[rozmowa o książce] Marek Grabowski: Moralność to ogólne przestrzeganie prawa wynikające z miłości
Marek Grabowski: Moralność to ogólne przestrzeganie prawa wynikające z miłości
Mam dla Was rozmowę z Markiem Grabowskim, autorem książki "Ogrody ciszy", która jest zaproszeniem do wyjątkowej intelektualnej podróży. Grabowski, absolwent filozofii i resocjalizacji, a także miłośnik literatury antyutopijnej, zadebiutował w legendarnym magazynie "Lampa". Jego powieść, choć osadzona w fikcyjnym świecie, pełna jest odniesień do współczesnych dylematów moralnych, religijnych i społecznych. "Ogrody ciszy" to książka, która prowokuje do refleksji nad kondycją człowieka, ukrytym złem oraz paradoksami życia we współczesnym świecie.
Podczas wywiadu autor dzieli się swoimi przemyśleniami na temat moralności, życia i śmierci, a także wyjaśnia symbolikę tytułu. Dowiemy się, co zainspirowało go do stworzenia tej wyjątkowej historii i jakie przesłanie chciał przekazać czytelnikom. Poruszamy również wątki, które pojawiają się w książce – od relacji międzyludzkich, przez kontrowersyjne tematy społeczne, po odważne literackie nawiązania do mitologii greckiej.
Czy "Ogrody ciszy" to tylko literacka fantazja, czy może ukryta przestroga przed światem, który sami współtworzymy? Jak autor widzi granice dobra i zła oraz miejsce człowieka wobec tych sił? Zapraszamy do lektury rozmowy, która – podobnie jak książka – skłania do spojrzenia w głąb siebie i zmierzenia się z trudnymi pytaniami.
Kim jest autor "Ogrodów ciszy"?
Marek Grabowski: Ukończyłem filozofię i resocjalizację na UW. Obecnie studiuję podyplomowo na Akademii Sztuki Wojennej. Ponieważ mam jeszcze dwie podyplomówki, można mnie nazwać uzależnionym od studiowania. Zawodowo pomagam w prowadzeniu firmy rodzinnej. Debiutowałem w legendarnej już "Lampie" opowiadaniem "Pomiędzy Wisłą a palmą". Dwa mojej opowiadanie "Pomniki w śródmieściu" i "Życie na prowincji jest spokojne" ukazały się w antologii "Do czytania". Moje krótsze teksty można znaleźć na moim blogu Zapisać marzenia, ale nie są podobne do powieści.
Co zainspirowało Pana do napisania „Ogrodów ciszy”? Czy była to jedna konkretna sytuacja, myśl, czy coś bardziej złożonego?
Wszystko zaczęło się na studiach resocjalizacji. Mieliśmy przedmiot "teoria kary", gdzie uczono, że kara jest formą przykrości. Jednak już na "psychologii resocjalizacji" uczono, że trzeba ludziom w więzieniu czy poprawczaku tłumaczyć, iż kara jest dla ich dobra. Spostrzegłem to jako formę oszustwa. Przypomniało mi to, jak w gimnazjum (gdzie miałem depresję) szkolna psycholog mówiła mi, iż szkoła jest dla mojego dobra. A potem poszliśmy do prywatnego psychologa, który po miesiącu oczekiwania, wziął mnóstwo forsy, by powiedzieć tylko, że szkołę trzeba zmienić. Pomyślałem sobie, że może kiedyś powstaną obozy koncentracyjne, w których będzie się mówiło, że śmierć jest dla dobra ofiar. I postanowiłem to przełożyć na język powieści. Był to więc owoc pewnej refleksji. To, że moja książka jest antyutopią, było już tylko pochodną tej refleksji. Dla jasności lubię motyw antyutopii, ale nigdy nie twierdziłem, że właśnie w tym kierunku moja twórczość musi iść.
Skąd wziął się tytuł książki? Czy "Ogrody ciszy" mają dla Pana symboliczne znaczenie?
Sprawa tytułu jest złożona i nie pamiętam wszystkich szczegółów. Pierwotnie obóz miał nazywać się Eden, ale postanowiłem, że ten świat nie będzie chrześcijański czy, pisząc szerzej, Abrahamowy. Cisza miała chyba nawiązywać do milczenia na temat tego, co tam się dzieje. Pamiętajmy jednak o jednym – tytuł nie zastępuje fabuły. Ma przede wszystkim przyciągnąć uwagę czytelnika. I chyba robi to dobrze, gdyż – oprócz estetycznej formy – wzbudza pewną ciekawość, oraz poczucie kontrastu. Wszak ogród powinien być miejscem miłym i przyjemnym, a nie miejscem śmierci.
Jakie emocje i doświadczenia chciał Pan przekazać czytelnikom za pomocą tej książki?
Na przemian strach i rozbawienie. Lubię taką mieszankę. Nie uznaję greckiej formy jedności stylu. Myślę, że powinniśmy ponad style wychodzić. Inna sprawa, że każdy odbierze książkę indywidualnie.
W fabule występują dość znaczące odniesienia do mitologii, np. do mitu o Orfeuszu? Do czego służył ten zabieg literacki?
Nawiązania do starożytności są szersze niż tylko mitologiczne. Ogólnie jest to świat grecki z elementami rzymskimi (i raz z egipskimi). Ma to łączyć elementy pozytywne (nasze źródło) i negatywne (świat przedchrześcijański). Jest to więc ważna, ale i przewrotna symbolika. Inna sprawa, że można uznać te nawiązania za powierzchowne. Są tłem.
Co do głównego bohatera, to imię Orfeusz wziąłem wyłącznie dlatego, że jest ładne. Nie było inspirowane samym mitem. Nawet wątek orfików był przypadkowy. W trakcie pisanie postanowiłem, że skoro w tym uniwersum panuje wiara grecka, to niech pojawią się tam i greccy reformatorzy religijni. A wtedy uświadomiłem sobie, że to byli orficy. Zbieżność z imieniem była więc przypadkowa. Oczywiście trzeba byłą ją zaznaczyć. Inna sprawa, że nie wiadomo czy starożytni orficy znali mit o Orfeuszu (w obecnej wersji), a na pewno nie był on częścią ich oficjalnych wierzeń.
Jakie przesłanie chciał Pan przekazać poprzez tę książkę? Co chciałby Pan, aby czytelnicy zapamiętali po jej lekturze?
Na wstępie zaznaczę, iż książka ma przesłanie, ale nie jest ono w żaden sposób ukryte. Nie lubię zabawy w drugie dno. Wolę bezpośrednio podawać, o co chodzi. Już cytat we wstępie z Zimbardo pokazuje, w czym rzecz.
Przechodząc do meritum: co właściwie chciałem przekazać moją powieścią? Problem jest nie tyle współczesny, ile uniwersalny. Problem ukrytego zła. Nie zawsze zło jest na wierzchu. I właśnie te tajne, jest najbardziej niebezpieczne. Co więcej, każdy człowiek na ukrytą skłonność do zła. Może jest to grzech pierworodny? Próbujemy udawać, że nas to nie dotyczy; całą agresję zwalać na innych. Ale jeśli trafi się okazja, nasza druga natura się ujawni. Opanować ją może tylko ten, który zdaje sobie z tego sprawę. Posłużę się przenośnią. W naszym sercu jest zły pies. Zamiast mówić: "on nie gryzie!", lepiej załóżmy mu kaganiec. Reasumując, pamiętajmy, że zło może ukrywać się pod pozorami dobra. Dlatego też nie możemy wypierać naszej złej strony natury. Musimy mieć jej świadomość. Myślę, że moja powieść podaje to w sposób czytelny i jednoznaczny.
W książce aborcja została ukazana jako element codziennego życia, bez zbędnej moralizatorskiej otoczki. Czy taka perspektywa miała na celu odzwierciedlenie współczesnych realiów społecznych, czy była to bardziej świadoma decyzja, aby uniknąć ideologizacji tematu? Jakie wyzwania napotkał Pan, przedstawiając ten temat w sposób neutralny?
Na początek, zaznaczę, że nie uważam, aby problem aborcji był tutaj przedstawiony neutralnie. Myślę, że obraz jest krytyczny, chociaż rzeczywiście niemoralizatorski. Oczywiście, są też w mojej powieści ciepłe słowa o aborcji, ale chyba uważny czytelnik domyśli się, że są one ironiczne. Co do meritum, banalizacja tych problemów stała się (niestety) stałym elementem debaty publicznej.
Ma pani rację, pisząc w taki, a nie w inny sposób, oddałem współczesne realia. Co ciekawe, rozważałem bardziej bezpośrednie nawiązanie do obecnych sporów, ale uznałem to za nachalne i zrezygnowałem. Oczywiście wybrana forma, też jest ryzykowna, ale myślę, że można uznać ją za udaną, i subtelną prowokację. Konkludując, jeśli chodzi o moje osobiste stanowisko, jest ono chrześcijańskie; oczywiście czasami trzeba poświęcić płód dla ratowania życia kobiety (również w mojej rodzinie były takie przypadki), ale przecież nie można całej debaty sprowadzić do tak radykalnych przypadków.
In vitro to temat wzbudzając w Polsce intensywne emocje i kontrowersje. Czy sposób jego przedstawienia w powieści jako rzeczy zwyczajnej miał być próbą normalizacji tego zjawiska, czy raczej środkiem do pokazania, że niezależnie od ocen etycznych, jest on częścią ludzkiego doświadczenia? Jak wpłynęło to na konstrukcję bohaterów i ich wewnętrzne konflikty?
Problem in vitro jest na pewno bardziej złożony niż aborcji. Rozumiem, że – pytając o ten zabieg – ma pani na myśli, temat „Słoików życie” z mojej powieści. Chociaż są one zainspirowanie sztucznym zapłodnieniem, a dokładnie mrożeniem nadmiarowych zarodków, to w sumie dotyczy to szerszego problemu – czy są granice bieotyczne kontrolowaniu narodzin? Niby jest u mnie jakiś dystans do tego Słoika, ale w sumie nikogo nie potępiam.
Wracając do in vitro, argumenty jednej strony, nie spowodują, że procedura zniknie; ale też argumenty drugiej nie spowodują, że znikną obawy. Najważniejsze, abyśmy zachowali wzajemny szacunek, co nie jest łatwe przy fanatycznym nastawieniu.
Wrócę na chwile do Słoika. Ten pomysł był pierwotnie czymś odrębnym od zamysłu powieści i został włączony jako ciekawostka. Jednak podczas pisania, stał się istotną częścią uniwersum. Jest dla nas cenną informacją, zarówno o tej rodzinie (Orfeusz lekceważący płód, i Areta robiąca z życia zabawkę), jak i o samym społeczeństwie, w którym dzieje się powieść.
Dlaczego Arete została przedstawiona w sposób aż tak bardzo karykaturalny? Jaką rolę odgrywa w powieści?
Arete jest mocno przerysowaną formą opisu realnej kobiety, która mnie molestowała seksualnie. Wybaczcie, ale nie podam szczegółów. Ma być to osoba pełna kontrastów. Inteligentna, ale udająca głupią. Dominująca, ale udająca uległą. Bóstwo seksu i symbol przesytu tego tematu. Nie tyle zła, ile bardziej zepsuta. Forma związku, który tworzy z Orfeuszem, jest realistyczna. Częściowo jest to parodia małżeństwa. O tyle jest to ciekawe, że żyjemy w czasach kultu związków; i kultu seksu.
Kim jest Orfeusz? Jaki ma stosunek do śmierci i do swojej pracy?
Jest służbistą. Wierzy w to, co robi. Ma jednak wewnętrzny dar krytycznego myślenia, więc zaczyna stopniowo wątpić. Klasyczny problem odkrywania dziury w systemie, w którym się służy. Po napisaniu powieści zauważyłem, że jest przeciwieństwem Winstona w roku 1984. Tam bohater zaczynał jako buntownik, a potem dał się stłamsić.
Jakie są główne wyzwania, przed którymi stanęli bohaterowie Pana książki, i jak odzwierciedlają one współczesne problemy?
Częściowo już na to dopowiadałem w poprzednich pytaniach. Żyją w cywilizacji, w której zło jest wielkie, ale ukryte. Nie jest to reżim w stylu hitlerowskim czy stalinowskim. Bardziej przypomina Belgijskie ludobójstwo w Kongo. Tak dobrze ukryte, że do dzisiaj nierozwiązane. Zło jest najgorsze, jeśli jest niewidoczne, wtedy musimy je najpierw dostrzec i nazwać. O tym wyzwaniu jest moja książka. Inne sprawy: aborcja, upadek chrześcijaństwa, kłopoty seksualne, nadmiar biurokracji, słabość kultury popularnej, używki, to tylko dygresje. Choć ciekawe, to te wątki pojawiły się podczas tworzenia powieści.
Ps. Co do ludobójstwa w Kongu. Ponoć opisujące je „Jądro ciemności”, które jest w Wielkiej Brytanii na indeksie.
A jaki stosunek do śmierci ma Pan jako autor?
Śmierć czeka każdego; moja powieść skupia się jednak na czymś ważniejszym – na życiu.
Jak Pan definiuje moralność?
Trudne pytanie; nawet dla absolwenta filozofii. Rozumiem, że nie chodzi o machanie jakąś słownikową czy encyklopedyczną definicją, ale to opisanie własnej refleksji. Moralność to ogólne przestrzeganie prawa wynikające z miłości. Tam, gdzie prawo naturalne (Boskie) jest powszechnie wiadome, tam trzeba go przestrzegać. W innych wypadkach trzeba iść za własnym sumieniem, nawet jeśli ono błądzi.
Wspomniał Pan, że "Ogrody ciszy" skupiają się na życiu. Czym więc ono jest dla Pana i dla bohaterów powieści?
Dla mnie życie jest największą wartością, ale w świecie mojej powieści nie jest ono doceniane. I tutaj pojawia się rozdźwięk między mną a nimi. Czy jednak to, co opisałem, jest odrealnione. Życie jest nieszanowane przez ludzi od lat. Sztampowo mógłbym wymieniać Ukrainę, Armenię, Palestynę, Liban czy Syrię (gdzie wojna chyba powraca na nowo); ale może lepiej spojrzeć na nasze podwórko. Czy kochamy cudze życie? Czasem nawet nie kochamy własnego.
Jakie są kluczowe konflikty wewnętrzne bohaterów i w jaki sposób ich rozwój wpływa na ogólną fabułę oraz jej przesłanie?
Temat rzeka. Ogólnie relacja Orfeusz – Arete to parodia tematu związku. Dużo miejsca przeznaczyłem przy tym dla problemu seksu w małżeństwie. Chciałem między innymi przekazać, że nie w każdym domu ta relacja się układa. Jest to ważne, gdyż mamy dużą presję społeczną, żeby mieć zadowolenie w tej kwestii.
Z kolei problem dziecka to opis strachu części ludzi przed ojcostwem i macierzyństwem. Inne relacje nawiązują do różnych tematów. Pogarda Arete do zwykłych obywateli to pewna hiperbola na temat hierarchii społecznych. Starzec sprzedający figurki bogów to symbol religii ludowej, a orficy pewnego przebudzenia religijnego, przy tym Arete i Orfeusz to typowi letni wyznawcy. Z kolei postać ministra jest przypomnieniem przebiegłości władzy.
Co chciałby Pan, aby czytelnicy poczuli, kiedy skończą czytać książkę?
Zaciekawienie i niedosyt. Może pewne wzruszenie? Choć z drugiej strony chyba każdy będzie miał własne wrażenia. Może, zamiast narzucać lepiej otworzyć się na indywidualne reakcje?
Ciekawa refleksja. Dziękuję za poświęcony mi czas.
Rozmawiała
Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz