[recenzja książki] Ewelina Ślotała: Matki Konstancina
Bardzo trudno jest mi napisać te słowa, zważywszy na fakt, że autorka książki, którą właśnie miałam okazję przeczytać, niespodziewanie zmarła. Być może właśnie tak miało być – wypełnić misję i zniknąć z tego świata na zawsze. Chodzi oczywiście o "Matki Konstancina" – czwartą część serii o konstancińskich elitach.
Tym razem Ślotała w swej ocenie tamtejszych bogaczy poszła o krok dalej i wzięła się za… matki, czyli te, które z założenia mają być święte i kochające swoje potomstwo do granic absurdu. Tak powinno być, ale czy na pewno tutaj mamy do czynienia z obrazem matki Polki? Otóż nie. Jeśli macie w swojej głowie obraz idealnej matki patrzącej z miłością na swoje pociechy i poświęcającej im każdą wolną chwilę, to niestety, mocno się rozczarujecie. To, co tutaj przeczytałam, przypomina "antymatkę". I cóż, od zawsze wiedziałam, że światowe elity żyją inaczej, a dzieci tychże nie mają lekko, ale tego, co tutaj przeczytałam, nie spodziewałam się zupełnie.
To książka, która w sposób subtelny i zarazem bezlitosny, dzięki wyszukanej narracji pełnych zdrobnień i uogólnień, ukazuje portret współczesnych matek – żon miliarderów, ich codziennych zmagań, pragnień i lęków, nie zapominając o specyfice małego, a zarazem bardzo wyrazistego miejsca, jakim jest Konstancin-Jeziorna.
Główne bohaterki książki to matki, które borykają się z problemami codziennego życia, z wieczną koniecznością bycia piękną, niełatwymi relacjami z mężami często będącymi niezwykle brutalnymi, a także z oczekiwaniami społecznymi względem nich, które z każdej strony nakładają na nie presję. Bycie w ciąży czy potem matką z niczego ich nie zwalnia, wręcz przeciwnie, potęguje ich determinację w walce o uwagę swojego pana i władcy. Przecież gdzieś za rogiem czai się już konkurentka, która w każdej chwili może ją zastąpić. Stąd potrzeba urodzenia dzieci będących niczym innym jak kartą przetargową w rozgrywkach dorosłych.
Ślotała nie oszczędza więc nikogo. Każda z bohaterek jest złożoną, wielowymiarową postacią, której motywacje i lęki są głęboko analizowane. Autorka nie boi się pokazania ich w momentach słabości, w chwilach, kiedy nie spełniają ideałów macierzyństwa, które zostały im narzucone przez społeczeństwo i media. Ukazuje te kobiety w sytuacjach upadku z bardzo wysokiego konia, ich przebiegłość, ale też lekkomyślność nasila się z każdym dniem. A dzieci? No cóż… są jedynie bankomatem mieszczącym dość pokaźną sumę. Stanowią inwestycję w przyszłość, gdy żona stanie się byłą. Jeśli myślicie, że wychowanie tychże małoletnich istot jest ich najważniejszą rolą, to niestety się mylicie. Tę rolę niemal całkowicie oddają nianiom. Same zaś dbają jedynie o to, by ich "bąbelki", jak pieszczotliwie nazywa je autorka, były dobrze ubrane i ładnie wyglądały na rodzinnym zdjęciu na Instagramie, a gdy już będą na tyle świadome swojej funkcji, mają być ich szpiegami i śledczymi w trudnym procesie rozwodu.
Warto zwrócić uwagę na to, jak Ślotała śmiało balansuje między ukazaniem matek jako osób silnych, które nie boją się walczyć o swoje prawa oraz szczęście za wszelką cenę i stosując najbardziej odrażające sztuczki, a ich wewnętrzną niepewnością i poczuciem braku kontroli nad życiem. Kobiety te, mimo że żyją w świecie, który może z zewnątrz wydawać się pełen sukcesów i luksusu, są często przytłoczone przez codzienne oczekiwania, które stawiają im nie tylko partnerzy, ale także społeczeństwo. Ich codzienność wypełniają bowiem zakupy, wizyty w spa czy u kosmetyczki, umawianie kolejnych operacji plastycznych, planowanie pozornie rodzinnych wakacji czy doglądanie domu, aby było wysprzątane i ugotowane do czasu powrotu męża do domu. Czasu na dzieci praktycznie nie ma. Ślotała pokazuje, jak trudne jest godzenie różnych ról – matki, żony a dla miejscowej elity nienagannie wyglądającej kobiety sukcesu – w świecie, który ciągle wymaga więcej i więcej.
Ślotała posługuje się subtelnym stylem, który idealnie oddaje atmosferę Konstancina, ale także życie bohaterek, pełne niewypowiedzianych emocji zawartych w gestach, słowach i czynach. Autorka z umiejętnością balansuje między psychologicznym portretem nie-matek, intymnymi przeżyciami swoich bohaterek a bardziej obiektywnymi refleksjami nad stanem konstancińskiego społeczeństwa.
Jednakże, mimo że książka jest pełna emocji, jej ton pozostaje dość stonowany. To raczej subtelna analiza niż głośne krzyczenie o niesprawiedliwości czy niezrozumieniu. W tej ciszy skrywa się jednak dużo bólu, rozczarowania i strachu. Ślotała prowadzi swoich bohaterów przez skomplikowany świat relacji międzyludzkich ukrytych pod płaszczykiem blichtru, idyllicznego obrazu rodziny wykreowanego dla otoczenia. Pozory są przecież najważniejsze.
Dość istotnym motywem jest oczywiście motyw pieniędzy przewijający się przez wszystkie części serii. W "Matkach Konstancina" nabiera on szczególnego sensu. Pokaźne konto bankowe, luksusowe jachty, najdroższe torebki czy biżuteria wszystkim kojarzą się z prestiżem, sukcesem materialnym i życiem na wysokim poziomie. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Zasobność portfela kształtuje bowiem życie społeczne i osobiste wszystkich w Konstancinie. W książce Ślotała nie unika unaocznienia, jak wielką wagę przykłada się do statusu majątkowego, który wpływa na postrzeganą wartość jednostki, zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Dla wielu z nich, zwłaszcza tych, którzy aspirują do wyższych sfer społecznych, pieniądze stają się jedynym miernikiem osiągniętego awansu wiążącego się z przynależnością do elity.
Pieniądz w tej opowieści nie ogranicza się jednak tylko do materialnych zasobów, ale także do władzy, jaką one niosą. Widać to zwłaszcza w relacjach między małżonkami czy sąsiadami, gdzie finansowa niezależność staje się kluczem do dominacji lub zależności. Osoby, które dysponują większymi zasobami finansowymi, często wykorzystują swoją pozycję do wywierania wpływu na innych, co tworzy specyficzną, wręcz patologiczną sytuację w relacjach rodzinnych, partnerskich, a także w kontaktach z sąsiadami i społecznością. Pieniądze stają się narzędziem manipulacji, pozwalającym na kontrolowanie sytuacji i innych osób, głównie oczywiście kobiet, ale równocześnie ujawniającym głębsze lęki matek związane z poczuciem pustki i braku spełnienia.
Z czasem zatraca się w tych kobietach instynktowne poczucie tożsamości, które zupełnie naturalnie dla nich zostanie zastąpione przez konieczność utrzymania wysokiego standardu życia. Dla wielu z nich żyjących w luksusowych domach, mających drogie ubrania, ale nie czujących się spełnione, pieniądze są jedynie pułapką, z której nie potrafią się wydostać. Stają się one symbolem strat, zarówno materialnych, jak i egzystencjalnych. Płacą cenę utraty godności w zamian za byciem "kimś" więcej niż przeciętną. Boją się powrotu do zwykłego świata, dlatego izolują siebie oraz dzieci wychowywane na "królów" świata. Im więcej pieniędzy, im większe pragnienia i cele, tym większe poczucie izolacji.
Przestrzeń, w której toczy się akcja całej serii, pełni niezwykle istotną funkcję. Konstancin, z jego prestiżową i jednocześnie cichą atmosferą, jest tłem, które dla wielu bohaterek staje się pułapką. Wydawać by się mogło, że życie w tym eleganckim miasteczku to spełnienie marzeń każdej kobiety o wygodnym, bezproblemowym bytowaniu. Jednak Ślotała skutecznie obnaża fałsz tej idyllicznej wizji, przedstawiając mieszkanki, które mimo zewnętrznego sukcesu, zmagają się z wewnętrznymi niepokojami, brakiem spełnienia, często nałogami czy przemocą domową i ostatecznie samotnością. Konstancin staje się metaforą współczesnej Polski, gdzie pozory często zakrywają prawdziwe problemy.
"Matki Konstancina" to książka, która bezlitośnie rozlicza się z mitami macierzyństwa w elitarnym świecie pełnym hipokryzji, blichtru i pozorów. Ślotała, dzięki swojej przenikliwości i umiejętności balansowania między subtelnością a brutalną szczerością, napisała książkę, które nie tylko intryguje, ale przede wszystkim zmusza do refleksji nad współczesnym społeczeństwem, rolą kobiet oraz ceną, jaką płacą za przynależność do warszawskiej socjety.
To lektura, która porusza, czasem zaskakuje, ale przede wszystkim pokazuje, że pod idealnie wykreowaną fasadą życia matek w Konstancinie kryje się nieustanny dramat związany z walką o akceptację, przynależność i wewnętrzny spokój. Wydaje się, że każda z tych bohaterek, mimo bogactwa i pozornych sukcesów, w głębi serca pragnie czegoś więcej – autentyczności, prawdziwej miłości i życia wolnego od nieustannego przymusu spełniania oczekiwań.
"Matki Konstancina" to ważny głos w literaturze współczesnej, który nie tylko odważnie wyciąga na światło dzienne niewygodne prawdy, ale również zmusza do zastanowienia się nad tym, ile z nas samych widzimy w tych "antymatkach" i co tak naprawdę oznacza być matką w dzisiejszym świecie pięknych i bogatych.
Recenzowała
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz