[rozmowa o książce] Agnieszka Martyka: Wybaczając komuś, poniekąd odradzamy się na nowo
Czy przebaczenie naprawdę ma moc uzdrowienia ran, które życie zadawało przez lata? W swojej powieści "Powrót na Camden Roe" Agnieszka Martyka porusza tematy, które dotykają najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy – niepłodność, przemoc domowa, alkoholizm, a także trudne relacje międzyludzkie. W rozmowie z portalem Kulturalne Rozmowy autorka odkrywa kulisy powstawania tej poruszającej opowieści, w której bohaterowie, zmagając się z własnymi słabościami, uczą się przebaczać i odnajdywać nadzieję na nowy początek.
Jakie emocje wywołuje rezolutna czterolatka, która staje się katalizatorem przemian w rodzinie? Co skłania bohaterów do naprawy relacji, które wydają się niemożliwe do uratowania? I jak przebaczenie staje się źródłem odrodzenia? Zapraszamy do lektury rozmowy, która ukazuje, jak literatura potrafi inspirować do refleksji i zmieniać spojrzenie na najtrudniejsze aspekty życia.
Jakie emocje chciała Pani wzbudzić u czytelników, przedstawiając tak złożone problemy jak niepłodność, przemoc domowa czy alkoholizm?
Agnieszka Martyka: I przy tej, i przy pierwszej części dyptyku Camden Roe, moją intencją było napisanie książki "o czymś". Uważam za niezwykle ważne, aby poprzez swoją opowieść przekazać czytelnikom jakieś ważne treści społeczne, lub mówiąc inaczej, tzw. życiowe tematy. Niepłodność, przemoc domowa czy alkoholizm to według mnie problemy, z którymi albo każdy z nas kiedyś zetknął się w swoim życiu, albo w jakiejś formie się z nimi zetknie-niekoniecznie doświadczając ich osobiście, ale np. poprzez znajomość czy relację rodzinną z kimś, kto boryka się z takimi problemami. Pisząc o tym, chciałam uwrażliwić mojego czytelnika na tego typu kwestie, aby nie pozostawał na nie obojętny.
Lily jest kluczową postacią w rozwoju relacji bohaterów. Co zainspirowało Panią do stworzenia tak rezolutnej czterolatki?
Pomyślałam, że jeśli już stwarzać postać dziecięcą, to niech będzie ona wyjątkowa. I tak właśnie odbieram (choć oczywiście subiektywnie) moją małą bohaterkę. Celowo nadałam jej taki a nie inny charakter – jest nad wyraz, i może też ciut nad wiek, mądrą i empatyczną dziewczynką, która wiele rozumie ze skomplikowanego świata ludzi dorosłych. Wiem, że nie jest to sytuacja standardowa i nie każda czteroipółlatka wykazuje się np. dość głębokimi analizami sytuacji rodzinnej. Ale taka właśnie miała być Lily. I taką polubili ją czytelnicy.
Konflikt między Connorem a jego byłą żoną jest jednym z wątków powieści. Jakie przesłanie chciała Pani przekazać przez tę relację?
Przesłanie miało być bardzo proste: że da się naprawić nawet najbardziej skomplikowane relacje i można przebaczyć to, co było złe. Zależało mi na pokazaniu tej drogi, jaką przeszedł Connor – bo to on miał problem z przebaczeniem Leanne i spojrzeniem na nią inaczej – do miejsca w którym zrozumiał, że mogą się szanować, a może nawet na swój sposób lubić, bez rozdrapywania ran przeszłości. Znam w prawdziwym życiu takie pary, które potrafiły unieść się ponad wzajemne żale i animozje, i zbudować całkiem fajną, zdrową relację po rozstaniu.
Camden Roe jako miejsce akcji ma wyjątkowy charakter. Co skłoniło Panią do osadzenia historii właśnie tam?
Sentyment do Irlandii Północnej. Czytelnicy, którzy znają już pierwszą część historii, "Zacząć od nowa na Camden Roe 13", być może słyszeli o tym, że – pisząc Camden Roe inspirowałam się Irlandią – ponieważ kiedyś sama tam mieszkałam. Zastanawiając się nad miejscem akcji mojej pierwszej książki, w dość naturalny sposób moje myśli pobiegły ku Irlandii właśnie. Cieszę się, że w ten sposób moja historia wyróżnia się na tle innych.
Czy przy wyborze tytułu "Powrót na Camden Roe" chciała Pani podkreślić znaczenie miejsca jako symbolu nowego początku, czy może miejsce to pełni bardziej metaforyczną rolę w historii?
Przy drugiej części książki nie sugerowałam się symboliką "nowego początku". Do tego dokładnie nawiązywał tytuł części pierwszej, "Zacząć od nowa na Camden Roe 13" – i tam o to mi właśnie chodziło. Tutaj natomiast kluczowe słowo to „powrót”. Chciałam już na etapie tytułu wzbudzić w czytelniku ciekawość: kto wraca na Camden Roe, czy to tylko jedna osoba, czy może więcej, dlaczego wraca/wracają, co się z tym powrotem/powrotami wiąże. Nie wyobrażałam sobie nawet przez moment innego tytułu, i cieszę się, że wydawnictwo od razu na niego przystało.
Czy Anka i Connor byli dla Pani zawsze idealnymi bohaterami tej opowieści, czy ich portrety zmieniały się w trakcie pisania?
Odpowiem przewrotnie: nigdy nie byli dla mnie idealni. Ani Anka, ani Connor. W tym właśnie upatruję ich "sukcesu". Myślę, że są bardzo zwykłymi, przeżywającymi swoje wzloty i upadki ludźmi, których losy splotły się akurat w takim momencie życia. Połączyło ich – i tak sobie to przedstawiałam, kiedy tworzyłam ich wspólny wątek – przeznaczenie. Anka musiała przylecieć do Irlandii, żeby tam właśnie spotkać miłość swojego życia. Tę prawdziwą. Co do drugiej części Pani pytania: tak, mój pomysł na to jacy powinni być, ich charakter, ich reakcje na różne sytuacje, ewoluowały wraz z rozwojem fabuły książki.
Jak, Pani zdaniem, próba walki o dziecko wpływa na małżeńskie relacje w rzeczywistości? Czy Hanniganowie to metafora tego, co przeżywają pary w podobnej sytuacji?
Myślę, z dużą dozą prawdopodobieństwa, że tak to właśnie wygląda. Wyobrażam sobie, że nieudane, wielomiesięczne albo wieloletnie starania o dziecko, które kończą się niepowodzeniem, nie mogą pozostać bez wpływu na związek. Ludzie koncentrują cały swój wysiłek, angażują się psychicznie, podchodzą "zadaniowo" do tematu ciąży, i po pewnym czasie, kiedy nie ma efektów, być może właśnie zaczynają się wzajemnie obwiniać, pojawiają się pretensje, złość, wyrzuty. To sytuacja niezwykle trudna i chyba tylko nieliczni nie odczuliby żadnych jej "skutków ubocznych".
Czy terapia, którą podjęli Anka i Connor, była dla Pani narzędziem narracyjnym, czy też chciała Pani zasygnalizować jej znaczenie w realnym świecie?
Była i tym, i tym. Stanowiła ciekawy z punktu widzenia pisarki element historii, pomocny w tworzeniu trzymającej w napięciu narracji. Ale była też zwróceniem uwagi na to, że kiedy pojawia się problem z poczęciem dziecka, warto poszukać głębszej przyczyny. W przypadku niektórych schorzeń czy dysfunkcji, czas gra kluczową rolę. Chciałam poprzez tę część mojej opowieści wzbudzić refleksję na ten temat. A nuż ktoś czytając moją książkę zdecyduje się np. zrobić szczegółowe badania? Jeśli zdarzyłaby się taka sytuacja, byłby to niezwykle pożyteczny efekt uboczny mojej twórczości.
Jakie znaczenie miały dla Pani retrospekcje w powieści? Czy ich celem było ułatwienie zrozumienia motywacji bohaterów, czy coś więcej?
Nadrzędnym celem było to, żeby ułatwić "wejście w temat" tym czytelnikom, którzy nie czytali jeszcze części pierwszej. Wciąż tacy są. Zależało mi na tym, aby – czytając kontynuację – nie czuli się oderwani od początków tej historii. Myślę, że moje retrospekcje bardzo im w tym pomogły – otrzymuję już z resztą takie głosy od czytelników części drugiej. Samej czasem zdarza mi się czytać drugą lub trzecią część jakiejś sagi i bardzo doceniam autorów, którzy również odnoszą się do retrospekcji. To niezwykle pomaga w odbiorze książki.
W jaki sposób chciała Pani ukazać różnice w podejściu Anki i Connora do macierzyństwa i ojcostwa?
Być może Panią zaskoczę, ale nieszczególnie analizowałam te różnice i to, jak chciałabym czy powinnam je opisać. To wyszło dość naturalnie i dałam się w tej kwestii ponieść mojej intuicji. A czy mi się udało to sprawnie opisać, to już ocenią moi czytelnicy.
Konflikt związany z pojawieniem się dziecka Leanne odgrywa kluczową rolę. Jak zaplanowała Pani dynamikę tych emocji między bohaterami?
O ile w życiu jestem osobą lubiącą planować i na prawdę dobrze zorganizowaną, o tyle w pisaniu słowo "plan" nie jest moim ulubionym słowem. Dlatego, znów być może przewrotnie, powiem, że nie zaplanowałam tego. Lubię pisać "pod wpływem chwili", tzn. lubię poddawać się emocjom bohaterów, które spływają na mnie w chwili wymyślania danego wątku.
Wiedziałam, że Connor musi gwałtownie zareagować na motyw pojawienia się obcego dziecka w życiu jego i jego żony, że nie może tak po prostu przejść nad tym do porządku dziennego, bo byłoby to nienaturalne. Ilu ludzi na jego miejscu przyjęłoby to dziecko z otwartymi ramionami? Sądzę, że niewielu. Zależało mi na wiarygodnym i jak najbardziej prawdopodobnym przedstawieniu tej historii.
Wątek przebaczenia starych win wydaje się niezwykle ważny. Co skłoniło Panią, aby uczynić go centralnym elementem fabuły?
Powtórzę za jednym z wcześniejszych fragmentów moich wypowiedzi – zależy mi na tym, żeby moje książki mówiły o ważnych rzeczach, ważnych emocjach. Każdy z nas nosi w sobie i złe, i dobre emocje. I jak przypuszczam, każdy z nas ma coś, co chciałby aby zostało mu wybaczone, albo o czym sam chciałby zapomnieć i komuś przebaczyć. Swoją historią chciałam pokazać, że warto zdobyć się na ten trudny, ale szlachetny i niezwykle oczyszczający krok. Wybaczając komuś, poniekąd odradzamy się na nowo. Myślę, że warto.
Lily jako katalizator zmian w rodzinie to niezwykle wzruszający motyw. Jak ocenia Pani rolę dzieci w trudnych relacjach dorosłych?
Jak widać na przykładzie Lily Brady – czasem jest nieprzeceniona. Czasem dziecko, tak jak właśnie Lily, dostrzega rzeczy, których nie dostrzegłby najmądrzejszy dorosły. Dzieci w swojej prostolinijności mówią nam, dorosłym, bardzo wprost, co się im podoba w naszym zachowaniu, a co nie. Czasem warto się zastanowić nad tymi dziecięcymi słowami i może wziąć je sobie do serca, przemyśleć. Na pewno mając dziecko czy dzieci, jest większa motywacja, aby walczyć np. o swój związek, jeśli pojawiają się na nim jakieś rysy albo coś zaczyna się psuć. Jestem jednak przeciwniczką walki o związek tylko z powodu dzieci. Bazą musi być tutaj wzajemna chęć bycia w relacji i walki o nią przede wszystkim dla siebie nawzajem.
Czy przy pisaniu scen związanych z przemocą domową lub alkoholizmem miała Pani na uwadze wrażliwość czytelników? Jak balansowała Pani realizm z fikcją?
Bardzo trudne pytanie… Przyznam szczerze, że kierowałam się raczej nie tyle wrażliwością czytelnika, co jego ekscytacją. Doprecyzuję: chciałam, żeby mój opis danej sceny wzbudzał u niego emocje, być może lekko podniósł ciśnienie, wywołał na twarzy rumieniec, albo nawet żeby wymsknęło się mu podczas czytania nie do końca cenzuralne słowo, jako efekt reakcji na jakąś trudną, oburzającą wręcz sytuację, która wykreowałam. To świadczyłoby o tym, że umiem wzbudzać emocje. A o to przecież również chodzi w pisaniu.
W jaki sposób wątek terapeutyczny wpłynął na narrację? Czy konsultowała Pani ten aspekt z profesjonalistami?
Nie, nie konsultowałam tego z nikim. To była moja autorska wizja poprowadzenia tego wątku. Uznałam, że skoro Anka i Connor mają problemy z zajściem w ciążę, nie mogę nie opisać ich prób leczenia. Jak wspominałam, zależy mi na autentyczności i wiarygodności wątków, a bez tego, sprawa niepłodności byłaby potraktowana w sposób niepełny. Nie chciałam jej tak zostawić.
Jak wyglądał proces tworzenia drugiej części dylogii? Czy planowała Pani fabułę jako kontynuację od samego początku?
Tak, chciałam aby w drugiej części historia Hanniganów się domknęła. Sporo czytelników wracało do mnie z zapytaniem o kontynuację, zwracając uwagę, że w zakończeniu pierwszej części czegoś im zabrakło. To był mój celowy zabieg – tak a nie inaczej miała zakończyć się jedynka. Chciałam, by druga część była bardziej dramatyczna i poruszała więcej trudnych tematów. I chciałam faktycznie zamknąć niektóre wątki – jakie, oczywiście nie zdradzę.
Czyli przy pisaniu "Powrotu na Camden Roe" miała Pani na celu stworzenie powieści bardziej uniwersalnej, która nie wymaga znajomości pierwszej części?
Tak. Zależało mi na swoistej odrębności od części pierwszej, pomimo jednoczesnego bycia jej kontynuacją. Stąd wspomniane wcześniej retrospekcje, aby dać czytelnikowi szansę poznać tło tej historii. Natomiast przy wszystkich tych nawiązaniach, powiedziałabym, że jest to faktycznie historia bardziej uniwersalna, która równie dobrze mogłaby stanowić odrębną całość.
Jakie były największe wyzwania związane z rozbudowaniem historii Anki i Connora?
Wyzwaniem było stworzenie ciekawego, nieoczywistego wątku wiodącego. Za taki uznaję – znowu, subiektywnie – wątek dziecka byłej żony, które jednocześnie nie jest dzieckiem Connora. Wiem od czytelniczek, że kiedy zobaczyły okładkę mojej książki udostępnioną przeze mnie na stronie na Facebooku, obstawiały różne konfiguracje: że oto Anka wróciła z dzieckiem z Alaski, a Connor je zostawił, że to dziecko Dagmary, która zaszła w ciążę z Maćkiem, jeszcze nim się rozstali, że to jakaś była dziewczyna Connora, z jego dzieckiem, o którym nic wcześniej nie wiedział…. Nikt jednak nie obstawił poprawnie, bo wersja z powrotem niewiernej żony, obarczonej dzieckiem kochanka, i jeszcze proszącej swojego byłego męża o pomoc, wydawała się im zupełnie nierealna. Bardzo się cieszę, że udało mi się „wywieźć w pole” czytelniczki, a zarazem je zaciekawić. To chyba znaczy, że umiem kreować ciekawe wątki.
Jakie emocje chciała Pani sama przeżyć podczas pisania tej powieści? Czy jest w niej scena, która szczególnie Panią poruszyła?
Siadając do pisania powieści, nie zastanawiałam się nad tym, co sama chciałabym dzięki niej przeżyć. Bardziej zastanawiało mnie, co chciałabym poprzez nią przekazać czytelnikom. Jeśli natomiast chodzi o scenę, która mnie poruszyła, to jedną z takich scen na pewno była scena rozmowy Anki z jej chorą na raka matką, Alicją. Ich pojednanie i towarzyszące temu emocje udzieliły się trochę i mnie. Myślę, że mogę powiedzieć, że byłam wzruszona. Podobnie wzruszały mnie, a nawet rozczulały, rozmowy Lily z Anką lub Connorem. Pisząc je a potem czytając, uśmiechałam się do siebie. Ta mała dziewczynka skradła też moje serce.
Jakie przesłanie ma, według Pani, ta książka dla osób zmagających się z podobnymi problemami w swoim życiu?
Myślę, że przesłań tej książki jest więcej niż tylko jedno. Powiedziałabym: po pierwsze, że nie należy się poddawać i warto zawalczyć o to, co dla nas jest ważne (to się odnosi na przykład do determinacji Leanne w kwestii powierzenia córki Hanniganom, ale też np. do walki o zdrowie, jak w przypadku Alicji), warto wybaczać (wątek przebaczenia na linii Connor-Leanne) oraz to, że na wszystko w życiu przychodzi odpowiedni czas – to można odnieść do wielu sytuacji i ważnych zdarzeń z tej powieści. Miały wydarzyć się akurat wtedy, a nie kiedy indziej. Jak to często w naszym życiu bywa.
Dziękuję za poświęcony mi czas i czekam na kolejne ciekawe historie Pani autorstwa.
Rozmawiała
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz