[rozmowa o książce] Paweł Horyszny: Dopóty technologia jest wykorzystywana jako pomoc dla ludzkości, a nie zastępowanie jej we wszystkim, włączając proste codzienne czynności, jest wartościowym rozwojem
W swojej książce "Templarantis" Paweł Horyszny sięga właśnie po motyw Atlantydy, by stworzyć opowieść, która wymyka się gatunkowym ramom i łączy science fiction, historię, mitologię oraz aktualne pytania o przyszłość człowieka i społeczeństwa.
W rozmowie z autorem zagłębiamy się w kulisy jego twórczego procesu, źródła inspiracji, a także w tematy, które nieustannie poruszają wyobraźnię – od dylematów moralnych, przez rozwój technologii i genetykę, aż po znaczenie duchowości i wolności w świecie coraz bardziej zdominowanym przez ideologie.
Jeśli interesuje Was, co kryje się za legendą Atlantydy i jak można ją odczytać na nowo – zapraszamy do lektury wywiadu.

Co skłoniło Cię do podjęcia tematu Atlantydy w swojej książce i dlaczego właśnie w taki sposób zdecydowałeś się ją przedstawić?
Paweł Horyszny: Wątek Atlantydy jest intrygujący sam w sobie. Legendy i tajemnice ją otaczające działają na wyobraźnię i dają ogromne pole do, zarówno interpretacji tego wszystkiego, co na jej temat wiemy (lub bardziej… nie wiemy) jak i – dla kogoś takiego jak ja – aby wykorzystać ją do swoich pisarskich potrzeb. Idea rozwiniętej cywilizacji jaką sobą Atlantyda prezentowała aż się, aby użyć jej jako bazy to stworzenia jednego z mocarstw, które pojawiają się w mojej powieści. Jej rozwój technologiczny, który okazał się zgubny, był czymś można bardzo łatwo przełożyć i dopasować na potrzeby "Templarantis". Zresztą rozwój AI i tego jak może to nas zgubić jest specyficzną alegorią tego, co okazało się zagładą Atlantydy. Jednak w "Templarantis" ten rozwój techniczny ukierunkowany jest na wyścig zbrojeń i manipulacje genetyczne.
Zdaję sobie sprawę, że nasze wyobrażenie Atlantydy jest czysto spekulacyjne, jednak nie ukrywam, że zadałem sobie trud i starałem się opisać wyspę na podstawie tego, co o niej wiemy. Np. opisałem wygląd stolicy państwa w oparciu o tym, jak o niej wspominał Platon.
Zresztą przywiązałem szczególną wagę do (nazwijmy to) dbałości historycznej w powieści. Większość miejsc, które pojawiają się w książce są autentyczne, lub przynajmniej oparte na tym co – nawet szczątkowo – o nich wiemy. To dla mnie podstawa. Silne – historyczne – fundamenty są niezbędną bazą na której podwalinach tworzyłem zalążek mojej powieści, stąd historyczny, lub – przynajmniej – faktologiczny ‘background’ jest esencją każdej szanującej się powieści. W końcu.. każdy pisarz musi sobie zdawać sprawę, że jest kimś w rodzaju… Boga… Kreatora, który tworząc swoją opowieść, więc musi zadbać i przywiązać szczególną wagę do tego, aby ona sens i najzwyczajniej w świecie "kleiła się" od początku po sam koniec.
"Templarantis" to książka, która łączy wiele gatunków literackich. Jakie wyzwania napotkałeś podczas łączenia elementów science fiction, historii i mitologii?
Przede wszystkim starałem się wyjść poza ramy jednego gatunku i nie chciałem, aby "Templarantis" było zaszufladkowane do jednego konkretnego gatunku. Dlatego nie bałem się sięgnąć po elementy sci-fi, fanatsy, thrillera, czy erotyki.
Większym wyzwaniem było dla mnie ułożenie losów bohaterów (pamiętajmy, że moja powieść nie ma jednej głównej postaci, lecz kilka i każda z nich jest równie ważna i równie istotna dla fabuły powieści) tak, by jako całość miała sens i uniknięcie "dziur" i "niedorób" w fabule miało dla mnie fundamentalne znaczenie w procesie twórczym. Niczego bardziej nie znoszę (zarówno w filmach jak i w książkach) jak historii, która się nie tworzy spójnego sensu i jest naciągana.
Zresztą pojawienie się takich, a nie innych gatunków w "Templarantis" jest zwykłym wynikiem moich fascynacji i tego co sam czytam w wolnych chwilach. Zresztą do tego wszystkiego, wierzenia słowiańskie przeżywają w Polsce renesans. Nie mówię tylko o inspiracjach w literaturze, ale również w codziennym życiu. Neo-poganizm zdaje się kwitnąć i coraz więcej młodych ludzi, rozczarowanych działalnością Kościoła, wraca do naszych prawdziwych religijnych korzeni.
Kiedy piszesz o tak tajemniczym temacie jak Atlantyda, jakie wątki są dla Ciebie najważniejsze – mitologiczne, filozoficzne, czy może społeczne?
Myślę, że każdy z nich po trochu. Przed wielu z nas Atlantyda jest postrzegana jaka swoista utopia, w której wszystkie elementy ludzkiej egzystencji utrzymane były w równowadze. Mamy wolność i rozwój cywilizacyjny, który jednak koresponduje z pierwiastkiem duchowym (pamiętajmy, że została ona wybudowane przez boga mórz Posejdona, gdy ten zakochał się w śmiertelniczce – Klejto). Jednak w "Templarantis" – pomimo, że kraj jest przedstawiony jako rozwinięty – nie unika on pułapki konsumpcjonizmu, konformizmu i właśnie to zagłuszenie, lub porzucenie duchowego elementu staje się w pewnym momencie dla niego zgubnym. Może nie tyle stricte religijnego, co odwołującego się samoświadomości i wewnętrznego rozwoju jednostek.
Czy inspiracja do stworzenia tej książki przyszła do Ciebie z fascynacji historią, czy może z chęci wyobrażenia sobie alternatywnej rzeczywistości?
Jestem niedoszłym historykiem i dobrze sobie zdaję z tego sprawę. Jednak tory życia sprawiły, że podążyłem inną ścieżką zawodową, jednak zamiłowanie do dawnych dziejów we mnie pozostało po dziś dzień.
Wizja alternatywnych rzeczywistości jest kolejnym elementem, które daje wyobraźni pole do popisu. Kwestie "co by było, gdyby" tworzy przed nami niewyobrażalne ilości możliwości zarówno na warstwie historycznej jako takiej, jak również osobistej. Co by się stało, gdybym wybrał inny kierunek studiów? Jak by się ułożyło może życie, gdybym umówił się z tą, a nie inną dziewczyną? W którym miejscu życia zawodowego i prywatnego bym teraz był, gdybym nie wyemigrował? I tak dalej.
To samo jeśli chodzi o historię. Polska mogłaby pozostać potęgą, jaką niegdyś przez chwilę była, gdyby nie taki, a inny splot wydarzeń i niewłaściwych decyzji. Dla kogoś kto ma nawet podstawowe „zaplecze” historyczne, rozumiejący ciąg przyczynowo-skutkowy tego, co się wydarzyło, zabawa w tworzenie alternatywnych rzeczywistości jest tym, czym dla dziecka zabawa klockami Lego. Można stworzyć wszystko i wedle własnej wyobraźni.
W swojej książce przedstawiasz postaci, które borykają się z dylematami moralnymi i etycznymi. Jakie pytania o współczesność stawiasz przed czytelnikiem poprzez te postaci?
Osobiście tym, czego się najbardziej boję, jeśli chodzi o współczesną politykę, to dojścia do władzy wszelkich rodzajów totalitaryzmów; skrajnych zarówno z prawej, jak i lewej politycznej ideologii. Każda z nich dąży do niczego innego jak nieograniczonej władzy, pełnej kontroli z medialnym "praniem mózgów" włącznie. Dlatego oba mocarstwa w powieści są przedstawione w ten, a nie w inny sposób.
Moi bohaterowie zmagają się zarówno z samymi sobą, jak i z otaczającą ich polityczną rzeczywistością. Jednak niezależnie, po której stronie barykady się znaleźli, na dobrą sprawę szukają tego samego i ich wybory dokonywane są na postawie uniwersalnych moralnych pryncypiów; dążenia do wolności, prawdy i wewnętrznego szczęścia.

Jaka jest rola technologii i eksperymentów genetycznych w "Templarantis"? Jaką funkcję pełnią one w kontekście rozwoju fabuły i w kreowaniu świata przedstawionego?
Dopóty technologia jest wykorzystywana jako pomoc dla ludzkości, a nie zastępowanie jej we wszystkim, włączając proste codzienne czynności, jest wartościowym rozwojem. Jednak obawiam się, że jesteśmy cywilizacją konformistyczną, która (wiem, że dziwnie to zabrzmi) robi wszystko, aby nic nie robić. Rozbudowane i niekontrolowane systemy zasiłkowe są tego najlepszym przykładem. Oczywiście są rodziny, które rzeczywiście potrzebują pomocy od państwa i tego absolutnie nie neguję. Jednak jest spory procent społeczeństwa, dla których życie z zasiłków świadomym jest sposobem na żerowanie na społeczeństwie, a nie przykrą sytuacją życiową. To samo się odnosi do technologii; masz zmywarkę w kuchni, to nie znaczy, że nie możesz ręcznie umyć naczyń w zlewie. To, że masz Alexę i ChatGPT to nie znaczy, że nie powinieneś wysilić mózgownicy, ruszyć tyłka do biblioteki i sam poszukać odpowiedzi w książkach, czy materiałach naukowych. Przykładów można mnożyć.
Co do eksperymentów genetycznych, to tylko kwestia czasu, kiedy zostaną one zalegalizowane i będziemy tworzyć rasę "nadludzi". Zresztą Chińczycy już dziś się z tym zupełnie nie kryją. Zresztą, kto widział film "Gattaca" wie, co mam na myśli. Te działania będą gwoździem do trumny naszej cywilizacji, która nie będzie potrafiła się rozwijać samodzielnie i co więcej, podzieli społeczeństwo według dodatkowych kryteriów; sztucznie wyinżynierowanych fizycznych i psychicznych możliwości. Element duchowości zostanie wymazany. Stworzymy nie tylko AI, ale i pokolenia ludzi, którzy będą (genetycznymi) robotami samymi w sobie.
Jakie wartości i przesłania chciałbyś, aby czytelnik wyniósł z lektury tej książki?
Bądźmy sobą i zwróćmy się do naszego własnego wnętrza. Dlatego w książce można znaleźć tyle odniesień do pogańskich wierzeń. One były najszczersze, powiązane z naturą i jej cyklami. Chrześcijaństwo było narzuconą nam (wyłącznie ze względów politycznych) religią, która okazała się niczym innym jak inną formą totalitaryzmu. To samo tyczy się w drugą stronę. Mieliśmy komunizm, a obecnie skrajne lewicowe ideologie, które siłą próbują narzucić i wymusić na społeczeństwie ich własny sposób postrzegania świata.
Odcięcie się od polityki i wszelkich ideologii. Szukanie szczęścia, kierując się sercem i tym, co dla nas jest naprawdę ważne, a nie tym, co inni nam mówią, że jest najcenniejsze. Sami wiemy, co jest dla nas najlepsze. Póki jesteśmy świadomi i otwarci.
Często w literaturze i w telewizji pojawiają się motywy zaginionych cywilizacji. Co, według Ciebie, sprawia, że temat Atlantydy jest wciąż tak fascynujący i inspirujący?
Jesteśmy ludźmi. Jesteśmy ciekawscy. Kochamy tajemnice, zwłaszcza te nieodkryte. To samo tyczy się tego, co jest przed nami celowo ukrywane. Stąd fascynujemy się UFO, kosmosem, Atlantydą i tego typu rzeczami. To ta dobra strona ludzkiej natury; ciekawość i chęć odkrywania.
Czy proces tworzenia alternatywnej historii Atlantydy był dla Ciebie rodzajem eksperymentu literackiego? Jakie nowe elementy chciałeś wprowadzić do tej dobrze znanej legendy?
Jak już wspomniałem, cała ta "niedopowiedziana" i "nieokryta" otoczka osnuta wokół Atlantydy dała mi – jako pisarzowi – ogromną przestrzeń do zabawy w tworzeniu mojego świata literackiego i wykorzystaniu jej w taki sposób, w jaki sobie życzę i w jaki najbardziej mi odpowiada. Dlatego uznałem, że połączenie wątku mitologicznego wyspy z paleoastronautyką, aż sam się prosił do tego, aby sklecić w jedną historię.
Atlantyda jest symbolem zaginionej cywilizacji, ale również tajemnicy. Jakie emocje chciałbyś wywołać u czytelnika, używając tej legendy jako tła dla swojej opowieści?
Chciałem wykorzystać Atlantydę bardziej jako tło i "bazę wypadową" do wątku powieści jako całości, aniżeli jako motyw przewodni "Templarantis". Fabuła książki to przede wszystkim losy kilku głównych bohaterów, zmagających się ze sobą samymi i wyborami, których muszą dokonać. Atlantyda jest niczym więcej jak jedną ze stron konfliktu polityczno-społecznego.
W książce pojawia się pytanie o granice ludzkiej wiedzy. Czy uważasz, że współczesna cywilizacja jest gotowa na odkrycia, które mogłyby zmienić nasz sposób postrzegania rzeczywistości?
Jako ludzkość? Nie, nie jesteśmy. Przynajmniej na razie. Religia, lub bardziej religie (gdyż mówimy o więcej niż jednej) wciąż mają zbyt duży wpływ na życie, nie tyle społeczne, co polityczne w wielu częściach świata i zawsze negowały naukę (Inkwizycja jest tutaj koronnym przykładem) i będą negować naukę. Oczywiście nie ma to związku z duchowością samą w sobie, lecz utrzymaniem władzy i kontrolą.
Dlatego zbyt drastyczne ujawnienie prawdy, zwłaszcza takiej związanej z naszym pozaziemskim pochodzeniem, na dziś spowodowałoby więcej złego niż dobrego. Wyobraź sobie wybuchy paniki, zamieszki i chaos, jakie by taka odkrycie za sobą pociągnęło.

"Templarantis" jest powieścią, która łączy historię, mitologię i spekulacje naukowe. Jakie źródła inspiracji wykorzystałeś przy tworzeniu tego świata, i które z nich były najbardziej kluczowe?
Źródła inspiracji znaleźć można wszędzie! Wystarczy tylko rozejrzeć się dobrze wokół siebie. Nawet oglądając telewizję, jeśli tylko potrafisz dobrze "przefiltrować" … przekaz, który dostajesz [śmiech]. Jednak na poważnie…
Dla każdego debiutanta – nieważne, czy jest pisarzem, muzykiem, czy też malarzem – najtrudniejszym zadaniem jest bycie oryginalnym i wyzbycie wszelkich porównań oraz zaszufladkowania. Zdaję sobie sprawę, że ma to związek z inspiracjami. Jesteśmy młodzi, początkujący. Fascynujemy się tymi, którzy kształtują nas jako przyszłych twórców. Jesteś początkującym gitarzystą? Chcesz grać jak David Gilmour… Jesteś początkującym malarzem? Chcesz być jak Salvador Dali… Jesteś początkującym pisarzem? Chcesz być jak Gabriel Garcia Marquez… Przykładów można mnożyć.
Jednak wracając do bardziej bezpośrednich inspiracji… W posłowiu odwołałem się wprost do cyklu "Starożytni Kosmici" pod batutą Georgio Tsoukalosa. Odsuwając na bok wszelkie uprzedzenia związane z kwestionowaniem metod naukowych i badań jego twórców trzeba obiektywnie przyznać, to fascynujący koncept sam w sobie. Być częścią większej kosmicznej układanki, której wciąż jeszcze nie rozumiemy, lub bardziej, do której zrozumienia jeszcze – jako cywilizacja – nie dojrzeliśmy.
Poza tym nie można nie wspomnieć o Templariuszach. To, do jakiej władzy i wpływów doszli, co odkryli (trzymając pieczę na Ziemią Świętą) i co rozwinęli (np. coś na wzór pierwszego kantoru wymiany walut), jest fascynujące samo w sobie. Również sposób, w jaki zniknęli – lub bardziej: zeszli do podziemia – poświęcając dla zmylenia przeciwnika najwyższych przedstawicieli, włączając swojego ostatniego Wielkiego Mistrza [Jakuba De Molay’a – przyp. red.], jest osnuty jedną wielką tajemnicą. Jeśli do tego dorzucić Iluminatów, mających być ich spadkobiercami i – według wielu teorii spiskowych – mających wpływa na losy świata… Ponownie, mamy tutaj duże pole do pobudzenia wodzy fantazji, których nie bałem się wykorzystać.
W książce pojawia się wiele odniesień do filozoficznych dylematów związanych z władzą, religią, moralnością i wolnością. Czy przez te pytania chciałbyś skłonić czytelnika do refleksji nad współczesnymi problemami społecznymi?
Myślę, że zarówno otaczająca nas rzeczywistość jak i historia ludzkości nasuwają same przez się refleksje. W swojej książce po prostu wykorzystałem nasze doświadczenia, przez które przeszliśmy jako rasa ludzka. Tworzyliśmy niewolnictwo, wyzysk człowieka przez człowieka, totalitaryzmy, karmiliśmy się przemocą i obłudą… W tym miejscu przypomina się cytat z filmu "Kontakt" Roberta Zemeckisa: "jako rasa potraficie stworzyć piękne sny jak i okrutne koszmary", które w tym jednym zdaniu opisujemy, jacy naprawdę jesteśmy.
Tak więc, tak na dobrą sprawę, wszystkie cztery aspekty, o którym wspomniałaś (władza, religia, moralność, wolność) były i nadal są ze sobą splecione poprzez całą naszą historię i dysbalans między nimi doprowadził do cierpień milionów istot ludzkich poprzez setki lat istnienia naszych cywilizacji. Wydawać nam się może, że teraz – w XXI wieku – przeszliśmy najgorsze i nauczyliśmy się na naszych własnych błędach. Nic bardziej mylnego. Wciąż w imię politycznych interesów tolerujemy ludobójstwo (Palestyna), lub w wyniku braku jakichkolwiek interesów, przymykamy oko na konflikty w Haiti, na pograniczach Kongo i Rwandy (tzw. militaria M23) i innych podobnie zapomnianych przez nas zbrodni mających miejsce w odległych zakątkach świata. O prawach człowieka w Afganistanie, kobiet w Iranie nie wspomniawszy.
Czy w zawiązku z powyższym, nasza obecna cywilizacja tak bardzo się różni od tej sprzed kilku stuleci? Póki politycy mają szczere intencje – wydawać się może, że tak. Jednak nie oszukujmy się… Nie ma szczerych polityków. Nie było wtedy i nie takowych teraz. To mówi samo za siebie.
Stworzyłeś bohaterów, którzy nie boją się wyzwań, a jednocześnie są pełni wątpliwości. Jakie cechy bohaterów są dla Ciebie najistotniejsze w tworzeniu postaci, które mają poruszyć czytelnika?
Ludzie wokół nas. Politycy. Celebryci. Wydarzenia, którymi media nas osaczają. Do tego nasze własne doświadczenia; przyjaźnie, dawne miłości… To wszystko nadaje autentyczności. Nie stroniłem od osobistych przeżyć, które wywarły wpływ na mnie samego, które – mniej lub bardziej świadomie – znalazły swoje odbicie w postaciach, które stworzyłem.
Zresztą sam jestem czytelnikiem i bardzo przywiązuję wagę do głównych bohaterów powieści, które czytam. Ostatnim, czego oczekuję to, aby były one mdłe i "bezpłciowe". Czytając książki, szukamy charakterów, z którymi będziemy się identyfikowali na pewnym poziomie. Wspierali ich w podejmowanych przez nich działaniach i – co najzwyczajniej w świecie – kibicowali im na kolejnych stronach powieści.
Dlatego stworzenie silnych osobowości było aspektem, do którego przywiązywałem szczególną wagę w procesie twórczym, gdyż to ich śladami czytelnicy będą podążać podczas lektury "Templarantis". Co więcej, stworzyłem kilka. Z jednej strony, dlatego, aby (po pierwsze) każdy mógł znaleźć kogoś, z kimś będzie się – na tej, czy innej płaszczyźnie – identyfikował, a (po drugie) aby pokazać jacy inni jesteśmy i jakie każdemu z nas przyświecają inne cele. Jednakże ,mimo tych różnic, wszyscy dążymy na dobrą sprawę do tego samego. Do prawdy o nas samych, szczęścia i spokoju. Cele moich bohaterów to troszkę jak podróż samolotem, powiedzmy z Warszawy do Londynu; możesz lecieć łukiem przez Skandynawię, lub pozornie szybszym przez Niemcy i Beneluks, a jednak ostatecznie we właściwym dla siebie czasie dotrzesz tam, gdzie masz dotrzeć. Tak to mnie więcej wygląda z moimi bohaterami. Na dobrą sprawę i Kendra i Jean-Michel i Johanna i Bixente chcą tego samego.
W książce mamy do czynienia z silnymi postaciami kobiecymi, jak młoda słowiańska wiedźma i córka inkwizycyjnego lekarza. Jakie przesłanie chciałeś przekazać, pokazując ich rolę w alternatywnej rzeczywistości?
Ktoś mógłby mi zarzucić, że promuję skrajny feminizm, tworząc tak silne postacie kobiece, jednak nie o to mi chodziło. To samo można "wyrzygać" Ridley’owi Scottowi i Jamesowi Cameronowi, kiedy ci kształtowali charakterystykę Ellen Ripley w pierwszych dwóch częściach "Obcego", czy Sarah Connor w "Terminator 2: Dzień Sądu". Z jednej strony, owszem podejmuję temat emancypacji kobiet w świece "stricte" patriarchalnym i zdominowanym przez mężczyzn, jednak z drugiej, najważniejsze w poczynaniach moich bohaterek jest – tak samo jak w przypadku ich męskich odpowiedników w "Templarantis" – dotarcie do własnej, wewnętrznej, prawdy, która determinuje ich życie i poczynania, nadając im sens.
Czy "Templarantis" to tylko alternatywna wizja przeszłości, czy również próba przewidzenia, jak może wyglądać nasza przyszłość, jeśli technologia i religia wciąż będą się ze sobą ścierać?
Technologia i religia będą się ze sobą ścierać jeszcze przez wiele dekad. Jednak moje obawy w obu kwestiach są identyczne. Jeśli którakolwiek z nich przejmie zbyt dużą kontrolę nad naszymi poczynaniami (jako indywidulanych jednostek ludzkich) i naszymi wolnościami, będziemy zgubieni. Musimy pamiętać, że celem zarówno religijnych "ajatollahów" – czy to katolickich, muzułmańskich, czy nawet judaistycznych (gdyż nie zapominajmy, że syjoniści współtworzą obecny rząd Benjamina Netanyahu, odpowiedzialny za ludobójstwo w Strefie Gazy) – jak i tych komputerowych, lub bardziej (niezależnie jak brzydko to brzmi po polsku) "social-mediowych" guru typu Zuckerberga, czy Muska, było nic więcej jak dojście do władzy i przejęcie kontroli nad obywatelami/użytkownikami.
Dlatego ukrytym przesłaniem „Templarantis” jest powrót do źródeł. Do natury. Jednak nie mam tutaj na myśli skrajnie terrorystycznych poczynań rodem tych z "dokonań" np. Ostatniego Pokolenia, lecz tych związanych z czczeniem natury jako takiej. Jej żywiołów. Jej naturalności i nas – jako ludzi – będących jej częścią. Takie były wierzenia (na dobrą sprawę) wszystkich pierwotnych kultur. Nasza słowiańska mitologia nie są wyjątkiem. Każde bóstwo, któremu oddawaliśmy cześć było odzwierciedleniem konkretnego ziemskiego żywiołu.
Nie zapominajmy, ze chrześcijaństwo było nam (Polakom) narzucone, lub bardziej przyjęte ze względów pragmatyczno-politycznych, przez Mieszka I, a z czasem brutalnie wycięło okrutnie w pień wszelkich pogańskich wyznawców na terenach Pomorza za czasów – i z przyzwoleniem – Bolesława Krzywoustego. Wkrótce rozrosło się do miary wpływowej instytucji, która chciała mieć wpływ na poczynania działań władz krajów, w których działały. Pamiętajmy, że Watykan potępiał wszelkie nasze narodowe powstania, zarówno kościuszkowskie jak i listopadowe (papież Grzegorz XVI), jak i styczniowe (papież Leon IX). Kościelni hierarchie konspirowali z Konfederacją Targowicką. Wcześniej aparat watykański potępiał Konstytucję 3-go Maja, wzywając (rok później) Rosję do interwencji. Ten sam kościół w roku 1950 deklarował, że będzie pomagał w zwalczaniu żołnierzy wyklętych, nazywając ich "bandami podziemia". To tylko niektóre z przykładów. Zresztą (wiem, że to zabrzmi buńczucznie, ale…) uważam, że każdy kraj, który podpisał konkordat, stał się Generalną Gubernią Watykanu, gdyż związki tzw. Stolicy Piotrowej z faszyzmem były zawsze bardzo bliskie i ich relacje ze współczesną skrajną prawicą są nadmiar oczywistymi powiązaniami.
Chociażby dlatego, oddzielenie władzy kościelnej – ze względu na historycznie ją upokarzającą przeszłość – od świeckiej jest jednym z oczywistych fundamentów, zdrowej, obywatelskiej władzy.
To samo tyczy się lewej strony. Z trudem odcięliśmy się od komunizmu. Dlaczego więc teraz (dekady temu) mamy problem z wyzbyciem z wpływów (podobnież równie "przyjaznych" państw). Jednak nie neguję idei Unii Europejskiej jako takiej, jednak boję się jej skrajnych ruchów, które – ze względu na unijne ustawodawstwo – będą miały wpływ na nasze postrzeganie społeczne. Zresztą musimy zdać sobie sprawę z zasadniczego błędu w polegający na postrzeganiu Unii Europejskiej jako całości. Każde państwo członkowskie ma odrębną historię, język, przeszłość, doświadczenia i poczucie własnej narodowej tożsamości. Dlatego utworzenie czegoś na wzór wielkiego federacyjnego tworu, do którego Bruksela dąży, jest – moim zdaniem – niemożliwe, a narzucanie odgórnych dyrektyw, które wcale nie muszą zgodne z interesami poszczególnych państw, będą jeszcze bardziej wzmacniać ruchy narodowościowe jako wyrazy sprzeciwu wobec odgórnie narzucanych praw, przed którymi jeszcze nie tak dawno się broniliśmy.

Mówi się, że literatura spełnia funkcję nie tylko rozrywkową, ale także edukacyjną. Jakie przesłanie chciałbyś przekazać swoim czytelnikom przez tę książkę?
Wszystko zależy od gustu i oczekiwań czytelnika. Osobiście starałem się połączyć jedno z drugim. Z jednej strony akcja książki miała za zadanie wciągnąć czytelnika w przedstawiony w niej świat, a z drugiej dać mu do myślenia i zmusić do refleksji nad pewnymi treściami i przesłaniami w niej zawartymi. Totalitaryzmy i powiązana z nimi propaganda, wolność jednostki to jedno, a nasze prawdziwe pochodzenie jako ludzkiej to drugi aspekt, na który starałem się zwrócić uwagę w "Templatantis". Teoria paleoastronautyki bardzo do mnie przemawia i koncept, wedle którego zostaliśmy stworzeni, lub bardziej nasza cywilizacja została stworzona, w imię większego kosmicznego porządku jest niezmiernie fascynująca.
W Twojej powieści pojawiają się wątki związane z tajnymi organizacjami, które wpływają na bieg historii. Czy uważasz, że takie struktury są realnym zagrożeniem w naszym współczesnym świecie?
Myślę, że takie organizacje istniały i istnieją nadal. Nagłe zniknięcie Templariuszy po najeździe wojsk króla Filipa Pięknego, Iluminaci, masoni… Nawet w nowożytnej historii mamy przykłady grup typu Majestic-12, która przejęła w latach 50-tych wszelkie dochodzenia dotyczące UFO w Stanach Zjednoczonych w swoją jurysdykcję, stając się na tyle niezależnymi strukturami, że nie musiały się tłumaczyć ze swoich działań, ani raportować komukolwiek. Nawet Prezydentowi USA. Takich mniej lub bardziej jawnych organizacji jest wiele i, bez wątpienia, mają wpływ na kształtowanie naszej politycznej codzienności.
Przeplatanie wydarzeń historycznych z fikcyjnymi wątkami to jeden ze znaków szczególnych powieści. Jakie elementy z rzeczywistej historii były dla Ciebie najtrudniejsze do połączenia z fikcją?
Jak wspomniałem wcześniej zabawa w żonglowanie faktami historycznymi było dla mnie frajdą samą w sobie. Tworzenie odmiennej linii wydarzeń nie było trudne, jeśli tylko pozwolisz własnej fantazji zrobić swoje. Wiedza o historii i zachowaniach ludzkich bardzo to ułatwiła. Stworzenie bohaterów powieści, którzy zostają ukształtowani przez – często dość ekstremalne – środowiska, w których się urodzili i dorastali, również ułatwiało stworzenie ich profili psychologicznych; ich lęków, obaw, marzeń i wszystkich czynników determinujących ich działania też ułatwiło nadania tej pewnej plastyczności powieści i "ulepienia" jej w taki kształt jaki bym sobie życzył.
Pomimo złożoności fabuły, "Templarantis" pisało się w miarę łatwo, jeśli w głowie rozrysowało się wszystko, co miało w zamiarze być przemyślanymi częściami składowymi powieści.
Na koniec, jak widzisz przyszłość literatury, która łączy elementy sci-fi z historią i filozofią? Czy takie książki mają potencjał, aby stać się bardziej popularne w nadchodzących latach?
Żyjemy w czasach, w których wydawać by się mogło, że czytanie książek zanikło. Stało się archaizmem jak kolekcjonowanie płyt winylowych. Jednak albumy analogowe od kilku lat przeżywają swój niesamowity renesans. Dawne, do niedawna zamknięte, tłocznie tzw. "czarnych naleśników" dziś pracują – dekady później od czasów swoich świetności - obecnie pełną parą. Wierzę, że z książkami jest tak samo. Pomimo ery Kindle’a i cyfrowego czytelnictwa, wierzę, że drukowane książki nie zginą. Sam jestem jednym z tych "ćpunów", który pierwsze co robi po zakupie książki to wącha jej strony! To mój drugi ulubiony zapach obok świeżo wypieczonego chleba [śmiech]. Na szczęście wiem, że nie jestem jedynym i bardzo wielu moich znajomych robi to samo… Zresztą jakby na dodanie sobie samemu animuszu, cieszę się za każdym razem kiedy widzę ludzi mijających mnie w księgarniach. Osobiście nie traktuję ich jako zwykłych, bezimiennych obcych mijających mnie anonimowo, lecz jako poszukiwaczy przygód. Gdyż odnalezienie dobrej książki na regale, jest wyzwaniem i przygodą.
Jednak wracając do sedna Twojego pytania. Science-Fiction jest wciąż jednym z najpopularniejszych gatunków literackich. Jest nim od wielu dekad i – w związku z postępująca eksploracją kosmosu i wiedzą, którą o nim nabywamy każdego dnia – przez wiele następnych dekad nim wciąż będzie. Co więcej, im głębiej będziemy wnikać w tajemnice wszechświata, jego początków, tym bardziej ten wątek filozoficzny będzie w nurcie fantastyczno-naukowym kiełkował i proporcjonalnie się rozwijał. Robił to kiedyś np. Arthur C. Clarke i będą to robić kolejne pokolenia. Taką samą analogię możemy odnieść do paleoastronautyki. Erich von Däniken, Zecharia Sitchin byli prekursorami nurtu filozofii ‘starożytnych kosmitów’ i z czasem znaleźli wielu podobnych wolnomyślicieli, którzy podążają ich filozofią i ich badaniami. Georgios Tsoukalos, David Childress, William Henry, Andrew Collins… To tylko niektórzy z nich, którzy przedsięwzięli się tak samo dogłębnych i analitycznych badań, których wyniki trudno nazwać fanaberią i naginaniem faktów, lecz bardziej należy je opisać jako dogłębną analizą znalezisk i wyniesioną z nich wniosków.
Dziękuję za poświęcony mi czas i słowa warte uwagi.
Rozmawiała

Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat do rozmowy albo żebym przeczytała i zrecenzowała Twoją książkę? Skontaktuj się ze mną, pisząc maila na adres: sylwia.cegiela@gmail.com.
Dziękuję, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z kolejnymi nowościami wydawniczymi lub ciekawymi historiami, zapraszam do mojego serwisu ponownie!
Publikacja objęta jest prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko i wyłącznie za zgodą Autorki niniejszego portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz