[rozmowa o książce] Aleksandra Fila: Konflikty międzyludzkie wynikają często z faktu, że podniesienie wibracji na Ziemi obnaża po kolei dobrze chronioną przez ludzi "strefę wrażliwości"

Literatura science fiction to nie tylko spektakularne podróże w kosmos i zaawansowane technologie. To także przestrzeń do refleksji nad ludzką naturą, kulturą i granicami, które sami sobie wyznaczamy. Aleksandra Fila w swojej serii "Frekwencja 350" pokazuje, jak łączyć klasyczne motywy science fiction z introspekcją i pracą nad emocjami. W drugim tomie serii, zatytułowanym "Zakazana bliskość", autorka ponownie zabiera nas do świata mieszkańców Uldri, gdzie międzyrasowe relacje, poszukiwanie harmonii i przekraczanie granic stają się kluczowymi tematami. Powieść nie tylko zaskakuje fabularnie, ale także dotyka głębokich, uniwersalnych pytań o tożsamość, odpowiedzialność i miłość. Podczas rozmowy wspólnie odkrywamy filozofię Uldri oraz inspirujące podejście do życia, które, choć tak różne od naszego, skłania do refleksji i poszukiwania własnej drogi.

Aleksandra Fila Zakazana bliskość wywiad

W jaki sposób sztuka, muzyka i kultura wpływają na społeczeństwa przedstawione w książce? Jakie miejsce w Pani uniwersum mają te elementy, szczególnie w kontekście zróżnicowanych ras i cywilizacji?

Aleksandra Fila: To też kłopotliwe pytanie, bo ukazując społeczeństwa (na razie szerzej tylko mieszkańców planety Uldri) starałam się odbiegać od naszej kultury, która jest bardzo dualistyczna. Mówiąc inaczej – uznaje grę o sumie zerowej. To znaczy zakłada, że ktoś musi stracić, żeby mieć mógł ktoś. Stąd rozwijała się drogą podbojów. Uldryjczycy natomiast wyznają zasadę, że to, na czym koncentrujemy uwagę (a za nią energię) z odpowiednim nastawieniem, rozrasta się nieograniczenie. Haczyk tkwi w nastawieniu, które wynika m. in. z zapisów pamięci – to w tym miejscu wykonują kompleksową pracę dla zmiany losu.

Mam przed sobą 2. tom cyklu pt. "Zakazana bliskość" Co skłoniło Panią do napisania serii "Frekwencja 350"?

Nie zadecydowała o tym chęć sprzedania emocjonującej historii, choć pisząc – chyba jak każdy autor – rozgrywałam też własny teatr. Czyli domykałam wątki z własnego życia, obdarzając postacie fragmentami siebie. Jednak bardziej zależało mi na tym (przepraszam, jeśli zabrzmi to protekcjonalnie), żeby pokazać jakąś drogę. Prowadzącą do scalenia różnych fragmentów osobowości, także tych słabo uświadamianych. Aż boję się użyć tych wyświechtanych słów, ale trudno: drogę uzdrawiania i budowania własnej mocy. Do tego posłużyli mi Uldryjczycy, działający poprzez usuwanie wzorców, które blokują przepływ energii. Stąd w książce tak wiele introspekcji i pracy z emocjami na poziomie przekraczającym klasyczne terapie (nazwijmy rzecz po imieniu: wiele tu pracy energetycznej, która wyciska morze łez). Cześć czytelników przyjmie to jako spowolnienie akcji, czy wręcz egzaltację, ale wolałam pokazać coś autentycznego, niż tylko historię służącą rozrywce. Fani klasycznego SF mogą być zawiedzeni takim rozłożeniem akcentów, dlatego rozważam dodanie intensywniejszej akcji w kosmosie. Ale to z kolei nie każdemu odpowiada.

Korwetta to postać niezwykle złożona, której życie osobiste splata się z misją międzyplanetarną. Co było dla Pani najważniejsze podczas tworzenia tej bohaterki w powieści "Zakazana bliskość"? Jakie cechy chciała Pani jej nadać?

Dla mnie w tej postaci najważniejsza jest jej autentyczność. W "Rysach na tęczy", które można uznać za zerowy tom "Frekwencji 350", Korwetta jest irytująca jako nastolatka. Ale dlatego, że musi pogodzić w sobie dwa dziedzictwa. Osiągnąwszy dorosłość trzyma się prawdy (z jednym poważnym ześlizgiem) i podąża za tym, co czuje. Nie poddaje się ziemskim stereotypom w wyborze partnerów. Nie powstrzymuje jej ostracyzm, jasno komunikuje swoje przekonania także wtedy, gdy są niewygodne dla słuchaczy. Widzi wyraźniej niż ludzie pułapki ziemskiej egzystencji. Bywa rubaszna, a nawet wulgarna w ramach militarnej subkultury, ale potrafi otaczać miłością i czułością w sposób namacalny, wręcz transformujący. Osób kochanych nie odstępuje w kryzysie. Jej zdrowa spontaniczność zawiera nęcącą dozę wolności.

Jako kobieta staje przed wyzwaniem związanym z poszukiwaniem tożsamości. Jakie pytania o przynależność i granice tożsamości są dla Pani ważne w tej książce, zwłaszcza w kontekście międzyrasowych relacji?

Korwetta ma kłopot z pogodzeniem w sobie cech ludzkich i uldryjskich. Ma poczucie odmienności zarówno wśród jednych, jak i drugich, a w chwilach kryzysu dopada ją przekonanie: "jestem nie­kompletna, nienormalna, niechciana, zagrażająca i nie zasługuję na nic dobrego". Stapiając w jednej tożsamości dwie różne jakości dąży też do scalania się w bliskich relacjach. Mówi do Uldryjczyków: 

To wy stworzyliście mnie między gatunkami. Może stąd moja skłonność do rozpuszczania granic?

Moje pytania są tu podobne do pytań Korwetty: jak dużą bliskość z drugą istotą można zaakceptować? Czy mocno skracając dystans mamy wciąż do czynienia z bezpieczną symbiozą, czy już z niebezpieczną fuzją? I gdzie należy postawić granice? Z reguły mamy sprecyzowany pogląd co do istot z naszego kręgu kulturowego, mniej pewności miewamy wobec innej rasy ziemskiej. A gdybyśmy spotkali kogoś z innego miejsca we wszechświecie? Czy wówczas odważylibyśmy się obdarzyć miłością? A jeśli to "odkąd dokąd" ?

Aleksandra Fila Zakazana bliskość wywiad

W "Zakazanej bliskości" bohaterowie podejmują decyzje, które mają daleko idące konsekwencje. Jakie refleksje o odpowiedzialności za własne wybory i ich wpływ na innych zawarła Pani w tej książce?

Podstawowe decyzje wynikają z punktu zwrotnego akcji, który miał miejsce w pierwszym tomie "Frekwencji" (chodzi o scenę zdrady istotną o tyle, że od niej rozeszły się konsekwencje jak kręgi po wodzie). Ten punkt bohaterowie rozpracowują później kilkakrotnie i będą jeszcze do niego wracać, bo tam zadziało się wiele i to na kilku poziomach. Skutkiem jest wybór Korwetty, podjęty w tomie drugim, tj. ryzykowna wyprawa w kosmos oraz wyjątkowa relacja, która tam powstaje. Wyborem Cothleya jest "zakazana bliskość", która nie leży w charakterze jego rasy, no i złamanie zasady "nie zabijać". Wyborem Roberta jest oddanie się rodzinie (a przynajmniej heroiczna próba). Każdy z tych wyborów ma swoje blaski i cienie, każdy przyczynia się do rozwoju tych postaci, nawet jeśli ów rozwój przejawi się u niektórych decyzją, by nie kontynuować wybranej ścieżki. To, co tak bardzo zraniło Korwettę, otworzyło ją na wszechświat i pozwoliło przekazać cenną umiejętność innej rasie. Ryzykowna decyzja Uldryjczyków o przybyciu na Ziemię najpierw coś niszczy i rozmontowuje, a potem odbudowuje inaczej. Losy Roberta, który oddał osobiste szczęście niejako w służbie ludzkości, pozostaną mocno splecione z dalszymi wyborami ludzi.

W "Zakazanej bliskości" relacje między Korwettą a Cothleyem, a także między ludźmi a Uldryjczykami, są kluczowe dla fabuły. Jakie wyzwania stawiała Pani przed sobą, opisując miłość między przedstawicielami dwóch tak różnych ras?

Wyzwania postawiły się same, bo o ile planowałam pokazać przyjaźń i współpracę, nawiązującą się między ludźmi i Uldryjczykami, wraz z korzyściami i pułapkami takiej kooperacji, o tyle zaskoczył mnie kierunek, w jakim niemal samodzielnie poprowadzili Cothley i Korwetta. Uczucie, które zrodziło się między nimi oraz jego konsekwencje były dla mnie tak dużym zaskoczeniem, że przez chwilę nie wiedziałam, jak z tego wybrnę. Na szczęście pomocny okazał się guru Tulmi z planety Uldri, a jego zasada moralna, które też „spłynęła z kosmosu” podczas pisania, w pełni mnie przekonała.

Kompletnie nie planowałam bliskiej relacji międzygatunkowej i na dodatek mocno seksualnej. Najwięcej trudności sprawiają mi właśnie sceny erotyczne, a, o dziwo, urodziło się ich w tym cyklu sporo. Nie zamierzałam poświęcać wiele uwagi tym wątkom, ale one czasem przebijały się na plan pierwszy. Tak jakbym była w rodzaju transu w trakcie pisania cyklu, który szybko ustąpił po zakończeniu. Ale poddałam się zjawisku póki trwało, bo uznałam, że tkwi w nim istotna informacja.

Uldryjczycy w książce stanowią cywilizację, która znalazła harmonię między technologią a emocjami. Jakie inspiracje filozoficzne stały za stworzeniem tej kultury i jak wprowadzenie takich postaci wpływa na fabułę?

Gdyby pytanie dotyczyło harmonii między kobiecością i męskością, to powiedziałabym, że inspiracją była koncepcja androgynii, do której podobno psychicznie dążymy. Gdyż w ramach płci psychologicznej mamy coraz więcej typów androgynicznych w stosunku do typowo męskich czy typowo kobiecych.

Carl Gustaw Jung przekonywał o konieczności zintegrowania w sobie animy i animusa, żeby zaznać samourzeczywistnienia. Uldryjczykom ułatwiłam takie zadanie poprzez "dwupromienistość" słońca, które stworzyło życie na ich planecie oraz przez ich obupłciowość. Właśnie ta integracja obu biegunów pozwoliła mieszkańcom Uldri na harmonijny rozwój własny (zamiast potyczek o przewagę, charakteryzujących rozwój humanoidów, do czego nawiążę w tomie trzecim). Pozwoliła też na rozwój specyficznej technologii, mocno spojonej z naturą i z nimi samymi. Uldryjczycy traktują technologię jako przedłużenie siebie i sterują nią poprzez myśli i uczucia. O tym jeszcze nie było w książce wiele (ze względu na pierwszą dyrektywę), ale wkrótce będzie.

Kryształ, który odgrywa centralną rolę w powieści, to nie tylko technologia, ale także symbol. Co dokładnie według Pani kryje się za tą metaforą i jak wpływa na decyzje bohaterów?

Kryształ jest generatorem wysokich wibracji. Czyli częstotliwości energetycznych bliskich miłości, radości i mocy, a odległych od krzywdy, bólu i beznadziei. Konstruktorzy kryształu tłumaczą wielokrotnie, że obcowanie z nim mocno poprawi jakość ludzkiego życia. Ale najpierw ujawnią się częstotliwości niskie, wymagające uzdrowienia. Ludzie się na to godzą, nie zdając sobie sprawy jak przykre bywa opuszczenie strefy komfortu, w której mocno się okopali. Komfort był co prawda byle jaki, ale dla wielu wygodniejszy, niż późniejszy rollercoaster emocjonalny. Dotyczy to zwłaszcza osób bez doświadczenia w pracy z deficytami, czy też wypartą traumą. Uldryjczycy nie sprzedają iluzji, wiedząc, że trwałe uzdrowienie musi zajść na głębokich poziomach, ale zaskakuje ich niekonsekwencja ludzi i ich strategie ucieczkowe. Odkrywają też, że nie przewidzieli wszystkiego, bo Ziemia kryje wiele niespodzianek. Muszą z pokorą przyjrzeć się przeszacowaniu, którego dokonali. Ale rezygnacja nie leży w ich naturze.

Kryształ symbolizuje opiekuńcze siły wszechświata, które dla istot żywych pragną optymalnego stanu istnienia, bez szarpaniny w potrzasku. Ci, którym udało się zbliżyć do kryształu, chcą pozostać w zachwycie, jakiego przy nim doznają. Ale kochający opiekun próbuje przywrócić istotom ich własną moc, wywiedzioną z miłości. Wymaga to uzdrowienia ich deficytów. Zatem kryształ symbolizuje też wyzwanie na drodze do większego zysku. Bo wyrwanie się z pułapki pozornej wygody, zgniłych kompromisów i własnych przekonań wymaga nie lada determinacji. Przerasta to niektórych bohaterów - nawet tych z godnym pozazdroszczenia potencjałem.

Kapitan Cothley łamie zasadę "nie zabijania" w imię wyższej konieczności. Jakie wyzwania moralne, Pani zdaniem, towarzyszą postaciom w książce i co stanowi dla nich największy dylemat?

Prawdziwe wyzwanie moralne mają właśnie Uldryjczycy, bo ich filozofia mówi jasno, że zabijanie uruchamia energię śmierci, a nie energię życia, zatem prowadzi ku śmierci (a nie ku życiu). I nie jest ważne, czy w danej chwili jest się dawcą, czy biorcą, bo jeden biegun nie istnieje bez drugiego. Zatem ten drugi też przejawi się w doświadczeniu jednostki. Uldryjski model wszechświata, funkcjonującego na bazie wibracji, jest bardzo przejrzysty, choć może skomplikowany dla ludzi, którzy się z nim nie zetknęli. Korwetta w "Rysach na tęczy" tłumaczy go od podstaw Robertowi, bo dla niego na wstępie to jakiś odpał, ale w tomach "Frekwencji" już go asymiluje.

Cothley rozpacza z powodu pozbawienia życia oprawców (którzy w innym przypadku unicestwiliby jego załogę), bo brzydzi się zabijaniem. Dręczy go również to, co mu ten akt pokazuje. Mianowicie jakąś dziurę, deficyt wibrujący śmiercią, tkwiący w nim samym, którego się nie spodziewał. Ciężko mu się z nim pogodzić, bo ujawnił się dopiero w kontakcie z Ziemią. Dlatego potrzebuje rady mędrca ze swojej planety. Dyskusja z nim rodzi pytanie, czy istnieje jedno źródło całego istnienia, czy też dwa przeciwstawne.

Aleksandra Fila Zakazana bliskość wywiad

W powieści miłość nie jest tylko uczuciem, ale także energią, która ma wymiar fizyczny. Jak narodził się ten pomysł i co oznacza dla Pani połączenie miłości z technologią?

To, że miłość jest energią, znam z autopsji. Myślę, że wie to każdy, kto pracował kiedyś z energią (wibracją) miłości. To dokładnie tak, jak z tym kryształem. Podpisuję się pod znanym na Ziemi zdaniem: "im większa miłość, tym mocniej ujawnia to, co jeszcze nią nie jest" (w celu uzdrowienia właśnie). Przeczołgałam czytelników przez sceny uzdrawiania Korwetty (i nie tylko jej) podczas takiej pracy nie dlatego, że lubię egzaltację, ale w dbałości o realia. To takie SF, w którym zależało mi bardziej na prawdzie, niż na fantazji.

Połączenia miłości z technologią dokonują Uldryjczycy (i tu nie mogę się powołać na własne doświadczenia), bo ich technologia wywodzi się z natury planety, która współgra ze stanami mieszkańców. O tym więcej w tomie czwartym, przy nawiązaniu do technologii ich lotów.

Korwetta przechodzi dużą ewolucję, zmieniając podejście do swoich emocji. Jakie znaczenie ma jej osobista podróż w kontekście całości powieści?

Korwetta jest wciąż w transformacji i jeszcze sporo się jej pozmienia w kolejnych tomach. Jej osobista podróż pokazuje przemianę uwarunkowań, przekonań i zapisów traumy, co daje zmianę jej wizji rzeczywistości, a w konsekwencji zmianę losu. Jej droga ukazuje więc skutki pracy z wysokimi frekwencjami, ale pod opieką tych, którzy się na tym znają.

Jej losy są rzeczywiście mocno splecione zarówno z losami ludzi w opisywanym okresie czasu, jak i z ważnym momentem dziejowym na planecie Uldri. Nie mogła wieść łatwego życia u boku ukochanego, bo nie wypełniłaby roli akceleratora w ramach większego planu. Historia jej i Roberta jest próbką tego, co może spotkać innych pod bliskim wpływem kryształu. Dlatego w pewnej chwili oboje zdają sobie sprawę, że głosując za powrotem kryształu na Ziemię są winni ludziom odpowiedzi na pytania osobiste, których woleliby uniknąć.

Postać Adama, syna Roberta, wprowadza wątek przekazywania doświadczeń między pokoleniami. Jakie przesłanie o przyszłości ludzkości chciała Pani zawrzeć w tej postaci?

Adam dopiero się rozkręca, bo jeszcze niewiele o nim było On rzeczywiście sporo wziął od Roberta – prawie całą jego fizyczność i wigor z lat młodości oraz dużą część jego poglądów. Przy tym począł się i urodził na planecie o wysokich frekwencjach i to w bliskości kryształu. Ale jest też synem Gali. Wszystko razem da mu predyspozycje nie tylko do lepszego znoszenia lotów kosmicznych, ale też do kreowania nowoczesnej inżynierii. Jako jeden z niewielu ludzi zacznie rozumieć, na czym polega idea napędu uldryjskich statków i zamarzy, by zacząć ją stosować.

Jakie wyzwania, związane z różnicami kulturowymi i biologicznymi, stoją przed bohaterami, a co w tych relacjach jest uniwersalne?

Uniwersalna jest oczywiście miłość, rozumiana nie tylko jako uczucie, ale też jako forma energii (frekwencja, wibracja, częstotliwość), której przepływu kultura, ani biologia nie są w stanie ograniczyć. Różnica kultur i biologii stwarza za to bariery w kontakcie, a te kulturowe bywają silniejsze nawet, niż biologiczne. Doświadczenia Korwetty na Uldri pokazują jej zderzenie z kulturą społeczności gromadnej. Ziemska kultura monogamiczna może być bolesna dla Uldryjczyka (ale nie chcę tu spojlerować). Do nieporozumień mogą prowadzić nawet mniej ukorzenione zasady, jak kwarantanna dla gości na Uldri, czy protokół ziemskiej akademii astronautyki.

- Nie zawalczyłem o twoją obecność na naradzie sztabu, ale to było tak bardzo wbrew procedurze… – Pokręcił głową. – Nie, Cothley ma rację, byłem idiotą, że przejmowałem się procedurą…

– Cothley po mistrzowsku wymyka się z szufladek – potwierdziła. – Ale on nie zna barier naszej kultury.

Jakie role w procesie transformacji bohaterów odgrywają fizyczna, emocjonalna i międzyrasowa bliskość? Jakie lekcje z tej transformacji mogą wynieść czytelnicy?

Owa transformacja ma szansę powodzenia, jeśli bazę tych typów bliskości stanowi wysoka frakcja miłości. O tym, jak "Frekwencja 350" współgra z cielesnością, będzie jeszcze mowa w kolejnych tomach, bo rzecz fascynuje rasę uldryjską, w pełni zdolną do miłości, ale nie czerpiącą z potencjałów seksualnych. Uldryjczyków nie interesuje ludzki seks jako taki, bo większość obserwowanych zbliżeń uważają za porażkę w energetycznej wymianie. Fascynuje ich jednak pewien przepływ, który niewielu potrafi wzbudzić. Nie wiem, czy o można uznać za lekcję dla czytelników, ale zjawisko jest warte uwagi, bo jako dostępne na Ziemi stanowi treść wielu ludzkich marzeń.

Konflikty międzyludzkie i międzyrasowe są jednym z centralnych tematów książki. Jakie refleksje o współczesnych relacjach międzyludzkich może przynieść ta opowieść?

Myślę, że wprowadzam znacznie mniej krwawych konfliktów, niż autorzy powieści sensacyjnych, czy typowego science fiction. Wiem, że mogę tym rozczarować wielu czytelników, ale mam tu tak jak Cothley – uważam, że zabijanie to boczna ścieżka rozwoju, a cywilizacje, które jeszcze się nim posługują, jadą na lewych sankach i prędzej czy później się rozbiją. Choć owszem, wprowadzam do powieści brutalną cywilizację, która wnosi zarzewie konfliktów międzyrasowych. Ale kto mieczem wojuje, od miecza ginie, więc losy tej rasy nie wzbudzą zachwytu. Także dlatego, że choć technicznie dobrze rozwinięta, jest emocjonalnie prymitywna. Świetnie wykorzystuje to pewna "społeczność" bezcielesna, która póki co jest w książce zagadką.

Potyczki międzyrasowe są tłem dla relacji i konfliktów międzyludzkich. Główny spór na Ziemi można nazwać sporem o kryształ i o współpracę z jego twórcami. Dokładnie zaś jest to spór o to, czy chcemy przyspieszenia rozwoju poprzez transformację naszej strefy cienia (czy, bardziej obrazowo, uwolnienia się od "ciemnej strony mocy"), czy też wybieramy chwilowy komfort, a w zasadzie jego iluzję, którą coraz trudniej połatać.

Konflikty międzyludzkie wynikają często z faktu, że podniesienie wibracji na Ziemi obnaża po kolei dobrze chronioną przez ludzi "strefę wrażliwości", z którą trzeba się zmierzyć (albo się pod nią załamać, jak zauważa jedna z postaci). Ale społeczeństwo przyszłości, które przedstawiam, przeszło już pewien rodzaj testu (o którym mowa w "Rysach na tęczy") i nie uchowały się w nim najbardziej mordercze instynkty. Choć tego, co pozostało, i tak wystarcza na jakiś dramat co pewien czas, więc ludzkość ma z czym pracować.

Jakie główne przesłanie chciałaby Pani, aby czytelnicy wynieśli z "Zakazanej bliskości"? Jakie pytania o miłość, technologię i odpowiedzialność pozostaną w ich umysłach po lekturze?

Wspomniane już pytanie o granice bliskości – czy powinny być sztywne (według kodeksu: dozwolone są takie konfiguracje, a inne już nie), czy elastyczne. Czy dla prawdziwej miłości (której energetykę da się już nawet zmierzyć i której przepływu nie można zahamować) powinny być w ogóle jakieś granice? A jeśli tak, to czy przebiegają na poziomie ciała? Czy może rasy, albo gatunku? To ostatnie pytanie nurtuje bohaterów książki na tyle, że odpowiedzi szukają nawet u mędrców.

Na pytanie o technologię na razie nie odpowiem, gdyż dotąd niewiele o niej pisałam, a to, co wprowadzę w tomie trzecim (a potem czwartym) może zbulwersować wielu.

Pytanie o odpowiedzialność jest ważne i dla tomu "Zakazana bliskość" i dla całego cyklu. Mamy do czynienia z odpowiedzialnością admiralicji szkół astronautycznych za bezpieczeństwo ludności – pojawiają się przykłady dobrych i złych dowódców. Uldryjczycy muszą nieustannie odpowiadać za decyzję lądowania na Ziemi (wbrew konwencji galaktycznej) oraz jej skutki. Na poziomie relacji mamy odpowiedzialność za wybory bohaterów, z których konsekwencjami czytelnikom chyba najłatwiej empatyzować. Ale nawet ta odpowiedzialność nieco się rozmywa. Mamy bowiem odpowiedzialność Roberta za niespodziewaną decyzję na Granadi (nie przypadkiem jest to scena zwrotu akcji) i z niej nikt go nie zwolni (zwłaszcza on sam). W konsekwencji ma dzieci z tą a nie inną partnerką, co determinuje jego los osobisty. Ale patrząc głębiej misja ratowania Ziemi, która przypada mu w udziale, jest skutkiem przeszacowania przez Uldryjczyków ludzkiej odporności psychicznej. Z kolei Cothley nigdy nie zapomni, że desperackiej decyzji Roberta zawdzięcza życie, choć tenże nie miał wówczas pojęcia, że ratuje uldryjski koryf. Sfery odpowiedzialności w tej powieści mocno się zazębiają i cyrkulują, żeby na koniec wygenerować większy obraz.

Jakie plany ma Pani wobec kontynuacji cyklu "Frekwencja 350"? Czy możemy spodziewać się dalszych rozważań nad tematami filozoficznymi i etycznymi, które porusza Pani w tej serii?

Tak, oczywiście, tych rozważań będzie jeszcze wiele, choć mam nadzieję, że nie spowolnią one mocno akcji. Całość jest już napisana, ale rozważam lifting niektórych wątków, np. poprzez dodanie akcji w kosmosie. Ale nie wiem, ilu czytelników to ucieszy, a ilu zmartwi, bo z sentymentem do literatury SF bywa różnie. Filozofia i etyka jest w książce bezspornie ważna, ale nie chcę nią przytłoczyć. Dlatego staram się wplatać ją w akcję, w historie czujących ludzi. Pozwalam im mówić własnym głosem, by przekonywała ich przeżyciami, a nie moim wykładem, czy nawet spersonalizowanym wywodem narratora. Stąd w książce tyle dialogów.

Dziękuję za poświęcony mi czas i czekam na kolejną książkę z serii.

Rozmawiała


Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.

Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!

Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.

Komentarze


Wyróżnione recenzje