[recenzja książki] Witold Horwath: Policjantka i romantyk
Witold Horwath w swojej powieści "Policjantka i romantyk" zdaje się igrać z czytelnikiem – nie daje mu chwili wytchnienia, nie oferuje prostych rozwiązań, nie podsuwa gotowych interpretacji. To książka, która z jednej strony może być czytana jako opowieść sensacyjna, z wątkiem śledztwa i trupem w tle, a z drugiej – jako socjologiczno-psychologiczna analiza społeczeństwa, jego ukrytych mechanizmów, obsesji i pragnień. Wszystko to osadzone w groteskowej, nieco przerysowanej, ale przez to jeszcze bardziej sugestywnej rzeczywistości współczesnej Warszawy.
Główna bohaterka, Hanka Lubochowska, to bez wątpienia jedna z najciekawszych kobiecych postaci we współczesnej literaturze gatunkowej. Inteligentna, zmysłowa, pewna siebie, a zarazem świadoma, jaką cenę płaci się za bycie kobietą w męskim świecie. Jest policjantką, której sława nie opuszcza nawet murów uczelni – próbuje rozpocząć studia, jednak od początku musi zmagać się z łatką "tej z wydziału", która nosi broń i wie za dużo. Jej przenikliwy umysł i fizyczna pewność siebie nie są jednak tarczą absolutną – kobieta pragnie czegoś więcej niż tylko kolejnych rozwiązywanych spraw. Jej obecność w akademickim środowisku staje się nie tylko osobistym wyzwaniem, ale i punktem stycznym z innym światem – z młodym, naiwnym romantykiem z prowincji.
Hanka to postać, która od pierwszych stron wyłamuje się z utartego schematu "kobiety w służbach" – zimnej profesjonalistki bez uczuć albo przeciwnie: nadmiernie seksualizowanej ikony siły, której bunt służy jedynie uatrakcyjnieniu fabuły. U Horwatha Hanka nie jest dodatkiem do męskiej narracji, nie spełnia funkcji dekoracyjnej ani dydaktycznej. To kobieta realna – zmysłowa i inteligentna, ale też pełna wątpliwości, zmęczona, chwilami zrezygnowana. Jej atrakcyjność nie jest przerysowana – to raczej element jej tożsamości, który bywa równie pomocny, co obciążający, szczególnie w świecie, gdzie kobiecość często postrzegana jest jako słabość lub narzędzie manipulacji.
Autor nie stawia Hanki na piedestale. Wręcz przeciwnie – pozwala jej upaść, złościć się, czuć lęk i niepewność. Pokazuje, że siła kobiety nie polega na tym, że nie czuje, ale właśnie na tym, że potrafi czuć i działać mimo wszystko. Hanka wchodzi w przestrzenie tradycyjnie zarezerwowane dla mężczyzn – zawodowe, fizyczne, społeczne – ale nie udaje, że to łatwe. System, w którym funkcjonuje, nie został zbudowany z myślą o takich jak ona. Musi więc nieustannie negocjować swoją pozycję, walczyć o szacunek, którego jej nie przyznano z góry, i przetrwać w rzeczywistości, gdzie lojalność często jest iluzją, a przemoc przyjmuje różne formy – od fizycznej po symboliczną.
Horwath nie popada jednak w patos. Nie czyni z Hanki męczennicy ani ikony „girl power” na pokaz. Nie musi jej ubierać w manifesty, by pokazać, jak bardzo uwikłana jest w świat zdominowany przez mężczyzn. Feministyczny rys tej postaci nie tkwi w sloganach, lecz w codziennym trudzie bycia sobą – nieustannie negocjowaną autonomią, próbą życia po swojemu w świecie, który tego nie ułatwia. I właśnie dlatego Hanka budzi sympatię i szacunek – nie dlatego, że jest „idealna”, ale dlatego, że jest ludzka.
Symek – zakochany w swojej sąsiadce Meli, pod nieustanną kontrolą jej interesownego brata Edmunda – to figura kontrastowa wobec Hanki. Nie tyle przeciwieństwo, co dopełnienie. On działa sercem, ona rozumem. On idealizuje, ona kalkuluje. Jego naiwność – czasem wręcz rozczulająca – odbija się boleśnie od szorstkiej, cynicznej rzeczywistości wielkiego miasta. W ich relacji Horwath zdaje się zadawać pytanie: czy możliwy jest dialog między tymi dwoma światami – światem marzeń i światem pragmatyzmu? Czy romantyzm ma jeszcze rację bytu w rzeczywistości zdominowanej przez układy, układziki, zależności i przemoc symboliczną?
Symek, młody chłopak z prowincji, wprowadza do powieści Horwatha nie tylko świeżą perspektywę, ale i ważny kontrapunkt dla cynicznego, wyrachowanego świata wielkiego miasta. Jest jak miękka tkanka wystawiona na tarcie z betonem – pełen ideałów, romantycznych uniesień i prostych pragnień, które w konfrontacji z brutalną rzeczywistością tracą naiwną aurę. To nie tylko figura literacka „niewinności zagubionej w systemie”, ale przede wszystkim głos pokolenia, które jeszcze wierzy, że dobro może wygrać z układami, uczucie z rozsądkiem, a uczciwość z pragmatyzmem.
Horwath, zamiast opowiadać się po jednej ze stron, precyzyjnie ukazuje dysonans – nie tyle społeczny, co kulturowy. Miasto w jego prozie to nie tylko przestrzeń geograficzna, ale sposób myślenia. Tu wszystko ma swoją cenę, każde działanie jest kalkulacją, a każde uczucie musi być uzasadnione. Prowincja natomiast – symbolizowana przez Symka – to jeszcze świat wartości nienaruszonych, choć już chwiejnych, próbujących się utrzymać na powierzchni. Nie chodzi tu jednak o proste przeciwstawienie: „czyste serce” kontra „zepsuta metropolia”. Horwath jest zbyt przenikliwy, by poprzestać na takim uproszczeniu. Zamiast tego pokazuje pęknięcie, które biegnie nie tylko między miejscami, ale przez ludzi.
Mężczyzna, mimo swojej pozornej prostoty, nie jest głupi ani naiwny – jest po prostu niedostosowany. Jego romantyzm nie wynika z braku świadomości realiów, ale z oporu wobec nich. I właśnie w tym napięciu – między idealizmem a koniecznością "strategicznego" myślenia – rozgrywa się jego dramat. Jest reprezentantem tych, którzy chcą żyć według zasad, ale z każdym krokiem muszą je naginać, by przetrwać. Miasto nie tyle go niszczy, co powoli przekształca – jego przemiana to bolesny proces tracenia złudzeń.
Autor subtelnie sugeruje, że ten konflikt – choć wydaje się jednostkowy – jest znakiem czegoś większego. Pęknięcie, o którym pisze, dotyczy całego społeczeństwa: rozdartego między pamięcią o wspólnocie a koniecznością rywalizacji, między etyką a pragmatyzmem, między tym, co autentyczne, a tym, co opłacalne. Symek jest nośnikiem pytania: czy można zachować czystość w świecie, który nagradza grę?
Pytanie o to, czy Hanka i Symek są jedynie literackimi konstrukcjami, czy może metaforami współczesnych dylematów, stanowi jedno z najbardziej intrygujących zagadnień tej powieści. Witold Horwath nie tworzy postaci jednowymiarowych – nie są oni tylko trybikami w fabularnej maszynie, ale raczej odbiciem realnych napięć, z jakimi mierzy się dzisiejszy człowiek. Hanka, próbująca zachować niezależność w opresyjnym systemie, i Symek – idealista, który w zderzeniu z rzeczywistością stopniowo traci grunt pod nogami – to figury, które działają na dwóch poziomach: narracyjnym i symbolicznym.
Na poziomie symbolicznym Hanka może reprezentować każdą osobę, która walczy o podmiotowość w zmaskulinizowanych strukturach – nie tylko zawodowych, ale i społecznych. Jej historia mówi o próbie zachowania tożsamości tam, gdzie lojalność jest towarem, a każda emocja może być wykorzystana przeciwko niej. To nie tylko opowieść o kobiecie w mundurze, ale o każdym z nas, kto próbuje być sobą w świecie opartym na mechanizmach kontroli, hierarchii i gry pozorów.
Symek z kolei uosabia tę część nas, która jeszcze chce wierzyć w bezinteresowność, w dobro, w czystość intencji. Ale też pokazuje, jak bardzo jesteśmy narażeni na rozczarowanie, kiedy nasze wartości trafiają na grunt, który nie tylko ich nie rozumie, ale wręcz je wyszydza. Obie postaci są zatem – w głębszym sensie – pytaniem o nasze codzienne wybory: czy i na ile jesteśmy w stanie pozostać wierni sobie, kiedy świat wymaga od nas maski, kompromisu, taktyki?
I tu pojawia się drugi, jeszcze bardziej niepokojący aspekt powieści – refleksja nad tym, gdzie tak naprawdę rodzi się zło. Horwath odwraca klasyczne porządki moralne: to nie margines, nie "obcy" – cyganie, drobni przestępcy czy ludzie z nizin społecznych – są źródłem największego zagrożenia. Wręcz przeciwnie – zbrodnia najczęściej wyrasta tam, gdzie wszystko jest "w porządku", gdzie obowiązuje dress code, elegancja, dobre maniery i poprawność. Autor nie daje nam złudzeń – największe zło lubi się chować w miejscach dobrze oświetlonych, pod warstwą kultury, instytucjonalnych procedur i społecznego prestiżu.
To zderzenie pozorów z rzeczywistością – często brutalną i bezwzględną – stanowi jeden z filarów narracyjnych tej książki. Czytelnik, śledząc fabułę, zmuszony jest stale konfrontować się z pytaniem: komu ufać? I co tak naprawdę oznacza "normalność", jeśli może być zasłoną dla przemocy, cynizmu i manipulacji? Horwath nie daje łatwych odpowiedzi, ale z brutalną szczerością pokazuje, że najciemniejsze sprawy rzadko dzieją się w ciemnych zaułkach – znacznie częściej rodzą się w biurach, na uniwersytetach, w salonach i urzędach.
W tym sensie "Policjantka i romantyk" to nie tylko historia kryminalna, ale i głęboka refleksja społeczna. To książka, która – choć opowiada o jednostkach – mówi o zbiorowości. O nas samych. I o tym, jak bardzo jesteśmy uwikłani w świat, który często działa wbrew wartościom, w które chcielibyśmy wierzyć.
Na tym tle rozwija się wątek kryminalny – pozornie klasyczny: zbrodnia, podejrzani, śledztwo. Ale u Horwatha nic nie jest jednoznaczne. Ktoś morduje przedstawicieli półświatka, a podejrzenie szybko pada na grupę Cyganów spotkanych w dworcowym barze. To trop nieprzypadkowy – autor dotyka tematu społecznego wykluczenia, mechanizmów stygmatyzacji, uproszczeń, jakimi posługuje się społeczeństwo, by chronić własny, wygodny porządek. Oskarżenie "Innego" staje się wygodnym rozwiązaniem – odwracającym uwagę od prawdziwych struktur władzy. Zbrodnia, jak się okazuje, zatacza coraz szersze kręgi, docierając do osób z wyższych sfer, uznanych i szanowanych. To już nie tylko kryminał – to diagnoza społeczna.
Nie sposób pominąć roli, jaką w tej książce odgrywa Warszawa – miasto żywe, pulsujące, brudne i wciągające. Horwath nie maluje pocztówkowych widoków. Jego stolica to przestrzeń napięć, pełna kontrastów – od uczelnianych korytarzy po speluny, od akademickich debat po przemoc na peryferiach. To miasto nie daje azylu – ono stawia pytania, prowokuje, wymaga czujności. I choć bohaterowie próbują znaleźć w nim swoje miejsce, Warszawa wydaje się nie tyle tłem, co współuczestnikiem dramatu. To ono wystawia na próbę, testuje lojalność, uwodzi i zdradza.
Groteska to jeden z najważniejszych środków wyrazu w tej powieści. Edmund – brat Meli – to postać wręcz karykaturalna: zachłanny, zaborczy, pozbawiony empatii, traktuje siostrę jak towar na sprzedaż, gotów targować się o jej rękę, byle samemu coś zyskać. Przerysowanie tej postaci jest celowe – ukazuje mechanizmy patriarchalnej kontroli, przemocy ekonomicznej i symbolicznej. Horwath nie boi się przerysowania, bo wie, że czasem tylko poprzez groteskę można dotknąć istoty sprawy. W tej samej konwencji mieści się również erotyzm powieści – sugestywny, ale nie pornograficzny; pełen napięcia, ale też emocjonalnej złożoności. Seksualność Hanki nie jest jednowymiarowa – to zarówno wyraz siły, jak i tęsknoty za bliskością.
Na poziomie językowym książka Horwatha zachwyca precyzją, rytmem, ironią. Styl autora jest żywy, intensywny, często nerwowy – jakby narracja sama podlegała ciśnieniu świata przedstawionego. Krótkie zdania, cięte dialogi, dynamiczne opisy budują atmosferę niepokoju i napięcia. Ale pod warstwą fabularną kryje się także warstwa literacka – autor bawi się konwencją, cytatem, stereotypem, językiem potocznym i intelektualnym. Jego styl nie tylko prowadzi czytelnika, ale zmusza go do czujności.
Witold Horwath konsekwentnie eksploruje rejony, w których granica między groteską a brutalnym realizmem staje się płynna i niepokojąca. W "Policjantce i romantyku" również widać tę charakterystyczną dla niego umiejętność – tworzenia świata pozornie znajomego, a jednocześnie boleśnie zniekształconego, jakby widzianego przez pęknięte zwierciadło. Realizm Horwatha to nie tylko ulica, brudna klatka schodowa czy dworcowy bar – to również psychologiczne tło, pełne zawiłości, kompleksów i hipokryzji. Autor bezlitośnie obnaża społeczne mechanizmy – pokazuje, jak łatwo zbrodnia przenika do życia codziennego, a przemoc (zarówno fizyczna, jak i symboliczna) staje się normą ukrytą pod pozorami kultury i przyzwoitości.
Groteska w jego ujęciu nie służy wyłącznie estetyce. To narzędzie demaskujące – świat ukazany w krzywym zwierciadle staje się bardziej prawdziwy niż jakikolwiek realistyczny opis. Postacie – nawet te drugoplanowe – noszą w sobie ładunek sprzeczności: są jednocześnie komiczne i tragiczne, przerysowane i boleśnie autentyczne. Taki jest chociażby Edmund, brat Meli, który balansuje między archetypem „szaleńca” a wcieleniem toksycznej męskości, maskowanej troską o siostrę. Taka też jest sama Hanka – kobieta silna, inteligentna, ale też rozdarta wewnętrznie, zagubiona w świecie, w którym musi ciągle coś udowadniać – mężczyznom, systemowi, sobie.
Horwath nie pozostawia złudzeń: jego społeczeństwo to nie wyidealizowany organizm obywatelski, ale splątana sieć interesów, hierarchii, przemocy i układów. Moralność istnieje tu raczej jako wyjątek niż reguła, a wrażliwość jest luksusem, na który mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy niczego nie muszą. Ten brutalny obraz rzeczywistości przypomina, że literatura nie musi być ucieczką – może być lustrem, w którym nie każdy chce się przejrzeć.
Momentami proza Horwatha przypomina klasyczną estetykę mrocznych opowieści kryminalnych, w których świat jest gęsty od dymu papierosowego, moralnych dylematów i bohaterów balansujących na granicy prawa i bezprawia. Ale u Horwatha ten schemat zostaje przefiltrowany przez lokalną wrażliwość – przez szarość dnia codziennego, przez przyziemność dworcowych barów, przez język, który nie szuka finezji, lecz uderza w sedno i często kaleczy. To opowieść, w której nie ma miejsca na wielkie gesty – tu dramat czai się w szczególe, a napięcie budowane jest nie tyle przez spektakularne zbrodnie, ile przez niedopowiedziane relacje, spojrzenia, drobne zdrady i pęknięcia w psychice bohaterów.
Ta proza tętni rytmem miasta, w którym nie sposób odróżnić policjanta od przestępcy, ofiary od sprawcy, a uczciwość od gry pozorów. Pod powierzchnią codziennych rytuałów – takich jak picie kawy, przesiadywanie na uczelni czy rozmowy w windzie – czai się coś niepokojącego, niewypowiedzianego, a jednak wszechobecnego. To świat, w którym brutalność nie jest wyjątkiem, lecz normą, tylko że zakamuflowaną pod płaszczykiem przyzwoitości.
Zamiast efektownych pościgów i rozwiązań rodem z sensacyjnych filmów, dostajemy tu surową rzeczywistość – ludzi uwięzionych w układach, poddanych społecznym naciskom, próbujących odnaleźć siebie w świecie pozbawionym jasnych zasad. Właśnie to przesunięcie środka ciężkości – z wydarzenia na emocję, z akcji na atmosferę – nadaje powieści niepowtarzalny klimat. To nie tyle klasyczny kryminał, co psychologiczna wiwisekcja społeczeństwa, w którym zło ma twarz sąsiada, kolegi z pracy, a czasem – własną.
Tytuł "Policjantka i romantyk" to klucz do interpretacji powieści. Zderzenie dwóch światów, dwóch postaw, dwóch typów wrażliwości. Ona – konkretna, doświadczona, ubrana w mundur i sceptycyzm. On – delikatny, zagubiony, rozmarzony. Razem tworzą duet, który niekoniecznie musi się dopełniać, ale który na pewno coś o sobie nawzajem mówi. Ich obecność w tej historii przypomina, że żadna tożsamość nie jest dana raz na zawsze, że każdy z nas balansuje między siłą a kruchością, między rozumem a uczuciem.
"Policjantka i romantyk" to powieść dla czytelnika wymagającego – takiego, który nie oczekuje prostych zakończeń ani jednoznacznych bohaterów. To książka, która intryguje i zostaje w pamięci. Horwath stworzył literacki świat gęsty, pełen emocji, napięć i ironii. Jego proza działa na wielu poziomach – bawi, wzrusza, ale i prowokuje do myślenia. W dobie literatury szybkiej, uproszczonej i wypranej z znaczeń, taka powieść to prawdziwa rzadkość.
Ta książka nie tylko wciąga w wir zbrodni i tajemnic, ale także zmusza do refleksji nad naturą ludzkich wyborów, hierarchiami społecznymi i wartościami, które w codziennym życiu często muszą ustępować przed pragmatyzmem. Horwath kreuje świat, w którym zło nie jest jednoznaczne, a jego źródło – choć ukryte – tkwi w miejscach, które uchodzą za najbardziej cywilizowane. Bohaterowie książki – Hanka i Symek – to postaci pełne sprzeczności, zmagające się z własnymi pragnieniami, lękami i rozczarowaniami. To ich historia, pełna brutalnej prawdy o świecie, w którym pozory rzadko idą w parze z rzeczywistością, staje się uniwersalnym pytaniem o to, jak żyć w świecie pełnym iluzji.
Horwath mistrzowsko balansuje na granicy pomiędzy groteską a realizmem, tworząc dzieło, które nie tylko angażuje emocjonalnie, ale również prowokuje intelektualnie. To książka, która, mimo iż opowiada o zbrodni, jest przede wszystkim opowieścią o ludziach – o tym, jak różne twarze przybierają nasze pragnienia, jak różne twarze przybierają nasze wartości, a przede wszystkim, jak łatwo ostatecznie ulec systemowi, który nigdy nie miał na celu ich ochrony.
To powieść, która zmusza do zastanowienia się nad tym, co naprawdę liczy się w życiu, i pokazuje, że nie wszystko, co z pozoru cywilizowane i szlachetne, jest wolne od zła. To książka, która z pewnością pozostawi po sobie ślad w umyśle każdego, kto podejmie próbę zanurzenia się w jej niejednoznaczną, pełną napięć rzeczywistość.
Czy warto po nią sięgnąć? Zdecydowanie tak – zwłaszcza jeśli szukamy nie tylko dobrej fabuły, ale też intelektualnej i estetycznej przygody.
Recenzowała

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz