiłam tyle złych emocji, że do dzisiaj staram się je wszystkie w końcu odpuścić. I idzie mi całkiem dobrze! Choć długo.

Skąd wziął się w ogóle pomysł, aby wyjechać do Paryża?

Mój ojczym pracował w Paryżu. Wtedy byłam partnerką jednego z bohaterów książki – M. Ojczym zaproponował mu pracę za granicą. Ponieważ związek na odległość nie miał wielkiej przyszłości zdecydowałam się dołączyć do M. Wyjazd do Paryża wydawał się spełnieniem marzeń: chrupiące bagietki, restauracje, luksusowe butiki, wieża i inne symbole Paryża. Wyjechałam z przeświadczeniem, że trafiam do raju – bardzo się myliłam.

Czym była dla Ciebie torebka z tytułu, a czym jest teraz?

Nigdy nie ukrywałam, że wyjechałam także po to, aby zarobić na swoją wymarzoną torebkę Louisa Vuittona. Takie miałam wtedy marzenie. Do tego doszło marzenie o budowie domu w Polsce. W Paryżu pracowałam bardzo ciężko, momentami ponad swoje siły fizyczne i psychiczne. Nie kupiłam torebki, choć było mnie na nią stać. Pieniądze wkładałam w dom, który ostatecznie i tak straciłam. Finalnie torebkę LV kupiłam na aukcji za nieduże pieniążki zarobione już w Polsce.

Dzisiaj torebka LV jest dla mnie symbolem osiągnięcia swoich celów – ale nie za wszelką cenę. Wyjechałam do Paryża jako "mała dziewczynka" – a cała ta historia zrobiła ze mnie już dorosłą kobietę, choć z pewnymi traumami. Monogram LV przypomina mi, że nie pieniądze są ważne, nie luksusy, z którymi miałam styczność każdego dnia, pracując u milionerów. Ale rodzina, przyjaciele, miłość i, przede wszystkim, spokój w duszy. Takie życie bez wiecznego czekania, że coś lepszego mnie czeka. Dzisiaj żyję tu i teraz. Mam wspaniałą rodzinę oraz partnera, który jest moim przyjacielem i mnóstwo pięknych planów, które realizuję powoli, bez presji, bez oczekiwań. To wspaniałe uczucie, którego nie doznałam przez wiele lat.

Anna Sławińska Emigrantka z torebką Luisa Vittona wywiad

Jak definiujesz słowo "luksus"?

Luksus to budzić się z wdzięcznością w sercu za to, że jest się w tym miejscu, w którym się aktualnie jest.

Jakie miejsce zajmował w Twoim sercu Paryż przed emigracją i w trakcie jej trwania, a jakie zajmuje po przyjeździe?

Przed emigracją miałam o nim bardzo mylne zdanie. Pociągał mnie i fascynował. Kusił wielkimi obietnicami, witrynami sklepowymi, restauracjami, architekturą, kulturą. Tak naprawdę taki Paryż już nie istnieje – ten z filmów i magazynów mody. W trakcie emigracji od samego początku towarzyszył mi okropny lęk. To była dla mnie ogromna zmiana. Oczywiście czułam też ekscytację, w końcu przyjechałam do Paryża! Więc miałam wspaniałe plany – pójść do szkoły, nauczyć się języka, znaleźć fajną pracę, zostać Paryżanką! Zycie jednak pisze własne scenariusze, a mój wyglądał inaczej. Pierwsze tygodnie siedziałam sama w maleńkim studio na szóstym piętrze, uczyłam się języka ale z YouTube. Mało wychodziłam i nie odkrywałam uroków miasta. Żałuję tego bardzo – mogłam być bardziej samodzielna i odważna. To jednak przyszło z czasem. Ale było tylko gorzej.

Paryż mnie rozczarował, wystraszył – głównie przez ataki terrorystyczne i finalnie dał się zapamiętać dość niekorzystnie. Oczywiście zdarzały się świetne dni i wtedy naprawdę czułam magię Paryża, ale te dni były rzadkością. Mój Paryż nie był magiczny, ale dzisiaj uważam, że w dużej mierze była to moja wina i mojego podejścia. Dzisiaj? Minęło już tyle czasu, że jest mi już chyba po prostu obojętny, choć z początku byłam na niego zła, później jednak podchodziłam do tego, że przecież to była świetna lekcja i jednak dobre doświadczenie, bo mnie zmienił na lepsze, a dzisiaj – jest mi obojętny. Z biegiem czasu jest tak, że człowiek się zastanawia, co mógł zrobić inaczej, choć podobno przeszłości nie należy żałować ani być na nią złym, bo jej nie da się już zmienić. To była jakaś część mojego życia, nic więcej nic mniej. Było minęło. O!

Paryż, jakiego nie znamy z perspektywy Polki. Opowiedz o mieście wszystkim tym, którzy nigdy tam nie byli, a chcieliby choć raz pojechać albo nawet tam zamieszkać.

Jeżeli chcecie pojechać do Paryża – to świetny pomysł. Paryż dla turystów jest wspaniały. Zderzenie różnych kultur, doświadczeń, ogrom wszystkiego. Zupełnie inne doświadczenia niż w Polsce, chociażby zwykła podróż metrem. Różnorodność kultur, ludzi, kuchnie świata, najlepsi projektanci mody, znane ulice, budowle, wspaniałe widoki. To wszystko naprawdę warto przeżyć! Warto też odwiedzić mniej prestiżowe ulice, żeby mieć chociaż lekki zarys prawdziwego miasta.

Ci, którzy chcą tam zamieszkać? Nie będę ani przekonywać, ani zniechęcać. Do Paryża należy podejść indywidualnie, bo każdy może tam się czuć zupełnie inaczej. To bardzo osobiste przeżycia i bardzo subiektywne. Ja jednak nie lubię dużych aglomeracji, pędu, stresu i pogoni za pieniądzem. Odnajduje się w zupełnie innych przestrzeniach.

Co zmieniła w Tobie emigracja? Co Ci dała, a co zabrała?

Emigracja dała mi ogrom doświadczeń i zupełnie nowych poglądów. Ja w Paryżu odnalazłam kawał siebie. Okazał się, że potrafię sobie poradzić sama w wielu trudnych sytuacjach. Że nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak zabrała tez dużo. Nie uważam, że był to czas stracony, ale złe zagospodarowany – może w ten sposób. Zabrała mi przede wszystkim spokój ducha. Odkąd wróciłam z Paryża, nieostatnie towarzyszy mi uczucie leku. Nie ukrywam, że emigracja dała mi nerwicę lekowa – ale o tym kiedy indziej.

W książce dość mocno nakreśliłaś problem mobbingu w pracy. Jak z perspektywy czasu odbierasz tę sytuację?

Z początku był to dla mnie szok, że mnie cos takiego spotkało. Byłam zła, że jestem z tym sama. Później nauczyłam się sobie z tym radzić. Więc teraz wiem, jak zachowywać się w takich sytuacjach. W tym temacie jestem stanowcza i pewna siebie.

Anna Sławińska Emigrantka z torebką Luisa Vittona wywiad

Skąd się bierze seksistowskie nastawienie do Polek mieszkających we Francji?

Stereotypy. Tak naprawdę nie wiem, skąd. Bo Polki, z którymi ja się znałam, to były bardzo pracowite i porządne dziewczyny. Polki to piękne kobiety i idealne kandydatki na żony (przynajmniej kiedyś tak było).

Gdzie przeżyłaś większy szok kulturowy: w Paryżu, czy po powrocie do Polski?

Zdecydowanie w Paryżu. Choć w Polsce więcej się narzeka.

Sądząc po lekturze i naszej rozmowie, Paryż bardziej Cię rozczarował. Dlaczego?

Minęło już wiele lat. I wiecie, że dzisiaj mam trochę inne już podejście do tego. Paryż mnie rozczarował, bo ja nie umiałam się w nim odnaleźć – po prostu. Męcząca praca, samotność, rzadkie powroty do Polski. Nie słuchałam głosu serca. Tylko rozsądku – a może wystarczyło zmienić prace, poznać nowych ludzi, bardziej się na to wszystko otworzyć i nie słuchać kogoś – a siebie.

Paryż i w ogóle Francja przez wielu Polaków jest idealizowana. Dla nas to kraj społecznej równości, obyczajowo liberalny i wspierający kulturę. Co z tego jest prawdą, a co iluzją?

Nie wiem, jak jest teraz, bo to zmienia się dynamicznie. Na pewno panuje większa liberalność. Równość też – ale niekoniecznie wszyscy patrzą na to przychylnie. My już odchodzimy od idealizowania Francji, w szczególności Paryża. To, co się tam wyrabia, to przechodzi nasze polskie pojęcie. W TV i tak nie pokazują wszystkiego, a na Instagramie influencerki podchodzą z humorem do chociażby strajków. Na pewno kojarzycie relacje "Instagram" kontra "Rzeczywistość" – to może być zabawne na chwilę, ja nie wspominam dobrze strajków, zapchanych pociąganych, mdlejących ludzi, i powrotu do domu, który trwał 2 i poł godziny zamiast 40 min. Na krótką chwilę da się to znieść, ale na co dzień nie. Uwierzcie, że taka sytuacja działa na nerwy bardzo mocno.

Jak wygląda Twoje życie po emigracji? Czym się teraz zajmujesz?

Tu bym mogła napisać drugą książkę! Tyle się pozmieniało. Przede wszystkim najważniejsza zmiana to to, że zostanę mamą. Bohater książki M. nie jest już moim partnerem. Dom, na który pracowałam tak ciężko i z którego byłam taka dumna, nie jest już moim domem i niewiele mi z niego zostało – mówię tu o budynku, bo tak naprawdę dom jest tam, gdzie są kochający cię ludzie.

Dlatego, tak jak wspomniałam wcześniej, dążcie do swoich celów ale nie za wszelką cenę. Staram się zachowywać balans w życiu. I nie fiksuje się na jednej konkretnej rzeczy. Pracuję jako copywriter i dalej jestem kelnerką w restauracji Diabelski Młyn. Mam też swoje zawodowe plany, które zamierzam realizować, gdy tylko wrócę do pełni sił – przygotowania do macierzyństwa bywają męczące.

Dziękuję za poświęcony mi czas i gratuluję nowego etapu w Twoim życiu.

Rozmawiała


Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje